Rozdział 25


 
Miesiąc później

Święta zbliżały się wielkimi krokami. Na głównym placu miasta stała już ogromna choinka udekorowana różnobarwnymi lampkami. Wystawy sklepowe uginały się od zabawkowych Mikołajów, wszelakiego rodzaju bombek czy pachnących pierników. Cienka warstwa śniegu przykrywała nieliczne drzewa, dachy domów oraz ulice w mniej uczęszczanych częściach Sorrow, wytwarzając ten specyficzny klimat. Zawsze zachwycałam się Bożym Narodzeniem. Dla mnie, pani Śmierci, uroczystość tak strasznie związana z narodzinami, tak pełna radości i ciepła wydawała się niczym wyjęta z baśni. Będąc w Sementii nie doświadczałam cudu przyjścia na świat Jezusa. Zamknięta w czterech ścianach pałacu styczność miałam jedynie ze zmarłymi. Dlatego w moim życiu królował pogrzebowy smutek, żałość, płacz… Jeszcze wcześniej władałam wraz z Hadesem Tartarem. Każdego dnia patrzyłam na karane dusze, męki złoczyńców i rozwścieczone Erynie poganiające opieszałych batami. Niezbyt wesolutka sceneria, co? Tak naprawdę w blasku Słońca spędziłam czasu niewiele. Zaledwie kilkanaście lat życia przed porwaniem, a potem połowę roku z wiecznie ubolewającą z powodu mojego zamążpójścia matką. Mimo to pielęgnowałam w pamięci te chwile. W końcu należały do najszczęśliwszych w całym mym życiu. Na samo wspomnienie robiło mi się cieplej na sercu. Kochałam Hadesa, choć bywał okrutny, choć mnie zdradził, ale nawet on nie był w stanie zastąpić mi podmuchu wiatru we włosach, zapachu kwiatów lub też radości z tańca w płytkiej rzeczce. Przyszłam na świat jako córa Demeter – bogini urodzaju. Nic dziwnego, że od dziecka silnie związana byłam z życiem. Niestety, przewrotna Fortuna szybko pchnęła mnie w ramiona śmierci. Ba, ja się nią stałam! Dlatego Boże Narodzenie poniekąd traktowałam jako echo przeszłości. Czasów, gdy jeszcze mój los związany był z powstawaniem życia, a nie jego kresem. Nostalgiczne… Westchnęłam głęboko, próbując się pozbyć tego uczucia. W świetle obecnych zdarzeń nie mogłam sobie pozwolić na zbytnie rozrzewnienie.
Oderwałam się od drzewa, o które opierałam się od dobrych kilkunastu minut, po czym ruszyłam w kierunku nieczynnej o tej porze roku fontanny. Tegoroczna Wigilia nie zapowiadała się tak radośnie jak zawsze. Ludzie byli bardziej ostrożni, wyciszeni, wręcz przerażeni. A wszystko przez tajemnicze zniknięcia. Od dobrego miesiąca ginęli mieszkańcy Sorrow. Początkowo dotyczyło to tylko opryszków przesiadujących w opuszczonych budynkach, ale od jakiegoś tygodnia plaga zaginięć dotknęła zwykłych obywateli. Nikt nie wiedział, co się z nimi stało. Dosłownie wyparowywali. Żadnych ciał, strzępków odzieży, listów pożegnalnych… Policja była bezsilna. Ja poniekąd też. Nie posiadałam żadnej mocy. Mogłam jedynie z boku przyglądać się upadkowi osoby, która kiedyś mnie zauroczyła. Wprawdzie tylko ze względu na swoje podobieństwo do Hadesa… Nie, to nie tak! Po prostu go polubiłam i tyle. Nie pora na to, żeby wywlekać stare sprawy na wierzch. Musiałam spróbować przemówić Shane’owi do rozumu. Co ten facet wyrabiał?! Całkowicie pogrążył się w ciemności, zabijając każdego na swej drodze. Nie potrafiłam zrozumieć  dlaczego. Już na cmentarzu dziwnie się zachowywał, ale nawet nie przypuszczałam, iż tak nagle się stoczy. Nie to jednak martwiło mnie najbardziej. Po prostu…  jakoś wyczuwałam od niego tę specyficzną aurę. Miałam wrażenie, że groza przenika całe miasto i sądząc po zachowaniu ludzi, oni też to wyczuwali. Wprawdzie trochę różniła się od tej z wtedy, lecz byłam prawie przekonana, że to ta sama istota, która użyta została do pozbawienia mnie większości mocy i strącenia na Ziemię. Feniks Apokalipsy… Niepełny, ale jednak. Szukałam go przez tyle lat… Kiedy spotkałam Shane’a, a potem Raisę, wyczułam tę samą energię. Myślałam, iż po prostu są z nim jakoś powiązani. Moc chłopaka uświadomiła mi, że najprawdopodobniej był Feniksem od samego początku. Tylko czemu czegoś mi brakowało? Nie byłam w stanie teraz tego rozgryźć. Poza tym musiałam go powstrzymać. Gdybym miała obok siebie Raisę, byłoby łatwiej, lecz dziewczyna zniknęła. Po kiego grzyba jej zaufałam? Mogłam się domyślić, że nie będzie chciała mnie mieszać w walkę z