Po co tu
przyszła? Myślała, iż łzawym wyznaniem ponownie zyska moje zaufanie? Chyba
oszalała albo była wyjątkowo naiwna. Niewykluczone, że jedno i drugie. W takim
razie oboje byliśmy frajerami. Dałem się podejść jak małe dziecko, a przecież
rozsądek ostrzegał przed nawiązywaniem bliższej znajomości z dziwolągami.
Jedyne, czego zawsze chciały, to zawlec mnie do swego pana. Może Raisa nie należała
do demonów, ale jej cele wcale się nie różniły od ich zamierzeń. Zmieniała się
tylko osoba władcy… Cholera! Byłem wściekły na siebie. Zupełnie zagłuszyłem
instynkt, który wielokrotnie pomagał mi uniknąć kłopotów. I to dlaczego? Bo
przez chwilę wydawało się, że naprawdę jest po mojej stronie. Tak długo
uciekałem, aż tu nagle pojawiła się potężna istota, która za wszelką cenę
chciała mnie obronić. Skłamałbym, mówiąc, że nie wypatrywałem sojusznika.
Głupotą było jednak dopuszczenie do siebie pierwszej lepszej laski z mocą i
przekonującą gadką. Miałem nauczkę na przyszłość. Widocznie samotna walka
stanowiła jedyne rozwiązanie.
Napięcie
wzrastało z każdą sekundą ciszy, która zapadła po moich słowach. Kątem oka
obserwowałem Raisę, próbując wyczytać intencje z jej twarzy. Wyglądała
zadziwiająco szczerze. Pierwszy raz widziałem ją zawstydzoną. Zazwyczaj blade
policzki teraz płonęły czerwienią. Resztki łez spływały po brodzie, skapując
na bluzkę. Rozpuszczone włosy rozsypywały się po ramionach, tworząc coś w
rodzaju peleryny. Patrzyła na mnie ze strachem i zażenowaniem jak
przyłapana na czymś gorszącym dziewica. Przez moment usiłowałem uświadomić
sobie, co mi nie pasuje w tym spojrzeniu. Fałsz? Obłuda? Nawet pasowałoby, ale
zmiana dotyczyła czegoś bardziej przyziemnego. Nie nosiła soczewek. Intensywnie
różowe oczy przeszywały mnie na wskroś. Pamiętałem ten wzrok z dnia naszego pierwszego spotkania. Czemu to
zrobiła? Jeżeli myślała, że uznam ją za bardziej wiarygodną, pomyliła się. Mimo
wszystko tak wyglądała piękniej. Przypominała anioła pochylonego nad
grzesznikiem...
Moment, o czym ja w ogóle myślałem? Była
wrogiem i tego powinienem się trzymać. Przymknąłem powieki, starając się
uporządkować myśli. Przedłużające się milczenie nie działało na moją korzyść.
Łatwo się dekoncentrowałem. W dodatku środki usypiające wciąż działały,
wywołując senność. Musiałem skończyć tę farsę dzisiaj. Nie chciałem jej więcej
oglądać.
- Czego
chcesz? – warknąłem, puszczając jej dłoń. Dlaczego ją trzymałem? Czyżbym tracił
panowanie nad sobą? Nieważne. Jeszcze będę miał czas, żeby to sprawdzić.
- Ja… -
zaczęła drżącym głosem, zamierzając pewnie powtórzyć ckliwe przeprosiny. Nic z
tego.
- Nie musisz
się powtarzać. Zresztą, nie uwierzyłem w ani jedno słowo. Pytam o prawdziwy
powód. Czemu znowu mnie gnębisz? Plan nie wypalił i wykombinowałaś coś innego?
Naprawdę lubisz bawić się swoją ofiarą. Oczywiście w odpowiednio humanitarny
sposób, żeby nie można było dostrzec wad na towarze.
