Przez
chwilę panowała cisza. Jak zwiastun burzy zaległa między nami, budując
napięcie. Cofnęłam się o kilkanaście kroków, nerwowo obmyślając plan działania.
Wciąż pozostawałam w ludzkiej postaci. Nie miałam szans z w pełni przygotowaną
Millianną. Co mi jednak pozostało? Ucieczka? Przecież nie zdołałabym się przed
nią schować. Posłannik był istotą, która bezwzględnie dążyła do wykonania misji
swej pani. Gdziekolwiek bym się nie udała, podążyłaby za mną, szukając dogodnej
chwili na wykonanie wyroku. Poza tym… Przez lata szkolono mnie na wojownika.
Duma nie pozwalała na zachowanie się w tak niegodny sposób. I choć starcie
wydawało się przegrane od samego początku, nie zamierzałam tanio sprzedać swej
skóry.
- Raiso,
jesteś oskarżona o zdradę Czcigodnej Śmierci, pani życia ludzkiego, władczyni
Sementii i Posłanników. Nie wykonałaś powierzonego ci zadania, kierując się
niezbyt jasnymi pobudkami, co jest jawnym sprzeciwieniem się Najwyższej. Czy
masz coś na swoją obronę? – Wyprany z emocji głos Millianny brzmiał, jakby
jeszcze drżące w powietrzu słowa wypowiadał robot. Wpatrywała się we mnie tymi
swoimi lodowatymi oczami, wywołując dreszcze na ciele. Nigdy nie potrafiłam
zrozumieć, jak osoba pozbawiona całkowicie uczuć może posiadać tak
przeszywające spojrzenie. Cała osobowość Millianny zamykała się w błękitnych
tęczówkach, których blask był jedynym dowodem na to, że dziewczyna „żyje”.
- Po
prostu… - zaczęłam cicho, usiłując zapanować nad własnym głosem. – Ona nie jest prawdziwa! Czcigodna to
oszustka. W imię zemsty pozbawiła władzy prawowitą Śmierć. Przez cały czas nas
okłamywała i wykorzystywała. Ciebie też, Millianno – wyrzuciłam z siebie, nie licząc nawet, iż
odniesie to jakiś skutek. Blondynka została stworzona przez podróbkę. Nie
wątpiłam, że ta zadbała, by Posłanniczka nie potrafiła się zbuntować. Jako
jedyne odstępstwo od reguły, nie miałam co liczyć na wsparcie. Po raz kolejny
uświadomiłam sobie, jak bardzo byłam samotna w ich świecie. A jeszcze do
niedawna traktowałam Sementię niby dom.
- Czcigodna
poinformowała mnie, iż zło przejęło twój umysł. Herezje, które głosisz, tylko
to potwierdzają. Zmarnowałaś swoją szansę na ułaskawienie. Jednakże nadal
przysługuje ci prawo do godnego unicestwienia. Przyjmij bojową formę po raz
ostatni, Posłanniczko, po czym stań do pojedynku. – Cóż za wspaniałomyślność! Miałam
ochotę plunąć na tę ich dobroć, ale tak naprawdę otworzyła się przede mną
szansa. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Byłam przekonana, że egzekucja
przebiegnie szybko, a tu nagle otrzymałam przywilej obrony. Dziwne… Przecież
mogłam wygrać, a wtedy… Co Śmierć knuła? Czyżby nie chciała mnie zabijać?
Niemożliwe! Stanęłam w opozycji do niej, dlaczego pragnęłaby dać mi drugą
szansę? Postępowanie kobiety wydawało się nielogiczne, jednakże nie łudziłam
się, iż to objaw sympatii. Cała ta sytuacja… Z pewnością widziała w takim
rozwiązaniu jakieś korzyści dla siebie.
Nie było
teraz czasu na roztrząsanie tej sprawy. Musiałam zająć się Millianną. Kurtka
zabrana z posiadłości Justine wylądowała na ziemi. Bez wahania rozdarłam rękaw
bluzki, odsłaniając lewe ramię. Znamię nadal tam było. Odetchnęłam z ulgą. Bez
niego nie dałabym rady wrócić do duchowej postaci. Z braku innego narzędzia
kciuk przegryzłam zębami. Zdusiłam jęknięcie bólu, obserwując, jak szkarłatna
substancja pojawia się na skórze. Przytknęłam krwawiący palec do półksiężyca,
modląc się, by wszystko przebiegło prawidłowo.
- Bogowie,
którzy przyoblekliście mnie w to ciało, panowie Nieba i Ziemi. Ja, wasza
służebnica, pokornie proszę, by duch mój mógł wydostać się na zewnątrz tej
haniebnej powłoki. – Przymknęłam delikatnie powieki. Niemal natychmiast poczułam
delikatne mrowienie przechodzące falami przez moje ciało. Stawałam się jakby
lżejsza, podobna do powietrza. Drobinki materii odrywały się od poszczególnych
części ciała, ulegając unicestwieniu. Krążenie zwolniło, natomiast zmysły stały
się bardziej wyostrzone. Wróciła nadnaturalna prędkość – umiejętność, której
tak mi brakowało. Wszystko działo się niezwykle szybko… Wystarczyły ułamki
sekundy, bym z człowieka znów stała się duchem. Z jednej strony było to
wspaniałe uczucie, ale z drugiej jakaś nutka żalu pojawiła się w sercu. Może
tylko na chwilę, ale znów zerwałam ze światem mej prawdziwej przynależności. I
gdzieś w umyśle plątała się myśl, że już nie zdołam do niego powrócić.