demonami. Szukałam jej już chyba wszędzie – bez skutku. Rozpłynęła się. Co więcej, Posłannicy również przestali się pokazywać na ulicach. Wszelkie działania ze strony Fałszywki ustały. Co ta menda planowała? Przygryzłam nerwowo paznokieć, sfrustrowana własną bezsilnością. Martwiłam się. A jeśli dziewczyna już nie istniała? Może paskuda całkowicie wymazała jej egzystencję? Aaach, co robić? W sprawie Raisy wyczerpałam wszystkie swoje możliwości. Poszukiwania na wyższym poziomie znajdowały się poza zasięgiem. Przez ten krótki czas stała się dla mnie jak siostra. Bolało. Utrata kolejnej drogiej osoby wywoływała fale płaczu i cierpienia. Ileż się zadręczałam z tego powodu! Nie potrafiłam przestać o tym myśleć. Układałam kolejne scenariusze prawidłowego przebiegu sytuacji, jakby bezsensowne gdybanie miało coś zmienić. Dopiero niedawno dotarło do mnie, że mogę już jej nie zobaczyć… Przygryzłam wargę, powstrzymując łzy. Kogo jeszcze stracę w bitwie o powrót na należne mi miejsce? Następny w kolejce był Shane. O szczęśliwy powrót Raisy mogłam się jedynie modlić, ale chłopaka nie zamierzałam sobie odpuścić. Musiałam wydostać go z matni. Musiałam! Dlatego teraz sterczałam na mrozie, czekając na nadejście nocy. Słońce zaszło dobrą chwilę temu, ludzie powoli skrywali się w domach, ale po Shanie nie było ani śladu. Właściwie czego się spodziewałam, skoro przyszłam tutaj, kierowana tylko przeczuciem? Mógł w ogóle się nie pojawić. Do tej pory skutecznie mi umykał. Nawet jeśli zgadłam miejsce jego kolejnego pojawienia się, nadbiegałam w momencie, gdy odchodził, mając przyjemność przywitania się ze znikającym w mroku płaszczem. W takich chwilach naprawdę brakowało mi moich mocy. Z nimi bez trudu zlokalizowałabym i zatrzymałabym Shane’a. A tak zmuszona byłam liczyć na łut szczęścia.
Zastanawiała mnie jeszcze jedna rzecz. Lucyfer… Na początku w Sorrow pojawiało się wiele demonów polujących na Reda. Ścigali go po całym mieście, choć nie wykazywał żadnych wyjątkowych umiejętności. A teraz, kiedy beztrosko zabijał nawet kobiety, diabły nagle zniknęły. Czasem dostrzegałam jednego lub dwóch, lecz nie robiły nic specjalnego. Co to oznaczało? Czyżby Lucyfer nie był zainteresowany? W takim razie dlaczego na początku posyłał swe sługi? Miałam pewne podejrzenia, ale brakowało mi potwierdzenia. Wolałam na razie wstrzymać się z wysnuwaniem wniosków i zaczekać. Jeżeli ktoś inny sterował poddanymi Szatana, musiał w końcu popełnić jakiś błąd. 
Nagle usłyszałam kroki. Zatopiona w myślach przegapiłam moment, gdy plac opuścili ludzie. Nie ma co, ładny ze mnie agent, skoro tak wnikliwie obserwowałam otoczenie. Obróciłam głowę w kierunku, z którego dochodził dźwięk i niemal podskoczyłam. Stał zaledwie kilka kroków dalej. Bez słowa wpatrywał się w fontannę, jak gdyby czekał, aż tryśnie z niej woda. Strasznie się zmienił przez ten czas. Chyba nie rozpoznałabym go w tłumie. Wydawał się wyższy, bardziej przytłaczający. Włosy, dawniej ledwie muskające ramiona, sięgały mu lekko za nie. Zaczesana na bok grzywka przysłaniała połowę twarzy, która była wręcz chorobliwie blada. Naprawdę przypominał Hadesa… Był równie przystojny i zagubiony, przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Z wahaniem ruszyłam w jego kierunku. Nim zdążyłam postawić choćby krok, spojrzał na mnie spod półprzymkniętych powiek. Zmroziło mnie to lisie spojrzenie. W szkarłatnych tęczówkach tkwiły źrenice tak cienkie, że ledwie zauważalne. Kontrast pomiędzy dwoma kolorami sprawiał, iż zadrżałam. Zupełnie, jakbym wpatrywała się w oczy najgorszej potwory. Był w nich cień, mrok obejmujący strachem duszę. Do tego ten uśmiech... W pierwszej chwili go nie zauważyłam, zbyt pochłonięta magią wzroku, poza tym nazwałabym to raczej imitacją uśmiechu, ale teraz miałam przed sobą wilka. Mogłabym przysiąc, że tak podśmiechuje się drapieżnik trzymający w pazurach ofiarę. Zadygotałam, walcząc w duchu z chęcią ucieczki. To… Shane? Nie mieściło mi się w głowie, jak można się tak zmienić w ciągu kilku tygodni. Nie wiedziałam, czy  w ogóle da się mu pomóc. Z drugiej strony chciałam go odzyskać. Musiałam przynajmniej spróbować. Skoro tu przyszłam, nie było odwrotu.
