Rozdział zawiera wulgaryzmy i sceny brutalne - tak tylko ostrzegam.
W oczach przyjezdnych Sorrow wyglądało na miasteczko bez
skazy. Z wyjątkiem opuszczonych fabryk, nie było tu jakichś zaniedbanych
budynków, jakże artystycznych rysunków na murach czy porozbijanych przystanków.
Żadni podejrzani faceci nie przesiadywali na parkowych ławkach, a dzieci
spokojnie bawiły się na podwórkach. Jaka szkoda, że to wszystko to tylko ułuda.
Zwyczajny, cichy spisek mieszkańców, którzy pragną przyciągnąć do domów
turystów. Grają swoje role, nie wspominając obcym o licznych napadach,
kradzieżach, gwałtach, a nawet morderstwach. Zresztą w ciągu dnia faktycznie
nic takiego nie miało miejsca. Mroczna strona Sorrow uaktywniała się po
zmierzchu. Wtedy na ulice wypełzały spod ziemi gady szukające ofiar. Polowały
na robactwo, siejąc wśród niego popłoch. No cóż, ofiary same były sobie winne.
Specjalnie wyciszały każdy incydent, by nie rozprzestrzeniły się niepotrzebne
plotki. A potem czekało na nich tylko podeptanie przez „straszne potwory”. Nie wiedziałem, która strona wykazywała się
większą głupotą, ale cała ta szopka poniekąd była zabawna. I pomyśleć, że
kiedyś stanowiłem część tego wszystkiego; zarówno jako gad, jak i robal. Godne
pożałowania…
Przerwałem ponure rozmyślania, z dziwną satysfakcją wpatrując
się w zachodzące krwawo słońce. Czerwień otulała świetlistą kulkę, jakby
chciała ją pożreć, a strwożone chmury mogły się jedynie przyglądać. Ciekawe,
czy moje spotkanie będzie wyglądało podobnie. Nie widziałem tych kolesi od
tamtego dnia, gdy poddali mnie „karze”. Wciąż pamiętałem towarzyszący mi wtedy
strach, ale teraz był zaledwie echem, słabym wspomnieniem popychającym do
działania. Nie chodziło jednak o zemstę. Po prostu chciałem znowu to poczuć.
Pragnąłem zanurzyć się w szaleństwie złożonym z adrenaliny oraz zapachu
tężejącej krwi. Umysł wypełniało mi zniszczenie. Przenikało wszystkie myśli,
powoli stając się nadrzędną potrzebą. Nie miałem pojęcia, o co dokładnie chodziło
z Czarnym Feniksem, ale dojrzewało we mnie przekonanie, że zostałem stworzony,
by niszczyć. Kiedyś słyszałem, iż każdy ma swój raison d'être*. Uważałem wtedy, że mnie to nie dotyczy, ale teraz…
Chyba zaczynałem zmieniać zdanie.
Siedziba gangu wciąż znajdowała się w tym samym miejscu,
przynajmniej tak niosła wieść. Nadal ukrywali się w opuszczonej kawiarni.
Stałem pod nią od dobrych dziesięciu minut, prowadząc bezsensowne rozmowy
wewnętrzne, zamiast brać się do roboty. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Lekkie
podniecenie ogarniało ciało i czułem, że bez ofiar się nie obejdzie. Śmiało
ruszyłem w kierunku drzwi. Zapukałem dwa razy, ale odpowiedziała mi głucha
cisza. Czyżby wyszli? Nie, było za wcześnie. Ponowiłem pukanie i w końcu dało
się słyszeć szczęk zamka. Moim oczom ukazał się potężnie zbudowany mężczyzna ze
spojrzeniem średnio inteligentnego goryla.
- Czego? – warknął, zaciskając dłonie w pięści. Oj, chyba nie
zamierzał mnie miło powitać. – Szef nie
przyjmuje gości. Wynocha albo pożałujesz!
- Niezbyt grzecznie odnosisz się do nieznajomych, prawda?
Czuję się urażony. Zdaje się, że nie nauczono cię dobrych manier lub zwyczajnie
nie jesteś w stanie ich pojąć...
- Teraz to się doigrałeś, gnoju! – przerwał mi, usiłując zadać
potężny cios w twarz. Uchyliłem się, kątem oka obserwując przemykające tuż obok
lewego policzka przedramię mięśniaka. Jeszcze moment… Teraz! Chwyciłem go tuż
pod łokciem. Zaskoczony, próbował się wyrwać. Daremny trud. Przymknąłem
powieki, rozkoszując się przenikającym go dreszczem. Strach… Pokarm demonów.
Wyszczerzyłem zęby, zaciskając palce na ciepłej skórze.
- Chyba cię powaliło… Puszczaj, bo nie ręczę za siebie. Nie
wiesz, z kim zadzierasz.
- Doprawdy? – szepnąłem mu prosto do ucha. Znowu się
wzdrygnął. Zabawne… Byłem od niego dużo niższy i sprawiałem wrażenie słabszego,
a jednak się bał. Czyżby podświadomie wyczuwał zagrożenie? - Wydaje mi się, że to ty nie zdajesz sobie
sprawy, z kim masz do czynienia. Jak się nazywasz?
- Po cholerę ci to. Za chwilę będziesz wąchał kwiatki od spodu
– warknął, docierając już do tego etapu, gdy przerażenie wyzwalało w człowieku
agresję. Mogłem jeszcze długo ciągnąć tę grę, obserwując coraz bardziej
desperackie zachowania mężczyzny, ale nie miałem czasu igrać ze zwykłą płotką.
Zapewne jego życie nie znaczyło dla bossa więcej niż papierek po cukierku. Mimo
to nie zamierzałem puścić go wolno. Skoro już się napatoczył…
- Z czego rżysz? – wrzasnął, chcąc zapewne mnie przestraszyć.
Cóż, zabrzmiał raczej jak osaczone zwierzę. Bez słowa puściłem go, obserwując,
jak ulga oraz triumf przemykają przez twarz. Pff! Już się zdążył zrelaksować!