- To
nieprawda! – krzyknęła, próbując poderwać się z miejsca. Skończyło się na
jęknięciu i bolesnym grymasie twarzy. Rana chyba jej dokuczała. No tak,
ochroniła mnie przed śmiercią… Na początku nawet brałem pod uwagę jej poświęcenie jako dowód
na zmianę zamiarów, ale doszedłem do wniosku, iż to tylko kolejna zagrywka w
tej chorej grze. Szkoda, że nie brałem już w niej udziału. Nie miałem zamiaru
dać się omamić ponownie.
- Nie chcę
nawet słuchać, co masz do powiedzenia. Nie musisz odpowiadać na pytanie. Po prostu się stąd wynoś – wydusiłem z
siebie, z trudem panując nad sobą. Ufałem jej… Jak mogła mnie zdradzić? Uczucie
zawodu rozlewało się wewnątrz jak piekący kwas. Nie byłem w stanie wybaczyć.
- Wiem, że
cię zraniłam. Być może zbyt mocno, byś kiedykolwiek ponownie nazwał mnie swoim
sprzymierzeńcem. Wprawdzie te słowa nigdy z twoich ust nie wyszły, ale czułam,
iż właśnie tak mnie traktowałeś. Zwykłe przeprosiny brzmią w owej sytuacji
banalnie, mimo to chciałam powiedzieć ci, co czuję. Obiecuję się więcej nie naprzykrzać, ale nie
oznacza to, że się poddam. Udowodnię swoją skruchę czynami. Pokażę ci, iż
naprawdę jestem po twojej stronie. Już bez kłamstw, tajemnic… I może kiedyś mi
przebaczysz. Do tego czasu nie będę rzucać ci się w oczy. Stanę obok niby cichy
anioł stróż, starając się cię ochronić. – Dobitny ton głosu Raisy świadczył, że nie żartuje. Parsknąłem cicho.
Miała całkiem bujną wyobraźnię.
- Nie wiem,
czy zauważyłaś, ale to nie powieść fantastyczna. A ja nie jestem biedną
dziewczynką w opałach. Nie musisz mnie ratować. Sam sobie poradzę. Nie chcę,
żebyś miała cokolwiek wspólnego z moim życiem. Po prostu zniknij. Mam nadzieję,
że jak najszybciej zapomnę o twoim istnieniu – powiedziałem, po czym obróciłem
się do niej plecami, sygnalizując koniec rozmowy. Trochę dziecinne zachowanie,
ale nie mogłem dłużej na nią patrzeć. Jeszcze chwila, a byłbym skłonny uwierzyć
w jej zapewnienia. Podświadomie pragnąłem, by mnie nie zostawiała, ale… No
właśnie. Nienawiść mieszała się z dziwna tęsknotą, doprowadzając do szaleństwa.
Ponowne zaufanie osobie, która już raz zawiodła, byłoby skrajną głupotą. Dlaczego
więc jakaś część mnie pragnęła, by została? Stawałem się coraz bardziej
żałosny, słaby. Właśnie teraz, gdy potrzebowałem siły! Los nie był zbyt
łaskawy, gnojąc nawet mój charakter.
Jeszcze
przez dobre dziesięć minut tkwiła w miejscu. W końcu usłyszałem ciche,
przejmujące westchnięcie i skrzypienie szpitalnego wózka. Szczęknięcie zamka w
drzwiach upewniło mnie, że wyszła. Powróciłem do poprzedniej pozycji, wzrok
wbijając w sufit. Zostałem sam. Powinienem być zadowolony. Przecież tego
chciałem, nie? Jasne… Gdyby tylko do tego dało się zatrzymać pędzące myśli. Chcąc
nie chcąc, powracałem do wydarzeń z tamtego dnia. Przeszywały mnie bólem, ale
nie potrafiłem zatrzymać wspomnień. Twarz umierającej Sherry prześladowała mnie
we dnie i w nocy. Jakim cudem zakochała się w takim idiocie? Dlaczego nic nie
zauważyłem? Nie zainteresowałem się nią nawet, gdy nagle zaczęła pakować
walizki. Kiedy powiedziała, że wyjeżdża uznałem, iż chce uciec z tej dziury.