- S-shane? – wyjąkałam, przeklinając w duchu niepewny ton głosu. Nie mogłam okazać strachu.
- Och, to ty… Wkurzająca, mała blondynka, która śledzi mnie od jakiegoś czasu. Chyba chciałaś się ze mną spotkać, prawda? Początkowo miałem zamiar cię ignorować, ale twój upór jest doprawdy godzien podziwu. Nie przypuszczałem, iż jesteś typem samobójcy. Samemu pchać się w moje ramiona… Cóż za nieostrożność. – Wzruszył ramionami, a z twarzy nie schodził mu  denerwujący uśmieszek. Brzmiał zupełnie jak nie on. Co się wydarzyło?
- Dlaczego to robisz? – Nie mogłam się powstrzymać. Chciałam wiedzieć, zrozumieć… albo zwyczajnie usłyszeć coś w rodzaju usprawiedliwienia.
- Dlaczego? – prychnął. – To musi być jakiś powód? Chciałem się zabawić, to wszystko.
- Co takiego? Z powodu własnego widzimisię zamordowałeś tylu ludzi? Nie oszczędzałeś nawet kobiet. W dodatku wszyscy zniknęli. Co zrobiłeś z ciałami? Nie pojmuję tego, Shane. Co się z tobą stało? Jeszcze nie tak dawno zachowywałeś się normalnie. Nie szkoda ci tylu istnień? Przecież niczym nie zawinili. – Wyrzucałam z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego, a on tylko się patrzył. Co za drań!
- Dlaczego mam żałować? Ludzie to ścierwo zatruwające powietrze smrodem własnych grzechów. Żądza, zemsta, obżarstwo, pycha, nierząd… Nie masz pojęcia, jak cuchną. Czyż świat tego pozbawiony nie będzie piękniejszy? – Zdębiałam. Czuł… zapach grzechów?
- Odpowiem na twoje nieme pytanie. Tak – mruknął, ruszając w moją stronę. Nie byłam w stanie nawet drgnąć, gdy kładł dłoń na mojej piersi. Jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej.
- Nie jesteś człowiekiem… Co tu robisz, Persefono? – Odsunął się, posyłając mi autentycznie zaciekawione spojrzenie. Kolejna niespodzianka. Nie doceniałam umiejętności  Shane’a.
- Zostałam wyrzucona z Sementii za pomocą twojej siły. Nie pamiętasz, Feniksie? – wymruczałam przyciszonym tonem. Nie okazał zdziwienia. Spodziewał się, że go rozpoznam?
- Cieszę się, iż nie musimy owijać w bawełnę. To przedstawienie się mamy za sobą. Aczkolwiek faktu, o którym wspomniałaś, sobie nie przypominam. – Zmarszczył brwi, grzebiąc w pamięci, co oznaczało, że nie do końca się przebudził. Wciąż miałam szansę!
- Może zmienimy temat – zaczęłam ostrożnie. Nie zareagował, więc postanowiłam kontynuować.  – Zastanawiałam się, czy wiesz, gdzie jest  Raisa?
- Raisa? – Zawahał się. Tak myślałam, iż poruszenie tematu Posłanniczki pomoże. Nie odkryłam, na jakiej zasadzie działa, ale łączyła ich więź.
- Nie mów mi, że tego też nie pamiętasz. Chyba z główką u ciebie nie najlepiej. Przecież po raz pierwszy spotkaliście się właśnie tutaj, przy fontannie. Próbowałeś ją okraść, ale ci się wywinęła. Uczyła cię walczyć. Zasłoniła własnym ciałem. Sprzeciwiła się rozkazom, byle cię uratować. Zawsze o tobie myślała. Jestem pewna, że cię kochała. Może by to głośno wyznała, ale najpierw chciała udowodnić, że jest godna zaufania. Obiecała ci…
- ZAMKNIJ SIĘ! – wrzasnął, łapiąc się za głowę. Nogi się pod nim ugięły i runął na kolana. Nie wiedziałam, co teraz. Nie spodziewałam się tak gwałtownej reakcji. Podejść? A jeśli go rozzłoszczę jeszcze bardziej?
- Posłuchaj…
- Odczep się – wycharczał. Walczył ze sobą. – Nie próbuj mi robić wody z  mózgu, kiedy już zdecydowałem. Odtrąciłem… ją. Wyciągała rękę, ale odwróciłem się. Nie mogę… wrócić.  – Nie rozumiałam, o czym mówi. Najwidoczniej w jego duszy miało miejsce coś, czego nie potrafiłam dostrzec. Musiałam kuć żelazo póki gorące.
- Jestem pewna, że wybaczyłaby ci, gdybyś szczerze przeprosił. Nie jest za późno, Shane. Jeszcze możesz wkroczyć na właściwą ścieżkę. Proszę cię! Bez twojej pomocy jej nie znajdę.