Nie stanowił dla mnie żadnego przeciwnika, ba, nawet nie mógłbym go użyć jako
zabawki w celu zabicia czasu. W ułamku sekundy wrócił do roli pana i władcy,
zupełnie ignorując wcześniejszą sytuację.
- Przestraszyłeś się, co? Niech ci się nie wydaje, że teraz po
prostu sobie odejdziesz, cwaniaczku. Już nie jesteś taki twardy. Może
uklękniesz i przep…
- Zamknij się wreszcie – wymamrotałem zirytowany, wykonując
jednocześnie dłonią niemal niezauważalny ruch. Zastygł w bezruchu, jęcząc
cicho. Wytrzeszczył na mnie swoje gałki oczne, które właśnie zalewała krew.
Spływała po policzkach niczym łzy. Pachniała zgnilizną. Zmarszczyłem nos,
zastanawiając się, co zrobił, że tak cuchnął.
- Ach tak, wiem. Obżarstwo, co? Jeden z siedmiu grzechów
głównych… To chyba powinienem cię ukarać w odpowiedni sposób, nie sądzisz? –
Olśnienie przyszło całkiem niespodziewanie. Przemknęło w głębi umysłu jak urywek
wspomnień z życia, o którym nie miałem pojęcia. Fragment cudzej osobowości lub
przeszłego wcielenia. Nie wiedziałem, że ciężkie przewinienia mogą posiadać
zapach. Czy to wiązało się z Feniksem? Ze mną? Podobno nim byłem… Dość! Nie
powinienem w ogóle o tym myśleć. Wystarczyło go zniszczyć, po co się zastanawiać?
Pasująca do niego kara przyszła mi na
myśl w mgnieniu oka. Paskudny grymas wykrzywił wargi. Idealne…
- Mam świetny pomysł. Co sądzisz o pożarciu żywcem? Biorąc pod
uwagę sposób, w jaki żyłeś, taka śmierć będzie prawdziwa ironią losu. –
Przesunąłem palcami po jego szyi. Niemal natychmiast pojawiły się tam robaki.
Nie przypominały żadnych ze znanych człowiekowi. Wiły się niczym węże, a zęby
miały szpiczaste jak u rekina. W maleńkich oczach pobłyskiwało pragnienie
wbijania kłów w tłuste cielsko ofiary. Delikatna warstwa śluzu pokrywająca
ciemnozielone korpusy zostawiała lepkie ślady na skórze. Kilka wpełzło do ust,
niektóre powłaziły do oczu. Nie traciły czasu. A on? Patrzył na mnie z coraz
większym przerażeniem, błagając o litość bezbolesnego umierania. Napawałem się
tym widokiem. Krwawa poświata powoli przesłaniała pole widzenia, ogarniała
mózg, całkowicie odbierając zdolność racjonalnego myślenia. Bez namysłu
zwolniłem blokadę krępującą ruchy goryla. Rzucił się na ziemię, wrzeszcząc
niczym mała dziewczynka. Trzęsącymi palcami próbował strącać pasożyty, lecz
było zdecydowanie za późno. Zdążyły już rozpełznąć się po całym ciele, gryząc,
gdzie popadnie. Pochłaniały nie tylko skórę czy mięso, ale wszystkie narządy
wewnętrzne, wywołując fale pomieszanych z krwią wymiotów. Krzyki ofiary niemal
dzwoniły w uszach, wprawiając ciało w przyjemne wibracje. Dziwne gorąco
ogarnęło kończyny. Ostatkiem sił powstrzymywałem chęć dołączenia do zabawy.
W międzyczasie przy drzwiach zgromadził się niezły tłumek
gapiów z samym szefem na czele. Widocznie zawodzenia ochroniarza musiały w
końcu zmusić ich leniwe tyłki do działania. Stali i patrzyli. Niektórzy trzęśli
się ze strachu, inni ze złości. Byli tacy, którym widowisko sprawiało
przyjemność. Wszystkie te uczucia przenikały mnie, nakręcając do działania.
- To kara za niemiłe powitanie – przemówiłem, powodując
konsternację wśród członków gangu. Chyba żaden nie kwapił się do rozmowy… W
końcu wybór padł na bossa. Wyszedł z półcienia, emanując gniewem. Z
zaskoczeniem stwierdziłem, że znam faceta. Kiedy jeszcze pracowałem dla nich,
był moim partnerem. Razem napadaliśmy i okradaliśmy. Nie spodziewałem się, iż
przetrwa tak długo, skoro zawsze wykonywał zlecenia z miną przegonionego
kundla. Musiałem przyznać - interesowało mnie, jak do tego doszło.
- Shane – zaczął, przyglądając mi się spod przymrużonych
powiek. – Nie przypuszczałem, że jeszcze tu wrócisz. Ostatnim razem uciekałeś,
gdzie pieprz rośnie, a teraz wracasz, na dzień dobry zabijając mojego
człowieka. Na co liczysz? Znasz nasze metody. Nie zostawimy tego. Czyżbyś tęsknił
za prawdziwym bólem? Nie wystarczyła ci poprzednia kara?
- Matt... Nie sadzę, żebyś strasznie rozpaczał nad losem
jednego człowieka. W dodatku zwykłego śmiecia. Szukasz pretekstu do ataku?
Zupełnie niepotrzebnie. Nie przyszedłem tu, by się kłócić. Miałem raczej zamiar
coś ci zaproponować.
- Pieprz się! – warknął przez zaciśnięte zęby. – Coś ty mu
zrobił, potworze? Przecież to jest… Nawet nie potrafię znaleźć słów. Zawarłeś
kontrakt, tak? Czego chcesz? Zapewne zemsty za tamto. Zyskałeś trochę mocy i
myślisz, że możesz kozaczyć? Muszę cię rozczarować, bratku. Też mamy po swojej
stronie demony. – Uśmiechnął się cwanie.