Inne powody nie przychodziły mi do głowy. Byłem tak głupio zapatrzony w siebie.
Wielce cierpiący Shane Red! Z miną urażonej primadonny odprowadziłem ją na
lotnisko, ignorując pełne udręki spojrzenia, które mi posyłała. Nie chciałem
mieć zmartwień. Wtedy jeszcze nie
widywałem demonów i jako członek podrzędnego gangu rządziłem na ulicach Sorrow,
wzbudzając strach. Jaki byłem z siebie dumny! Na samo wspomnienie chciało mi
się śmiać. Gdybym tylko wiedział, jak to się potoczy… Dostałem solidną lekcję
życia, gdy z premedytacją okpiłem szefa. Natychmiast otworzyły mi się oczy i
ujrzałem całą swoją beznadziejność. Niedługo potem pojawiły się demony,
ostatecznie uświadamiając mi, że jestem nikim. Chciałem ją przeprosić. Miałem
ku temu tyle okazji, ale zawsze powstrzymywał mnie wstyd. A teraz nie żyła. Sam
doprowadziłem do jej śmierci. Gdybym nie opierał się demonom, nie musiałyby
sięgać po takie środki. Byłem zbyt wielkim tchórzem, by się poświęcić. Nie
poddałem się, mimo iż wiedziałem, że następnym krokiem diabłów będzie
zaatakowanie rodziny. To zupełnie tak, jakbym się nimi zasłonił. Rzuciłem na
pożarcie potworom ludzi, którzy mnie przygarnęli jak własnego. Byłem niewdzięcznikiem... Nie, to spore niedopowiedzenie. Czułem wstręt do siebie.
Gdyby można cofnąć czas, nie popełniłbym tylu błędów. Sherry nadal
cieszyłaby się życiem. A tak pozostały po niej jedynie kości i kupka gruzu
zwana grobem. Nie zjawiłem się nawet na pogrzebie… Pogrążony we śnie, nie
mogłem się pożegnać. A nawet, jeśli dałbym radę pójść, jak spojrzałbym tym
wszystkim ludziom w twarze ze świadomością, że zgromadzili się tu przeze mnie?
Najbardziej obawiałem się reakcji matki. Nie widziałem jej od dnia feralnego
balu. Nie zjawiła się w szpitalu ani razu, a wątpiłem, by nadal była
nieprzytomna. Demon wysysający z niej duszę zniknął, więc powinna już
wyzdrowieć. Czy to nie świadczyło, że nie chce mieć ze mną do czynienia? Nie
miałem pewności, dopóki tkwiłem przykuty do łóżka. Musiałem się stąd wydostać
jak najszybciej, ale lekarz uparł się, żeby przytrzymać mnie na obserwacji.
Jakby to było konieczne! Nie pierwszy raz czułem się niczym żywy trup i jakoś
nigdy nie potrzebowałem leczenia.
Uniosłem się
ostrożnie do góry, ignorując łupanie w czaszce. Ból głowy towarzyszył mi od
momentu pierwszego przebudzenia, stopniowo przybierając na sile. Oczywiście nie
uznałem za konieczne powiadomienie o tym doktorka prowadzącego. Uziemiłby mnie
w czterech ścianach na jeszcze dłużej, a to byłoby mi nie na rękę. W końcu
marzyłem, żeby się stąd wyrwać. Nie zamierzałem sam rzucać sobie kłód pod
nogi.
Nagle poczułem dziwny niepokój. Pojawił się
znikąd. Świat, który już wcześniej widziałem jak przez mgłę, dodatkowo zaczął
wirować. Serce zaczęło szybciej bić, jakby miało zaraz wyskoczyć. Jęknąłem
cicho, próbując zachować przytomność. Coś dziwnego się ze mną działo. Do uszu
docierały złośliwe szepty i chichoty żywcem wyjęte z bajek o Babie Jadze, a
przecież w pokoju nikogo nie było. Zacząłem ciężko oddychać. Miałem wrażenie,
że ktoś zgniata mi klatkę piersiową. Złapałem się za koszulę, usiłując zerwać
ciężar. Nic z tego. Było tylko gorzej.