- Zamknij się! Bądź już cicho! Nie powinienem… Co ja robię? – Miotał się i nie byłam pewna, czy mówi do mnie czy rozmawia z samym sobą. Cierpiał, tego byłam pewna. Nie do końca panował nad własną jaźnią. Najwidoczniej zawładnęła nim mroczna natura Feniksa. Istoty chcącej wszystko zniszczyć… I jak gdyby za sprawą tej myśli, swoistego uświadomienia, zobaczyłam go. Cień ciasno oplatający ciało chłopaka z żarzącymi się na czerwono ślepiami oraz sadystycznym uśmiechem. Szeptał mu na ucho słowa pokusy, czarnymi łapami wbijając się w serce. Zamarłam. Jak miałam pomóc? Bałam się. Po raz pierwszy od wielu lat czułam prawdziwy strach. Zdawało mi się, że mroczny twór zaraz się na mnie rzuci i rozszarpie kawałek po kawałku. Biło od niego pradawne zło. Pragnął pożerać, mordować… Jednocześnie było w nim coś z sędziego ludzkich dusz. Majestatyczny i groźny jednocześnie. Do tego szalony, nie do powstrzymania. Shane zapewne walczył z podszeptami kreatury od dłuższego czasu. Biedny chłopak…
- Nie poddawaj się! – wrzasnęłam. – Ona z pewnością czeka. Wierzy w ciebie. Ja też. Pokonasz go, tylko nie składaj broni. Słyszysz mnie? Nie jesteś sam. Masz nas! Walcz! – Zacisnęłam dłonie w pięści. Nagle podniósł głowę. Po bladych policzkach płynęły czerwone łzy. Z tego wszystkiego nie zauważyłam, że płakał. Krew płynąca z oczu… To bez wątpienia płacz duszy. Coś mnie ścisnęło w piersi. Pragnęłam podbiec do niego i mocno przytulić, ale nogi miałam jak z waty. W dalszym ciągu nie mogłam wykonać kroku w stronę chłopaka. Zacisnęłam zęby, wściekła na samą siebie. Potrzebował tego, a ja tchórzyłam!
- Nie… jestem sam? Ale… Mama… Wszyscy się mnie wyrzekli… Kłamiesz!
- Nie! Przecież wyczuwasz to, prawda? Smród grzechu. Możesz sprawdzić. Uwierz mi! – Co się wydarzyło po wyjściu ze szpitala? Był zraniony… Nie dziwiło więc, że osłabiony, w końcu uległ. Poczułam, jak coś spływa mi po policzkach. Rozkleiłam się… Żałosne. Czego w ogóle się obawiałam? Teraz już się nie wahałam. Przyklękłam i objęłam Shane’a tak mocno, jak tylko potrafiłam. Najpierw zesztywniał, ale po chwili zupełnie się rozluźnił, szlochając cicho. Co musiał przejść? Wolałam sobie nawet nie wyobrażać.
- Już dobrze… Cii… - Nie potrafiłam zdobyć się na bardziej inteligentne pocieszenie? Tylko, że chyba w tej sytuacji nic nie brzmiałoby wyjątkowo dobrze. Słowa nie potrafiły oddać tego, co czułam. Tak strasznie mu współczułam. W gruncie rzeczy był jeszcze dzieckiem, które los okrutnie doświadczał od samego początku. Zastanawiałam się, jak wiele naprawdę szczęśliwych chwil przeżył w ciągu tych kilkunastu lat. Pragnęłam mu podarować chociaż kilka, ale czy nie było za późno? Piętno dokonanych zbrodni z pewnością męczyć go będzie już zawsze. Do tego natura niszczyciela pochłaniała jego duszę. Czekała go walka z samym sobą i tak naprawdę nigdy więcej nie będzie mógł sobie pozwolić na słabość. Obawiałam się, że jego psychika nie wytrzyma takiej presji długo.
Nagle zerwał się wiatr, a ja poczułam dziwny nacisk na ciało. Ktoś tu był! Zanim zdążyłam zlokalizować przeciwnika, zostałam zmuszona do puszczenia Shane’a, po czym wyleciałam w powietrze, uderzając w drzewo, o które się wcześniej opierałam. Jęknęłam z bólu. Mogłam przysiąc, że słyszałam trzask przynajmniej kilku kości, ale nie mogłam się dekoncentrować. Przeciwnik dysponował całkiem niezłą siłą, skoro potrafił poderwać do góry normalną, zdrową nastolatkę bez konieczności kontaktu fizycznego. Zmrużyłam oczy, ale w pobliżu nie było nikogo, przynajmniej tak w pierwszej chwili mi się wydawało. Nieoczekiwanie zza pleców Shane’a, okupowanych wcześniej przez Feniksa, wyłoniła się kobieca postać. Ogarnęło mnie niepokojące przeczucie. Już niemal udało mi się odzyskać Shane’a, a tu nieoczekiwanie pojawił się ktoś obcy. Czyżbym została wykorzystana?
- Ktoś ty? – wrzasnęłam. Zastrzygła uszami… Zaraz! Ona miała na głowie uszy?! To chyba jakieś żarty…
- CHA, CHA, CHA, CHI, CHI! – Roześmiała się, wieszając się na Shanie. Ignorując bolące miejsca, podczołgałam się na dość bliską odległość. Stało przede mną stworzenie, którego istnienie jeszcze niedawno wsadziłabym między bajki. Przetarłam oczy, myśląc, że to może jakieś halucynacje, ale nie znikała. W sumie przypominała człowieka, tylko skrzyżowanego z kotem. Co więcej, hasała po śniegu w samej bieliźnie. Nie odczuwała zimna? Oczami okrągłymi ze zdziwienia podziwiałam ogon, szpiczaste uszy na czubku głowy, typowo kocie oczy zmrużone złowrogo oraz ostre niczym szpilki zęby, wśród których wyróżniały się wydłużone kły. Szczerzyła się, wyraźnie zadowolona z siebie. Jej twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko szyi chłopaka.