No tak, nie zwracałem na to wcześniej uwagi, ale faktycznie wyczuwałem
charakterystyczną aurę. Nic ponad zwykłe, zdeformowane zwierzątka, lecz i tak
się zaniepokoiłem. Przeczucie mi mówiło, iż takie miernoty nie powinny zawierać
kontraktów. Znowu pojawiło się to wrażenie poprzedniego „ja”. Posiadałem
wiedzę, której pochodzenia nie znałem. Co ja w ogóle wyprawiałem? Dlaczego…?
Zabijanie było przecież niewłaściwe. Ja…
- Wiedziałem, że wymiękniesz. – Blondyn wydawał się bardzo z
siebie zadowolony. Irytował mnie, ale to przecież nie powód…
- Znowu niepotrzebnie
łamiesz sobie głowę.
- Zamknij się! – Znowu ten cholerny głos. Zacząłem ciężej
oddychać. Silny ból przeszył skroń. Ciemność powoli pochłaniała wątpliwości.
Ach tak, zapomniałem. Przecież byłem potworem. Sam się zgodziłem. Tylko… ta
postać… płakała.
- Zostaw ją! Chcesz
znowu cierpieć?
- Stul pysk, do diabła! – wybuchnąłem. Czerwone plamki migały
mi przed oczami. I jakoś tak nie miałem siły się opierać. Mogłem sobie
krzyczeć. Mrok nie zamierzał odpuścić. Zresztą gang też nie. Poczułem mocne uderzenie
w żebra i wszelkie rozterki zniknęły. Rozpłynęły się w fali wściekłości.
Chwyciłem delikwenta za gardło, paznokcie wbijając w skórę. Krew popłynęła po
palcach. Jak w transie podniosłem dłoń do ust, zlizując szkarłatną ciecz.
Pachniała tak rozkosznie… Wręcz opętywała zmysły. Czubkiem języka przejechałem
po wargach, szukając jakichś pozostałości. Ta drobina nie wystarczała.
Pragnąłem jeszcze.
- Abraksas, ratuj – wychrypiała ofiara, najwidoczniej
przywołując demona. Pojawił się natychmiast, chyba nie zdając sobie sprawy, iż
nie ma szans. Wyglądał naprawdę śmiesznie. Trochę jak przerośnięta jaszczurka
stojącą na dwóch nogach. Człekokształtny gad? Roześmiałem się.
- A ty tu czego? Nie widzisz, że przeszkadzasz w zabawie? –
Nie odpowiedział. Zamiast tego wokół zaczęły gromadzić się inne dziwadła: małpy
z głowami koni, mające po kilkanaście kończyn ptaszyska, a nawet pająk o
dziewczęcym obliczu. Zerknąłem na Matta.
Triumfował. Najwidoczniej uznał, iż wygraną ma w kieszeni. Był zbyt
pewny siebie…
- A ja chciałem z wami współpracować – westchnąłem, czekając
na ruch ze strony pospólstwa. Tak jak przewidywałem, rzuciły się na mnie bez
żadnego planu. Ośmieliły się zaatakować. Głupiutkie śmieci. Zacisnąłem palce
mocniej na gardle schwytanego sługusa Matta, jednocześnie odliczając w myślach.
Czysta nienawiść szumiała w żyłach. Przechyliłem głowę niczym klaun, szczerząc
się głupawo. Najpierw zamierzałem ich spalić, ale… Nie, to nie było
wystarczająco okrutne dla tych zuchwalców. No i nie zamierzałem tracić cennego
czasu.
- Zniknijcie – szepnąłem. Przystanęły nagle, krzywiąc się z
bólu. Zwierzęce ciała ogarnęły skurcze. I bez ostrzeżenia wszystkie demony
eksplodowały, zaścielając ziemię resztkami wnętrzności, poszarpanymi tkankami
oraz odłamkami kości. Czarny deszcz przeklętej krwi oblał nie tylko mnie, lecz
także nieszczęsnych kontraktorów. Blondynek zbladł, trzęsąc się jednocześnie
niczym galareta. Och, wyglądało na to, że pojął powagę sytuacji.
- J-jak to możliwe? – wyjąkał, nieprzytomnym wzrokiem błądząc
po jeszcze ciepłych trzewiach demonów. A dopiero tak zadzierał nosa… Ludzie
byli doprawdy dziwnymi istotami. Mówiło się, iż pochodzą od Boga, a
niejednokrotnie zachowywali się gorzej od najpospolitszych diabłów. W imię
ratowania własnego tyłka potrafili wyzbyć się dumy czy nawet zdradzić własnych
przyjaciół. Niczym się w sumie od nich nie różniłem, co jedynie pogłębiało
pogardę, jaką do siebie czułem.
- Zawsze możesz się
zrehabilitować. Wystarczy, że zaczniesz oczyszczać świat z tego ścierwa. –
Cichutki szept wcisnął się pomiędzy przemyślenia, podsuwając całkiem rozsądną propozycję. Nagle uznałem, iż to
właśnie było moje powołanie. Dziwne, jak szybko zaakceptowałem siebie w roli
egzekutora. Nie potrafiłem skierować myślenia na inny tor. Znalezienie alternatywnego
rozwiązania uniemożliwiała blokada w mózgu stworzona przez ciemność. Tak,
musiałem zniszczyć ludzki rodzaj. Mógłbym to zrobić od razu, ale przecież
przyjemniej było rozkoszować się swoją misją, prawda? Wizja powolnego konania
najpodlejszego ze stworzeń nieoczekiwanie wywoływała falę satysfakcji
zalewającą serce. Przez chwilę myślałem, że przybycie tu okazało się błędem,
ale paradoksalnie zamiary, które okazały się niewypałami, pomogły odnaleźć
drogę. Teraz tylko musiałem się jej trzymać, a otaczający mnie gangsterzy mieli
stanowić podwalinę pod całe dzieło.
