Nagle
rozwarłam powieki. Nadnaturalna sceneria zniknęła niczym ulotna mara senna.
Gwałtowny powrót do rzeczywistości sprawił, że zaczęły mnie piec oczy, a w
płucach brakowało tlenu. Oddychałam ciężko niby wyjęta z wody ryba. Pojedyncze
krople potu spływały po twarzy, skapując na ubranie. Przejmujące zimno
wprawiało członki w drżenie. Nie podejrzewałam, że po wszystkim będę się czuć
tak okropnie. Zaraz… Rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu Selene, ale nigdzie jej
nie było. Przecież się udało… Dlaczego nie doszło do przeniesienia? Boginka
zgodziła się na przeprowadzenie całego procesu. Miałyśmy wszystko ustalone, a
nawet, w swej wspaniałomyślności, odkryła nieco więcej zdolności, czyniąc Kosę
potężniejszą. Gdzie się zatem podziewała? Panika powoli ogarniała moje serce.
Bez broni byłam zwykłą dziewczyną. Nie mogłabym walczyć z demonami i chronić
Shane’a.
- Justi… -
zaczęłam, chcąc przywołać dziewczynę w celu wyjaśnienia całej sprawy, ale ból
sprawił, że słowa uwięzły mi w gardle. Zamiast tego z ust wyrwał się jęk. A
więc o to chodziło… Myślałam, iż byłam przygotowana na cierpienie, ale…
Coś
rozrywało mnie od wewnątrz. Czułam, jakby przez każdą komórkę przedzierał się
zardzewiały nóż. Co śmieszniejsze, nie było krwi. Po prostu rozdzierający ból,
który ogarniał nie tylko ciało, ale i duszę. Penetrował każdą cząsteczkę
materii, torturując ją lodowatym ostrzem. Skroń zaczęła pulsować jak w nagłym
napadzie migreny. Przez umysł przewijały się tysiące obrazów, których nie można
było nazwać moimi wspomnieniami. Należały do niej. Kawałek po kawałku
odkrywałam jej życiorys. Może byłoby to pouczające, gdyby nie towarzyszące uczucie
wyrywania mózgu. Niematerialna część mojej egzystencji buntowała się, próbując
walczyć przed obcym wpływem. Ciałem
wstrząsały drgawki. Leżałam na podłodze, podrygując do góry, jakbym była
podłączona do prądu. Pojawiające się tu i ówdzie skurcze podciągały kończyny do
góry. Palce miałam powykręcane we wszystkie strony. Świat wokół wirował. Czarna
plamka przesłaniała widoczność. Tylko podświadomość szeptała cicho, że na
wysokości mostka z ciała wyłaniała się katana. Nie miałam szans z tym walczyć.
Pozostawało mi jedynie przetrwać.
Zalewały mnie emocje Selene. Wściekłość,
samotność, pożądanie... Tyle sprzeczności… Zupełnie, jakbym znajdowała się na
za mocno rozbujanej huśtawce. Ból wciąż się wzmagał. Teraz przypominał przypalanie
ogniem. Dyszałam, ostatkiem sił powstrzymując krzyk. Gdzieś w tym całym
otępieniu udało mi się zachować myśl o oszczędzeniu Justine zmartwień. Jedynie
to pozwalało pozostać w kontakcie z rzeczywistością. Jedynie to mnie ratowało przed zatraceniem
się w szaleństwie.
Nie na
długo wystarczyło mi sił. Przeraźliwy krzyk wyrwał się z krtani zupełnie
bezwiednie. Nie potrafiłam dłużej go powstrzymywać. Tak strasznie bolało…
Wrzeszczałam jak opętana, rzucając się po parkiecie i wiedziałam o tym, mimo iż
jednocześnie tkwiłam po uszy w przeszłości Selene. Widocznie podświadomość
musiała się podzielić bez mojej wiedzy. Nie interesowało mnie to jednak w tej
chwili. Tonęłam. Wydawało mi się, że fala krwi pomieszanej z łzami pochłania
ciało. Próbowałam się wyrwać. Bezskutecznie. Ciecz wlewała mi się do oczu, uszu
i ust, uniemożliwiając oddychanie. Czułam jej metaliczny posmak na języku.
Cichy szum przelewającej się krwi dobiegał jak zza szyby. Dławiłam się,
traciłam orientację oraz zmysły, zalewane przez czerwoną substancję. Byłam
pewna, że jeszcze kilka sekund i zginę. Czy czegoś takiego doświadczyła Selene?
Nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, gdyż sytuacja zmieniła się
diametralnie. Oczami duszy widziałam mężczyznę. Białowłosego anioła… Nagle
znowu ogarnął mnie ogień. Już się nie topiłam. Oddech, uwolniony z pęt,
znacznie się pogłębił. Zaczęłam jęczeć. Gorące pocałunki paliły skórę. Żądza
zastąpiła wcześniejszy strach i dezorientację. Jakieś dziwne uzależnienie od
tego dotyku pogrążało mnie w ciemności. Czy to już otchłań Piekła?
Byłam na
granicy wytrzymałości, gdy nieoczekiwanie wszystko się skończyło. Podzielona
podświadomość zlała się w jedno, a wszelkie dolegliwości zniknęły. Powróciła za
to zdolność panowania nad ciałem oraz ostrość widzenia. Wzrok wbiłam w sufit
pokoju, starając się uspokoić. Z wysiłkiem dźwignęłam prawą rękę i położyłam ją
na katanie, znajdującej się na mojej piersi. Udało się. Przez moment zaczęłam
wątpić, że kiedykolwiek uwolnię się z matni bólu, ale na szczęście przebrnęłam
najtrudniejszą część rytuału. Odzyskałam Selene.
- Teraz
mogę zacząć działać – szepnęłam drżącym głosem, po czym westchnęłam z ulgą.
Zdecydowanie pewniejsza siebie byłam z bronią w dłoni.
- Jak się
czujesz? – Pełen przejęcia głosik dobiegał z lewej strony. Zaskoczona,
szarpnęłam głowę, lustrując spojrzeniem siedzącą nieopodal Justine. Wyglądała
na przerażoną oraz zmartwioną. Nic dziwnego. To nie był przyjemny widok.
- Od kiedy
tu siedzisz? – spytałam, pamiętając wyraźnie, że wcześniej wyszła. Przekręciła
oczami. Nie takiej reakcji się spodziewała.
-
Przybiegłam, gdy usłyszałam krzyk. Nawet nie wiesz, jak się przestraszyłam! Nie
wyglądało to dobrze. Nie przypuszczałam, iż odczujesz przenosiny tak
intensywnie…
- Co masz
na myśli? – Od razu się wtrąciłam. Przecież sama mówiła, że będzie bolało.
- W moim
przypadku ból był okropny, ale raczej wewnętrzny. Czysto duchowy. W dodatku,
nawet jeśli wspomnienia uległy wymieszaniu, odróżniałam swoje od hadesowych.
Nie stawałam się z nimi jednością. Tymczasem ty przeżywałaś każdy detal.
Połączyłaś się z jaźnią Selene całkowicie, a przed zatraceniem uratowała cię
umiejętność dzielenia świadomości. Dość… nieoczekiwany przebieg zdarzeń.