- Muszę ci podziękować, panienko – miauknęła, pazurami wodząc po policzku Shane’a. – Gdyby nie twa wzruszająca mówka, nigdy nie złapałabym mojego ukochanego. Osłabiłaś Feniksa, dzięki czemu teraz będę mogła zabrać go ze sobą. Ach, prawie bym zapomniała. – Odsunęła kołnierz płaszcza i wbiła kły w szyję Reda. Kilka kropel krwi spłynęło po bladej skórze, ale to było chyba tylko działanie uboczne. Nie mdleje się przecież po utracie tak niewielkiej ilości życiodajnej cieczy, nie? A Shane osunął się bez czucia już po chwili.
- Co mu zrobiłaś?
- Odebrałam troszkę energii, żeby zasnął. Nie skończyłby dobrze, gdyby w portalu zaczął się szarpać. Wiesz, co? W podziękowaniu za pomoc odpowiem na dwa pytania!
- Czym jesteś? – zaczęłam, domyślając się, jaka będzie odpowiedź. Wolałam jednak się upewnić.
- Różnie mnie nazywają. W zależności od kultury, religii i innych mało istotnych rzeczy. Ty pewnie określiłabyś mnie przeklętym kotem, kotołakiem albo po prostu kocim demonem. Nya! Cóż za pozbawione fantazji nazwy, nie uważasz? Natomiast tam, skąd pochodzę, zwą mnie bakeneko. Jestem kotem przemykającym między wymiarami. Istnieję, ale tak naprawdę mnie nie ma. Potrafię przybrać dowolną postać. Niektórzy twierdzą, że wskrzeszam zmarłych, przeskakując nad nimi, lecz to spora przesada. Jednakże nie działa na mnie większość demonicznych mocy, gdyż odsyłam je w chwili ataku do innej rzeczywistości. Możesz zwracać się do mnie Shiki – tak mam na imię. Chociaż pewnie się już nie spotkamy. – Wzruszyła ramionami. Gadane miała, trzeba jej było przyznać.
- Shiki… Dlaczego chcesz zabrać Shane’a?
- Shane’a? Ach, chodzi o Czarnego Feniksa. To jedyny demon, który potrafi mnie zranić. Podziwiam jego siłę od momentu, gdy główny Feniks został podzielony. Wreszcie pozbył się dobrej części i emanuje takim cudownym, czystym złem! Chcę go dla siebie! Dlatego udawałam współpracownika Białej, posyłałam demony, pozwalając im nie tylko na atakowanie mojego księcia, lecz również zawieranie kontraktów. Poznajesz? – zapytała nagle, a powietrze zafalowało. I w ułamku sekundy stanęła przede mną Iva Montez – Mortengai, u którego zatrzymała się Raisa. Niemożliwe… Wykiwała nawet podróbkę?
- Jeszcze jedno…
- Stop! Powiedziałam, że dwa pytańka. Wyczerpałaś limit. A teraz pożegnajmy się. Pa pa! – Pomachała mi, po czym zniknęła wraz z Shanem. Tak po prostu rozpłynęli się w powietrzu. Musiała otworzyć portal…
- Cholera jasna! – Nie udało mi się odzyskać chłopaka. Było tak blisko, a w efekcie straciłam ostatnią bliską osobę. Zostałam sama, zupełnie nie wiedząc, co dalej. Mogli udać się wszędzie… Zacisnęłam dłonie na zimnym śniegu, nie kryjąc frustracji i bezradności.
Wszystko stracone. Pozostawało mi jedynie liczyć na cud. 

***

Oto i obiecany rozdział z perspektywy Justine. Zdradziłam w nim całkiem sporo, więc myślę, że niektórych rzeczy się domyślacie. Jestem ciekawa, czy zgadniecie;) Z rozdziału jestem całkiem zadowolona, natomiast mogą pojawić się błędy, więc jeśli jakieś widzicie - piszcie. 
Nadal pracuję nad zaległościami u Was;) Na razie zaktualizowałam linki. Jeżeli o kimś zapomniałam, niech się upomni.
Kiedy kolejny rozdział? Nie mam go jeszcze... Mam nadzieję wrzucić coś przed końcem wakacji, ale zobaczymy. Wszystko zależy od kapryśnej weny. Oby dopisała! 