Otworzyłam oczy, jednocześnie biorąc głęboki
wdech. Zranioną wcześniej rękę ozdabiał srebrny płyn. To było dostatecznym
dowodem na pomyślne przeprowadzenie dematerializacji. Pozostało mi jedynie
skontrolowanie stanu Selene. Zostawiłam ją w miejscu, gdzie widniały ślady
krwi. Teraz zamiast katany leżała tam najprawdziwsza Kosa. Wyglądała dokładnie
jak wtedy, w białym pokoju. Mająca nieco ponad metr długości, migotała
zachęcająco. Bez słowa podeszłam i chwyciwszy broń w prawą dłoń, ustawiłam się
w pozycji bojowej. Czarny płaszcz powiewał delikatnie na wietrze, naśladując
krucze skrzydła. Czułam podekscytowanie ustawionej poziomo, ostrzem do przodu
Selene. Nie powinno tak być… Nieważne. Musiałam skupić się na przeciwniku.
- Gotowa? –
Lakoniczne pytanie Millianny stanowiło sygnał do walki. Bez słowa skinęłam
głową, kątem oka obserwując Vulcana. W porównaniu do Selene prezentował się
mizernie. Dwa przeplatające się, przypominające wyglądem drewno pręty stanowiły
trzon, na którym osadzono wściekle czerwone ostrze. Całość płonęła niczym
pochodnia, dając raczej miłe wrażenie. Wiedziałam jednak doskonale, iż to tylko
pozory. Niewinne oblicze Vulcan nadrabiał potężną mocą oraz hartem ducha. Wraz z
partnerką zawsze walczyli do końca, nigdy nie przegrywając. Dziś musiałam
sprawić, by upadli. Czekało mnie wręcz niewykonalne zadanie, ale musiałam dać z
siebie wszystko. Od tego zależało moje istnienie.
Ruszyłyśmy
w stronę wroga, uważnie obserwując jego ruchy. Dystans zmniejszał się z każdą
sekundą. Adrenalina zawrzała mi w żyłach, za to oblicze Millianny pozostało
niewzruszone. Jeszcze tylko dwa kroki, krok… Przyśpieszyłyśmy gwałtownie, jakby
reagując na wyimaginowany wystrzał. Świst Kos przeciął powietrze. Zaatakowałam
z góry, próbując zadać jej cios w głowę. Uchyliła się, jednocześnie atakując z
boku. W ostatniej chwili udało mi się nieznacznie obrócić i sparować cios
trzonkiem Selene. Ostrze wbiło się, zostawiając brzydką rysę. Odskoczyłyśmy na
odległość kilku kroków, by okrążać się jak rozwścieczone lwice. Niedługo trwał
taki stan. Ruszyłam prosto w jej kierunku, w ostatniej chwili umykając w bok. Kosa
rozorała biodro Millianny. Syknęła cicho, prawie niezauważalnie, lecz nie
pozwoliła sobie na odpoczynek. Zanim zdołałam uchwycić równowagę, zdołała
wykonać półobrót i prawą nogą wymierzyć mi kopniaka w plecy. Siła uderzenia
sprawiła, że upadłam. Vulcan zapłonął z wściekłości. Kątem oka zarejestrowałam
zbliżającą się broń wroga. Przeturlałam się dokładnie w chwili, gdy uderzyła.
Ostrze zazgrzytało o podłoże kilka centymetrów od mojej twarzy. Usiłowałam
podnieść się na nogi, ale spadł kolejny cios. Ledwie udało mi się uchwycić
Selene w obie ręce i sparować uderzenie. Kosa zawisła nade mną. Płomienie
lizały twarz. Siłując się z napierającą Millianną, nie zdołałam zapobiec
podpaleniu włosów. Zajęły się niczym słomiana podpałka. Musiałam coś zrobić,
inaczej ogień ogarnąłby całe ciało. Szybko oceniłam sytuację, dostrzegając
odsłonięte nogi blondyny. Były wystarczająco blisko… Lodowy pył osadził
się na skórze, po czym wniknął do
komórek, zmieniając się w lód. Srebrna krew trysnęła z rozsadzonych cząsteczek
materii, brudząc mi twarz i ubranie. Millianna zwaliła się na mnie, upuszczając
Kosę. Zrzuciłam ją, podrywając się na równe nogi. Przytknęłam ostrze Selene do
włosów, szeptem wydając polecenie. W samą porę. Zatrzymałam pożar na wysokości
barków. Byłam trochę poparzona oraz straciłam większość włosów, ale ocaliłam
życie.
Tymczasem
Milliannie udało się wstać. Okaleczone nogi Posłanniczki lekko drżały, lecz na
twarzy wciąż widniała niezmienna powaga. Tak, jakby w ogóle jej nie bolało…
Pokręciłam głową z politowaniem.
- Naprawdę
podoba ci się taka egzystencja? – rzuciłam w jej stronę. – Nie wiesz nawet, jak
wyrazić to, co czujesz. Mylę się? Przecież nie może być tak, iż pod tą powłoką
w ogóle nie ma serca. Dusza tym przewyższa ciało, że potrafi okazywać emocje, a
Posłannicy są złożeni z niemal samych dusz. Nie gotujesz się cała w środku z
wściekłości? Nie masz potrzeby wykrzyczenia swej frustracji? Więc czym
jesteś? Lalką, która posłusznie wykonuje
polecenia? Odpowiada ci to?
- Jestem
wojownikiem – odparła niewzruszonym tonem. Moje słowa nie zrobiły na niej
wrażenia. – Uczucia są tylko balastem. Uczyniłyby mnie słabszą. Naraziły na
wpływy osób postronnym. Nie posiadając ich, nie mam żadnych słabości. Kieruję
się tylko wolą Czcigodnej. Spełniam jej rozkazy jak wzorowy żołnierz. Po to
istnieję – wyrecytowała tak doskonale znaną mi formułkę bez zająknięcia.
Wbijano to do głów Posłanników już od pierwszego treningu. Większość zgadzała
się z tym bez słowa sprzeciwu. Zupełnie jak posłuszne, tresowane pieski.
- Mylisz
się. Uczucia potrafią stać się siłą nie do pokonania. Dzięki nim podrywamy się
do walki, mimo iż sytuacja wydaje się beznadziejna. Rozpalają nasze serca na
tyle, że jakoś przestajemy zwracać uwagę na ból. Odradzamy się. Szkoda, iż nie
doceniasz ich mocy. Wiele tracisz.