- Kto tu
jest? – szepnąłem. Wyciągnąłem przed siebie drugą rękę, chcąc nacisnąć guzik
wzywający pielęgniarkę. Wzrok tonął w
ciemności. Miałem wrażenie, że mnie pochłania, pragnie pożreć żywcem. Cieszyła
się na mój widok… Czarne macki oplotły przedramię, powstrzymując mnie przed
powziętą czynnością. Po chwili nic już nie widziałem. Tylko czerń… Śmiech
nasilił się, niemal dudnił w uszach. Taki złowrogi, przeszywający… Mimowolnie
zacząłem drżeć. Pojęcia góry i dołu zniknęły, zlały się. Pozostał tylko niebyt oraz oślizły dotyk, który zmieniał się w płomień. Trawił moje ciało, docierał już
niemal do duszy, a ja nie byłem w stanie wydusić z siebie prośby o ratunek.
Gdzie się znajdowałem? Jedynie mrok wokół… Naprawdę nadal byłem w szpitalu?
Krzyk.
Przerażający wrzask ogłuszył mnie. Z ciemności wyłonił się budynek. Zaraz…
Przecież to ten sam, na którym Sherry… Jakim cudem się tu znalazłem? Przede mną
rozgrywała się jakaś scena. Kobieta… Ona stała w ogniu! Wiła się i krzyczała,
ale nikt jej nie pomagał. Zmrużyłem wzrok, chcąc dostrzec więcej szczegółów.
Przecież to Sherry! Chciałem podbiec, by ją uratować, ale nie byłem w stanie
ruszyć się z miejsca. Jakbym stracił kontrolę nad własnym ciałem… Nieprzytomny
wzrok skierowałem ku oprawcy. Śmiał się. To jego słyszałem…
- Kim
jesteś!? Zostaw moją siostrę, draniu! – wydarłem się, próbując w ten sposób go
powstrzymać. Zamilkł, jakby zdziwiony, że ktoś ośmielił się mu przeszkodzić, po
czym odwrócił się w moją stronę.
Zamarłem.
- „Kim
jesteś?” – powtórzył, przeciągając sylaby. – Nie widzisz? Tobą. Prawdziwym
tobą.
- Kłamiesz.
Nigdy nie skrzywdziłbym Sherry. Niemożliwe, żebyś był mną.
- Nie
pamiętasz już, jak rozprawiłeś się z demonem, chłopczyku? Pora spojrzeć
prawdzie w oczy. Jesteś potworem – wysyczał, po czym wybuchnął szatańskim
śmiechem. Jego twarz zaczęła się zmieniać. Stała się czarną maską z ziejącymi
pustką oczami. Usta wykrzywiły się w złośliwym uśmiechu. Ciemność otoczyła go
zewsząd, przyoblekając w mroczny płaszcz. Zgromadziła się tez wokół mnie.
- Chodź ze
mną – szeptała. – Jesteś panem mroku, mój mały książę. Nie opieraj się dłużej… -
Kojące słowa pieściły uszy, sącząc do nich jad. Zacząłem się wyrywać, ale
byłem za słaby. Czarne dłonie gładziły mnie po policzku. Przestałem należeć do
siebie. Połykała mnie kawałek po kawałku, nic nie robiąc sobie z krzyków, które
wyrywały się z mojego gardła.
- Zostaw
mnie! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!
- Ależ już
masz. – Pojawił się tuż obok. Znowu maskę zastąpiła twarz, którą codziennie
widziałem w lustrze. Z uchylonych ust wysunął się rozszczepiony na końcach
język.
- Nie daj
się prosić – szepnął, przejeżdżając językiem po moim policzku. Wzdrygnąłem się.