Prawdopodobnie silne zaangażowanie jest wywołane przez charakter waszej relacji
oraz twoje człowieczeństwo. Nie jestem jednak pewna, ponieważ to pierwszy raz,
kiedy ten rytuał przeprowadzany jest przez kogoś oprócz mnie. Nie mam
porównania… - Blondynka wydawała się zbita z tropu. Natomiast u mnie pojawiły
się wątpliwości. Dlaczego pogrążyłam się tak mocno? Ufałam Selene i byłam do
niej przywiązana, ale nie na tyle, by całkowicie przestać się kontrolować.
Jedynym wytłumaczeniem wydawała się różnica miedzy mną a Justine. Bóstwo było
bardziej wytrzymałe niż człowiek. Odczuwało inaczej… Wzruszyłam ramionami w
geście rezygnacji. Nie miałam czasu, by teraz to roztrząsać. Musiałam jak
najszybciej udać się w miejsce, gdzie dokonano morderstwa. Ta bestia mogła
nadal włóczyć się po Sorrow. W niebezpieczeństwie był nie tylko Shane, ale i
wszyscy mieszkańcy. Wprawdzie sprzeciwiłam się Czcigodnej, lecz pozostałam
Posłannikiem. Wpajanej przez lata potrzeby ochrony ludzi przed demonami nie
dało się po prostu wyrzucić z głowy. Nikt nie zasługiwał na okrutną śmierć z
rąk potwora.
- Nie
zajmujmy się tym na razie – mruknęłam do Justine, jednocześnie kierując wzrok
na Selene. Zmieniła się. Nie przypuszczałam, że dodatkowa zdolność odmieni jej
wygląd nawet w tej formie. Tymczasem srebrna wstążka z dzwoneczkami zniknęła
całkowicie. Zamiast tego pojawił się pęczek białych, cieniutkich jak struny
gitary tasiemek, których długość wynosiła około metra. Gdzieniegdzie pokrywał
je delikatny puch, przypominający pierze piskląt. Klingę obwijał srebrny
materiał, wyszywany złota nitką, która tworzyła pnącze. Zresztą również na ostrzu
wygrawerowano liany. Oprócz samej broni dostrzegłam leżącą obok białą pochwę.
Pokrywały ją niewielkie kryształki. Całość prezentowała się nieziemsko, ale…
- Trochę
szkoda dzwoneczków… - szepnęłam do siebie. Naprawdę lubiłam ich delikatny
dźwięk.
- Jakich
dzwoneczków? – zapytała Justine, wyrywając się z zamyślenia. Rytuał
najwidoczniej nie dawał jej spokoju.
- Wcześniej
Selene ozdobiona była jedną wstęgą z dzwonkami.
- Chcesz
powiedzieć, że wygląd Kosy uległ zmianie? To niemożliwe! Czy coś jeszcze transformowało?
– Poruszenie dziewczyny wprawiło mnie w zdumienie. Czemu robiła z tego
sensację?
- Tak…
Selene powiedziała, iż od tej pory lód będzie zawierał w sobie truciznę
działającą tylko na demony, co ułatwi mi ich pokonywanie.
- To jakaś
bzdura! – Blondynka zmarszczyła brwi, myśląc intensywnie. – Znam możliwości
wszystkich bożków. Twoja towarzyszka nigdy nie posiadała takich umiejętności.
Pani Księżyca nie jest w stanie wytworzyć trucizny. Wiesz, co to oznacza?
Istotą, którą spotkałaś, nie mogła być Selene.
- Co
takiego? – Chyba sobie żartowała. Byłam pewna, że spotkałam Selene. Doskonale
pamiętałam jej srebrzysty, przenikliwy jak poranny szron głos oraz spływające
po samą ziemię, czarne włosy. Nie było możliwości, by ktoś inny przeniknął do mego
wnętrza.
- Opowiedz
mi wszystko ze szczegółami – poprosiła Justine, chwytając mnie za dłoń.
Poczułam przyjemne ciepło. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo
zmarzłam. Drgnęłam, chcąc się wyrwać, ale dziewczyna była uparta. Chyba nie
miałam wyjścia.
- Zrobiłam
wszystko tak jak mi poleciłaś. Otworzyłam drzwi ze srebrnym półksiężycem i
znalazłam się w białej, ośnieżonej sali. Na środku dostrzegłam kobiecą postać
ubraną w balową, białą suknię. Jej czarne włosy muskały marmurową podłogę.
Podeszłam nieśmiało, a ona przedstawiła się jako Selene. Niemal natychmiast
zgodziła się na rytuał przeniesienia. Przedstawiłam jej moją obecną sytuację.
Uznała ją za na tyle trudną, iż postanowiła odkryć swoje dodatkowe
umiejętności. Potem nieco ulepszyła Kosę i zniknęła, a ja wróciłam do
rzeczywistości.
- Coś mi
tutaj nie pasuje… Po pierwsze: czarne włosy. Selene miała srebrne. Po drugie:
po co mówiłaś jej o ostatnich wydarzeniach? Przecież wyruszyłaś tylko, by odzyskać Kosę. No
i w końcu wspomniane już zdolności… Bóstwa nie potrafią rozwijać swoich mocy.
Na zawsze pozostają takie, jakie otrzymali. Miało to zapobiegać wszelkim próbom
buntu, gdy nadejdzie czas odejścia. Jestem prawie w stu procentach przekonana,
że nie spotkałaś się z Selene, Raiso.
- W takim
razie z kim? Przecież wiesz, iż niełatwo jest sforsować czyjąś duszę. Nawet
najpotężniejsze demony mają problemy.
- Sama
chciałabym wiedzieć… Wiesz, nie powinnaś używać Kosy, dopóki nie rozwiążemy tej
zagadki. – Zamarłam. Po tym wszystkim
miałam zrezygnować z broni? Nie mogłam! Czekał na mnie… Obiecałam… Poza tym
miasto było w niebezpieczeństwie. Czy mogłam porzucić wszystko tylko dlatego,
że Justine wymyślała niepoparte dowodami teorie?
Spuściłam
głowę, dłonie zaciskając w pięści. Nie chciałam stawać w opozycji do blondynki,
ale nie miałam wyboru. Byłam gotowa narazić się na wpływ nieznanej istoty, byle
móc w ten sposób kogoś uratować. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby przez moje obawy
zginął kolejny niewinny człowiek. Nie mówiąc o Shanie. Znowu miałam go zawieść?
Nigdy.
- Wybacz,
ale nie zgadzam się z tobą. Kimkolwiek ta kobieta nie była, wetknęła mi w ręce
ostrze jeszcze bardziej śmiercionośne dla demonów. Nie wierzę, by
reprezentowała zło. Muszę zacząć działać, Justine. Nie potrafię po prostu
zignorować faktu, iż w Sorrow grasują okrutne diabły. I to nie dlatego, że
jestem Posłannikiem. Przede wszystkim jestem człowiekiem. Skoro mam na tyle
siły, aby pomóc, czyż nie równie okrutnym jak sam mord byłoby przyglądanie się
z boku?
- Ech… -
westchnęła dziewczyna, kręcąc głową. – Nie spodziewałam się innej odpowiedzi,
ale mimo wszystko moim obowiązkiem było podzielenie się z tobą wnioskami.