- Rozum
jest potężniejszy od emocji – odparła sucho, nieświadomie cytując słowa z
jednego przemówienia Czcigodnej. Była zmanipulowana do tego stopnia, że nie
potrafiła wyrazić myśli własnymi słowami. Bezmyślnie naśladowała Śmierć… A ja
usiłowałam sprowokować ją do samodzielnej refleksji. Strata czasu. Justine trafiła
w dziesiątkę. To była tylko kukiełka, zabawka stworzona przez bezwzględną
istotę kierującą się zemstą.
Millianna
nie zamierzała więcej dyskutować. Okaleczona, nadal chciała walczyć.
Wyprostowała się dumnie, celując we mnie Kosą. Rzucała wyzwanie. Nadal była
pewna, iż pokona wroga, gdyż ten postępuje wbrew woli jej pani. Nie miałam
wyboru. Ugięłam nieco nogi, szykując się do kolejnej szarży. Wzrok wbiłam w
Milliannę, śledząc każdy jej krok. Ruszyła z miejsca spokojnie, jakby od
niechcenia. Pokonywała tak dzielący nas dystans, w ogóle nie zdradzając swoich
zamiarów. Opracowywała strategię. Może
liczyła, że to ja rozpocznę? Nie wiedziałam, co sobie uroiła, ale po kilku
minutach niezobowiązującego spacerku nagle przyspieszyła. Zbliżała się w
zastraszającym tempie. Vulcan z głośnym szczękiem uderzył w Selene, którą
ledwie zdążyłam się zasłonić. Nacisk dziewczyny sprawił, iż cofnęłam się dwa
kroki, dając przeciwnikowi przewagę. Oderwała ostrze, po czym zadała szybki
cios z dołu. Sparowałam, usiłując jednocześnie podciąć jej nogi. Nie udało się
wprawdzie, ale przynajmniej ją zdekoncentrowałam. Korzystając z tego, odbiłam
Kosę wroga, wkładając w to wszystkie swoje siły. Upadła z brzdękiem na ziemię.
Millianna zamarła. Co teraz? Miałam tak po prostu zabić Posłanniczkę? Zawahałam się na moment. To był błąd.
Odzyskała panowanie nad sobą. Błyskawicznie odskoczyła do tyłu, gestem
przywołując Vulcana. Kiedy się tego nauczyła? Zdolność manewrowania Kosą na
odległość, a więc wszelkie zmiany
położenia bez konieczności fizycznego kontaktu, stanowiła dla Posłannika największe
wyzwanie. Poczyniła ogromne postępy od naszego ostatniego treningu w Sementii.
Czyżby specjalnie na tą okazję? Dlatego tak długo zwlekano z egzekucją?
Przecież mogli wysłać kogoś innego…
-
Wystarczająco przetestowałam twoje umiejętności. Żarty się skończyły. Pora to
zakończyć, Raiso.
-
Chociaż w tym się zgadzamy –
odmruknęłam, czując niepokój. Tylko mnie sprawdzała? Co to oznaczało dla
dalszego rozwoju pojedynku?
Ostatni raz
stanęłyśmy naprzeciw, gotując się do decydującej fazy starcia. Obyło się bez
podchodów. Rzuciła się w moją stronę, zgrabnie ustawiając Kosę pod bardzo
ostrym kątem, cios wyprowadzając z dołu. Sprytne. Odgięłam się do tyłu, cudem
unikając zranienia. Ostrze świsnęło centymetry od twarzy. Natychmiastowo
wyprowadziłam kontratak. Teraz tempo wyraźnie przyspieszyło. Ciecie za cięcie,
uderzenie za uderzenie. Ja zamrażałam jej tkanki lodem, ona spalała. Dźwięk
zderzających się Kos tworzył jakby muzyczną kompozycję. Wystarczyła chwila
nieuwagi. Zmęczona, dałam się nabrać na pospolite zagranie. Zaatakowała
pozornie frontalnie, by nagle skręcić w bok, jednocześnie chwytając mnie za
odsłonięte ramię i, przenosząc ciężar ciała na jedną nogę, obrócić się tak, żeby
ostatecznie wylądować dokładnie za mną.
Nie zdążyłam zareagować. Rozżarzony metal wbił się w kark, przechodząc na
wylot. Krtań uległa poważnemu uszkodzeniu. Miałabym może jeszcze szanse, gdyby
Millianna natychmiastowo nie wyciągnęła Kosy. Tymczasem zaraz po usunięciu
broni poczułam w ustach krew. Srebrny płyn wydostał się na zewnątrz, potężnym
strumieniem wylewając się na klatkę piersiową. Wytrzeszczyłam oczy. Nie mogłam
oddychać! Runęłam na ziemię jak kłoda, bezwiednie zaciskając palce w miejscu
zranienia. Co teraz? Umierałam… Naprawdę umierałam… Nie pomyślałam, że to może
być takie bolesne. Poruszałam ustami niczym ryba wyciągnięta na powierzchnię,
ale nie pomagało. Powietrze nadal nie docierało do płuc. Obraz zaczął się
zamazywać. Wierzgałam nogami w akcie desperacji, jakiejś instynktownej woli
przetrwania.
- Ratunku…
- pomyślałam. – Niech mi ktoś
pomoże. Ktokolwiek. Nie mogę tutaj zginąć. Jeszcze nie teraz! Mam za dużo do
zrobienia… - Rozpaczliwe myśli nie doczekały się odzewu. A więc nie było
nadziei…
- Niech to
cierpienie choć częściowo odkupi twe winy. – Przez łzy dostrzegłam pochylającą
się nade mną Milliannę. Vulcan płonął intensywniej niż wcześniej. Chciała zrobić
ze mnie ofiarę całopalenia? Z
przerażeniem obserwowałam, jak uroczyście wznosi Kosę do góry. Zesztywniałam ze
strachu. Czekał mnie żałosny koniec. To był ten moment, kiedy przed oczami
powinno mi przelecieć całe życie. Ja widziałam tylko Shane’a. Jego ironiczny
uśmieszek i spojrzenie, w którym zatraciłam się już podczas pierwszego
spotkania.
