Rozdział 23



Perfidna gra, która miała zapewnić zwycięstwo, już od dłuższego czasu toczyła się na jej niekorzyść. Nie spodziewała się, że idealny plan może okazać się taką klapą. Przecież wszystko przemyślała! Kto by pomyślał, iż Raisa nagle się zbuntuje? Była niczym więcej jak zbłąkaną duszyczką. Ulitowała się nad nią i przygarnęła, ufając intuicji, która mówiła, iż dziewczyna nada się do misji pozyskania celu idealnie. Tymczasem ta niewdzięczna gówniara sprzymierzyła się z Persefoną, porzucając powierzone zadanie… Śmierć zaklęła szpetnie, kątem oka zerkając na szachy. Pionki przeciwnika osaczały jej królową ze wszystkich stron, pokonawszy uprzednio najsilniejszą figurę – Milliannę. Jedna z najbardziej uzdolnionych, najsilniejszych Posłanniczek nie dała rady uśmiercić całkiem przeciętnej, chwiejnej emocjonalnie dziewuchy. A wszystko przez Bloody Wings… Musiała przyznać, iż ją zaskoczył. O co chodziło byłemu aniołowi? Dlaczego chronił zwykłą duszę? Czyżby coś przeoczyła?
- Zabawne… Zdaje się, Raiso, że jesteś większym zagrożeniem niż przypuszczałam. I, o ironio, to ty miałaś najbardziej przyczynić się do mojego sukcesu. Nie lubię takich niespodzianek. Na razie jednak dam ci pożyć. Zobaczymy, co z tego wyniknie – wymruczała do siebie, opuszkiem palców muskając mały, biały pionek stojący najbliżej czarnej królowej.
Nagle wrota sali otworzyły się z głośnym jękiem. Do środka wślizgnął się postawny, starszy blondyn, którego niebieskie niczym  letnie niebo tęczówki ciskały gromy. Zachariasz był zdecydowanie najbardziej doświadczonym ze wszystkich Posłanników. Wielokrotnie doradzał Śmierci, zdarzało mu się nawet przewidywać jej ruchy i uprzedzać rozkazy. Jednakże tym razem zaskoczyła go. Zupełnie nie rozumiał, dlaczego kazała wszystkim zebrać się na przylegającym do zamku placu. Czyżby szykowało się coś większego? Rozważał wiele opcji, łącznie z wypowiedzeniem wojny demonom, ale każda wydawała się absurdalna. Co zatem planowała Czcigodna?
- Pani, twoi słudzy zgromadzili się w wyznaczonym miejscu. Jakie są dalsze wytyczne? – spytał, przyklękając na jedno kolano. Czarnowłosa dama uśmiechnęła się z wyraźną rozkoszą.
- Czekajcie na mnie. Niech nikt nie warzy się opuścić miejsca zbiórki. Mam wam do przekazania niezwykłą wieść.
- Jak każesz, o Najwyższa. – Zachariasz powstał, po czym sprawnie opuścił pomieszczenie. Odgłos jego pewnych kroków jeszcze przez chwilę dudnił w uszach Czcigodnej. Naprawdę doceniała swoje sługi. Bez protestów wykonywali nawet najbardziej absurdalne misje. Zawsze wpatrzeni w nią jak w obrazek, gotowi byli poświęcić swoje życia dla ukochanej pani. Cóż z tego… Nie potrzebowała ich już. Odegrali swoją rolę w tej żałosnej maskaradzie. Wyręczali ją w obowiązkach, dzięki czemu mogła poświęcić się poszukiwaniom skarbu. Istoty, która jako jedyna posiadała moc zdolną zgładzić Lucyfera. Już raz miała ją w garści, ale… Na samo wspomnienie interwencji Wszechmocnego trzęsła się ze złości. Odebrał jej klucz do zemsty. Uniemożliwił zniszczenie pana piekieł.
- Teraz będzie inaczej – szepnęła, zrzucając  czarną szatę. Ta opadła z szelestem na podłogę, odsłaniając oblicze, które dla Raisy zawsze stanowiło zagadkę. Jasna karnacja kobiety wyraźnie kontrastowała z jej czarnymi, sięgającymi do połowy ud włosami, które układały się w lekkie fale. Miękkie, różane usta wykrzywiał grymas przywodzący na myśl psychopatę cieszącego się na widok nowej ofiary. Po chwili uleciało z nich kilka słów w języku Otchłani. Bezdenna czerń oczu zmieniła się w szkarłat. Okrągłe źrenice przekształciły się w wąskie szparki. Chorobliwie blade wargi nabrały koloru, a do tej pory równo przycięte paznokcie zastąpiły szpony. Plecy kobiety zdobiły nietoperze skrzydła o rozpiętości kilku metrów. Cienki ogon zakończony kitką smagał zgrabne łydki Śmierci. Wężowa Księżniczka nie zamierzała dłużej udawać. Wiedziała, że pora ostatecznej rozgrywki się zbliża.
Z wyraźną przyjemnością przeciągnęła się, po czym ruszyła w kierunku tronu. Znajdowało się tam źródło jej mocy jako Śmierci. Hades... Potężna Kosa wykonana ze zwęglonego Drzewa Poznania oraz czarnego marmuru lśniła delikatnie. Każdy centymetr trzonu opowiadał historię powstania oraz upadku pogańskich bożków. Tę prawdziwą, nie wymyśloną przez ludzi. Na samej górze widniały trupie czaszki zrobione z nadpalonych kości. Makabryczne wrażenie potęgowały czarne wstęgi przewiązujące owe czaszki, które podczas walki łopotały na wietrze niczym żałobne proporce.
Diablica ujęła Kosę w dłoń, drugą gładząc żłobienia w drewnie. Po chwili oderwała się od tego zajęcia. Nie miała czasu, by się zabawiać.
- Chodź tutaj, Hadesie. Mamy coś do zrobienia. – Broń nawet nie zareagowała. Kobieta zacisnęła zęby ze złości. Ostatnio bożek wyjątkowo często się sprzeciwiał. Już niemal nie pamiętała dni, w których był nią zauroczony. Okres ten trwał zbyt krótko, by był wart przechowywania w formie wspomnień. Hades bardzo szybko przejrzał na oczy i zatęsknił za Persefoną. Mimo wszystko pozostawał posłuszny aż do buntu Raisy. Kolejna nieprzewidziana okoliczność, a wszystko przez jedną, słabą dziewczynę…
- Wykonasz polecenie, czy mam sama cię zmienić? – wysyczała, ukazując światu długi, rozdwojony na końcu język. Brak reakcji ze strony Hadesa doprowadzał ją do furii. Nie chciała się z nim przekomarzać. Bez zastanowienia chwyciła za ostrze, przejeżdżając szponami wzdłuż rzeźbień. Wykrzywione w grymasie triumfu usta szeptały coś w tempie nieuchwytnym dla normalnego człowieka. Powietrze otaczające walczącą mentalnie dwójkę zafalowało. Przez chwilę wydawało się, jakby wszystko było tylko mirażem, grą świateł, która za chwilę rozpłynie się w nicości. Nic bardziej mylnego. Ułuda ta zapowiadała przemianę byłego pana Tartaru.