Chcesz jak najszybciej udać się na miejsce zbrodni, prawda? Zatem spotkajmy się
w holu za godzinę. W tym czasie doprowadź się do porządku, bo wyglądasz jak
upiór. I załóż coś odpowiedniego. Ściemniło się już, a o tej porze roku
wieczorem jest dość chłodno. – Mrugnęła do mnie porozumiewawczo, zerwawszy się
na równe nogi. Uśmiechnęłam się delikatnie. Z tonu jej głosu od razu
zrozumiałam, iż nie zamierza zostawić mnie samej. Czy mogłam sobie wymarzyć
lepszą przyjaciółkę?
Korzystając
z rady Justine, ruszyłam w kierunku łazienki. Godzinę, hę? Nie zamierzałam jej
w to mieszać. Nie posiadała teraz żadnej mocy. W starciu z demonem byłaby bez
szans. I choć jej wsparcie bez wątpienia dodałoby mi sił, postanowiłam wyruszyć
sama. To była moja wojna.
Blondynka
udała się do łazienki na górze. Słyszałam monotonny szum prysznica. Kąpiel
powinna zająć jej jakieś pół godziny. W tym czasie musiałam się ogarnąć,
wymknąć oraz oddalić na jak największą odległość. Złapawszy Selene, rzuciłam
się w kierunku skromnej toalety na parterze. Przemycie twarzy powinno mi na
razie wystarczyć. Później miałam nadzieję na porządną kąpiel. Chyba, że Justine
postanowi mnie wyrzucić. W końcu to, co planowałam, nie było w porządku.
Zaoferowała mi pomoc, a ja chciałam opuścić posesję chyłkiem, nic nie mówiąc.
Wprawdzie to dla jej dobra, ale i tak czułam się paskudnie. Nie lubiłam oszukiwać
bliskich. Najpierw Shane, teraz Justine… Kogo jeszcze zranię? Zamrugałam
powiekami, chcąc pozbyć się napływających łez. Ostatnio zrobiłam się strasznie
płaczliwa.
Niewielkie
pomieszczenie wyłożone beżowymi płytkami wyglądało bardzo schludnie. Podeszłam
do ciemnobrązowej umywalki, dłonie opierając na jej krawędziach. Selene
odłożyłam na bok. Wzrok utkwiłam w lustrze. Naprawdę przypominałam jakieś
zombie. Cerę miałam wręcz poszarzałą, a mokre od potu włosy zwisały smętnie lub
przyklejały się do policzków. Źrenice błyszczały niezdrowo. Najwidoczniej rytuał
wpłynął na mnie bardziej, niż myślałam. No cóż, powinnam się cieszyć, że
skończyło się na tym. Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie powykręcanych
kończyn. Nie mogłabym walczyć w takim stanie.
Ochlapałam twarz zimną wodą. Od razu poczułam
przypływ sił. Pozostały mi jeszcze włosy… Związałam je w niedbały kucyk.
Ostatnie spojrzenie w lustro i mogłam iść. Wybiegłam do przedpokoju, po drodze
zgarniając leżącą na sofie kurtkę. Nie wiedziałam, skąd się tam wzięła, ale to
nie było teraz ważne. Cichutko otworzyłam drzwi wyjściowe, starając się nie
alarmować Justine zbędnym hałasem. Po chwili byłam wolna. Z żalem zamknęłam za
sobą żelazną furtkę, obiecując w duchu, że potem się wytłumaczę.
Mrok stawał się coraz gęstszy, utrudniając
widoczność. Zabawne, jak o tej porze roku dzień szybko ustępował miejsca nocy.
Silny wiatr podrywał kolorowe liście do góry, rzucając nimi z kąta w kąt,
ubawiony niczym sadysta znęcający się nad ofiarą. Przenikliwe zimno docierało
aż do kości. Starałam się nie zwracać na nie uwagi, ale mimowolnie szczękałam
zębami. Od parku dzieliło mnie dobre półtora kilometra. Znajdował się prawie na
drugim końcu Sorrow. Mimo to liczyłam, że dotrę tam w ciągu godziny. Biegłam całkiem szybko, poza tym ulice nie
były tak tłoczne jak za dnia. Widziałam zaledwie kilku spacerujących
młodzieniaszków. Pogoda skutecznie odstraszała przed dłuższymi wycieczkami i w
sumie byłam jej za to wdzięczna. Nie potrzebowałam gapiów.
Mijałam okoliczne domy, zupełnie nie zwracając
uwagi na otoczenie. Jasno wytyczony cel pochłaniał mnie doszczętnie. Ukazał się
przed mymi oczami po siedemdziesięciu minutach. Droga trwała trochę dłużej, niż
zakładałam. Wszystko przez to, iż ciągle zapominałam o ludzkich ograniczeniach.
Musiałam robić sobie przerwy, których w ogóle nie uwzględniłam podczas
obliczeń. Mówiło się trudno. Grunt, że dotarłam do miejsca zbrodni.
Wchodząc
przez parkową bramę, od razu poczułam ostry swąd siarki oraz krwi. Mieszały się
ze sobą, dając odurzającą koktajl. Pierwszym odruchem była chęć ucieczki. Aura
demona pachniała wyjątkowo złowieszczo. Nie spotkałam się wcześniej z takim
złem. Wydawało się, jakby powietrze zanieczyszczał odór rozkładających się
szczątek. Niewyczuwalny dla normalnych ludzi, mnie powalał z nóg. Autentycznie
się bałam. Dostałam gęsiej skórki, a oddech nieznacznie przyśpieszył. Strach
obwijał się wokół ciała z szyderczym śmiechem. Mogłabym przysiąc, że ktoś mnie
obserwuje. Tysiące oczu pragnących krwawego widowiska. Czyżby diabeł jeszcze tu
był? Niemożliwe, wiedziałabym o tym… Przygryzłam delikatnie wargę. Staruszka
nie zabił pospolity demon. Nawet najwyżsi nie sprawiali tak obezwładniającego
wrażenia i to po upływie kilkunastu godzin. Zupełnie, jakby czyste zło z samej
otchłani zamieszkało wśród drzew. Przerażające.
Z wysiłkiem
pokonałam odległość dzielącą mnie od ławki, obok której zginął stróż.
Przebrnąwszy przez powietrze gęste jak bagno, przyklęknęłam przy czerwonej
plamie zdobiącej wysypaną żwirem alejkę. To tutaj… Niewinne istnienie zniknęło,
by zaspokoić żądzę potwora… Jakież to okrutne! Opuszkami palców przesunęłam po
śladach krwi. Co spodziewałam się znaleźć? Początkowo myślałam, iż rozpoznam
jakiegoś znajomego demona. Złudzenia rozwiały się, gdy tylko doświadczyłam
panującej tu atmosfery. W zasadzie nie dowiedziałam się nic, oprócz tego, że
mam do czynienia z czymś potężnym. Być może znacznie przewyższającym moje
możliwości… Co teraz? Nie potrafiłam go wytropić, nie mówiąc o pokonaniu.
Wszystko na nic…
Podniosłam
się, wyraźnie przybita, zamierzając opuścić park.
I wtedy to poczułam.
Wiatr
zawirował, zwiastując nadejście nieszczęścia. Mroczna aura jakby się rozwiała.