Oddech znowu przyspieszył, jakby napędzany obecnością alter ego. Jego lodowate
palce pełzły mi po szyi, schodząc coraz niżej i niżej. W ślad za nimi szedł
ozór. Nigdy wcześniej się tak nie czułem. To jeszcze sen czy już jawa? Wszystko
wydawało się takie prawdziwe… Krew spłynęła z kącików ust, zdobiąc skórę
nieznanymi wzorami. Zlizywał ją, uśmiechając się z zadowoleniem. Nie miałem
siły się przeciwstawić, wyrwać z upokarzającego uścisku. Odbierał mi wolę,
pochłaniał duszę wraz z czerwona posoką. Co się działo? To naprawdę ja?
- Nie… -
wycharczałem, zaciskając zęby. – Nie pozwolę ci!
- Nie masz
już nic do powiedzenia, chłopczyku. Beze mnie jesteś nikim. Słaby, bezbronny…
Wybrakowany – syczał. Może miał rację?
-
Oczywiście, że się nie mylę. – Oślizgły język wsunął do moich ust, nie
pozwalając normalnie oddychać. Z oczu popłynęły krwawe łzy. Czułem, jakby
przeszywały mnie tysiące rozżarzonych mieczy. Dziwna rozkosz mieszała się z
oszałamiającym bólem. Każda komórka paliła żywym ogniem. Docierał ozorem coraz
dalej, wpychając go do gardła. Drażniąc rozdwojonym czubkiem podniebienie. Jak
długo jeszcze byłem w stanie wytrzymać…
Trzask
drzwi.
Gwałtownie
otworzyłem oczy, wracając do świata żywych. Sceneria rodem z horrorów rozwiała
się. Biały sufit szpitalnej izolatki wydawał się taki kojący w porównaniu z
koszmarem. Kiedy zasnąłem? Nie potrafiłem odpowiedzieć sobie na to pytanie. I
czy to naprawdę był tylko sen? Bałem się odpowiedzi. Wyglądał tak
realistycznie… Wciąż czułem na sobie dotyk tego czegoś. Wzdrygnąłem się. Kim właściwie był?
Przecież nie mną. Dlaczego więc miał moją twarz? To jakiś kawał? Kolejna
sztuczka demonów? Nic nie wiedziałem. Niezbyt optymistyczna sytuacja. Raczej
dołująca.W dodatku strach nie miał zamiaru rozpłynąć się wraz z wizją.
Z trudem
usiadłem, rozmasowując obolały łokieć, którym uderzyłem o metalową poręcz łóżka
podczas upadku. Musiałem tak się rzucać, że aż spadłem z łóżka. Niespecjalnie
mnie to dziwiło. Zresztą, czy było na tym świecie coś jeszcze, co mogło mnie
zaszokować? Szczerze wątpiłem.
Posłannicy, demony… Miałem nadzieję, że na tym lista się skończy. Jakoś
nie miałem ochoty zaznajamiać się z innymi istotami ukrytymi w cieniu. A na pewno
znalazłyby się jeszcze jakieś.
- Obudziłeś
się! – Entuzjastyczny głosik dochodzący od strony wejścia zmusił mnie do
podniesienia wzroku i wyrwania się z zamyślenia. Niemal jednocześnie jęknąłem. Znowu przyszła. Mówiłem jej,
żeby zostawiła mnie w spokoju, ale słowa nie odnosiły skutku. Nie zrażała się
nawet, gdy wyzywałem ją od najgorszych. Nie rozumiałem, po co to robiła.
Widzieliśmy się zaledwie kilka razy, przy czym spotkania do miłych nie
należały. Podświadomie czułem, że nie można jej ufać. Sprawiała wrażenie
przebiegłej lisicy.
- Czego
znowu chcesz? – burknąłem, z trudem podnosząc się z podłogi. Niby nic mi nie
było, ale poruszanie się sprawiało trudność. Stęknąłem cicho, próbując stanąć
na równe nogi.