Delikatna mgła otoczyła czarną broń. Nagle rozległ się cichy trzask oraz przytłumione westchnięcie. Powrót do oryginalnej formy Hades opanował do perfekcji. Zajmowało mu to najwyżej kilka sekund. Nic dziwnego, że niemal natychmiast oczom Czcigodnej ukazał się wysoki, postawny mężczyzna, którego wygląd zapierał dech w piersiach nawet najpiękniejszej z diablic. Postrzępiona, czarna grzywka opadała na oczy, a krótsze kosmyki okalające twarz delikatnie muskały blade policzki. Spod nich wyłaniały się długie pasma swobodnie opadające na plecy. Spojrzenie mrocznych niczym dno piekieł tęczówek dosłownie powalało każdego przeciwnika swym chłodem. Czarny płaszcz ozdobiony złotymi zdobieniami wokół szyi podkreślał atuty sylwetki. I nie znać byłoby na nim upodlenia, gdyby nie skórzana obroża, z której zwisał łańcuch, z drugiej strony trzymany przez uśmiechającą się szyderczo wężową damę.
- Po co się tak wzbraniasz? Kiedyś nie potrzebowałeś zachęty… - mruknęła, palcami uwodzicielsko wodząc po jego twarzy. Wzdrygnął się. Dlaczego dał się omamić tej poczwarze? Wtedy wydawała mu się wybawicielką, a teraz widział przed sobą jedynie odrażającego demona. Niestety, czasu nie można było cofnąć. Jego Persefona zniknęła na zawsze…
- Czego chciałaś? – spytał obojętnie, starając się ignorować napastliwe zachowanie kobiety. Prychnęła, odsuwając się na odległość kilku kroków.
- Trzeba usunąć te twoje stworzątka. Nie są mi już potrzebne. Tak właściwie straszne z nich niedorajdy. Nie potrafiły zlikwidować  słabej dziewczynki. Nie postarałeś się, Hadesie… No cóż, karę wymierzę ci później. Oczekuję, że szybko uporasz się z problemem.
- Twoje żarty są nieśmieszne, Lilith. Całe to przedsięwzięcie wymagało nagięcia wielu zasad, przekroczenia tabu i przeciwstawienia się naturalnym prawom. Zrobiłem, co chciałaś, nie bacząc na następstwa takich działań, ale… Jeśli z powodu kaprysu wszystko odwołam, konsekwencje będą poważniejsze. Nie zamierzam się pogrążać jeszcze bardziej. Może kilka miesięcy temu namówiłabyś mnie do tego, lecz przejrzałem na oczy. Nie pomogę ci więcej. – Stanowczy głos mężczyzny nie pozostawiał złudzeń. O współpracy mogła pomarzyć. A przecież wcześniej dogadywali się świetnie. Była prawie pewna, że to wszystko przez bunt Raisy. Ośmielony jej przykładem Hades pozwalał sobie na coraz więcej. Jaka szkoda, iż musiała tak go rozczarować…
- Chyba o czymś zapomniałeś, skarbie. Przejęłam stołek Śmierci. Nie możesz mi się przeciwstawić. Twoja egzystencja jest całkowicie ode mnie uzależniona. Skoro nie chcesz dobrowolnie wykonać polecenia, zmuszę cię do tego.  – Uniosła delikatnie dłoń, głośno wymawiając słowa rytuału. Miała rację. Nie posiadał na tyle siły, by z tym walczyć. Bez słowa opadł na kolana, a tęczówki zaszły mu mgłą. Jedyne, co słyszał w głowie, to dobitne rozkazy Czcigodnej.
- Zlikwidować… - powtórzył cicho. Lilith skinęła głową w geście przywołania. Nie potrafił odmówić. Podszedł bliżej, dając sobą manipulować jak posłuszny psiak. Ujęła go za ramię, szpony wbijając w skórę, ale nawet ból nie wyrwał Hadesa z otępienia.
- Chodźmy – wymruczała, ruszając ku drzwiom. Za nimi czekał główny plac oraz niczego niespodziewający się Posłannicy. Ufnie wpatrywali się w miejsce, gdzie zazwyczaj przemawiała, nawet nie przypuszczając, że to ich ostatnie chwile. Kolejne istnienia poświęcone w imię zemsty…
Wrota jęknęły przeciągle i oczom odzianych w czerń sług ukazała się Czcigodna. Jednak jej postać odbiegała od normalnej. Cichy szmer rozległ się na placu, lecz nikt nie śmiał zapytać wprost, bo chociaż widzieli przed sobą demona, wiedzieli, że to ich pani. Czekali zatem na słowa, choć kilka zdań wyjaśnienia, ale zamiast tego ujrzeli Hadesa podnoszącego w górę wychudłe ręce. Znikąd pojawiła się melodia. Pieściła uszy zebranych, zagłuszając wszelkie inne myśli. Zniewolone w przeklętym eksperymencie dusze nienarodzonych dzieci wreszcie były wolne. Światło niebiańskie padło na ich lica, budząc radość w niewinnych sercach. Poderwały się do góry, szybując ku rajskim ogrodom, gdzie pierwotnie miały spocząć. Radość przemieszana z uwielbieniem wręcz wibrowała w powietrzu. Duszyczki wyciągały rączki ku aniołom strzegącym bramy, ze zdziwieniem obserwując, jak te odwracają się od nich z obrzydzeniem wymalowanym na twarzach.
- Dlaczego? – spytało najodważniejsze, bezgłośnie poruszając ustami. Przez chwilę wydawało się, iż nie otrzyma odpowiedzi. Nagle jeden z niebian odwrócił się, mówiąc:
- Zostałyście splugawione. Przepadnijcie w czeluściach piekła.  – Światło zniknęło, pozwalając ciemności pochłonąć ofiary planu Wężowej Księżniczki. Tysiące diabelskich rąk przebiło się przez podłoże. Szatański śmiech wstrząsnął murami pałacu Śmierci, gdy dziecięce dusze jedna po drugiej lądowały w ramionach Bestii. Ginęły po cichu, nie błagając o ratunek. Wiedziały, że to na nic.
Hades płakał. Łzy spływały mu po policzkach. Doskonale zdawał sobie sprawę, iż jedynym winnym był on. Ból niewiniątek przenikał go, raniąc niby setki mieczy. Wyrzuty sumienia, rozpacz… Utonął w nich całkowicie, tracąc poczucie rzeczywistości.
- Zdaje się, że nie będę miała z ciebie pożytku – westchnęła Lilith, pozwalając mu powrócić do postaci Kosy. Mroczne przedstawienie nie wzruszyło kamiennego serca diablicy. Obchodziła ją tylko zemsta. Syciła oczy widokiem potęgi Lucyfera, którą już wkrótce miała obalić.
- Jakżeż głośny będzie twój upadek, mój kochany. Nie mogę się doczekać – mruknęła do siebie, po czym wróciła do pałacu. Figury na szachownicy jakby zareagowały na nagła zmianę nastroju Śmierci. Na polu walki pozostała tylko czarna królowa oraz niepozorny biały pionek. Ostateczne starcie zbliżało się wielkimi krokami.
***