- Może się jakoś dogadamy? – zaczął nieśmiało Matt, próbując
wybrnąć z sytuacji bez szwanku. Za późno.
- Wybacz, ale nie rozmawiam ze sprzedajnymi dziwkami waszego
pokroju. Doprawdy, żeby oddać dusze takim słabeuszom… Pech, a może głupota? Za
jedno i drugie musicie zapłacić. – Wolnym krokiem ruszyłem w kierunku byłego
współpracownika. Poderwał się, chcąc uciec, ale natychmiast uniemożliwiłem mu
poruszanie się. – Przypatrzcie się.
Wszyscy tak skończycie, więc lepiej się przygotujcie. Może jakiś paciorek przed
śmiercią? – zaszydziłem, kładąc dłoń na piersi blondynka. Wzdrygnął się. Serce
zaczęło mu bić jak oszalałe. Bum, bum, bum… Mógłbym się rozkoszować tą przedśmiertną
symfonią bez końca, ale nie powinienem kazać czekać pozostałym. Odsunąłem się
na odległość dwóch kroków, przymierzając się do ciosu. Na twarzy mężczyzny
dostrzegłem zaskoczenie, które stopniowo zastępowały zrozumienie przemieszane z
przerażeniem.
- Kim, do cholery, jesteś?! – wrzasnął, usiłując odwlec chwilę
sądu. Zachichotałem.
- Sprawiedliwością? Nie, to chyba nie to. Po prostu mam taki
kaprys. Chcę cię zabić, bo jesteś odrażający. Bez ciebie świat będzie lepszy,
wiesz?
- Jak możesz o tym decydować? Kto ci dał takie prawo? –
Denerwował się coraz bardziej. Agresja, agresja, agresja… Czemu nie potrafił
rozwiązywać problemów w inny sposób?
- Nie potrzebuję pozwolenia – warknąłem. – Giń już! – Jednym
ruchem przebiłem się przez klatkę piersiową i musnąwszy palcami kości żeber,
dotarłem do serca. Przesunąłem kciukiem po bijącym mięśniu. Było takie gorące…
Chwyciłem je, zafascynowanym wzrokiem obserwując ściągniętą bólem twarz Matta,
po czym wyrwałem, zostawiając ziejącą w piersi dziurę. Martwe ciało upadło na
podłoże z głuchym łoskotem, a serce wciąż powtarzało swój cykl, jakby było
zupełnie odrębnym istnieniem.
- Jesteś naprawdę czarującym kawałkiem mięsa, ale pora na
wieczny odpoczynek, nie sądzisz? – wyszeptałem, zaciskając palce. Zmiażdżona
tkanka parowała delikatnie. Jeszcze przez chwilę stałem, przypatrując się
papce, która jeszcze niedawno napędzała do życia człowieka. W końcu rzuciłem ją
obok zwłok i rozejrzałem się wokół. Wszyscy uciekli. Zostałem tylko ja oraz
trupy, w większości nie przypominające już właściwie niczego.
- Ojej, chyba zapomniałem ich unieruchomić… Nie szkodzi. Nie
zdołają uciec. Szykuje się nocne polowanko, nie, Belzebubie? – Zza budynku
wyłonił się poznany wcześniej demon. Byłem świadom jego obecności od dłuższego
czasu. Najwidoczniej nie dopieściłem go wystarczająco, przez co zdołał szybko
dojść do siebie. Przynajmniej minę miał
mniej butną niż wcześniej.
- Widzę, że jesteś w formie, paniczu. Wybacz moje wcześniejsze
zachowanie. Zagalopowałem się. – Skłonił
pokornie głowę, oczekując przebaczenia. Nie powiem, podobało mi się to.
- Nic nie szkodzi. Chciałeś czegoś?
- Tylko ostrzec. Wystrzegaj się czarnego kota, panie. Zdaje
się, iż ma cię na oku. Jest to bezwzględna bestia obdarzona nieprzeciętnym intelektem
oraz odporna na większość demonicznych mocy. Nie wiem, jak…
- Zrozumiałem – przerwałem mu, znudzony bezsensowną paplaniną.
Zamilkł, wyraźnie urażony, lecz cóż mnie to obchodziło?
- Posprzątaj tu – rzuciłem jeszcze przez ramię, po czym
ruszyłem na poszukiwanie uciekinierów. Moja misja właśnie się rozpoczęła.
***
* raison d'être - tak najkrócej - powód istnienia (z j. francuskiego)
Nareszcie udało mi się napisać ten rozdział. Znowu zmusiłam Was do miesięcznego czekania, ale wena to twór kapryśny i jakoś mnie opuścił. Dlatego rozdzialik jest jaki jest. Męczyłaś się z nim i nadal zadowolona nie jestem. No cóż, nie jęczę, nie mnie to oceniać.
Za to w nagłym przypływie weny napisałaś kolejny i prawdopodobnie w przyszłym tygodniu uda mi się go dodać. Będzie to ostatni opisujący Shane'a, a napisałam go z perspektywy Justine. Potem wracamy do Raisy i wtedy ostatecznie zdradzę moją koncepcję na to opowiadanie. A może już się czegoś domyślacie? Jestem ciekawa Waszych pomysłów.
Nadal zachęcam do zadawania pytań.
Faktycznie, miejscami był dość obleśny ten rozdział ;). Co jak co, ale na tyle opowiadań, jakie obecnie czytam, rzadko gdzie występują aż tak dosadne opisy. U ciebie bywa dość drastycznie, no i przerażający jest też fakt, że Shane tak się zatracił w tym, co robi. Nie spodziewałam się, że tak skończy, ale wciąż mam nadzieję, że uda mu się ogarnąć i wrócić do normy, bo zdecydowanie to wszystko źle na niego wpływa. Ta jego beznamiętność i złe myśli są przerażające, ale mimo to mam wrażenie, że gdzieś głęboko w nim kolebią się jakieś resztki ludzkich uczuć.