- Wybacz.
Nie zdołałam ci pomóc… - Złączyłam powieki, czekając na koniec. Kojąca ciemność
ogarniała zmysły. I gdy już myślałam, iż pogodziłam się z unicestwieniem, krzyk
Millianny wyrwał mnie z otępienia. Otworzyłam szeroko oczy. Świat przesłaniały
mi zszarzałe skrzydła splamione krwią. Długie, białe włosy tańczyły na wietrze.
Gdzieś w głowie zakwitła myśl, że już go wcześniej spotkałam, ale zgasła równie
szybko jak istnienie blondwłosej
Posłanniczki, po której pozostała tylko dogasająca Kosa. Uspokojona obecnością
wybawiciela, odpłynęłam w niebyt.
***
Po długiej nieobecności powracam z nowym rozdziałem, co do którego mam mieszane uczucia. Podoba mi się chyba tylko końcówka... Nie lubię pisać scen walki i to widać. Przepraszam Was za jakość notki. A także za jej długość, bo to jedna z krótszych w dziejach opowiadania. No cóż, tu pasowało mi skończyć. Następny rozdział z perspektywy Shane'a, więc obiecuję coś dłuższego.
Rozdział dedykuję wszystkim maturzystom, którzy w pocie czoła wypełniają swoje arkusze. Powodzenia, kochani!
Ach, i chciałabym zaprosić na moje nowe opowiadanie. Wiem, że to szaleństwo... No nic. "Strachobreska" stoi dla Was otworem;)
Nominowałam cię do "The Versatile Blogger Award". Więcej informacji na www.szkola-liscia.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Meaghan :*
A za rozdział się już biorę. Ogólnie pewnie myślisz, że nie czytam, bo ostatnio w ogóle po sobie śladów nie zostawiam. Nic z tych rzeczy - o dziwo - jestem na bieżąco, tylko zawsze czytam w tak ekstremalnych warunkach, że nie mam jak skomentować. Gomene~
Dziękuję za nominację, to bardzo miłe;)
UsuńNo cieszę się, że dałaś znak życia;) Nie ma za co przepraszać, często też tak mam;)
Jednak jestem jeszcze dzisiaj ;). I nie żałuję, że zdecydowałam się wejść od razu po przeczytaniu prologu na twoim nowym blogu, ponieważ ten rozdział był świetny.
OdpowiedzUsuńWiesz, że wcale nie widać, że nie lubisz pisać scen walki? Wychodzą ci one bardzo dobrze, tylko pozazdrościć, że umiesz oddać tak szybką, pełną napięcia akcję. Opisanie czegoś takiego to nie jest wcale prosta sprawa i podziwiam wszystkich, którym to wychodzi. Dlatego też zastanawiam się, czemu masz co do niej wątpliwości, bo ja osobiście jestem ukontentowana i zadowolona z dużej ilości wartkiej akcji oraz zwrotów w tym pojedynku.
Momentami myślałam, że faktycznie Raisa przegra. Choć naprawdę radziła sobie dobrze, to jednak Milianna była za dobra i w dodatku całkowicie wyzbyta wszelkich uczuć... To aż przerażające, jak można być takim lodowatym i kompletnie nic nie czuć. Zresztą widać, że Raisa jest wyjątkową posłanniczką, bo doznaje uczuć, jest przywiązana do swojej ludzkiej formy, do zwykłego, ludzkiego życia, i bardzo nie chce go utracić. W chwili, kiedy już spodziewa się końca, myśli także o Shanie... W ogóle, bardzo mnie zdziwiła ta końcówka. Kto jej pomógł, i co stało się z Milianną, że tak nagle zniknęła? Zastanawia mnie też, co teraz z nią będzie... Jednak myślę, że przeżyje, w końcu to główna bohaterka, ale zauważyłam, że także lubisz sprowadzać na bohaterów kłopoty, podoba mi się to, bo kiedy jest zbyt milutko i sielankowo, to jest nudno. A tutaj na nadmiar sielanki narzekać nie można, ciągle jakieś nowe przeciwności...
Jeżeli nie widać, to dobrze. Ogółem największym problemem dla mnie był fakt, że po prostu na szermierce i walce się nie znam. Starałam się opisać to jak najdokładniej, więc skoro się udało, chyba mogę być zadowolona.
UsuńZ tymi Posłannikami i ich bezuczuciowością niedługo wyjaśnię. Zresztą w następnym rozdziale pojawi się sporo wyjaśnień odnośnie tożsamości Śmierci itp.
No tak, sadystyczna ja uwielbia sprowadzać na swoich bohaterów kłopoty. Jej wybawiciel już się kiedyś pojawił... A co do Raisy, oczywiście przeżyje;) Jeszcze nie jedna próbę dla niej planuję, nie może sobie teraz umrzeć.
Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam.
Cieszę się, że wróciłaś i to w jakim stylu! Rozdział niby długi, a jednak byłam zaskoczona, gdy dotarłam do końca, naprawdę miałam ochotę jeszcze czytać! zwłaszcza, że skończyło się iście demonicznie. I co ja mam teraz sobie mysleć? Rana Raisy wydaje się beznadziejna, ale przecież nie jest zwykłą śmiertelniczką, nie może tak po prostu umrzeć, nie jako główna bohaterka tego opowiadania! No i ktoś jej pomógł, czyzby Justine albo ... Shane? Tak bardzo bym chciała, żeby on jej wreszcie wybaczyć, no ileż można ..