Ciemność towarzyszyła mi od tamtego czasu. Nie bardzo wiedziałem, co się ze mną działo. Na zmianę traciłem i odzyskiwałem przytomność, nie mogąc nawet zarejestrować pory dnia. Śniły mi się koszmary tak realistyczne, iż podrywałem się z krzykiem, by po chwili znowu zatonąć w niebycie. Wprawdzie jakiś cichy głosik rozsądku usiłował przedrzeć się przez spowijającą myśli mgłę, ale jego wysiłki poszły na marne.  Czułem, jakby coś mnie pożerało od środka. Nieludzki śmiech wypełniał czaszkę. Czasem miałem wrażenie, że wychodzi z moich ust, ale… Nie, niemożliwe. Przecież byłem zupełnie normalny… a przynajmniej tak mi się do tej pory wydawało. Przeczucie mówiło co innego. Gdzieś na dnie świadomości tkwiło przekonanie, że zrobiłem coś potwornego, ale zanim zdążyłem się nad tym głębiej zastanowić, myśli rozpraszała kolejna wizja albo atak tego alter ego. Nie dawał mi spokoju. Kiedy tylko przestawał się śmiać, sączył truciznę do serca. Niemal mogłem ją ujrzeć, złapać… Przybierała postać lepkiego dymu, który owijał się wokół mnie niczym kołderka. O ironio, wcale nie przynosiła ukojenia. Raczej dręczyła mrocznymi wizjami, chcąc mnie złamać. Nie miałem zamiaru się tak łatwo poddawać, lecz z każdym dniem ubywało silnej woli. Już myślałem, iż to koniec i ulegnę, ale nagle nastąpił przełom. Pojawiło się światełko. Najpierw było maleńkie. Nawet myślałem, że to tylko złudzenie albo kolejna sztuczka potwora, lecz ono rosło, by ostatecznie zmienić się w dłoń. Chwyciłem ją pewnie, bez wątpliwości, choć przecież pojawiła się znikąd i… obudziłem się. Na początku mdliło mnie jeszcze, a obraz przed oczami wirował, jednak wiedziałem, iż najgorsze za mną.
Teraz już od dobrych kilku godzin wpatrywałem się tępo w sufit, próbując sobie wszystko poukładać. Wspomnienia rozleciały się, tworząc jedne wielkie puzzle, których w dodatku połowy brakowało. Od momentu przybycia do parku nie pamiętałem nic. Normalnie czarna dziura. Nie zdarzyło się jeszcze, żeby tak urwał mi się film, choć niejedną ostro zakrapianą imprezę miałem za sobą. Niepokoiło mnie to. Niby dlaczego miałbym zapomnieć? Aż tak straciłem nad sobą kontrolę? A może wszystkiemu winien był ten dziwoląg? Mogłem sobie zadawać te pytania w nieskończoność, a i tak nie ruszyłbym z miejsca. Jedyne, co mi pozostawało, to liczyć, że z upływem czasu wspomnienia powrócą. Byłem w tej kwestii bezsilny. Znowu. Nienawidziłem tego. Wydarzenia ostatnich miesięcy były wyłącznie moją winą. Zachowywałem się jak rozpuszczony gówniarz, narażając wszystkich dookoła, a gdy należało wykazać się dojrzałością i poddać się karze, uciekałem. Żałowałem swoich wyborów. Gdybym od początku… Westchnąłem ciężko, przymykając powieki. Mądrym po szkodzie mogłem sobie być, to niczego nie załatwiało. Nawet nie wiedziałem, jak się zabrać za posprzątanie bałaganu, który po sobie zostawiłem. I jeszcze ten głos. Wciąż słyszałem go w głowie. Ledwie, ledwie, ale jednak. Czego chciał? Ta gadka, że jest mną… O co chodziło? Nie zamierzałem mu wierzyć na słowo, lecz zdołał zasiać ziarno niepewności w sercu. Jeśli to prawda? Czym w takim razie się stałem? Chyba bałem się odpowiedzi.
Podciągnąłem się lekko na łokciach, próbując odgonić dręczące mnie wątpliwości. Musiałem zająć się bieżącymi sprawami, zamiast roztrząsać problemy, których rozwiązania nie było, przynajmniej na razie. Po pierwsze należało ustalić, gdzie właściwie wylądowałem. Zapach był jakby znajomy… Rozejrzałem się po pomieszczeniu, szczególną uwagę zwracając na miejsca oświetlone wątłymi promieniami słońca. Kwiaty, znicze, wielki podest na środku i wszędzie pajęczyny… Kaplica? Jakim cudem? Nocowałem tu już raz, gdy uciekałem przed demonami, ale wtedy drzwi nie były nawet zaryglowane, a ostatnio przecież założono nową, mosiężną kłódkę. Bez użycia łomu nie można by było dostać się do środka… Musiałem sprawdzić. Zaparłem się rękoma, usiłując dźwignąć się do góry, ale nic z tego nie wyszło. Bolała mnie nawet najmniejsza kosteczka. Przy najmniejszym ruchu czułem się jak rozrywana na części ofiara. Ciało oblewały zimne poty, chociaż właściwie było mi gorąco. Najwidoczniej leżenie na ziemi nie służyło zdrowiu. A nigdy nie miałem z nim problemu. Zabawne, w moim przypadku nieszczęścia chodziły stadami.
- Wreszcie się obudziłeś, paniczu. Dość długo kazałeś mi czekać. – Z ciemności powoli wyłaniała się postać. Czemu wcześniej jej nie zauważyłem? Zastygłem w bezruchu, oczekując na rozwój wydarzeń. Byłem praktycznie bezbronny. Doskonała okazja, by pochwycić cel… Że też wcześniej o tym nie pomyślałem! Zacisnąłem zęby, obserwując nieznajomego. Przystanął zaledwie metr ode mnie, jakby chciał, bym go podziwiał. Jeszcze czego! Obojętnym wzrokiem omiotłem wroga. Nie przypominał demona. Żadnych zwierzęcych kończyn, dziwnie odstających uszu, czy obślinionych ust. Bardziej trafnym skojarzeniem byłby anioł. Nigdy nie widziałem tak kobiecego mężczyzny. Długie blond włosy układały się w fale wokół sylwetki, tworząc coś w rodzaju peleryny. Były nienagannie uczesane, jak gdyby facet właśnie wyszedł od stylisty.  Nie widziałem zbyt wyraźnie rysów twarzy, ale zdołałem dostrzec, iż są delikatne. Wyciągnięta w moim kierunku dłoń była mlecznobiała, a paznokietki równo przycięte.
- Pedancik jakiś – wymamrotałem pod nosem, cofając się. Zaśmiał się cicho. Powoli zaczynał mnie nieźle wkurzać.
- Kim jesteś? – spytałem, nie spuszczając z niego oczu. Chyba się zdziwił, bo zamilkł na chwilę.
- Rozumiem, a więc jeszcze nie czas… - szepnął, nie kryjąc rozczarowania. Co znowu? Jaki czas?
- Odpowiedz na moje pytanie.  – Starałem się brzmieć stanowczo, ale bardziej przypominałem przestraszonego pisklaka. Musiał to zauważyć, bo całkowicie się wyluzował. Nonszalancko oparł się o podest na trumny, odgarniając włoski z czoła. Prawie mnie zemdliło.
- Nie powinienem z tobą rozmawiać, lecz nie mogę się powstrzymać. Jesteś taki uroczy! Możesz nazywać mnie Ayra. Jestem twoim pokornym sługą, paniczu, i jednym z książąt piekła. Myślałem, że już nadeszła pora, byś powrócił, ale się pomyliłem. Dziwne… Zazwyczaj nie zdarza mi się popełniać takich rażących błędów. Lucuś nie będzie zadowolony…
 - Co ty pieprzysz? – warknąłem. Cała sytuacja stała się zbyt groteskowa. Służący?! Do tego demon? Co ja miałem z tym wspólnego?
- Nie denerwuj się tak. Sam chciałeś, żebym się przedstawił. I na razie to powinno wystarczyć. Z niecierpliwością będę oczekiwał twego przebudzenia, paniczu. A teraz zostawiam ci trochę ubrań. Nie możesz pokazać się wśród ludzi uwalany krwią, prawda? Gdybyś jeszcze czegoś potrzebował, wystarczy, iż o mnie pomyślisz. Do zobaczenia ! – Pomachał mi jeszcze, po czym zniknął. Co to miało znaczyć? Niczego nie wyjaśnił, nie chciał porwać, a zamiast tego jeszcze bardziej namieszał w głowie. Zaraz, czy on powiedział… Nie zauważyłem tego do tej pory, bo miałem na sobie ciemne ubrania, ale… Zmrużyłem oczy, podsuwając koszulę prawie pod sam nos i zamarłem. Oczy same rozszerzyły się z przerażenia. Paniczny strach objął ciało. Zacząłem się trząść. Mówił prawdę! Krew nie była dobrze widoczna, lecz przy odrobinie wysiłku dało się dostrzec zaschnięte plamy czerwonej cieczy oraz kawałki mięsa. Co ja wtedy zrobiłem? Dlaczego nie mogłem sobie przypomnieć? Serce automatycznie zaczęło szybciej bić, oddech przyśpieszył. Łapałem powietrze jak ryba wyciągnięta na powierzchnię. Opadłem na ziemię, twarz kryjąc w dłoniach. Intuicja się nie myliła.
- Niemożliwe… Nie chcę… Ja… zabiłem kogoś… - Wydarzenia tamtego dnia bez ostrzeżenia pojawiły się w umyśle. Ławka, stróż proszący o opuszczenie parku oraz wściekłość. Ją pamiętałem najlepiej. A potem… Żołądek podjechał mi do gardła. Niemal czułem ciepłe tkanki pod palcami. To na pewno ja? Ten szaleńczy śmiech, zadowolenie na twarzy. Wyrwane serce miażdżone z chorą satysfakcją… Łzy popłynęły same, pociekły po policzkach. Jak mogłem? Okropność. Trząsłem się jak galareta, nie potrafiąc uspokoić zmysłów. Czym byłem? Odpowiedź nasuwała się sama. Potworem. Człowiekiem już nie. Nie po czymś takim.
- Mówiłem. Nie chciałeś słuchać. To my. Musisz się z tym pogodzić. Nie możesz zawrócić. Zabiłeś, prawda? Podobało ci się. Nie czułeś bólu, smutku… Czy to nie przyjemne? Daj spokój, wiem, że tego pragniesz. Chodź ze mną. Czyż tak nie będzie łatwiej? – Znowu on. Miał rację. Przez cały ten czas…
- Daj mi spokój – szepnąłem ostatkiem sił. Zaśmiał się tylko, wyciągając po mnie szpony. Nie był jedynie głosem. Pojawił się przede mną z tym swoim psychodelicznym uśmieszkiem. Zza czarnej grzywki jarzyły się czerwone tęczówki.
- Popatrz. Podobni jesteśmy, nie uważasz? – Spojrzałem w taflę lustra. Nic. Nagle szkło zafalowało. Rysy twarzy zastąpiła czerń. Śnieżnobiałe zęby pojawiły się chwilę później, rozciągając się w uśmiechu godnym kota z Chesire. Długi, rozdwojony jęzor przesunął po nich, a w szkarłatnych tęczówkach ujrzałem żądzę zabijania. Odruchowo odskoczyłem, ignorując ból. To… nie mogłem być ja, prawda?
- Ależ oczywiście, że to ty. Twoje prawdziwe oblicze. Nie broń się, to nic nie da. Za późno. Stałeś się potworem. Czarnym Feniksem, kwintesencją zła. Nie łatwiej po prostu ulec swojej naturze? No przyznaj się, pragniesz zabijać i niszczyć. Do tego zostałeś stworzony. Będziemy się świetnie bawić. Wystarczy, że podasz mi swoją rękę – wysyczał, wyciągając opatrzoną długimi szponami kończynę. Nie miałem już sił. Dlaczego w ogóle wahałem się tak długo? Głupota. Walczyłem ze swoim instynktem. Nigdy nie powinienem tego robić.
Ostatni raz tęsknie spojrzałem w stronę świetlistej postaci. Chyba coś krzyczała. Czarne łzy popłynęły po twarzy. Odwróciłem się od niej, wyciągając ramiona w kierunku zła. Uśmiechnął się triumfująco. Miał mnie. Poczułem jego oślizgłe cielsko wdzierające się do mojego wnętrza.
- Teraz staniemy się jednością – mruknął, za siedzibę obierając serce. Płomienie ciemności zatańczyły pod stopami. Ogarnęły mnie całego niczym długo wyczekiwanego kochanka. Przestałem płakać. Usta wygięły się w uśmiechu. Ayra się nie pomylił. Nadszedł czas…