OdpowiedzUsuńCi faceci w sumie byli dość lekkomyślni, i ponieśli tego konsekwencje. W sumie od początku się spodziewałam, że wizyta Shane'a u nich nie skończy się pomyślnie i sielankowo, zwłaszcza po twojej zapowiedzi na samym początku rozdziału.
Wgl chłopak chyba musi mieć naprawdę dużą moc, skoro robi takie rzeczy i tak łatwo radzi sobie z tyloma przeciwnikami. Tak, to też jest niepokojące.
Czyli kolejny jest ostatnim o nim? Ciekawe, jak opiszesz go z perspektywy Justine, i czy przyniesie to jakiś przełom w jego życiu, czy może trzeba będzie liczyć na Raisę.
Zaiste, wena bywa kapryśna, choć na swoją chyba nie mogę aż tak narzekać ;). Wgl na Evelyn mam już czwarty rozdział i za parę dni wrzucę kolejny ^^.
Obleśny;P Cóż, chyba mogę uznać to za komplement, bo w sumie miał wywrzeć na czytelniku nieprzyjemne uczucia. Lubię wplatać takie opisy, nie stronię od gore, pewnie to dlatego. No, ale skoro tak to odebrałaś, powinnam być zadowolona;) Co do Shane'a - chłopak do uratowania jest, ale nie tak szybko. W końcu to ja, muszę coś pokomplikować. I masz rację, Shane ma przebłyski dawnej osobowości. Mimo wszystko zło nie do końca nim zawładnęło, choć póki co te przebłyski większego efektu nie dają.
UsuńHeh, nawet sielankowej wizyty nie planowałam. Chciałam pokazać, jak okropny potrafi być Shane. No i oni też rozsądni nie byli... Moc Shane'a jest potężna, co wkrótce wyjdzie na jaw;)
Tak, jeszcze jeden i wrócimy do Raisy. Powiem Ci, że z perspektywy Justine pisało mi się świetnie;)
Widziałam rozdzialik u Ciebie i niebawem tam zawitam. Czasem po prostu po przeczytaniu muszę zebrać myśli, żeby sensownie skomentować.
Pozdrawiam i ślicznie dziękuję za komentarz;)
Faktycznie, momentami rozdział był... cóż, chyba muszę u użyć tego słowa: obrzydliwy. Ale wierz mi, to jest komplement dla Ciebie, bo skoro przez większość czasu krzywiłam się z niesmakiem, to znaczy, że bardzo obrazowo wszystko opisałaś. Zresztą pod tym względem jeszcze nigdy mnie nie zawiodłaś.
OdpowiedzUsuńPrzerażające, jak szybko Shane pozwolił, aby jego mroczna strona nim zawładnęła, całkowicie przejęła kontrolę. Oczywiście w tych przebłyskach wątpliwości dostrzegam tego dawnego Shane'a: może nieco zamkniętego w sobie, ale wciąż ciepłego i dobrego. Może jest jakaś szansa, że powróci... W każdym razie to, jak potraktował tego sługusa Matta po dosyć nieprzyjemnym powitaniu, odrzuciło mnie najbardziej. Nienawidzę robali i taka śmierć byłaby dla mnie podwójnie okropna. Informacja o obecności demonów nieco mnie zaniepokoiła; swoją drogą niezłe z nich paskudy, nigdy w życiu nie chciałabym oglądać jakichś małp z końskimi łbami i innych potworów. Shane w ciągu zaledwie kilku sekund poradził sobie z małą armią, a potem dokonał kolejnego morderstwa. Musi mieć ogromną moc, skoro w pojedynkę dał sobie radę, na dodatek bez większego wysiłku. Dreszcz przechodzi po plecach, bo czytelnik sobie uświadamia, że ten jego plan dotyczący wytępienia rodzaju ludzkiego może całkiem prosto zostać zrealizowany...
Czarny kot? Ta uwaga Belzebuba bardzo mnie zaintrygowała ;>
Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy <3
Dobrze, uznam to za komplement. W końcu taki miałam zamiar;) Nie byłam pewna tych opisów, ale skro wyszły, cieszę się.
UsuńTak, dusza Shane'a jest jeszcze rozdarta, tylko ta lepsza strona nie ma zbyt wielkiej siły przebicia. no, ale myślę, że nie będę z niego robić takiego potwora do samego końca. Co do robali - sama ich nie cierpię, więc to taka wizja mnie samą przerażająca najbardziej. Demony... No cóż, stwierdziłam, że zbytnie upiększanie takich słabych demonów byłoby dziwne. Już wystarczy, że Beluś o siebie dba;P Shane jest potężny, o tym już niedługo;) Plan jak plan, mogę Ci powiedzieć, że to tylko takie jego gadanie.
O zwróciłaś uwagę na kota;) Wiesz, on już się wcześniej przewinął. Poza tym jest to postać, która powinna Być znana czytelnikom bardzo dobrze niemal od samego początku.
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz;)
Trochę kazałaś nam czekać, ale oczywiście wszystko wynagrodziłaś tym rozdziałem, który był po prostu wspaniały, ale równie straszny. Straszny oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa, bo pod względem stylu i bogatej wyobraźni nic zarzucić ci się nie da ^^
OdpowiedzUsuńW sumie zaczęło się spokojnie. Taki tam opis miasteczka, które skrywa swoje własne tajemnice. Mówiłam już, że opisy w twoim wykonaniu są po prostu fantastyczne? Nie? To teraz to nadrabiam! Po prostu można się w nich zakochać. Masz talent, dziewczyno ;)
Przeraża mnie to ci dzieje się z Shanem. Chyba nie jest tak do końca przesiąknięty tym złem. Miewa jakieś przebłyski, które ukazują, że jeszcze tli się w nim jakaś cząstka człowieczeństwa, ale jego dobra strona jest zbyt słaba, aby się bez końca sprzeciwiać. Jeżeli nikt jej nie pomoże, stracimy dawnego Shane'a! Oj, mam nadzieję, że jednak do tego nie dopuścisz. Bo co by to było?