Tylko jedna istota była w stanie ją do tego zmusić. Posłannik w pełnej formie
duchowej, z przygotowaną do walki Kosą. W dodatku nie byle jaki… Kątem oka
dostrzegłam płomień majaczący w mroku. Vulcanos – bóg ognia, niechciane dziecię
Pana Bóstw. Niszczący przeciwnika bez litości. Wiedziałam, że kiedyś nadejdzie
ten dzień. Czcigodna wreszcie zdecydowała się ukarać krnąbrnego podwładnego.
Czekało mnie unicestwienie.
Posłanniczka
stanęła dokładnie metr przede mną. Jej lodowate, błękitne oczy nie wyrażały nic
z wyjątkiem chłodnej przygany. Marmurowa twarz pozostała niewzruszona. Można by
pomyśleć, że to tylko piękna, acz pusta lalka. Bez serca, bez ducha, bez uczuć…
Nie mijało się to całkiem z prawdą. Posłannicy przypominali kukiełki. Z tym, że
ta była żywa i zamierzała mnie dziś zniszczyć.
-
Millianna… - szepnęłam. Ogień, jakby w odpowiedzi, zapłonął jeszcze
intensywniej. Nadszedł czas konfrontacji.
***
Witajcie, moi mili! Wykorzystując wolny czas, napisałam kolejny rozdział. Jego zakończenie zaskoczyło nawet mnie. Nie planowałam wprowadzać Millianny tak szybko, ale w trakcie pisania uznałam, że muszę przestać tak przeciągać. Zatem w następnej notce pomęczycie się jeszcze z Raisą. Od razu zaznaczam, iż na bitewnych scenach nie znam się w ogóle, więc to będzie jeden ze słabszych rozdziałów.
Z tej notki jestem dość zadowolona. Zawsze mogło być lepiej, ale nie narzekam. Mam nadzieję, że opisy przeżyć Raisy były wystarczająco obrazowe. No i jestem ciekawa Waszych przypuszczeń, bo sporo wskazówek się pojawiło;)
Chciałabym wszystkim z okazji świąt Wielkanocnych życzyć dużo zdrowia, ciepła i rodzinnej atmosfery. Smacznego jajka, udanego Śniegusa-Dyngusa (taa, pogoda powala) oraz wszystkiego dobrego.
Rozdział dedykowany wszystkim czytelnikom. Dziękuję za każdy komentarz, naprawdę dodaje mi to sił do pisania. Miło, że komuś podoba się to, co robię, bo wkładam w "Taniec ze Śmiercią" całe serce. Zaglądacie tutaj, mimo iż ja niejednokrotnie mam u Was mnóstwo zaległości. to wspaniałe!
Nie myślałam, iż odpowiadanie na Wasze pytania i komentarze przyniesie mi tyle frajdy. Zachęcam więc do dalszych pytań.
Ach i gwoli wyjaśnienia, bo Agata już o to pytała, a pewnie niektórzy zauważyli. Zmieniłam imię postaci z Millianne na Millianna. Niby niewielka różnica, ale... W każdym razie w zakładce z bohaterami to nie jest błąd, lecz działanie zamierzone.
Jestem ciekawa, jak zareagowałaby Raisa, gdyby dowiedziała się, że to Shane jest oprawcą, przed którym czuje, najprościej mówiąc, strach. Sądzę, że byłaby co najmniej zaskoczona, nie mówiąc już o tym, że trudno byłoby jej w to uwierzyć, chociaż wyjaśniłoby to dlaczego chłopaka ścigały hordy demonów, a sama "Czcigodna" ostatecznie kazała jej go unicestwić. Podejrzewam jednak, że scena, w której ten jeden ważny aspekt staje się przed dziewczyna jasny nie pojawi się jeszcze zbyt szybko, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę moment, w jakim zakończyłaś ten. Mam wrażenie, że spotkanie z Millianną nie będzie należało do najmilszych. Wygląda mi ona na bezwzględnego sługę Czcigodnej, który nie podważy żadnego jej rozkazu. Aż zacieram ręce na myśl o tym, że już w następnej notce poznam nowe możliwości Selene, a skoro o niej mowa. Cóż wychodzi na to, że Justine jest bardzo spostrzegawcza i nie dziwię się, że sprawa z zakłóceniami w odzyskaniu kosy ją przejęła. Jakby tak pomyśleć to w swoich teoriach ma ona sporo rację, chociaż nie ma obawy jeśli chodzi o używanie narzędzia, szczególnie biorąc pod uwagę to, że sama Raisa była odpowiedzialna za jego ulepszenie, nawet jeśli o tym nie pamięta.
OdpowiedzUsuńRozdział jest genialny! Przyznaje, że najbardziej podobał mi się początek. To, jak dziewczyna przeżywała odzyskanie Selene, opisałaś tak dokładnie, jakby te wszystkie emocje miały zaraz przejąć moje ciało (szczerze cieszę się, że tak się nie stało...), zdecydowanie nie było to najmilsze uczucie i zdecydowanie nie chciałabym znaleźć się na miejscu bohaterki.
Cóż z niecierpliwością oczekuje ciągu dalszego. Historia ta robi się coraz bardziej tajemnicza i niezwykła, nawet nie wiem, jak to jest jeszcze możliwe. krótko mówiąc jestem pod wrażeniem i życzę ci duuużo weny. Już chciałabym przeczytać kolejny rozdział! Pozdrawiam:)
PS: Wesołych Świąt i "mokrego" Śmigusa-dyngusa (jakkolwiek się to pisze xD)!
Co do Raisy, to bez wątpienia przeżyje szok. W końcu wcześniej od Shane'a nie było czuć żadnej mocy, a teraz... No, ale masz rację, ten moment szybko nie nadejdzie. Za prosto by było, poza tym to oznaczałoby końcówkę. Millianna jest prawdziwym Posłannikiem. To oznacza zero uczuć i bezwzględne posłuszeństwo. Dlatego spotkanie z nią na pewno nie przebiegnie w atmosferze przyjaźni. Jak już wspomniałam, jestem kiepska w pisaniu scen batalistycznych, więc rozdział może wyjść taki sobie. Postaram się jednak;)
UsuńCieszę się, że początek się podobał, bo najbardziej się nad nim skupiłam. Skoro emocje były odczuwalne, mogę się tylko cieszyć;) A co do dalszego ciągu... Podejrzewam, ze dopiero w weekend majowy.
Weekend majowy? Zdecydowanie nie za szybko, ale postaram się cierpliwie poczekać, zresztą jak zawsze :)
UsuńCzyli gdy Raisa zrozumie, że śmierć tamtego staruszka była winą Shane, mam się spodziewać bliskiego końca? Skoro tak to jak najdłużej z nim zwlekaj, chociaż nie zaprzeczę, że już chciałabym o tym przeczytać :)
Ha, dzisiaj jestem w dzień dodania xDDD.
OdpowiedzUsuńMoment przywoływania Selene i emocje, jakich doznawała Raisa, opisałaś naprawdę znakomicie. Wszystko było tak prawdziwe, tak realne, że bez problemu można było wczuć się w bohaterkę i wyobrazić sobie jej położenie. Niewątpliwie było to okropne, nieprzyjemne doświadczenie i wymagało wielu poświęceń. Właściwie czemu to tak skomplikowana sprawa? Że Selene musiała tak jakby wyjść z ciała dziewczyny?
W sumie Justine mogła przeżywać to inaczej, ale nieco mnie zdziwiły jej słowa w tym rozdziale i to jej zaskoczenie, że Raisa przeżyła to aż tak intensywnie.