Nadal zachęcam do zadawania pytań i zostawiania swoich opinii. Zawsze mnie to motywuje;)

13 komentarzy:

  1. Ciszę się, że w końcu ukazał się nowy rozdział. Przyznam, że jest dość smutny ale przynajmniej pokazałaś,że jest jakaś nadzieja dla Shane'a. W chwili gdy pojawił się kot od razu pomyślałam, że to Iva, której w sumie od początku nie lubiłam :) Czekam teraz na jakieś wyjaśnienie gdzie podziewa się Raisa. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja nie pomyślałabym o Iv. Coś mi w niej nie grało, ale nie skojarzyłam jej z kotem. Jestem mega zaskoczona. Wogóle cała postać Shiki jest inna niż przypuszczałam:) Podoba mi się to:) Przeczytałam już tyle książek i opowiadań różnego typu, że większość rzeczy jest dla mnie przewidywalna, a Ty potrafisz mnie zaskoczyć:) super:) oczywiście wiedziałam że Shane jeszcze gdzieś tam jest sobą, ale reszta - łał, w życiu bym nie pomyślała:)
    Życzę duuuuuuuużo weny, bo jestem strasznie ciekawa co dalej:)
    Czika:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawdę powiedziawszy nie wiem, skąd Ty bierzesz te wszystkie pomysły, ale od każdego aż kręci mi się w głowie. Nie wiem, czy dobrze wszystko zrozumiałam... A więc ta cała Iva jest właściwie kotołakiem o imieniu Shiki i od samego początku czaiła się na Feniksa? Plus udało jej się oszukiwać podróbkę Śmierci? Cholera, musi władać potężną mocą, skoro wszystko jej się tak dobrze udało. Swoją drogą to ciekawa, a jednocześnie przerażająca istota. Przez skojarzenie z kotem ma się do niej sentyment, sposób mówienia ma również słodki, ale przez całą rozmowę z Justine bałam się, że nagle ogarnie ją jakiś szał i rzuci się na blondynkę. Tak się na szczęście nie stało, niestety Shiki zabrała ze sobą Shane'a. Czy aby na pewno chłopak przepadł? Przecież tej całej "kocicy" chodziło tylko o Czarnego Feniksa, a ten demon, czy jak go tam lepiej nazwać, opanował tylko ciało Reda. Może nie wszystko stracone i Shane wkrótce wróci, ale tym razem będzie już sobą? Muszę przyznać, że cały czas wierzyłam, że gdzieś pod tą bezwzględną skorupą skrywa się to wrażliwe, ciepłe serce tego chłopaka. I oby te serce nie przestało bić.
    Co się dzieje z Raisą? Dlaczego zniknęła? Chyba ta cała imitacja Śmierci nie spowodowała jej unicestwienia? Chyba bym tego nie zniosła, uwielbiam tę bohaterkę.
    Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Na początku - przepraszam za to niewielkie opóźnienie, ale twoje opowiadanie działa tak wenogennie, że po przeczytaniu rozdziału poleciałam co prędzej napisać coś u siebie bo miałam zastój.
    To chyba samo przez się mówi, że rozdział bardzo mi się podobał. Podziwiam w nieskończoność twoją wyobraźnię i dar do tak szczegółowego opisywania przedstawionej rzeczywistości.
    W ogóle perspektywa Justine wypadła bardzo fajnie. Lubię tą dziewczynę, bo to taka rozbudowana i dość tajemnicza postać. To, że postanowiła szukać na własną rękę Shane'a za razem mnie zdziwiło i nie zdziwiło. Tak przypuszczałam, że dziewczyna tak szybko nie odpuści i za wszelką cenę będzie chciała uwolnić chłopaka, ale zaskoczyłaś mnie tym zniknięciem Raisy. Co z nią? Dlaczego zniknęła? Gdzie się podziała? Kiedy powróci? Bo w jej całkowite wyparowanie nie chce mi się wierzyć. Wydaje mi się, że wróci w kluczowym momencie, a przynajmniej mam taką nadzieję. Może to ona będzie tą, której uda się oswobodzić Shane'a i uwolnić z tego zniewolenia? Justine ta misja się nie udała. Szkoda. Widać było, że chłopak cierpi i nie do końca pogodził się z tą sytuacją.
    Ah i wyszedł kot z worka, że tak powiem :D Od poprzedniego rozdziału zastanawiałam się o co chodzi z nim chodzi i moje przypuszczenia nie były nawet odrobinę bliskie prawdzie. Dobrze, że nie wypowiedziałam ich na forum publicznym, bo byłaby wtopa :D W każdym razie bardzo podoba mi się takie rozwiązanie tej tajemnicy. Ładnie to sobie wszystko wykombinowałaś. No, ale tu wracamy do punktu, do którego zaczęłam swoją wypowiedź, więc nie będę powtarzać.
    Po prostu liczę, że kolejny rozdział pojawi się równie szybko i nie będziesz nas trzymać w tej niepewności w nieskończoność.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam
    Trafiłam tutaj przypadkiem i jestem z tego powodu bardzo zadowolona, że moja noga stanęła na progach Twojego bloga :)
    Przeczytałam fragment i zaciekawiło mnie, także planuję przeczytać całość.
    Zapraszam również do mnie: http://dinebis.blogspot.com/
    Blog aktualnie jest w przebudowie ;)
    Czekam na Twoją odpowiedź na moim blogu.
    Życzę dużej ilości weny

    OdpowiedzUsuń
  6. o kurde. Shane, ja cię przepraszam. Na kolanach. Na leżąco. Kajam się i błagam o przebaczenie.