Wystarczy spojrzeć jak rozliczył się ze swoimi dawnymi "znajomymi". On całkiem zwariował. Nie, nie zwariował. Bo zdaje się zupełnie świadomy swoich czynów i ta radość, którą czuł, gdy mordował... Uh, aż się boję pomyśleć, co może z tego jeszcze wyniknąć. To już nie przelewki, skoro moc chłopaka tak bardzo wzrosła. Aż w pewnym momencie zrobiło mi się żal tamtych oprychów. Może i byli źli, ale nie zasłużyli na taki koniec. Nikt nie zasłużył.
I zastanawia mnie ten czarny kot. On chyba pojawił się, jak Shane dokonał pierwszego morderstwa, prawda? Tak w parku ze strażnikiem, o ile się nie mylę. Czym lub kim on tak naprawdę jest? Bo wątpię, że zwykłym zwierzęciem. Jakieś swoje przypuszczenia na jego temat mam tylko, że budzi we mnie on wiele wątpliwości. No nic, poczekam po prostu na kolejny rozdział i kolejne, aby dowiedzieć się wszystkiego.
Pozdrawiam!
Wiem, trochę kazałam czekać, ale wena twór kapryśny;) na szczęście ostatnio mi dopisuje, więc kolejny rozdział będzie zdecydowanie szybciej;)
UsuńCieszę sie, że podobają Ci sie moje opisy. Normalnie, bo się zaczerwienię, tyle pochwał. Skoro się podoba, to chyba mogę przestać jęczeć i przyjąć to do wiadomości;)
Shane ma przerażać. Jego moc sama w sobie jest przerażająca, więc co się dziwić. No, ale nie mogłabym skreślić go tak całkowicie, w końcu ma swoje światełko w tunelu. Czy go ocali? Zobaczymy;)
Zdecydowanie jest świadomy swoich czynów, a raczej jego zło jest tego świadome. Bo nie zawsze trzeba być złym, żeby zostać złem;P Mnie tam ich nie żal, pewnie dlatego, że dla mnie to bezosobowe mięso armatnie. Ale masz rację, na takie koniec nikt nie zasługuje.
No i bardzo dobrze sobie kotka przypominasz, aczkolwiek jeszcze inna jego osobowość, mam nadzieję, cię zaskoczy.
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.
Uch, to było mocne. Naprawdę mocne. Nawet tego nie zauważyłam, pochłonięta czytaniem, ale kiedy skończyłam, okazało się, że cały czas miałam grymas na twarzy. Nie ma co, umiesz obrazowo opisywać... ;)
OdpowiedzUsuńA poza tym, że było dosyć... obscenicznie... to jeszcze przerażająco. Biedny Shane! *chlip* Tak go lubiłam! *drugi chlip* No, ale wierzę, że jeszcze go odratujesz, przecież gdyby miał stać się taki całkiem zły, to po co mu te przybłyski dobra?
Ojć, i ten czarny kot... Mówisz, że go znamy, i to całkiem nieźle... Hm, coś mi się w głowie kołacze, ale to jeszcze do wymyślenia, bo w dedukowaniu jestem ostatni debil, pomimo lekcji u samego Sherlocka. *i znowu chlip nad swoją głupotą*
Kiedy zaczynałam czytać twoje opowiadanie, nie spodziewałam się, że aż tak mnie zaskoczysz. Bez urazy, ale, waląc prosto z mostu, spodziewałam się czegoś raczej przewidywalnego i sympatycznego. A ty jak nie wyjedziesz z demonem, z wyrwanym sercem, z duszami dzieci... No i te wszystkie tajemnice, których nawet nie próbuję rozkminić, bo pewnie i tak szczena mi opadnie do ziemi, jak opowiesz w końcu, o co chodzi. ;)
Bardzo szczerze - jestem pod wielkim wrażeniem. No i nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Całe szczęście, że będzie niedługo! ^^
Pozdrawiam.
Mocne powiadasz? A ja myślałam, że się ograniczałam... Początkowo opisy miały być bardziej szczegółowe, ale stwierdziłam, że to nie gore, więc przystopuję. No i cieszę się, że opisy były obrazowe, bo na tym mi zależało.
UsuńShane... Dobrze zgadujesz, w końcu nie mogę zrobić z głównego bohatera takiej całkowitej bestii, nie?
Cóż, postacią czarnego kota pragnę nieco zaskoczyć, więc to dobrze dla mnie, że się nie zorientowałaś;P
No cóż, to opowiadanie już w założeniu sympatyczne być nie miało. Mój potworek kocha krew, flaki i psychopatycznych świrów, także musiało się to również pojawić. Nie lubię słodkiego aż tak. I tak mam wrażenie, że końcówka wyjdzie mi za słodko ;/ A tajemnice nie są tak trudne;)
Cieszę się, że się podobało, to najlepsza dla mnie nagroda. Ach i muszę podziękować za poprzednie komentarze. Jeszcze sie do nich szczegółowo odniosę, w każdym razie za zwrócenie uwagi na ten czas dziękuję;)
Hm, mam trochę mieszane odczucia co do tego rozdziału. Sam w sobie nie jest zły, ale czytało mi się go dłużej niż jakiekolwiek inne. Przyzwyczaiłaś mnie do tego, że czytam Twój rozdział i jestem w szoku, że tak szybko mi poszło. Tym razem szło mi dość opornie, ale może to ze zmęczenia... Miałam wrażenie, że ten rozdział sprawił Ci sporo trudności, popraw mnie, jeśli się mylę. ;)
OdpowiedzUsuńAle ogólnie było ciekawie - Shane ulega coraz gorszej zmianie. No i Sorrow zostało pokazane od zupełnie innej strony. Aż mi się przypomniała moja prezentacja maturalna. :D To, co się stało z gangiem było co najmniej odrażające, ale doskonale ilustruje jakim zmianom uległ Shane. Chyba jedynym pocieszeniem jest to, że wciąż ma jakieś wątpliwości, że przecież ten ktoś płakał i w ogóle... W pewnym momencie myślałam, że demony po prostu zaczną mu służyć, ale, hm, on nimi w sumie pogardził. I jaki układ chciał z nimi zawrzeć? Albo mi tu umknęło, albo w końcu Shane nie wyjaśnił, o co mu chodziło.