Otworzyłem oczy, a wizja rozwiała się. Znowu byłem sam, głosy chwilowo zniknęły. Coś jednak się zmieniło. Nie czułem już strachu. Smutek i poczucie winy odeszły w niepamięć. Narodziłem się na nowo. Połączyłem z alter ego, wreszcie osiągając pełnię. Nie czułem niczego poza chęcią niszczenia oraz zimnym gniewem pomieszanym z wyrachowaniem i pożądaniem. Chciałem krwi. Pragnąłem słuchać krzyków ofiar.
Bez wysiłku podniosłem się. O dziwo, cały ból zniknął. Chwyciłem ubrania przyniesione przez Ayrę. Czerń doskonale do mnie pasowała. Przebrałem się sprawnie, na końcu niedbale zarzucając czarny płaszcz na ramiona. No tak, zbliżała się zima. Jak ten czas szybko minął…
Bez trudu wydostałem się z kaplicy. Okazało się, że roztrzaskałem kłódkę. Teraz już mnie to nie zdziwiło. Pomysł na dalsze działania pojawił się w głowie znikąd. Wciąż było jedno miejsce, do którego mogłem się udać. Miałem nadzieję, iż starzy kumple ucieszą się na mój widok. Może i rozstaliśmy się w niezbyt przyjaznej atmosferze, ale zawsze mogłem im wszystko wynagrodzić albo usunąć przeszkody z drogi. Obie opcje gwarantowały niezłą zabawę.
- Możesz już wyjść, Ayra. A może wolisz, kiedy zwracają się do ciebie Belzebubie? – Blondyn wyłonił się zza jednego z nagrobków. Za sztucznym uśmiechem skutecznie maskował przerażenie. Jak miło.
- Widzę, paniczu, że jesteś w świetnej formie. Cieszy mnie to niezmiernie.
- Nie kłam. Widzę, jak trzęsiesz się ze strachu – zaszydziłem. – Od razu ci odpowiem. Nie wracam. Nie jesteście mi potrzebni. Poza tym mam własne plany, więc lepiej stąd znikaj. Jestem na tyle łaskawy, że daję ci dziesięć sekund.
- Ależ paniczu…
- Dziewięć. Radzę się pośpieszyć.
- Jak chcesz. Lucyfer się wścieknie. – Piękną twarz diabła wykrzywił grymas złości. Oj, jaka szkoda, wydawał się taki życzliwy…
- Zmieniam zdanie. Jednak cię ukarzę.  – Skinąłem dłonią w kierunku Belzebuba. Złość zastąpiło cierpienie. Chrzęst zgniatanych kości, krzyk, rozrywane tkanki… Wszystko współgrało, tworząc wspaniałą melodię. Wcześniej tego nie zauważałem.
- Cudowne uczucie, prawda?
- Taa – mruknąłem, zostawiając taplającego się we własnej krwi diabła samemu sobie. Obrałem kierunek na wschód.
- Oby tam jeszcze byli – szepnąłem. Zapowiadał się interesujący wieczór.