    Okropnie mi wstyd, że uwierzyłam,że to wszystko sprawka Shane'a, a tymczasem to ten Feniks, ktory zajął jego ciało... to on sprawiał,że chłopak robił takie potworności. I z pewnością mogłam się tego wcześniej domyślić,ale mi to czasem trzeba prosto w mostu :P
    kurde, ja myślałam,że się uda! Jak Justine zaczęła do niego mówić, jak przypominała mu Raisę, to wydawało mi się,że obudziła w nim Shane'a, tego dawnego,że on zawalczy i moze nawet zwycięży. Ale niestety. Jesteś okrutna i sprawiłaś,że znowu wszystko się rozsypało.
    pozostaje mi tylko czekać na ten cud, czekać na postać Raisy, której już dawno nie było i wierzyć, że ona i Justine wyciągną jakąś Shane'a. Chociaż zapewne łatwe to to nie będzie.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń

  7. Iva jest jakimś kotołakiem? I porwała Shane'a! Hah, w dodatku w momencie, gdy Justine prawie udało się go odzyskać. No tak, to by było zbyt piękne, gdyby dawny Shane wrócił w tak prosty sposób... Dziwiłam się właśnie, że tak łatwo jej to idzie, aż za bardzo. Biedny. Najpierw przebudził się w nim Feniks, a teraz dopadła go jakaś kobieta, która wygląda jak kot. ;d Zastanawia mnie też jego podobieństwo do Hadesa. Czyżby byli ze sobą jakoś spokrewnieni? Może... A co z Raisą? Gdzie się podziewa? Mam nadzieję, że z nią wszystko w porządku i że nie wpakowała się w jakieś kłopoty. Chociaż skoro nie pojawia się w ogóle, to coś musi się dziać. Najbardziej jestem ciekawa, jak zakończy się jej znajomość z Shane'm. Może to właśnie ona go uratuje. Shiki chce go dla siebie tak po prostu? Może ma jakieś plany z nim związane. A może będzie trzymać go w zamknięciu i... odwiedzać? Haha. Nie no... ciekawe, co z nim zrobi.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bakeneko! :D Aż zaczynam się zastanawiać, czy masz zamiar zamieścić element każdej kultury w tej historii.
    A rozdział mnie zachwycił, serio. Pod ostatnim marudziłam i kręciłam nosem, ale tym razem nie mam nic złego do powiedzenia,więc przygotuj się na słodzenie i w ogóle.
    (Jest jedna rzecz, ale tak mała, że marudą będziesz mogła mnie nazywać. Czasami Justine nazywała Shane'a po nazwisku. Zdaję sobie sprawę, że to pewnie był unik przed nadmiernym powtórzeniem imienia, ale rozdział był z perspektywy Justine, a jakoś ciężko mi sobie wyobrazić, że ona, myśląc o nim, zwraca się po nazwisku)
    Do rzeczy! Moja ulubiona scena to ta, kiedy Justine przytuliła Shane'a. Wzruszyłam się niesamowicie i wydaje mi się nawet, że Justine tak ciągnęło do Shane'a wcześniej nie tylko ze względu na podobieństwo do Hadesa, ale trochę instynkt macierzyński. Ta scena uświadomiła mi, że on jeszcze jest dzieckiem i jeśli w ogóle tu będzie jakiś happy end, to nie będzie on do końca szczęśliwy choćby ze względu na sumienie chłopaka. Ale po co ja gadam o zakończeniu, skoro fabuła chyba właśnie kwitnie? Tak podejrzewałam, że Iva to jakiś podwójny agent, że właściwie wiele ma na sumieniu, ale nie skojarzyłam jej z kotem. (W ogóle bardzo fajnie wplecione "Nya!", chwalę, chwalę.) Nie ogarniam na razie jej motywów, może dla kogoś pracuje, a może działa samodzielnie, ale nie spodziewałam się jej pojawienia.
    Z tego, co kojarzę, następny rozdział będzie z perspektywy Raisy, więc jestem bardzo ciekawa, jak to wszystko się potoczy. Wierzę, że dziewczyna zbiera siły, może jakoś podrasowała moce swojego miecza, żeby pomóc Shane'owi. Tylko jak go odnaleźć wśród wymiarów? Przydałby się jakiś bakeneko.
    Rozdział zdecydowanie należy do moich ulubionych. Emocje Justine opisałaś perfekcyjnie (szczególnie spodobało mi się to, że Hades nie mógł jej dać podmuchu wiatru we włosach... naprawdę miałam wrażenie, że czytam o córce bogini urodzaju. ;) Czytałam kiedyś fika o porwaniu Persefony właśnie i jak sobie radziła u Hadesa, fik był piękny, ten rozdział też, więc mimo wszystko sobie skojarzyłam). Ale ja już nie słodzę, bo z mojego komentarza nic nie wynika. Wiedz, że czekam na jeszcze i już! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale się porobiło. Ciekawa jestem perspektywy Raisy i tego zaskakującego spotkania z Shane'em. Szkoda, że między rozdziałami jest tak duży odstęp czasu, bo przez to nie pamiętam wielu ważnych szczegółów:/
    Podobało mi się, jak wplotłaś nazwy kociego demona. Biedna Persefona, już prawie wygrała, a tu takie niemiłe zaskoczenie:p Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam;)
    Ps. zapraszam do mnie:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hm, hm, hm... Więc to tak... Powiem, że na to bym nie wpadła, ale teraz, jak tak sobie o tym myślę, to mam ochotę porządnie trzepnąć się w łeb! Uwielbiam, kiedy rozwiązanie zagadki okazuje się tak proste, że nikomu nie udało się na nie wpaść. :D
    Co prawda wielu rzeczy jeszcze nie wiemy, ale, jak wspomniałaś, możemy się domyślić.