No i ten kociak! Kurczę, jakoś nie mam pomysłu, kto to by mógł być. Ale niesamowicie ucieszyła mnie wiadomość o tym, że następny rozdział będzie z perspektywy Justine. :) Nie mogę się tego wręcz doczekać!
Nie mylisz się, trudności były. W sumie głównie jest to wina braku weny - ten stan, kiedy wiesz, co napisać, ale nie możesz ubrać tego w zdania. Poza tym nie wiedziałam, jak z drastycznymi opisami się daleko posunąć, w końcu to nie horror.
UsuńShane jest coraz gorszy, fakt, a i Sorrow to nie jakieś utopijne miasto bez przemocy. Odrażające? Same pozytywne określenia;P No cóż, w sumie tak miało być, więc się cieszę. Shane układu nie wyjaśnił, bo z niego zrezygnował, ale mogę Ci zdradzić, że po prostu chciał tam przejąć pozycje szefa - tak w skrócie.
Z perspektywy Justine bardzo dobrze mi się pisało, więc mam nadzieję, że czytało się będzie równie dobrze.
Dzięki za komentarz;)
Znam ten stan bardzo dobrze. Mam otworzonego Worda, ale nie potrafię napisać ani jednego zdania. Weny to bardzo złe stwory. Bardzo, bardzo złe.
UsuńCieszę się strasznie, że napisałaś ten kawałek o Sorrow. Motyw miasta należał do moich ulubionych, więc mimowolnie czytałam wszystko z uśmiechem (no, do pewnego momentu, przed robalami i w ogóle). :D Skoro tak miało być, to możesz czuć się spełniona i szykować się do publikacji nowego rozdziału, ha. I uwierz mi, że jeśli Tobie dobrze się pisało, to czytelnikowi będzie to sprawiać jeszcze większą przyjemność.
Fuj! Chcesz, żeby zrobiło mi się niedobrze? Ale za to właśnie kocham Twoje opisy. Są takie dokładne i skutecznie oddziałują na moją wyobraźnię. Te robale... Uh, najbardziej obleśny fragment. Podziwiam Cię za tą szczegółowość i za to, że potrafisz wszystko tak dobrze przedstawić. Tak bardzo, bardzo Ci tego zazdroszczę, bo dzięki temu Twoje opowiadanie jest naprawdę ciekawe. Akcja plus te opisy dają niesamowity efekt. :) Przeraża mnie, że Shane aż tak bardzo zaczyna się zmieniać w tego złego. Mam nadzieję, że to tylko chwilowe i Raisie, czy też komuś innemu, uda się poskromić tą bestię w nim. Brakuje mi dawnego Shane'a. Normalnego Shane'a, haha.
OdpowiedzUsuńOj, nie chciałam, ale musiałam;) Skoro opisy tak na Ciebie podziałały, chyba mogę być zadowolona. Joj, tyle pochwał, aż się zawstydziłam. niemniej cieszę się, bo to znaczy, że moja pisanina dociera do czytelnika;) Shane jeszcze pewnie się poskromi, ale zapewne taki sam jak wcześniej nie będzie nigdy. Nie można wrócić do beztroskiego życia cwaniaczka po tylu przeżyciach i po tym, jak się zabijało ludzi. Postaram się, żeby to był bardziej dojrzały Shane, ale zapewne będzie to pełen bólu Shane.
UsuńDziękuję za miłe słowa;)
Może jestem nie normalna albo poprostu za dużo czytam, ale jakoś mnie nie obrzydziły Twoje opisy:) Spodziewałam się dokładnie czegoś takiego:) Swoją drogą, to znając Twoje dotychczasowe pomysły tak właściwie spodziewałam się jeszcze większej masakry:D (chyba jestem jednak nie normalna:D) W każdym razie rozdział okej:) krótko:( ale ważne że jest:)
OdpowiedzUsuńTen kot faktycznie gdzieś mi mignął, ale nie wiem gdzie...
Czekam na ciąg dalszy:)
Życzę dużo weny:) pisanie to ciężkie hobby, więc jestem pod wrażeniem że Tobie się udaje:)
Czika:)
Czyżbym wyczuwała bratnią duszę;P no cóż, nie chciałam przesadzić, bo z założenia to fantasy miało być, a nie jakieś gore. A początkowo robaczki i ich gryzienie miało zostać opisane ze szczegółowością całej mojej biologicznej wiedzy;P
UsuńDziękuję za życzenie weny, oj przyda się przyda.
:D
UsuńNie mam zwyczajnie słów, aby to opisać - rozdział wprost niesamowity! Cieszę się, że podczas czytania nic nie jadłam, bo chyba musiałabym przerywać w trakcie. Wszystko przedstawiłaś tak, jakby działo się tuż przy mnie i muszę powiedzieć, że nie był to za przyjemny widok. Cieszę się, ze to nie jest rzeczywistość z którą muszę się zmierzyć, bo pewnie jeszcze bym zwymiotowała... Mimo wszystko liczę, że Shane się w końcu opamięta - jest naprawdę bezwzględny i okrutny wobec swoich ofiar i mimo, że to są "łotry", jakoś tak im współczuję. Dla mnie to nikt nie zasłużył na taki los. Nie mniej jednak czytało mi się ten rozdział po prostu świetnie i już nie mogę się doczekać kolejnego! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podobało i wywołało odczucia, na które liczyłam. To znaczy, że przekaz jest, a nic chyba cieszyć bardziej nie może. Shane się opamięta, w końcu jest głównym bohaterem. Dziękuję za komentarz;)
UsuńDemony, demony, demony. Hm, 24. rozdział, a jeszcze nie ujawniłaś wizji..? troszkę to długo trwa ;) Szczerze mówiąc zapałałam jakąś chorą sympatią do głównego bohatera. Gwałtowny, zagubiony, antyludzki. Tak ;) Będę tu na pewno, jeśli on będzie ;p
OdpowiedzUsuńDo tekstu wdarł się błąd logiczny. Shane czy jak mu tam, wbija palce w szyję jakiegośtam mężczyzny, potem oblizuje je, a chwile później one są CIĄGLE wbite.