***

 O matko, jak ja długo nic nie publikowałam! To będą już jakieś 2 miesiące, nie? Strasznie za to przepraszam, ale najpierw ta końcówka w szkole, potem brak weny...  W końcu jednak udało mi się coś skrobnąć.         
Dzisiejszy dzień jest dla mnie wyjątkowy, ale i ważny w historii tego bloga. Jestem już osiemnastolatką, natomiast opowiadanie wkracza w drugą fazę. Powoli wszystko zacznie się wyjaśniać, zresztą  w tym rozdziale kilka rzeczy się wydało. Jak Wasze wrażenia? Sama mam mieszane odczucia. Pierwsza część... Nigdy nie byłam dobra w narracji trzecioosobowej. Nie jestem za bardzo z niej zadowolona. Natomiast drugą pisałam w przypływie nagłej weny i, o dziwo, jestem dość usatysfakcjonowana. Co też amv potrafi zrobić z człowiekiem;)  
A teraz trochę spraw porządkowych. Dziękuję z góry wszystkim, którzy się tu pojawią i zostawią po sobie ślad. Zdaję sobie sprawę, że blog mi prawie padł śmiercią naturalną, więc wiele osób mogło sobie odpuścić. Tym większa moja wdzięczność dla tych, którzy zostaną, szczególnie że ja wzorem w komentowaniu też nie jestem. Wciąż nadrabiam zaległości, ale możecie być pewni, iż do każdego zajrzę.  
                         Poza tym chciałabym zaktualizować swoje linki, więc nie krępujcie się zostawiać adresy swoich blogów. Jeśli w polecanych nie widzicie siebie - piszcie! 
Nadal pracuję nad blogiem oraz jego rozbudową. W "Bohaterach" znaleźć możecie Hadesa, a theme do niego jest właśnie amv, które mnie tak zainspirowało. Serdecznie polecam! Bez niego nie byłoby dzisiejszej notki.    
Oprócz tego w linkach znaleźć możecie dodatek specjalny. To takie tam pioseneczki, jeśli Was to interesuje, zapraszam. 
No i na koniec zachęcam do zadawania pytań, czy to mnie, czy bohaterom. Bardzo miło mi się na nie odpowiada.


24 komentarze:

  1. Czy ja kiedykolwiek wspominałam, że nie lubię węży? Nie? No to mówię, że ich nie lubię. Złe, brzydkie, obślizgłe gady. I ten sposób w jaki się poruszają i rozdwojony język. Błeee, mam odruch wymiotny. Dlaczego WĘŻOWA Księżniczka! Kurde, jakby Pająkowa nie mogła być, chociaż pająków też nie lubię xD Ale dobra, może to i lepiej. Łatwiej będzie ją nienawidzić.
    Wiesz... Lubię mitologię grecką. I nawet Hadesa lubię, chociaż ten Twój zbyt ładnie się nie zachował. Mogę mu jednak wybaczyć, bo w jakimś sensie sam jest poszkodowany, nie? Wiesz, że Lilith skojarzyło mi się z Supernatural? Tam też była taka zdzi... zołzowata demonica o tym imieniu.
    Ayra (O.o kojarzy mi się z Grą o Tron. Za dużo seriali. Za dużo.) wydawał mi się przez sekundę fajny. Wyobraziłam go sobie jako blondwłosego Elronda. Nie pytaj dlaczego, bo sama nie wiem ;D Moja wyobraźnia czasami płata mi figle. W każdym razie, nie sądziłam, że Shane przyjmie do siebie tego demona. Kurde, robi się ciekawie! Czekam tylko na jego spotkanie z Raisą. A co do niej - to było jej w tym rozdziale zdecydowanie ZA MAŁO.
    Cieszę się, że wróciłaś!<3 Codziennie czekałam aż powiadomisz mnie o nowym rozdziale i, O, doczekałam się!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jej, przepraszam za tego węża, ale ja naprawdę je kocham i najchętniej wsadziłabym je do każdego opowiadania, jakie tworzę. Mają w sobie coś mrocznego i dwulicowego - zupełnie jak niektórzy ludzie. Zresztą pająki jakoś z piekłem mi się nie kojarzą, a węże już tak.
      Ja mitologię grecką uwielbiam i inspiruję się nią często i gęsto. Hades... Cóż, był zaślepiony. Nawet Ewa nie uległa wężowi, a co dopiero wcale nieświęty bożek. Nie oglądam Supernatural, ale jak tak wspomniałaś o Lilith, to może zacznę;)
      Shane... Tak właściwie żaden z niego heros, można powiedzieć nawet, że ma okropny charakter, więc w końcu uległ. Ale to nie znaczy, że nie będzie miał jakichś przebłysków. Po prostu zbyt dużo sie na niego zwaliło, a obietnica nieodczuwania cierpienia była zbyt kusząca. Może gdyby ktoś go wsparł, nie poległby.
      Raisa na razie się nie pojawi. Bohaterowie są rozdzieleni, więc to byłoby dziwne, gdybym o niej pisała. Choć z drugiej strony była obecna w rozdziale;)
      Cieszę się, że się podobało i czekałaś na rozdział. Trochę się obawiałam, iż nikt tu już nie zagląda;) Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Od razu muszę ci powiedzieć, że ten komentarz nie będzie należał do moich najdłuższych i w żadnym wypadku nie jest to winą rozdziału. Niestety zalałam sobie dziś klawiaturę wodą i za nic nie chce działać! Na szczęście znalazłam sobie prowizoryczny sposób na pisanie, a mianowicie klawiaturę z google (muszę na jakiś czas się z nią oswoić). Przechodząc do rzeczy... Rozdział genialny! Cieszę się, że w końcu się pojawił. Zdążyłam stęsknić się za tą historią! Co prawda brakowało mi tu trochę Raisy, ale za to wyjaśniłaś wiele ciekawych wątków, no i pojawił i nasz "Czarny Feniks", chociaż wolę wciąż mówić na niego Shane. Jestem niezmiernie ciekawa, jak na takie nowiny zareaguje była Posłanniczka. Po prostu nie mogę się doczekać ich "konfrontacji".
    [Jej... Nawet ENTER da się jakoś skopiować ;D]
    Widzę nowe postacie. Przyznaję, że zarówno anioł, który uratował Raisę mnie zaintrygował, jak i Hades. Ten drugi będąc zmuszonym być przy boku aktualnej śmierci nie ma łatwo. Nie sądziłam, że Pan Piekieł będzie kiedykolwiek płakał. W zupełności mu się nie dziwię. Nie chciałabym mieć czegoś takiego na sumieniu, nawet będąc kierowaną przez kogoś innego. Swoją drogą zastanawia mnie,co też planuje śmierć? Jedno jest pewne; na pewno to nic dobrego,ani przyjemnego dla kogokolwiek. No chyba,że dla niej...
    Zdecydowanie czekam na więcej. Mam nadzieję, że wtedy komentarze będzie dodawać mi się o wiele łatwiej, chociaż chyba nie najgorzej mi poszło... Jestem zachwycona tym jak piszesz i z chęcią już zapoznałabym się kolejnym rozdziałem. Pozdrawiam i życzę weny :) Poza tym zapraszam na nn u mnie:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, znam ten problem z klawiaturą. Sama do niedawna posiadałam zalaną kawą, więc współczuję.
      Cieszę się, że się podobało. Widzę ogólne stęsknienie za Raisa;) Chyba sobie na nią jeszcze poczekacie;) A do konfrontacji jeszcze dalej... W każdym razie starałam sie powoli wyjaśniać, gdyż zmierzamy do punktu kulminacyjnego akcji.
      Hades... Biedaczek,ale ja go męczę, choć w sumie sobie zasłużył. A teraz płaci za błędy... Lilith jest skoncentrowana zaś na zemście. To uczucie zawsze wlecze za sobą ofiary.
      Dziękuję za miłe słowa, naprawdę podnoszą na duchu. Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Na szczęście z klawiaturą jest już trochę lepiej. Odłączyłam ją od komputera, cały dzień pomęczyłam się używając jedynie myszki, a następnego z powrotem zaczęła mi służyć. Co prawda przy niektórych klawiszach szwankuje, ale daję radę. Póki nie kupię nowej w końcu musi dla mnie jeszcze trochę popracować :)
      Mam nadzieję, że jakoś dam radę i cierpliwie doczekam się pojawienia Raisy, a tym bardziej tej konfrontacji. Cóż nie powiem, ale bardzo mnie ona interesuje :)
      Zdecydowanie widać, jak męczysz Hadesa, ale skoro sobie zasłużył... Nie chyba jednak wolałabym, aby nie był aż tak dręczony, bo mi się go trochę żal robi...