No ale dobrze, że już ma to za sobą. Myślałam też, że całkowicie zapomni spotkania z kobietą w bieli, ale jak widać, jakieś szczegóły pamięta. Niepokój Justine poniekąd jest uzasadniony, w końcu taka transformacja kosy musiała być dość dziwna i wcale nie musiała oznaczać niczego dobrego, mimo iż Raisa przekonana była, że tak powinno być.
Końcówka bardzo niepokojąca. Ciekawe, czy uda się odnaleźć Shane'a i uporać się z tym złym duchem? Ale jak widać, przeszkodzono jej. Czyżby ta Milianna została tu przysłana z polecenia Czcigodnej, która pewnie już wiedziała o nieposłuszeństwie dziewczyny i jej odejściu? Teraz jej położenie nie jest zbyt ciekawe :(. Ale zastanawia mnie, jak opiszesz ich walkę, do której niewątpliwie dojdzie.
Bardzo się cieszę, że przywoływanie Selene odebrałaś tak pozytywnie. Chciałam to opisać obrazowo i chyba się udało;) Czemu takie skomplikowane? Hmm... Taki miałam pomysł. Oczywiście mam na to całe uzasadnienie, ale to dość rozwlekła sprawa, więc nie chcę przynudzać. Grunt, że w tym rytuale jako portal dla Selene użyta została dusza Raisy. Musiało istnieć miedzy nimi połączenie, które nawiązały podczas rozmowy. Przynajmniej tak to miało wyglądać, ale wystąpiły komplikacje.
UsuńZaskoczenie Justine jest zupełnie uzasadnione, gdyż faktycznie rytuał nie przebieg do końca normalnie, a wynika to z natury tej kobiety, która ukazała się Raisie.
Do spotkania z Shane'em nie dojdzie zbyt szybko. Raisa ma teraz swoje kłopoty, a i chłopak nie będzie miał lekko. Nie zapominajmy o Ivie;P Jejku, nie stresuj mnie walką. Totalnie nie umiem takich scen pisać.
Co tu dużo mówić, spisałaś się na medal. Jestem teraz ciekawa jak zachowa się Raisa. Każdy chce mieć ją za sojusznika - Justine, Selene nawet Śmierć wcześniej ujrzała w niej kogoś wyjątkowego. Mam wrażenie, że jak wcześniej każdy walczył o Shane'a, tak teraz wszyscy stanęli na głowie, by zdobyć przychylność dziewczyny. Oczywiście sama Raisa znalazła się teraz w niezłych tarapatach, w końcu Śmierć zdecydowała się wreszcie interweniować. Zastanawia mnie jak bohaterka poradzi sobie z walką, w końcu nie jest już Posłanniczką i mogła utracić część przywilejów, mimo iż zyskała przychylność nieznanej wcześniej bogini. Wciąż zastanawiam się kiedy pojawi się wątek wyjaśniający kim naprawdę była i jakie miała intencje? Dochodzi jeszcze zagadka Shane'a... chciałabym, żeby Raisa znalazła jakiś sposób, by go uratować. Dostać się pod wpływ demonów to chyba dość brutalne doświadczenie.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak bardzo czekam na następny rozdział Twojego opowiadania. Z każdym kolejnym mam coraz większy głód na kolejną jego część:)
Również życzę Tobie Wesołych Świąt i pozdrawiam bardzo serdecznie:)
Dziękuję ślicznie za miłe słowa;) Co do Raisy, ciekawe i trafne spostrzeżenie. Faktycznie każdy chce ją mieć za sojusznika i nie jest to nieuzasadnione. Ale to później. Jak sobie poradzi z walką... Myślę, że łatwo nie będzie;) Ja bym tej pani boginią nie nazwała;P Widzę, że strasznie nagmatwałam;P Raisa bez wątpienia uratuje Shane'a w końcu obiecała. No i cieszę sie, że nadal chcesz czytać. To dla mnie naprawdę ważne. Pozdrawiam.
UsuńSama w to nie wierzę, ale zaraz po przeczytaniu informacji o dodaniu notki, przeczytałam! Taak, chyba po raz pierwszy nie będę musiała się martwić zaległościami.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się opis przeżyć Raisy. Jest taki... realny i przysięgam, że czytając to, wyobrażałam sobie dziewczynę, która zwija się na podłodze z bólu. I to nie była przyjemna wizja. Ale przebrnęłam przez ten kawałek. Nie wiem dlaczego, ale nagle *w tym rozdziale) Justine nie przypadła mi do gustu. Czytając rozmowę dziewczyn, nastawiłam się do niej wrogo i za nic nie wiem dlaczego. W sumie nic takiego nie powiedziała, ale w mojej głowie pojawiła się myśl "Ona mi się nie podoba." - *Wywraca oczami* - czasami tak po prostu mam. Pewnie w kolejny rozdziale znów będę ją lubić.
A więc Raisa jest w niebezpieczeństwie... Cóż, sama pchała się w paszczę lwa, że tak powiem. Mogła poczekać na Justine, ale ona najpierw robi, potem myśli, prawda? To tak jak ja, czasami. Nie wiem dlaczego martwisz się tym, że nie uda Ci się opisać sceny walki. Moim zdaniem to łatwe (chociaż moje wychodzą beznadziejnie) ale to naprawdę wielka frajda! Ja się strasznie w to wczuwam, gdy to piszę, a przy moim drugim opowiadaniu trochę tego jest. Ale wracając do tematu: mam wrażenie, że w ostatniej chwili Raisa coś wymyśli, albo ktoś jej pomoże.
Tobie również życzę Wesołych Świąt i śnieżnego dyngusa :D Ta pogoda naprawdę mnie dobija. Wyobrażasz sobie, że właśnie dziś, napadało u mnie tyle śniegu, że sięga mi do kostek? Jutro pewnie z domu nie wyjdę, bo drzwi zasypie -,- Nie ma co, mamy naprawdę PIĘKNĄ wiosnę. Jak to się nie skończy w tym tygodniu, to chyba oszaleję.
Pozdrawiam bardzo ciepło ;*
Skoro opis, na którym najbardziej mi zależało, ci się podoba, to jestem szczęśliwa;) Justine z reguły ma budzić dość pozytywne emocje, ale miło jest, jeśli wzbudza również inne. W końcu każdy odbiera daną postać inaczej, a tu Justine pokazuje swoją prawdziwą twarz - doświadczonej, kilkutysięcznoletniej bogini. Dość stanowcza tu była jak na nią;) Raisa sama pchała sie w paszczę lwa, ale patrząc logicznie, Justine nic by jej nie pomogła. Straciła moce, więc jest niemal jak zwykły człowiek. Prawdopodobnie zmartwiona jej bezpieczeństwem Raisa miałaby tylko gorzej.
UsuńJa ta zawsze sie boję, ze walka nie wyjdzie mi dość realistycznie i dynamicznie. Zdecydowanie wolę opisywać uczucia. Ale masz rację, to niezła frajda;) Całkiem dobre masz wrażenie, ktoś się pojawi w trakcie tej walki. Jakieś typy?
Oj, znam problem pogodowy, u mnie jest to samo. Po prostu ta pogoda mnie zabija. Całą motywację wsysa szarość za oknem. Miejmy nadzieję, że to niedługo sie zmieni. Pozdrawiam.