Ach, i nie do końca zrozumiały jest moment, gdy przebija 'klatkę piersiową' Matta. Właściwie stwierdzenie, że 'przebił się przez klatkę piersiową' osobiście odebrałam wyobrażając sobie jego dłoń w wystającą z pleców ofiary. A potem wyskakują żebra.
Tyle z moich uwag ;D Niechże ta weny tym razem pojawi się szybciej !
[teoria-wiecznosci]
Dziękuję za odwiedziny i zwrócenie uwagi na pomyłkę. Czasem zdarzają mi się niedopatrzenia i bardzo pomaga, jeśli ktoś zwróci mi na to uwagę. Postaram się jedno poprawić, a drugie sprecyzować;)
UsuńNo tak, ujawnianie wizji trochę trwa, ale planuję jeszcze jakieś 10 rozdziałów, więc nie mogę za szybko wszystkiego wypaplać;)
Shane jest antyludzki, choć później zapewne nieco się uspokoi;) Aczkolwiek pojawią się inne złe postaci. Choćby nasz kotek;)
Pozdrawiam;)
docieram z opóźnieniem, za co przepraszam bardzo i już przechodze do komentarza :)
OdpowiedzUsuńno więc, delikatnie mówiąc, wbiło mnie w fotelik. Naprawdę, to było mocne i zrobiło na mnie wrażenie. Wprawdzie ostrzegałaś, że będzie drastycznie, ale i tak jestem pod wrażeniem Twojej wyobraźni a także tego jak to wszystko opisałaś. To też trzeba umieć :)
No więc jestem lekko załamana tym co wyprawia Shane. Lubie dupków, jasne, ale to co on robi, to już jest nieludzkie i okrutne i przekracza granice. I dlatego ja ciągle czekam na Raisę, czekam aż się spotkają i może ona go opamieta.
No i ciągle liczę na miłość. Pamiętasz o tym, prawda? :)
czekam na więcej i weny! :>
Nie masz za co przepraszać, ja sama przeważnie ze sporym opóźnieniem komentuję;)
UsuńShane jest okrutny, bo taka jego natura, choć oczywiście da się ją ujarzmić. Cieszę się, że opisy zrobiły wrażenie, bo dzięki temu wiem, iż osiągnęłam pożądany efekt.
O miłości pamiętam, spokojnie. Choć myślę, że ona do samego końca nie będzie łatwa i oczywista.
Rozdział dość mocny, ale to właśnie jest najlepsze, świetnie to wszystko opisałaś. Shane szaleje, chce ludzkość wybić, trochę mu to zajmie:p Ale może w końcu się opamięta. Ciekawa jestem jego spotkania z Raisą. Jej pewnie będzie przykro, a jego to obejdzie:/ Ale jeśli ktoś ma do niego dotrzeć, to chyba tylko ona. Czekam na cd. i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńRozdział miał być mocny i cieszę się, że takie zrobił wrażenie. Czy trochę by mu to zajęło? Biorąc pod uwagę jego moc w pełnym uwolnieniu, to może nawet nie tak długo. A ich spotkaniem postaram się zaskoczyć. Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam;)
UsuńBrrr.... straszny ten rozdział.
OdpowiedzUsuńCzekałam na perspektywę Shane'a, no i doczekałam się :/ Przeraża mnie, co ten chłopak wyprawia. Jest gorzej, niż było, a ja naiwnie wierzyłam, że się opamięta. Ta dziwna pewność siebie, która znajduje potwierdzenie w jego niespotykanej mocy. I okrucieństwo, którego zadawanie sprawia mu tyle radości. Koszmar!
Zniszczyć ludzkość? Co za chory pomysł! Byłby w stanie zrobić coś tak potwornego? Gdzie się podział ten, może trochę problematyczny, ale przecież nie pozbawiony wrażliwości chłopak?
To, co dodatkowo mnie niepokoi, to siła jaką dysponuje chłopak. Wydawać by się mogło, że nie ma godnego sobie przeciwnika. Nikt nie byłby w stanie powstrzymać go przed tym, co sobie ubzdura.
Jedyne, co trochę mnie pociesza, to krótkotrwałe przebłyski "dobrego Shane'a". Tak, jakby do końca jeszcze nie pogrążył się w całkowitym złu i ciemności, ale to chyba jednak za mało. Przydałby się jakiś potężny impuls, który by go wyrwał z tego dziwnego, demonicznego stanu. Gdzie jest Rasia, bo bez niej chłopak jest najpewniej stracony?
Ach i na koniec przypomniałam sobie o czarnym kocie. Zastanawia mnie, co to za wyjątkowy zwierz i jakie jest jego zadanie? Jakoś nie wydaje mi się, żeby został wspomniany bez powodu, chociaż Shane chyba całkowicie zignorował ostrzeżenie. Ciekawe, ciekawe...
Pozdrawiam serdecznie ;)
Straszny? No to chyba udało mi się wywołać odpowiednie emocje. A wrażliwy Shane gdzieś tam ciągle jest, tylko pogrążony w głębokiej ciemności... I masz rację, niewielu jest w stanie w ogóle stanowić zagrożenie dla Shane'a.
UsuńA Raisa się pojawi, spokojnie. Jednakże Shane będzie sobie musiał jeszcze bez niej pocierpieć i spory udział będzie w tym miał ów wspomniany kotek. To właśnie jedna z niewielu istot, które są w stanie zagrozić Shane'owi.
Pozdrawiam;)