OdpowiedzUsuńNa koniec powiem, że wzruszyło mnie to, że Raisa umierając (ale przeżyje ^^), widziała Shane'a. Aww :D
Czekam niecierpliwie na kolejny, oby pojawił się szybciej niż ten :D
Skoro się podobało, jestem szczęśliwa. Ten rozdział był w sumie krótszy od poprzednich, za to na kolejny raz planuję coś bardzo długiego. No, ale to pewnie pod koniec maja. A co do wybawiciela, to ani Justine, ani Shane. Tak dobrze nie ma nie nie;P
UsuńHej, hej! A więc dotarłam! Pełna optymizmu po dzisiejszym "wysiłku psychicznym". No i zdecydowanie zasmuciłam się, gdy zobaczyłam, jak króciutki jest ten rozdział. Mam nadzieję, że następny będzie duuużo dłuższy! Zwłaszcza, że pojawi się w nim nasz kochany Shane ;d
OdpowiedzUsuńMówisz, że opisy walki Ci nie wychodzą?Hmm... bardzo dziwne, bo ja widzę tutaj coś zupełnie innego. Ale może pomyliłam blogi i przeczytałam zły tekst, nie wiem... Wtedy ten komentarz nie będzie miał sensu w sumie... Ale i tak go zamieszczę ;d
Co Ty zrobiłaś Raisie?! Chcesz ją uśmiercić?! Chyba jeszcze nie teraz, prawda? Bo byłoby to naprawdę bardzo niepożądane i byś mnie zezłościła, nie ukrywam tego! Naprawdę, mam nadzieję, iż dziewczyna jakoś wyjdzie z kłopotów, w które wpadła. Wiesz, uważam, że bardzo dobrze odzwierciedliłaś w postawie Millianny realia, które panują obecnie na świecie. Ludzie raczej zatracają swoją indywidualność, by stać się marionetką władz, czy po prostu innych osób z ich towarzystwa. Raczej chowa się za tymi, którzy mają większe znaczenie, w danym środowisku i pozwala się sobą manipulować, niczym lalką. Nie walczy się o własną godność i wolność. Robi się wszystko, czego chcą inni po prostu dla świętego spokoju, bądź - jak u Millianny - dlatego, że jest się zaślepionym świetnością innych. Ważne jednak, by potrafić się przeciwstawić i w końcu stanąć na nogi, ogarnąć się jakoś. Z tego, co mogę przypuszczać, Milliannie się to, niestety, nie udało. A więc była tchórzliwa i po prostu słaba. Nie potrafiła odrzucić tej iluzji, którą nakarmiła ją Czcigodna. Zapłaciła za to życiem.
Tylko, właśnie. kto to był? Ten, kto ocalił Raisę? Miał skrzydła, więc prawdopodobnie anioł. Ale dlaczego się pojawił? W najmniej spodziewanym, a jednocześnie w najbardziej potrzebnym momencie. Może miał za zadanie pilnować dziewczyny, by nic jej się nie stało? Bo może tylko ona będzie w stanie powstrzymać Shane'a?
Kurcze, naroiło się tych pytań troszkę w mojej głowie. Ale to wcale nie jest dziwne, ponieważ Ty po prostu potrafisz zaciekawić. I to jest najlepsze w Tobie!
A, właśnie, miałam jeszcze zwrócić uwagę na jedno. Zdania, w których opisywałaś walkę były bardzo krótkie, co zdecydowanie dało świetny efekt. Można było bowiem wyczuć ten dynamizm, nawet emocje, jakie towarzyszyły tej bitwie. Oj, podobało mi się, naprawdę! ^^ Tylko, żeby tak dłużej, no!
No nic. Czekam na coś więcej, życzę duuużo weny i pozdrawiam serdecznie na nadchodzący czas! ;D
Oj oj groźnie zabrzmiałaś. Ja Ci Raisy na razie nie zabije, za dobrze by jej było;) Cieszę się, że opis walk się podobał, bo strasznie się nad tym namordowałam, przyznaję. I nadal mam wątpliwości... Millianna... Wydawałaby sie słaba, ale z posłuszeństwem i bezuczuciowością Posłanników to zupełnie nie tak, co wyjaśnię w kolejnym rozdziale.
UsuńKto to był... A no ten pan już się pojawił i dobrze kombinujesz odnośnie jego osoby, jak i roli samej Raisy. Chociaż nie do końca jest aniołem.
Dziękuje za miłe słowa i obiecuję, że kolejny rozdział będzie dłuższy;)
Nie wiem, co Ty chcesz od opisów walki, świetnie Ci wyszły, czytając miałam każdą scenę przed oczami, tak szczegółowo ją opisałaś.
OdpowiedzUsuńMyślę, że Raisę ocalił jakiś jej znajomy z innego życia albo ktoś od prawdziwej Śmierci. Ciekawa jestem kto, ale skoro przyszły rozdział z perspektywy Shane'a, to jeszcze sobie poczekam na odpowiedź:p
Tak w ogóle to bardzo się cieszę, że wciąż piszesz i mam nadzieję, że nie przestaniesz, skoro już tyle wytrwałaś;) Pozdrawiam:)
Ps. zapraszam do mnie:)
Ja też mam nadzieję, że wytrwam do końca, ale w sumie o te historię jestem już dziwnie spokojna;)
UsuńSkoro walka się podobała, kamień z serca. Pierwszy raz opisywałam tak długi pojedynek, a że się na tym nie znam, nie byłam pewna swego. A co do wybawiciela, pierwsza opcja jest bardzo bliska prawdy;)
Co mogę napisać? Mówisz, że nie lubisz opisywać scen walki? Może i tak jest, ale według mnie te, w tym rozdziale były po prostu świetne! Jestem pod wrażeniem tego, jak obrazowo udało ci się wszystko przedstawić. No nawet wynik walki Posłanniczek nie był do końca wiadomy. Cały czas miałam nadzieję, że to jednak Raisie uda się "wygrać", ale niestety się przeliczyłam. Gdy kark dziewczyny został przebity, mnie samą coś ścisnęło w gardle. Nie potrafiłam odnaleźć wyjścia z tej sytuacji, ogólnie to samego końca nie zdradziłaś nam, czy udało jej się przeżyć, choć w tym przypadku to, że dalej będzie istnieć powinno być więcej niż pewne. Jak sama ujęła, ma jeszcze sporo do zrobienia, tylko jak ona ma przeżyć po takiej ranie? Już mi się wydaje, że ty coś wymyśliłaś, tylko jeszcze nie wiem co... Poza tym ta osoba, która ją uratowała, czyżby to był Shane? Wiem, że to już trochę podkoloryzowane, ale jakoś nie mogę sobie wyobrazić innej osoby, która uratowała by Raise z opresji. Fakt, ostatnio chłopak nie jest do końca sobą, no i nie darzy dziewczyny żadnymi "ciepłymi" uczuciami, ale wydaje mi się tym wybawicielem, mimo, że nagle ma skrzydła.