Czyli, skoro Selene, to nie Selene, to czym w takim razie ona jest? A może podczas nieużywania broni zaszła w niej jakaś zmiana? Lub to wszystko stało się dlatego, że Selene doskonale wie, kogo ma zabić Raisa? Może właśnie przez to dokonała swojej transformacji? Kurcze, nieźle z tym namieszałaś. Naprawdę! Aż sama mam mętlik w głowie, hehe. Nie wiem, co właściwie pisać. Tak jakoś się w tym wszystkim pogubiłam. Ale oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa! Bo piszesz bardzo przejrzyście, lecz te wszystkie zwroty akcji, dziwne powikłania z pewnością mogą zasiać w głowie pewny mętlik.
OdpowiedzUsuńHa! Jak opisywałaś moment, w którym przez ciało Raisy przenikała kosa... Brrr... aż się wpatrywałam z niechęcią w monitor, przybierając na twarz dość dziwny wyraz. Po prostu wyobraziłam sobie dzięki Tobie, jak też może to wyglądać. Ból zignorowałam, bo jeszcze by mi się słabo zrobiło ( ostatnio czytałam w książce o przepływaniu krwi przez żyły i mi się słabo zrobiło! ;d ) Ale jako bierny obserwator doskonale to widziałam i z pewnością nie był to miły widok o.O
Obawy Justine są oczywiście całkowicie uzasadnione. W końcu to ona jest Śmiercią. I to tylko i wyłącznie ona jest na tyle doświadczona, by wiedzieć, że coś jest nie tak. Oma fakt, że zupełnie inaczej zareagowała na rytuał, który teraz był wykonany na Raisie, jest zastanawiający. Nie mniej jednak może rzeczywiście to tylko dlatego, że po prostu jest od niej silniejsza i jest kimś zupełnie innym?
Ha, i ta końcówka. Tak sobie zostawiłaś na sam koniec wprowadzenie czytelnika w uczucie grozy? Dlaczego? Nie powinnaś była przerywać w takim momencie, no! Przecież teraz znowu trzeba będzie czekać na coś nowego, ehh... A kiedy zamierzasz coś dodać? Mam nadzieję, że niedługo, bo zazwyczaj praktycznie od razu rzucam się na komputer i czytam, co napisałaś. Po prostu od początku niesamowicie spodobało mi się Twoje opowiadanie! Ash! Pamiętam nawet Twój pierwszy szablon, który zobaczyłam, a który mnie zachwycił *.* hahha xd
No nic, pozostaje mi jedynie uzbroić się w cierpliwość, której raczej nie mam za wiele... :D
Sprawa z Selene faktycznie jest dość zagmatwana póki co i nie dziwię się, że można się w niej pogubić. Za prosto by było, gdyby chodziło o zmianę w samej Selene;) Obiecuję, że w końcu wszystko się wyjaśni. Mam nadzieję, iż Cię zaskoczę.
UsuńNo więc skoro taką masz reakcje na scenę przywołania, to chyba wykonałam swój plan;) Hura! Dlaczego rytuał był inny? Zdecydowanie przez tożsamość postaci, która ukazała sie Raisie;)
Wiem, okropna jestem, żeby przerywać w takim momencie. Niemniej musiałam, bo całą bitwę pragnę troszkę rozpisać, by pokazać różnicę między Raisą a typowym Posłannikiem. A następny rozdział prawdopodobnie w majowy weekend dopiero, więc trochę poczekasz... Strasznie się cieszę, że ci się tak podoba. Nawet nie wiesz, jak mnie to podnosi na duchu.
Wcale się nie dziwię, że jesteś zadowolona z tego rozdziału. Według mnie wypadł Ci naprawdę genialnie! To, co przeżywała Raisa podczas wydobywania z siebie Kosy, było tak realistyczne i obrazowe, że przeżywałam każde cierpienie razem z nią, jak gdybym była w tym pomieszczeniu i trzymała ją za rękę, podczas gdy ona tarzała się po podłodze, krzycząc. To naprawdę strasznie wszystko wyglądało, nie dziwię się, iż Justine była przerażona. Ale na szczęście cały rytuał się udał - Selene wróciła do naszej Posłanniczki, na dodatek odmieniona i potężniejsza. Wiesz, szczerze mówiąc już się pogubiłam i nie wiem, z kim ostatecznie widziała się Raisa. Nie była to Selene, ale w takim razie kto? Mimo wszystko wierzę, iż była to dobra istota i nie ma żadnych niecnych planów wobec głównej bohaterki.
OdpowiedzUsuńOd samego początku nie podobało mi się to, że Raisa postanowiła na własną rękę walczyć z demonem. Może Justine nie mogłaby jej pomóc ze względu na brak mocy, ale to nie zmienia faktu, że to niebezpieczna sprawa. Tylko że w parku, zamiast z demonem, doszło do spotkania z kimś zupełnie innym... A więc Millianna została wysłana przez Czcigodną, aby ukarać Raisę? Normalnie miałabym nadzieję, że wszystko jakoś się ułoży, ale skoro będzie bitwa, to zaczynam się powoli bać... Czy Raisa sobie poradzi? A może ktoś jej pomoże? Oby wyszła z tej walki cało.
Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy :*
Skoro takie miałaś odczucia wobec opisu, to chyba udało mi się przedstawić to w wystarczająco obrazowy sposób. Całe szczęście;) Nie dziwię sie, że sie pogubiłaś, pewnie gdybym była czytelnikiem, miałabym podobnie. Wszystko się wyjaśni, aczkolwiek nie tak prędko;)
UsuńRaisa na pewno postąpiła zbyt impulsywnie, idąc do parku sama i niestety przyjdzie jej za to zapłacić. Millianna jest typowym Posłannikiem. Dostała rozkaz unicestwienia Raisy i będzie chciała go wykonać. Nie trafiają do niej argumenty kogoś innego. Raisa bez wątpienia stoi przed trudnym zadaniem. Ale jak to przedstawię dokładnie, jeszcze sama nie wiem;)
Wrrr, nie cierpię takich końcówek, ja chcę czytać dalej, a tu koniec ... mam tylko nadzieję, że następny pojawił się jak najszybciej, bo teraz to rozpaliłaś moją ciekawosć :D
OdpowiedzUsuńJak zaczynałam ten rozdział to wiedziałam, że znając Ciebie mogę się spodziewać niezwykłego opisu powrotu Selene do Raisy i nie pomyliłam się. Wspaniale to opisałaś, naprawdę. Nic tylko pogratulować :D Ty to jednak masz smykałkę do fantastyki, zazdroszczę Ci tego bardzo :)
Obawy Justine na pewno nie są nieuzasadnione i mam niemiłe wrażenie, że Raisa naprawdę źle zrobiła, zostawiając dziewczynę w domu i wymykając się do tego parku. I jeszcze pojawienie się tej Milianny ... Mam tylo nadzieję, że Selene nie odmówi współpracy czy coś, i Raisa wyjdzie z tego pojedynku zwycięsko, a potem już będzie mogła skupić się na demonach i Shanie'e ... No właśnie, gdzie ten Shane? Tęsknię za nim :D
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, pozdrawiam :*
Jej, wiem, wredna jestem, ale musiałam skończyć w tym miejscu. No i cieszę się, że opis przypadł do gustu, bo nad nim skupiłam się najbardziej;) Czy źle zrobiła... Myślę, że obecność Justine niewiele by jej pomogła, skoro ta nie posiada mocy. Zwycięsko... Nie będę nic mówić, ale za słodko by było. Poza tym mam plany;P Jejku, wszyscy tęsknią za Shane'em. W sumie ja też... Spokojnie, zaraz po walce Raisy z Millianą przeskoczę do jego perspektywy.