      Usuń
    3. No to jak z klawiaturą lepiej, to się ciesze. Ja ze swoją, zanim kupiłam nowa, męczyłam sie kilka miesięcy. Naprawdę ja lubiłam...
      Hmm, ich konfrontację już mam ułożoną w głowie, ale nic nie powiem. No może tylko tyle, że będzie dość romantycznie. Bo po drodze wiele rzeczy jeszcze się zdarzy.
      A Hades... Powiedzmy sobie szczerze, gdyby nie zdradził Justine teraz nie miałby problemów, o!

      Usuń
    4. Dość romantycznie? Nie wiem dlaczego, ale jakoś na te dwa słowa na mojej twarzy zawitał uśmiech. Nie mogę się tego doczekać!
      Fakt Hades mógł nie zdradzać Justine, ale jak widać każdy błąd obraca się przeciwko niemu... Może kiedyś odpłaci wystarczająco swoje winy...
      Tak poza tym zapraszam cię na nowy rozdział u mnie :)

      Usuń
  3. Cieszę się, że wróciłaś ^^. I sądząc po tym, że rozdział jest chyba dłuższy od poprzedniego, chyba dopisała ci wena :). Faktycznie mam wrażenie, że już się zbliża jakiś punkt kulminacyjny. Nie wiem, czy to efekt mowy odautorskiej, czy po prostu po tekście, ale o tej godzinie ciężko myślę.
    Podobało mi się to porównanie do szachów i pionków na szachownicy, które się w tekście parę razy przewinęło. Uważam, że jest bardzo trafne i pasujące do sytuacji, i tym bardziej podkreśla fakt zbliżania się jakiegoś decydującego momentu.
    Choć nie było tu Raisy, rozdział i tak mi się spodobał. Wyjaśnił za to pewne inne kwestie, choć niepokoi mnie postać Czcigodnej i to, co ona robi. Skoro nawet hadesa sobie podporządkowała, to faktycznie musiała mieć dużą władzę, choć nawet on już nie chciał jej służyć. Może faktycznie to postawienie się Raisy wbrew pozorom było takie istotne? hmmm...
    Te perspektywy na końcu to Shane? Tak myślę... W każdym razie, jego zachowanie jest coraz bardziej niepokojące. Choć z początku się przeciwstawiał i czuł wyrzuty sumienia, później dał się owładnąć temu złu, które go ogarnęło, a to nie zwiastuje niczego dobrego. Mam jednak nadzieję, że ostatecznie się opamięta i odzyska dawny sposób bycia. I ogólnie mam nadzieję, że to wszystko mimo pewnych zawirowań ostatecznie zakończy się szczęśliwie. Jestem ciekawa, co tam dalej wymyślisz...
    Jak zwykle muszę pochwalić liczne, obszerne i obrazowe opisy ^^. Bardzo je lubię :).
    ps. reaktywowałam już bloga o Evelyn xD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się cieszę, że wróciłam. Wena faktycznie dopisała, już dawno nie miałam tak dobrej;)
      No i cieszę się, że zwróciłaś uwagę na szachy. Uwielbiam symbolikę, dlatego one sie tu pojawiają. Cieszę się, że przypadły Ci do gustu.
      Raisy mało, ale ona miała swoje pięć minut. Teraz muszę pomęczyć trochę Shane'a. Czcigodna, strącając Justine z tronu, zyskała jej moc - moc Śmierci - a ta jest bardzo potężna. Do tego jako demon posiada własne moce. Postawienie się Raisy było istotne, gdyż dała przykład. Hades zobaczył, że o jest możliwe i nie jest sam w swoich wątpliwościach. Tylko, że nad Raisą Lilith ni ma takiej władzy jak nad Hadesem. Biedak...
      Tak, na końcu to Shane. Choć właściwie, mimo złączenia, dusza Shane'a nadal jest niespójna. Ale o tym później;P Muszę Ci powiedzieć, że nie lubię happy endów;P
      Cieszę się, że opisy sie podobały. Zawsze nad nimi się najbardziej skupiam. A na Evelyn zajrzę;) Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Jak dobrze być tu z powrotem! :)
    Mi się podobała narracja trzecioosobowa - w pewnym sensie nawet bardziej niż ta należąca do Shane'a. Ale to pewnie dlatego, że ja w ogóle jestem fanką trzecioosobówki. :D
    Uwielbiam sposób, w jaki łączysz mitologię z religią chrześcijańską. W życiu bym nie pomyślała, że to wszystko może ze sobą współgrać, ale Ty w jakiś sposób tego dokonałaś. Hades dołączył do grona moich ulubionych postaci (skoro lubię Justine, to nawet jest logiczne :D). Mam nadzieję, że jednak odegra jeszcze większą rolę w całej historii i bunt Raisy jakoś go zmotywuje. Może uda mu się skontaktować z Justine? *nadzieja w oczach*
    Zastanawiam się o co chodzi z zemstą Lilith. Lucek wyrzucił ją z Piekła? Zraniona kobieta to niebezpieczna kobieta. :D Co nie zmienia faktu, że Lucyfer chyba niczego się nie spodziewa... biorąc pod uwagę fakt, jak świetnie bawił się przy pochłanianiu Posłanników.
    W sumie nie spodziewałam się, że to zrobisz - że ich wszystkich zabijesz. Czy rzeczywiście byli tacy niepotrzebni? W końcu stanowili całkiem niezłą armię marionetek, która ślepo wykonywała każdy rozkaz... Ale nie sądziłam też, że Shane tak szybko podda się swojej "ciemnej" stronie. Myślałam, że będzie się jakoś opierał. Teraz pozostaje mi tylko wierzyć, że istnieje jakiś sposób, by go uratować. Najpewniej Raisa będzie odgrywała w tym wszystkim jakąś rolę (kim, u licha, było to światełko?), aż nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów!
    Żałuję, że Shane musiał być sam w tak okropnej chwili. Najpierw zrozumiał, że kogoś zabił, a potem nie umiał oprzeć się swojemu alter ego.
    Jeszcze drobna pomyłka się wkradła:
    "Niech nikt nie warzy się" -> myślę, że w tym przypadku chodziło o "waży się"
    Łaaał, no to wszystkiego najlepszego, teraz jesteś już dorosła i w ogóle. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Strasznie długo kazałaś nam czekać na ten rozdział, ale właśnie przez to z tak wielką przyjemnością go pochłonęłam. I wiesz co? Jesteś po prostu genialna. Rozdział wypadł fenomenalnie i ja jakoś nie widzę, abyś miała trudności z narracją trzecioosobową. Więcej! Śmiało mogę stwierdzić, że to ona nadała właściwy klimat całości.
    Eh, czyli fałszywa Śmierć znudziła się już udawaniem i postanowiła pokazać swoje prawdziwe oblicze. A więc Wężowa Księżniczka? Kurczę, aż nazbyt wiarygodnie opisałaś jej wygląd. Do tej pory czuję obrzydzenie, gdy to sobie przypomnę.
    Zniewolony Hades jest przerażający, a jeszcze bardziej przerażająca jest jego rozpacz i niemoc. To, że musiał skazać na zagładę tyle istnień... Niewyobrażalne cierpienie. Widać, że jego pani nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć swój cel. Aż boję się pomyśleć w jakiej sytuacji znalazła się Raisa. Tak, tym razem ktoś ją ocalił, ale co jeżeli nadejdzie czas ostatecznej potyczki? Czy Shane stanie po stronie ciemności i przyjdzie jej z nim walczyć? A może to ona wydobędzie go z mroku?
    A no właśnie Shane. Przeraża mnie coraz bardziej. On sam chyba nie do końca rozumie co się dzieje. Jest osłabiony i nie potrafi się sprzeciwić złu. Boję się, ile szkód może jeszcze nawyrabiać, jeżeli nikt go nie powstrzyma.
    Czekam na nowość i mam nadzieję, że pojawi się ona szybciej niż ten rozdział :) Poza tym wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. 18 lat piękny wiek ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. HADES, HADES, HADES, HADES! (krzyczy z radością)
    Nienawidzę Czcigodnej. Pozwala sobie na zbyt dużo i żeby tak traktować Hadesa?
    Mam nadzieję, że zrobią z tym porządek i ona dostanie karę a nie Hades.
    A rozdział bardzo fajny. Spodobał mi się ;) Pozdrawiam cicho i kłaniam się nisko, Echelon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Droga Hanekawa, Twój blog jest w linkach na www.time-to-be-alive.blogspot.com/ Pozdrawiam cicho i kłaniam się nisko, Echelon