OdpowiedzUsuńCóż na wyjaśnienie będę zdecydowanie oczekiwać. Mam nadzieje, że będzie już niedługo. Jestem ciekawa, czy moje domysły są choć trochę trafne... Pozdrawiam:)
Jeżeli się podobało, to mogę się jedynie cieszyć. Starałam sie, żeby wynik nie był do końca przesadzony, ale tutaj Raisa miała zdecydowanie przegrać. Spotkanie z wybawicielem wiele jej da;) Nie jest to Shane'a, choć pewnie wyglądałoby to bardzo romantycznie. Ta postać sie już pojawiła;P
UsuńA co do kolejnego rozdziału, prawdopodobnie końcówka maja/początek czerwca;)
Ja jakoś nie odczułam tego, że dziewczyna miała od początku przegrać, miałam nawet nadzieję na wygraną, ale udało ci się ją skutecznie zniwelować.
UsuńSkoro nie jest to Shane to nie mam zielonego pojęcia kto, ale mam nadzieję, że niedługo się dowiem. W końcu niedługo może być nowy rozdział :)
Ja tam, nie wiem z czego to wynika, ale zawsze jak Ty nie jesteś zadowolona z rozdziału, ja twierdze że jest okej:) Co do sceny walki to nie lubisz ich bo są bardzo trudne:) Do tego trzeba mieć mega talent. Ale wyszło Ci naprawdę dobrze:) Może nie powala na kolana ale jest wporządku:) Myślę że masz wystarczający talent żeby świetnie pisać, to tylko kwestia wprawy:) Dlatego pisz, pisz i jeszcze raz pisz:) Czekam na ciąg dalszy:)
OdpowiedzUsuńCzika:)
Dziękuje za miłe słowa. Fakt, sceny walki są dla mnie strasznie trudne, bo ja po prostu sama szermierka czy walkami się nie interesuję. pierwszy raz pisałam tak długą walkę. Skoro jest okej, to dobrze. Na pewno będę to ćwiczyć;)
UsuńWreszcie nowy rozdział! Strasznie długo nic nie wstawiałaś i zdążyłam się już porządnie stęsknić za twoją twórczością. Hmm... Może nie lubisz pisać scen walki, ale nie zmienia to faktu, że wychodzą ci one bajecznie.
OdpowiedzUsuńPojedynek Raisy z Millianną wypadł genialnie. Możesz mi wierzyć. Przepełniony emocjami i przede wszystkim dynamizmem, który jest bardzo ważny w takich momentach. Po prostu podziwiam za tak zgrabne opisanie całej akcji ;)Powiem ci, że na początku stawiałam, że to nasza główna bohaterka zwycięży bez większych problemów, skoro jej kosa została wzmocniona. Na początku nawet na to wyglądało, a potem... Chwila nieuwagi i wszystko obróciło się przeciwko niej. Raisa znalazła się w prawdziwych kłopotach. Biedna, nie dość się już nacierpiała, hę? Dobra to ja lepiej zamilknę, bo i moi bohaterowie lekko ze mną nie mają ;)
Mimo wszystko było mi szkoda Millianny. Ślepo wierzy w to, co wmówiła jej oszustka podszywająca się pod prawdziwą Śmierć i Posłanniczka jest temu całkowicie oddana. Jak taka kukiełka bez własnej osobowości, zdania, bez wolności osobistej. To przykre. Szkoda, że nie udało jej się z tego otrząsnąć mimo wsparcia ze strony Raisy.
I czy ty zawsze musisz kończyć w tak niespodziewanym momencie? Teraz będę się długo zastanawiać kim był tajemniczy wybawca głównej bohaterki. Może to ten owy tajemniczy ktoś, który już wcześniej zawitał do tego opowiadania? Nie pamiętam dokładnie w którym rozdziale, ale wspominałaś coś o białowłosym mężczyźnie. Tylko jakoś fragment ze skrzydłami mnie myli. On miał skrzydła? A może to zupełnie ktoś inny? Kurde, no!
I co z Raisą? Czy wybawiciel ma naprawdę dobre intencje? Czy dziewczyna przeżyje ten atak i uda jej się wrócić do cielesnej postaci?
Dobra, stop, bo ciut za dużo tych pytań mi się namnożyło w głowie i można dostać kręćka od ich ilości.
To teraz chyba pozostaje grzecznie poczekać na kolejny rozdział, a w międzyczasie zajrzeć na twój nowy blog ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Wiem, wiem, długo mnie nie było i cieszę sie, że mimo to nie zapomniałaś o wiecznie spóźnionej Hanekawie;)
UsuńRaisa od początku miała przegrać. Jej broń została wzmocniona,ale tylko przeciw demonom. Okrutna jestem dla swoich bohaterów, ale przecież nie może być im za lekko, prawda?
No i cieszę sie, że opis walki przypadł do gustu, bo strasznie się z nim męczyłam i nadal nie jestem do niego przekonana.
Co do Millianny, przyczyna jest całkiem inna, ale o tym w następnym rozdziale.
I masz rację ten wybawiciel to białowłosy mężczyzna. Wprawdzie nie pisałam o skrzydłach, ale wspomniałam, że kiedyś był aniołem. A teraz;P tajemnica.
Sporo pytań, ale kilka wyjaśnię w następnym rozdziale. Choć kilka też nowych się pojawi tak myślę.