UsuńRównież pozdrawiam;)
Zacznę od tego, że nie mam dzisiaj weny na pisanie komentarzy, więc nie wiem, co z tego wyjdzie, ale spróbujmy. Zwłaszcza, że mam u ciebie mały poślizg, a nie chcę jeszcze bardziej go przedłużać.
OdpowiedzUsuńTak więc rozdział bardzo mi się podobał. Zawsze podziwiałam te twoje obszerne, bogate opisy, ale tym razem przeszłaś sama siebie. Scena odzyskania Selene - niezwykle wiarygodna i obrazowa, a ze mam dość bujną wyobraźnię no to chyba nawet nie muszę wyjaśniać, jakie wrażenie zrobiła na mnie ta scena. Na pewno momentami mnie przerażała. Zwłaszcza, gdy Justine powiedziała, że nie było to tak do końca normalne. Zastanawiałam się dlaczego właśnie tak się stało. Czemu Raisa zareagowała nieco gwałtowniej niż ona sama? Chociaż w sumie to dziewczyna nie ma większego porównania, skoro Raisa była pierwszym człowiekiem odprawiającym ten rytuał.
Wciąż pozostaje wiele niewiadomych i nijak mi się to podoba. Już chciałabym dowiedzieć się najważniejszych rzeczy. Już chciałabym odkryć wszystkie tajemnice. No, ale niestety tak się nie stanie. Ty jak rasowa pisarka dozujesz nam wszelkie wyjaśniania. I choć może coś tam stało się jasne, to jednak większość wciąż pozostaje jedną, wielką niewiadomą.
Kurczę, Raisa niezbyt mądrze postąpiła olewając przyjaciółkę i wymykając się z domu. To nic dobrego nie przyniesie. Już samo spotkanie z Millianną napawa niepokojem. Fałszywa Czcigodna jednak nie próżnuje i znowu daje o sobie przypomnieć. Szkoda, że inni Posłannicy wciąż pozostają ślepi i nie dostrzegają, że stoją nie po tej stronie, co trzeba. Jestem niezwykle ciekawa, jak naszej bohaterce uda się wykaraskać z tych kłopotów. Pomoże jej w tym ta nowa kosa i jej udoskonalone zdolności? Mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy, choć może nie wygląda to zbyt korzystnie.
Jestem też ciekawa, jak Raisa zareaguje na wiadomość, że zbrodni dokonał Shane. Że to on jest potworem, który budzi w niej taką obawę. I że to właśnie przed nim chciała go chronić, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi.
Zaintrygowałaś mnie, no! I chcę więcej ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Spokojnie, Twój komentarz wyszedł bardzo dobrze, mimo braku weny. Cieszę się, że ten opis został tak pozytywnie przyjęty. Miało być strasznie i dziwnie, i widzę, że odpowiednie uczucia wywołał.
UsuńA, chciałoby się wszystko wiedzieć. Nie ma tak. Wszystko powoli zacznie się wyjaśniać, aczkolwiek jednocześnie pojawią się inne zagadki. W końcu czymś trzeba do końca trzymać napięcie.
Czcigodna to cwana bestia i nic dziwnego, że ruszyła do ataku. Posłannicy w zasadzie są bezwolni jak lalki. Nie są w stanie nawet wyobrazić sobie nieposłuszeństwa wobec Czcigodnej. Kosa... Było wspomniane, że trucizna nie działa na Posłanników, więc to jej w niczym nie pomoże.
Pozdrawiam;)
Raisa na prawdę nic nie pamięta, tajemniczej kobiecie udało się wymazać wspomnienie Ba! Zmanipulowała je tak, że Posłanniczka jest pewna, że spotkała się z Selene. Dopiero Justine sprawiła, że zaczęła w to wątpić. Ale nawet ona sama nie wie, kim była dama w białej sukni. Umiejętność wytworzenia trucizny powinna mnie jakoś naprowadzić, ale nie mogę tego z niczym skojarzyć.
OdpowiedzUsuńRytuał był straszny. Justine uprzedzała, że może boleć, ale to co spotkało Raisę było potworne. Ciekawe dlaczego aż tak bardzo? Czyżby faktycznie dlatego, że jest słabsza niż bóstwo?
No, i oczywiście urwałaś w najciekawszym momencie :) Trzymam kciuki za Raisę, by w następnym rozdziale wyszła zwycięsko z pojedynku ;)
Pozdrawiam!
Hmm... To nie do końca tak, że Raisa nic nie pamięta. W końcu kolor włosów kobiety był inny niż prawdziwej Selene;) Ale fakt, bez Justine niczego by nie podejrzewała. Umiejętność wytworzenia trucizny akurat Cię na nic nie naprowadzi w tym wypadku, bo wymyśliłam to bez jakiegoś szczególnego odniesienia do postaci w białej sukni.
UsuńRytuał miał być straszny i cieszę się, że taki wyszedł. Dlaczego odczuwała go boleśniej wyjaśni się znacznie później.
Taa, ja lubię przerywać w takich momentach;) Nie martw się, następny rozdział będzie już z walką.
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.
No nieźle. Skoro to nie Selene, to kto? A może sama Śmierć? Znaczy ta fałszywa? Chociaż... może jednak Justine nie wie wszystkiego i to naprawdę była Selene. Nie wiadomo, czego się spodziewać. Bardzo podobał mi się opis bólu, który przeżywała Raisa. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak to możliwe, że to przetrwała, że dała radę to znieść. Ale dziwne, że aż tak bardzo ją to pochłonęło. Może ma to związek z tym czymś, co podawało się za Selene? W sumie dobrze zrobiła, nie biorąc ze sobą Justine. Lepiej, żeby ta się nie narażała. Bo niby jak mogłaby jej pomóc? Oj tam, oj tam... Tobie każda scena świetnie wychodzi, więc opis bitwy na pewno doskonale Ci wyjdzie. Mam tylko nadzieję, że to Raisa wyjdzie z tego zwycięsko. Heh, jestem ciekawa, co teraz porabia Shane albo raczej to coś, czym się stał.
OdpowiedzUsuńNo raczej to nie mogłaby być sama fałszywa Śmierć, bo Raisa rozpoznałaby ją podczas spotkania w podświadomości. Nie jest to też Selene;P Kombinuj dalej;P Cieszę się, że opis bólu przypadł do gustu, bo nad nim skupiłam się najbardziej. I masz rację, ból ma związek z kobietą, którą spotkała Raisa;) Kurcze, chyba za bardzo sie zdradzam ostatnio;) A co do sceny bitwy, chciałabym mieć Twoją pewność, że wyjdzie dobrze. Strasznie się jej obawiam... Natomiast Shane pojawi się w rozdziale po bitwie.
UsuńŚwietny rozdział. Szybko się czyta. Opis bólu Raisy był genialny. Nie mam najmniejszych uwag, akcja potoczyła się szybko, sprawnie i to zakończenie...