    A kończąc z nic nie wnoszącymi wynurzeniami nad moją popisową głupotą - ten rozdział był naprawdę świetny. Dopiero co się zaczął, a tu koniec. :( Genialnie zbudowałaś napięcie - niepewność towarzyszącą spotkaniu Justine i Shane'a można było ciachać nożem rzeźnickim.
    No i ta Shiki-Iva... Tego (też) się nie spodziewałam. Znaczy, czuć było, że coś jest z nią nie tak, ale że gra tak na dwa fronty... Koty to jednak zdradzieckie są, ot co. ;)
    Pisanie z perspektywy Justine poszło ci całkiem gładko, chociaż mam jedną uwagę. Na końcu zwraca uwagę tylko na to, że została całkiem sama. Może to tylko takie wrażenie, ale wydaje mi się, jakby przykładała większą wagę do tego, że czuje się samotna, niż że jej przyjaciele znaleźli się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Chyba się czepiam... :P
    No to podsumowując - kurczę, ja chcę więcej!
    Więc pozdrawiam i dołączam do tego pokaźne zapasy weny, czasu i chęci. No i czekam ze zniecierpliwieniem! ^^

    OdpowiedzUsuń
  11. W końcu przeczytałam. Przepraszam, że tak późno, ale jak widać ostatecznie i tak się zjawiam. Rozdział jest niesamowity, Nie spodziewałam się takiego obrotu akcji. Nie żebym nie wierzyła w umiejętności Justine, ale trochę zaskoczyło mnie to, jak udało jej się wpłynąć na Shane'a. Nie sądziłam, że wystarczy kilka słów, aby go zachwiać psychicznie, ale jak widać odpowiednio dobrane potrafią zdziałać cuda. Szkoda tylko, że kiedy sytuacja już zaczęła się układać, już miałam nadzieję, że nastąpi jakaś pozytywna zmiana, a zjawiła się ta Shiki. Nastąpił kolejny zwrot akcji i to w jednym rozdziale. Szczerze powiedziawszy trochę przykro mi, że "Persefonie" nie udało się spełnić swoich zamierzeń, ale jednocześnie jestem bardzo zadowolona. Lubię, kiedy coś się dzieje i notka emanuje aż jakąś akcją. Dlatego też uważam, że odwaliłaś kawał dobrej roboty pisząc ten rozdział i już nie mogę się doczekać kolejnego! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie zabijaj! Przeczytałam zaraz po tym, jak dodałaś 25 rozdział, ale miałam do nadrobienia 24-kę i 25-kę i tak jakoś wyszło, że nie miałam pojęcia jak to skomentować. Oczywiście wiem, że nie mam po co mówić, że naprawdę mi się podobało, ale i tak to zrobię.
    Kurcze, no! Jak ja uwielbiam Twój styl pisania! Robisz to tak lekko i płynnie, że człowiek naprawdę nie ma pojęcia jak możesz pisać tak krótkie rozdziały. A może one są długie, ale nie da się tego odczuć?
    Ogólnie to od 24-go rozdziału to akcja wręcz gnała do przodu jak szalona. Ash... to była po prostu uczta dla moich oczu - i co najważniejsze - wyobraźni. Te wszystkie wspomnienia o rozerwanych szczątkach ciał, o porozrzucanym mięsie... Grrr... Zdecydowanie coś jest nie tak z Twoją głową, skoro coś takiego wymyślasz! Ale to dobrze, bo przynajmniej piszesz o czymś naprawdę ciekawym! I robisz to świetnie, ale to mamy już uzgodnione, haha xd
    Co jeszcze chciałam powiedzieć?
    A tak! Chciałam Cię pochwalić za to, jaką fabułę wymyśliłaś. ten Feniks jest naprawdę niespodziewaną niespodzianką, przynajmniej dla mnie, a jeszcze teraz, jeśli dobrze zrozumiałam, okazuje się, że Raisa także może mieć jakieś powiązanie z całym tym, że tak to ujmę, stworzeniem. Znaczy ja sobie to sama dopisuję, ale samo z siebie to wynika, jeśli człowiek zagłębi się dokładnie w rozważania Justine. Ale ja to ja - często mylnie dopisuję sobie końcówkę jakiegoś opowiadania, czy coś ;d
    Kurcze, zbij mnie, ale zapomniałam całkowicie, co właściwie miałam jeszcze napisać. Jednak komentowanie grubo po czasie mi nie służy :( Mam nadzieję, że mi to przebaczysz. Obiecuję, że od następnego rozdziału się całkowicie poprawię i skomentuję na bieżąco, no! Tylko nie gniewaj się!
    Pozdrawiam !!! :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Startuje z nowym opowiadaniem na:
    http://our-immortal-dreams.blogspot.com/
    Zapraszam.

    OdpowiedzUsuń