Nie lubisz pisać scen walki? Nie widać :> Ciekawe, czy gdybyś lubiła, mogłyby wyjść jeszcze lepiej? bo teraz są naprawdę świetne.
OdpowiedzUsuńPrzez cały pojedynek denerwowałam się, co będzie z Raisą. Początkowo była pewna, że da radę pokonać Milliannę. Może nie będzie to spacerek, ale da radę. Potem zaczęłam się coraz bardziej obawiać przebiegu spotkania. Milliana zaskoczyła mnie swoją siłą i uporem. Szkoda, że to wszystko było w imię zwykłej oszustki. Na koniec się zdenerwowałam i myślałam, że to koniec: Jak mogłaś uśmiercić Raisę?! A potem, uff, to chyba jeszcze nie koniec :D Wywołałaś we mnie tyle emocji, że wciąż mnie niesie!
Podstawowe pytanie. Kim jest wybawiciel? I dlaczego nie zjawił się wcześniej? No, ale lepiej późno niż wcale. Oby wszystko się dobrze skończyło.
Pozdrawiam serdecznie i, by nie rozdrabniać się po zakładkach, informuję o nowości na SK :)
Nie lubię, ale jeśli nie było tego widać, to cii... Cieszę sie, że udało mi się wzbudzić wiele emocji, bo o to mi chodziło. to jeden z ważniejszych pojedynków w opowiadaniu... Wybawiciel już się kiedyś pojawił ,ale kim jest... Prędko tego nie zdradzę, w końcu teraz wracamy do Shane'a.
UsuńDziękuje za odwiedziny i powiadomienie;)
Uff w końcu udało mi się znaleźć chwilę wystarczającą do przeczytania rodziału i jego skomentowania. Ten opis walki był naprawdę świetny i nie mów że ci one nie wychodzą bo to już kolejny taki w tym opowiadaniu i chyba nie tylko ja tak twierdzę. Mimo że niemal uśmierciłaś Raisę to cieszę się z takiego zakończenia walki, jest orginalne bo zazwyczaj w takich sytuacjach główna bohaterka zawsze wygrywa bitwę.
OdpowiedzUsuńKim jest osoba która pokonała Milliannę? Naprawdę mnie tym zaciekawiłaś... Nie wiem dlaczego ale wydaje mi się że to może mieć coś wspólnego z tą zmienioną boginią... No cóż pozostaje mi niecierpliwie czekać na kolejny rozdział żeby dowiedzieć się czegoś nowego lub poznać nowe tajemnice... Mam nadzieję że nie karzesz czekać nam długo
Pozdrawiam.
PS. Skoro już tu jestem to chcę jeszcze powiedzieć że wzbudziłaś moje zainteresowanie tym nietypowym prologiem na strachobresce. Napewno będę tam zaglądać.
Skoro opis się podobał, to bardzo się cieszę, bo stanowił dla mnie wyzwanie. Nawet nie myślałam o tym, że Raisa mogłaby wygrać.
UsuńPoniekąd masz rację co do związku wybawiciela z boginią... No, ale niestety nowy rozdział pod koniec maja, więc chwilę trzeba będzie poczekać.
No i ciesze sie, że strachobreska również zaciekawiła;)
Niepotrzebnie narzekasz. Opisy walk i towarzyszące im uczucia Raisy powaliły mnie dosłownie na kolana. Napisałaś cudowny rozdział, tak iż mogłam pozwolić na uwolnienie swojej wyobraźni... piękne. Dwie ścierające się potęgi, Selene i Vulcan - dwie bronie z gracją nacierające na siebie, Raisa próbująca przekonać Milliannę na swoją stronę, śmierć i wybawienie głównej bohaterki... nie mogłam się oderwać! Sprawiłaś, że przeszły przeze mnie ciarki:)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że rozdziały pojawiają się u Ciebie tak rzadko, ale za każdym razem wynagradzasz to Czytelnikom swoim doskonałym talentem. Spora dawka wydarzeń opisanych w tak doskonały i chwytający za serce sposób sprawia, że aż chce się więcej.
Jestem ciekawa następnych wydarzeń oraz reakcji Shane'a. Nie mogę się doczekać nowej notki:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Cieszę się, że się podobało i wzbudziło emocje, bo to właśnie starałam się osiągnąć. Z gracją... Jej, bardzo fajnie, że tak to odebrałaś. No, wiem, że rozdziały są rzadko, ale to przez brak czasu po prostu. A jak sie ma w głowie jakieś nadchodzące sprawdziany to pisanie nie idzie;) Postaram sie poprawić w wakacje;)
UsuńA ja kojarzę tego pana! Chyba. Był w jednym z początkowych rozdziałów, kiedy Raisa przyszła na Ziemię, co nie? :D
OdpowiedzUsuńRozdział był dobry. Ja w ogóle nie przepadam za scenami walk i nawet jak są świetnie napisane, to mam z nimi problemy. Ale tutaj było parę elementów, które mnie zaskoczyły (choćby podpalenie włosów... mam nadzieję, że Raisa Ci to wybaczy :D) i byłam oczywiście wielce zawiedziona, kiedy to Raisa przegrała. Raczej się tego spodziewałam - bo już w zeszłym rozdziale dałaś nam jakby do zrozumienia, że przegra i w ogóle.
Jeśli już bym miała się czepiać, to tylko na siłę i tylko jednej rzeczy. Rozmowa między Raisą i Millianną o emocjach była trochę nie na miejscu. Oczywiście nie mam na myśli tego, że nie pasowała, ale zwyczajnie to, że to była bitwa. Trochę trudno sobie wyobrazić, że wrogowie stają naprzeciw siebie i rozmawiają o wybranych tematach, na chwilę zapominając o walce. Ale to anime nam wpoiło taki obraz, tak myślę. :D
Zastanawia mnie pełno rzeczy tak naprawdę. O co chodziło z tym całym sprawdzeniem umiejętności Raisy? Dlaczego akurat Millianna miała ją zabić? Czemu Selena tak się cieszyła z walki? Postać wybawiciela to zagadka sama w sobie, więc już w ogóle się na jego temat nie odzywam. :D Tyle pytań, tak mało odpowiedzi!