      Usuń
  7. Noi mamy powrót w wielkim stylu:) Powiem tylko że warto było czekać:) Jestem pod mega wrażeniem:)
    I czekam na spotkanie z Raisą:) To będzie interesujące:)

    Czika:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj, kochanie. Słyszałam, że lubisz czytać, prawda?Piszesz ślicznie, przepięknie i ogólnie jestem zachwycona, więc prosiłabym cię, żebyś oceniła moją pracę, może ja też nadaję się na pisarkę... Tutaj masz adres mojego bloga: rock-me-girl.blogspot.com i jeśli ci się spodoba, będę zaszczycona, że chcesz go czytać :')

    OdpowiedzUsuń
  9. Z tego co zrozumiałam, stuknęła Ci 18?:D Wszystkiego najlepszego;p
    Szkoda mi Hadesa. Wydaje się w porządku. Czy on myśli, że prawdziwa Śmierć nie żyje? Mam nadzieję, że szybko się dowie, że żyje i chce odzyskać władzę;)
    Shane znowu jest zły, a myślałam, że będzie z tym walczył i się opamięta:/ Może Raisa na niego wpłynie? No nic, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Lilith? W dodatku chce pokonać Lucyfera? Nieźle. Nie uda jej się. Nie wierzę. Nie jego. Haha ;d A może... Chciałabym wejść do Twojej głowy i dowiedzieć się, co planujesz. Pewnie to Shane może go pokonać. Ale czym on jest, gdy odrodziła się jego prawdziwa postać? Jakimś diabłem? Aż strach pomyśleć, do czego jest zdolny. Ten fragment z duszami był przykry. Szkoda mi Hadesa... Musi tak postępować wbrew swojej woli, a potem cierpi. Okropne. Dawno nie było rozdziału, to prawda, ale cieszę się, że już napisałaś. I jak zwykle wyszło Ci wspaniale, a ja nie mogę się nadziwić, jakim cudem potrafisz wszystko tak ładnie opisywać. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. no wreszcie! ciesze się, że wrócił czas, wena i zapał do pisania! i to jak! nie doć,że rozdział długi to jeszcze obfitujący w wydarzenia, wydarzenia, po ktorych aż mam ciary :)
    Pierwsza scena była co najmniej okrutna. Aż poczułam żal do Hadesa i zastaanwiam się teraz czy naprawdę nic się nie da zrobić? Ta Lilith to faktycznie suka ... no ale pewnie nie da się inaczej przy jej,że tak to określę ,,stanowisku" :D Ale i tak ta część z Shane'm mi się podobała milion razy bardziej - tylko że mam jeszcze większe ciary przez to! co on zrobił? czemu wybrał zło? O Chryste ... czekam na kolejny z niecierpliwością! :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  12. To chyba jeden z lepszych rozdziałów, przynajmniej według mnie i chyba nie tylko :) I nie masz się co martwić, bo ja jakoś nie widzę, abyś miała trudności z narracją trzecioosobową. Powiem nawet, że był to jeden z najciekawszych fragmentów jakie tu czytałam.
    W końcu poznaliśmy fałszywą Śmierć. Lilith? Ty to masz genialne pomysły ;D I nie muszę dodawać, że najbardziej spodobał mi się Hades, ale to było do przewidzenia. Mam słabość do tego imienia.
    Strasznie mi go szkoda, musiał wbrew sobie skazać na zagładę tyle duszyczek i wciąż tęskni za Persefoną, będąc uwiązany przy Czcigodnej. To takie smutne. Jedyny plus to to, że Lilith postanowiła dać spokój Raisie przynajmniej na jakiś czas. Będzie dziewczynie potrzebny, by znaleźć jakieś rozwiązanie dla tej sytuacji.
    No i fragment o Shane'ie, który równie wiele wyjaśnił, ale jest chyba jeszcze bardziej przerażający. Książę piekieł robi mu za sługę? Cóż zatem za szychą mysi być Shane. To nie brzmi zbyt optymistycznie. W co ten chłopak się wpakował? Boję się, że to nie skończy się dobrze. Obym się myliła.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam Cię ponownie :) długo nie pisałaś ale muszę przyznać, że zaszalałaś:D Wiele zagadek rozwikłał ten rozdział choć w sumie dodał też parę następnych. Totalnie się nie spodziewałam się, że Lilith może być Czcigodną a tym bardziej zaskoczył mnie bunt Hadesa wobec niej. Straszne były te dzieciątka spadające do otchłani:/ Nie mogę się doczekać aż wyjaśnisz kim dokładnie jest Shane, z taką służbą Czarny Feniks musi być kimś naprawdę złym. Chciałabym by Shane jakoś nad nim zapanował choć coraz bardziej w to wątpię. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  14. Przepraszam najmocniej, że komentuję dopiero teraz. Ostatnio mam wiele na głowie ;)
    Wierz mi lub nie, ale czekałam na moment, w którym napiszesz coś bardziej z perspektywy Czcigodnej.Niby użyłaś narracji trzecioosobowej, ale w głównej mierze przedstawiłaś nam świat jej oczami. Muszę przyznać, że Śmierć - a raczej jej imitacja - to naprawdę potężna, wszechwładna istota. Wszystkich trzyma na krótkim łańcuchu i wyraźnie nie lubi, gdy coś wymyka się spod kontroli. Boję się, co może się jeszcze stać. Raisa w obecnej chwili jest solą w oku Czcigodnej, a ponieważ Milliannie nie udało się jej zlikwidować, zapewne w życie wejdzie kolejny plan. Chociaż wykreowana przez Ciebie postać jest naprawdę przerażająca - wystarczy popatrzeć, jak łatwo przyporządkowała sobie Hadesa bądź jak naprawdę wygląda bez tych wszystkich przebieranek - mimo wszystko ją lubię. To dynamiczna i barwna bohaterka. Na dodatek z zimną krwią pozbyła się tak wielu duszyczek, które dotąd musiały jej służyć... Ta scena wywołała na mnie ogromne wrażenie.
    Co, do cholery jasnej, porobiło się z Shanem? Na początku pomyślałam, że ktoś omyłkowo wziął chłopaka za zmarłego, stąd umieszczenie go w kaplicy oraz te wszystkie znicze. Potem pojawił się ten diabeł - swoją drogą bardzo interesujący. Do pewnego czasu sądziłam, że Shane jest pod panowaniem jakichś złych duchów, które z biegiem czasu przejmują nad nim panowanie, teraz jednak zaczynam myśleć, że chłopak jest wcieleniem jakiejś piekielnej istoty, może nawet silniejszej od samego Lucyfera. Początkowo Shane się opierał, potem nagle, po tej swojej dziwnej wizji, kompletnie się zmienił. To już nie jest ta sama osoba. Ale czy to znaczy, że dusza tamtego sympatycznego, w gruncie rzeczy wrażliwego chłopaka przepadła na zawsze?
    Oj, zaciekawiasz i wciąż zaskakujesz :) Kocham to opowiadanie.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Part I
    No, to jedziemy! Lepiej mocno się trzymaj! :)
    Zacznę od ogółu. Piszesz bardzo klasycznie, tzn. liniowo i logicznie, opisując działania, myśli itp. wszystkich bohaterów, tylko kilku chowając w cieniu. Dobrze i przyjemnie się to czyta, taki oddech po tych wszystkich fragmentarycznych akcjach, poszatkowanych niczym kapusta przygotowywana do kiszenia za pomocą gwordu (czyt.: po tych wszystkich off-topach Off).
    Ale za to ci, których ukrywasz, doskonale spełniają swoje zadanie. Są tacy... hm, tajemniczy i zaskakujący... (No tak, Off i jej bogate słownictwo...) Mam tu na myśli Justine, która jak coś palnie, to morda mi leci do samej ziemi, Selene-nie-Selene, ulubieńca publiczności, czyli Hadesa oraz ulubieńca Off, czyli tajemniczego blond prawie anioła (czy bardzo się mylę sądząc, że tajemniczy wybawca Raisy jest jeszcze kimś innym? If you know what I mean, bo nie chcę się do szczętu skompromitować moimi nadinterpretacjami).
    Dalej: bohaterowie. Ci główni. Przyznam szczerze - myślalam, że polecisz schematem, ale Raisa i Shane coraz bardziej mnie zaskakują. Robię te wszystkie rzeczy, o które bym ich nie podejrzewała, ale jakoś dziwnie to wszystko pasuje do ich charakterów. Dobrze naszkicowanych, tak przy okazji. Chociaż z ich dwójki zdecydowanie wolę Shane'a. Jest prawdziwszy, Raisa czasem zajeżdża mi typową heroiną z książek adresowanych do rozentuzjazmowanych nastolatek, pragnących być takie jak ich ulubione bohaterki - odważne, mądre, z ciętym jęzorem i mroczną przeszłością, którą będą pokonywać u boku swej cudownie odnalezionej miłości życia. Ale to chyba tylko takie subiektywne odczucie. ;)
    Co jeszcze...? A, no tak - fabuła. Sam pomysł z demonami, sługusami śmierci, walką z systemem, potęgą uczuć etc. nie jest może szalenie oryginalny, ale potrafisz go urozmaicić, co i rusz wprowadzając jakieś odstępstwa od znanych schematów. Akcja toczy się niby po utartej ścieżce, ale nie brakuje na niej kolein, na których wszyscy podskakują i pokrzykują ze zdumienia.