OdpowiedzUsuńBiedna Raisa. Ma do stoczenia trudną walkę. Pewnie wygra - przecież nie może zginąć - pytanie tylko, za jaką cenę?
Wiesz, myślę, że jak skończysz tę powieść (za co mocno trzymam kciuki) to powinnaś wysłać ją do jakiegoś wydawnictwa. Z Twoją dbałością o szczegóły na pewno wydasz książkę. Chętnie bym ją wtedy kupiła;)
Ps. Serdecznie zapraszam na nn na gorącą-krew, pozdrawiam;)
Cieszę sie, że się podobało, szczególnie opis bólu. Czy Raisa wygra... Zobaczymy, ale za łatwo by było;P
UsuńNaprawdę cieszą mnie twoje słowa. Oczywiście wydanie książki to jest marzenie. Co do Tańca... Myślę, że jest wiele rzeczy, które są poplątane i niejasne. Wiele poprawek trzeba wprowadzić. Natomiast nie wiesz, jak cieszy mnie fakt, że chętnie byś ją kpiła. To chyba najmilsze, co może usłyszeć autor;) Dziękuję i pozdrawiam;)
Witaj!
OdpowiedzUsuńNa początku chcę Cię przeprosić, że przez kilkanaście tygodni nie dawałam znaku życia na blogu i tutaj. Zaległo rozdziały już nadrobiłam i zostało mi jak zawsze - czekanie na kontynuację.
Obrazek w tle jest niesamowity! Idealnie pasuje do klimatu jaki panuje na blogu.
Jestem bardzo ciekawa jak zareaguje Raisa kiedy dowie się kto jest zabójcą. Zapowiada się prawdziwa petarda - rozwiązanie wszystkich zagadek.
Zapraszam do siebie na rozdział 3 na jestes-jedyny.
Pozdrawiam! :)
Cieszę się, że dałaś o sobie znać;) A co do szablonu, również uważam go za wyjątkowo udany. Tu zdecydowanie ukłon w stronę DaFne z Wyimaginowanej;)
UsuńJA TU WRÓCĘ!
OdpowiedzUsuńKiedyś. Niedługo. W niedalekiej przyszłości.
No to będę czekać;)
UsuńKomentujemy!
OdpowiedzUsuńRozdział wydawał mi się krótki. Czy był tak krótki, jak mi się wydaje, czy znowu wydziwiam?
Ha! Więc Selene to nie Selenie, oczywiście coś musiało się popsuć. Na razie zakładamy, że ta kobieta miała dobre intencje, ale co jeśli to Justine miała rację i wcale nie można jej ufać? Okazuje się, że Raisa jest bardziej wyjątkowa niż komukolwiek by się wydawało. Ja tu w ogóle wyczuwam jakąś wielką walkę dobro vs zło (Raisa vs Shane), ale to już takie moje snucie domysłów.
Zaskoczyłaś mnie tą Posłanniczką na końcu. Bo tego bólu na początku się spodziewałam (rozmawiałyśmy o tym w komentarzach, więc miałam czas na przygotowanie się), ale tego, że Fałszywka tak szybko zacznie upominać się o jedną ze swoich lalek, nie przewidziałam. :D Walka będzie pewnie ciężka - i nie mówię tu tylko o Raisie, ale o samej pisaninie, bo dla mnie jeśli jest coś gorszego od scen miłosnych, to zdecydowanie są to sceny walki. Ja jednak wierzę w Ciebie i wiem, że ten rozdział wcale nie będzie taki słaby. Ja Cię trochę podejrzewam o taki jakby pedantyzm, że nigdy nie opublikujesz czegoś, co Ci się nie podoba. :D
Tak się zastanawiam... czy jeśli Raisa zobaczy Shane'a, to od razu poczuje, że to ta sama aura, co na scenie zbrodni czy będzie jej potrzeba czegoś innego? Wiem, że teraz największym zmartwieniem powinna być walka, ale ja jestem strasznie ciekawa tej konfrontacji. Zwłaszcza że Raisa chce uchronić całe miasto przed kimś, kogo uznała za swojego przyjaciela (kogoś więcej?) i w ogóle.
Przy okazji, Raisa musi się chyba nauczyć, że sama nie da rady zbawić całego świata (chyba, bo może okazać się, że Selene to jakiś super-bożek i wtedy nie będę miała co powiedzieć). Wiem, że Justine niewiele w tej chwili może, no ale... To dlatego, że ja tak lubię Justine, a ta ucieczka była po prostu nie fair. ;)
Rozdział krótki (albo szybko się go czyta), ale przyjemny i oby tak dalej. Trzymam kciuki za dalszą część opowiadania.
A tak w ogóle to przepraszam Cię, że dopiero teraz, ale teraz chyba każdy przeżywa ten kryzys, gdzie 24 godziny na dobę to zdecydowanie za mało. :D
Krótki? nie, był taki jak zwykle;P
UsuńOj, to ty chcesz krwawej walki? Niee, ale z tą konfrontacją dobra i zła poniekąd masz rację. Tylko, że całkiem co innego z tego wyniknie;)
Śmierć ma swoje powody, by tak szybko upominać się o Raisę. Taak, pisanie scen walki totalnie mnie osłabia i to chyba najgorsze, co może być dla mnie, ale się postaram. Pedantyzm, he? Niewiele sie mylisz. Ja po prostu jestem perfekcjonistką z wybujałą ambicją, więc zawsze staram sie być najlepsza we wszystkim. Taka ta wada;)
A co do ich spotkania, jeszcze nad tym nie myślałam, bo to dość odległa przyszłość.
A co do Justine, Raisa nie do końca to przemyślała. Trochę nie doceniła blondyny, wiem.
Wpadłam na krótko i zostałam na dłużej. ;P Całościową ocenę tych dwudziestu kilku rozdziałów, które już udało ci się spłodzić, zostawię sobie na ostatni z nich, toteż szykuj się na miażdżącą krytykę/hymn pochwalny (element zaskoczenia musi być zachowany).
OdpowiedzUsuńAle nie mogłam się powstrzymać, żeby nie napisać co nieco już tutaj. A dokładnie wytknąć jednego drobiazgu-nie-drobiazgu. Kochana, jeśli Raisa jest przebywa półtora kilometra w ciągu ponad godziny, to albo jest bardzo pokrzywdzoną przez los kaleką, albo po drodze spotkała jakichś starych znajomych i tak się zagadali, że skoczyli na kawę, albo w biegu zamordowała dla sportu kilka(naście) demonów. Nie jestem w stanie znaleźć innego wytłumaczenia dla tak długiego czasu. ;)
Chciałam to napisać już tutaj, bo to nie pierwszy raz kiedy twoi bohaterowie idą przez miasto godzinę czy dwie. Na początku myślałam, że to literówka lub może że Sorrow JEST takie ogromne, ale chyba jednak nie o to chodzi. ;P
Co do reszty - spodziewaj się mojej opinii i drżyj przed nią, albowiem nigdy, ale to nigdy nie owijam w bawełnę i albo strzelam prosto w serce, albo padam na twarz oddając hołd. Skrajności rządzą.
Pozdrawiam i do przeczytania za jeden rozdział. :)
Off, która przymierza się do założenia bloga, ale ma jakieś problemy z psychiką