O, i wkradło się parę błędów:
"Przymknęłam delikatnie powieki. Niemal natychmiast poczułam delikatne mrowienie" -> powtórzenie "delikatnie"
"Zanim zdołałam uchwycić równowagę, zdołała" -> powtórzenie "zdołać"
"na tą okazję" -> "tę" :)
No, to na tyle ode mnie. Ciekawa jestem, co będzie w przyszłym rozdziale. Może Shane się dowie, co się stało Raisie. Tylko jeszcze nie wiem jak miałby to zrobić. :D
No nic, czekam na nowy rozdział!
PS Jej, już drugi raz dostałam dedykację tutaj. Czuję się sławna. ;)
No widzisz, co do pana, strzał w dziesiątkę;) Tak, to ten gość z początkowych rozdziałów.
UsuńCo do podpalenia... Od dłuższego czasu myślałam, jakby tu Raisie zmienić fryzurę. Wybrałam dość okropny sposób, ale myślę, że sie nie pogniewa. Choć na pewno krótka fryzurka ją w zachwyt nie wprawi;P
Tak, anime;P Normalnie wiem, że to nie na miejscu, ale chciałam tutaj zarysować różnicę między nimi, a później, z wiadomych przyczyn, nie byłoby już okazji. Ta walka miała na celu przede wszystkich pokazanie kontrastu tych postaci.
Ech, te pytania. Sama nie wiem, czy dostaniesz na nie odpowiedź. Z tym sprawdzaniem to raczej taka prowokacyjna uwaga ze strony Millianny.
No i dziękuje za wytknięcie błędów, często jakoś ich nie wychwytuję.
Przepraszam, że komentuję tak późno, ale dopiero dzisiaj miałam ostatnią maturę (z tego miejsca dziękuję za dedykację!).
OdpowiedzUsuńKochana, nie wiem, za co nas przepraszasz. Może i nie lubisz opisywać scen walki - zresztą doskonale Cię rozumiem, bo mam to samo - ale i tak one wychodzą Ci znakomicie! Przez cały ten rozdział zachwycałam się płynnością oraz dokładnością Twoich opisów. Wszystko miałam dokładnie przed oczami, zupełnie tak, jakbym oglądała jakiś pasjonujący film, a nie czytała rozdział opowiadania ;) Pokłon dla Ciebie!
Gdzieś tam we mnie tliła się mała iskierka nadziei, że może do Millianny coś dotrze i do żadnego pojedynku nie dotrze. Niestety moje obawy, które zdecydowanie przeważały, okazały się trafne - Posłanniczka jest kompletnie oddana imitacji Śmierci, podobnie zresztą jak pozostali mieszkańcy Sementii. Naprawdę szkoda, bo gdyby Raisa znalazła sobie jednego sojusznika, to kolejni pojawialiby się znacznie szybciej.
Pojedynek między bohaterkami zapierał dech w żyłach, naprawdę. Bałam się o życie Raisy, a jednocześnie czekałam, aż zada ostateczny cios Milliannie i ostatecznie wygra tę ciężką walkę. Wydawało mi się, że ma nawet przewagę, do momentu, gdy Posłanniczka wymierzyła jej to okropne uderzenie w krtań. Poważnie, totalnie zamarłam przed ekranem, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. Czekałam na jakiś nagły zwrot akcji, coś, co sprawi, że Raisa ocaleje, a kiedy to wreszcie nastąpiło: skończyłaś rozdział! Cóż, muszę jakoś wytrzymać w niepewności :) W każdym razie mam dziwne wrażenie, że to Shane przybył z odsieczą. Nie mam pojęcia dlaczego.
Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam :*
Nie musisz za nic przepraszać, w końcu matura to poważna sprawa;) Mam nadzieje, że poszło Ci bezproblemowo;)
UsuńNo i oczywiście dziękuję za miłe słowa. Jej, aż się czerwienię. Do końca nie byłam przekonana do sceny walki ze względu na niewielka wiedzę na ten temat. No, ale skoro sie podobała, nie będę już jęczeć.
Sprawa Millianny i Posłanników jest ogólnie zagmatwana i więcej wyjaśnień powinno pojawić się w następnym rozdziale.
Jesteś kolejną osobą, która myśli, że to Shane. Muszę Cię rozczarować, ale nie;P Niemniej ta postać już się tu pojawiła;)
Byłam pewna, że ona pokona Milliannę. Nie wzięłam nawet pod uwagę tego, że może być odwrotnie, a jednak... Ale kim jest postać, która ją wybawiła? Może to Shane w swojej demonicznej postaci. Chociaż... jakoś wątpię, że zawracałby sobie głowę ratowaniem Raisy. A może... Ciężko stwierdzić. :D Może to nie on, tylko ktoś inny. A scena walki i tak wyszła Ci świetnie. Na twoim miejscu kompletnie nie wiedziałabym, co pisać i jak to wszystko powinno wyglądać. To przykre, że Millianna jest aż tak zmanipulowana przez fałszywą Śmierć, że tylko powtarza jakieś regułki, zamiast samodzielnie pomyśleć. „Rozum jest potężniejszy od emocji”... tylko czy ona używa tego rozumu? Chyba nie do końca.
OdpowiedzUsuńHeh, taki ze mnie troll i Raisa jednak nie pokonała Millianny. Zresztą nigdy nie planowałam innego scenariusza od tego zawartego w rozdziale. Mogę z cała pewnością stwierdzić, że to nie Shane ją uratował. Za słodkie by to było;) Dziękuję za miłe słowa i cieszę się, że walka była ok, bo to chyba fragment, który pisało mi sie najgorzej, biorąc pod uwagę całe opowiadanie. Millianna... Kwestię Posłanników wyjaśnię w kolejnym rozdziale, więc co nieco się wyjaśni;)
Usuń