    No i tu muszę strzelić cdn., bo mi mówi, że za dużo głupoty jak na jeden komentarz. Ehhh...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Part II
      A teraz najmniej przyjemna część, którą sadystyczna ja zostawiła na sam koniec.
      Chociaż ogólnie rzecz biorąc twojemu stylowi nie można wiele zarzucić i nie mam pojęcia, o co się tak ciskasz po każdym rozdziale, bo piszesz płynnie, lekko i wciągająco, a te wszystkie fragmenty, co to ci podobno nie wychodzą, są kawałem porządnego literackiego warsztatu, to mam kilka uwag. Po pierwsze - literówki. Częste i irytujące. A to przeskoczy literka, a to wkradnie się byczek... Niby nic, a jednak. I po drugie - stylistyka. Czasem lekko kuleje, raz w składni (momentami nienaturalnej), potem w powtórzeniach, a czasami po prostu "coś jest nie tak", if you know what I mean (kurczę, nadużywam tego). No i po trzecie - notorycznie "iż". Ludzie po prostu tak nie mówią! :)
      Nie są to jakieś rażące błędy i widać, że przykładasz się do tego, co robisz, a przede wszystkim - nienajgorzej się na tym znasz, ale jednak czasem coś mnie zakuje w oczęta. Moja skromna rada, do której naturalnie nie musisz się stosować, bo ze mnie żaden tam autorytet: spróbuj ogarnąć jakąś betę albo przed opublikowaniem zwyczajnie czytaj każdy akapit dziesięć razy, a potem całość kolejne pięć razy. To bardzo pomaga. :)
      Mam wrażenie, że ten komentarz zrobił się ciut za długi, ale chciałam jeszcze dodać, co sądzę o rozwoju akcji w tym rozdziale. A jak chcę, to tak zrobię. Toteż sądzę, że było tak, że trudno mi to ocenić, bo jestem pod wrażeniem. :)
      Zdecydowanie przyspieszyłaś i to ci się chwali. No i chyba nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw z Shane'em. Niegrzeczny chłopiec z niego... >:) Ale jak się jest taką grubą rybą, to se można poszaleć. Dołączam się też do głosów wołających zgodnie: "Nie, Hadesie, nie płacz, my i tak cię kochamy!" Lilith jest u mnie na czarnej liście, ale, tak swoją drogą, to bardzo porządnie skonstruowana postać. Jeszcze nas zaskoczy, ja to czuję! ;)
      Cóż mogę dodać? Wybacz, że spreparowałam aż tak obszerne bazgroły i że musisz się przez nie przedzierać. Mam nadzieję, że mój błagalny uśmiech, proszący o więcej, i to szybko, wynagrodzi ci ten trud.
      Oto i uśmiech: :D :D :D :D :D
      No proszę, nawet pięć!
      I tym radosnym akcentem kończę, pozdrawiam i życzę weny. O, i jeszcze zapraszam do mnie, jeśli to "u mnie" powstanie. :)
      Off

      Usuń
  16. Wybacz mi, że tak długo nie wpadałam do Ciebie, ale żywcem wykrusza mi się cały wolny czas! Ledwo co mam kiedy siąść przy laptopie. Ale dzisiaj nadrabiam imam nadzieję, że kolejny rozdział też uda mi się przeczytać. A powiem, że byłoby dobrze, bo po tym bardzo mi się spodobało. Znaczy inaczej, wiesz, że uwielbiam Twoje opowiadanie, lecz ten rozdział byl... Kurcze... Nie sądziłam, że nasz wspaniały Shane naprawdę bedzie dał radę przejsc na drugą stronę. Ale w sumie to jest łatwe. On nie miał prostego życia, a pozwalając sobie na przyjęcie tej swojej drugiej natury, zrezygnował z bólu i cierpienia. Teraz tak naprawdę nie bedzie już niczego czuł, a dla niego to chyba dobrze, bo do tego dążył caly czas. Żeby nie przejmować się innymi, tym, że sprawia komuś cierpienie. On nie był złym człowiekiem, lecz pewne sytuacje zmusiły go do podjęcia takiej decyzji. W sumie wcale mu się nie dziwię. Czasami człowiek nie ma już siły do dłuższej walki. po prostu się poddaje. Mam jednak nadzieję, że Raisa jako tako się spisze i namiesza u w główce. I choćby miała go zabić, to to zrobi, nim osiągnie on taką siłę, by przewrócić świat do góry nogami. !

    OdpowiedzUsuń