- Pomogę! –
krzyknęła z nieuzasadnioną radością. Nie zdążyłem nawet zaprotestować. Objęła
mnie w pasie, po czym podźwignęła do góry. Miała całkiem sporo siły jak na tak
niepozorną figurę.
- Gotowe! –
Znowu wrzeszczała. Przewróciłem oczami, ostatkiem woli powstrzymując się przed
zrobieniem jej czegoś. Byle się zamknęła. Jej piski sprawiały, że głowa bolała
jeszcze bardziej, wręcz nie do wytrzymania.
- Nie możesz
już sobie pójść? – warknąłem. Nawet się nie przejęła. Zamiast tego usiadła mi
na kolanach, ręce zarzucając na szyję. Oniemiałem. Zwariowała, czy co?
- Nie
pozwalaj sobie. – Usiłowałem ją zrzucić, ale byłem na zbyt wykończony, by
zmusić ją choćby do zabrania rąk. Gdzie się podziała dumna Iva Montez?
Zachowywała się całkiem inaczej niż podczas przekazywania mi informacji o
zdradzie Raisy. Przypominała małe dziecko, które dostało nową zabawkę. Tyle, że
zabawka nie zamierzała poddać się bez walki.
- Shaaane,
nie bądź taki niemiły. Przyszłam tu dla ciebie. Przecież już ci mówiłam, że cię
kocham. To normalne, iż ugodzona strzałą Amora dziewczyna odwiedza swojego ukochanego,
prawda? – Przesłodzony głosik zupełnie do niej nie pasował. W oczach igrały
figlarne ogniki. Bez wątpienia świetnie się bawiła moim kosztem.
- Skoro nie
masz żadnej sprawy, to idź już. Ile razy mam powtarzać, że nie chcę twoich odwiedzin? I przestałabyś
robić z siebie idiotkę. Jesteś mało przekonująca, wiesz?
- Doprawdy?
– Nagle spoważniała. Nie wróżyło to niczego dobrego. – Ależ ja kocham…
Prawdziwego ciebie – wyszeptała, zbliżając usta do mojego ucha. Zesztywniałem.
Skąd wiedziała o…
- Co to ma
znaczyć? – Starałem się powstrzymać drżenie głosu. Nie dała się nabrać.
- Dobrze
wiesz. Nie będę ci tłumaczyć. Niestety, nie mam dziś za wiele czasu dla ciebie,
skarbie. Zwierzyna już na mnie czeka.
Nie gniewaj się, dobrze? Niedługo będziemy razem. Należysz do mnie, Feniksie.
Lepiej o tym pamiętaj. Będę śledzić każdy twój krok. Byłabym bardzo
rozczarowana, gdybyś próbował się mnie pozbyć albo powiedział Posłanniczce.
Mogłabym zrobić coś bardzo podłego… -
wymruczała, posyłając mi ostrzegawcze spojrzenie. Było w nim tyle dzikości…
Jakbym rozmawiał z drapieżnikiem, a nie dziewczyną.
- Kim
jesteś?
- Zgadnij –
odparła, wystawiając mi język. Nim zdążyłem zareagować, zeskoczyła ze mnie i
zniknęła za drzwiami. Co to było, do cholery! Kolejny wróg? Nie wiedziałem,
czego się po niej spodziewać. Ostatnie słowa zabrzmiały poważnie.
Opadłem bez sił na pościel, zastanawiając się,
co dalej. Demony mogły pojawić się w każdej chwili, do tego doszła sprawa z
Ivą. No i nie mogłem zapominać o dziwnym śnie. Wszystko wskazywało, że
przyczyny wydarzeń ostatnich miesięcy powinienem szukać w sobie. W tym miejscu
pojawiało się pytanie, na które bałem się uzyskać odpowiedź… Kim jestem?
***
Udało mi się napisać rozdział wcześniej niż oczekiwałam. Nauczyciele w tym tygodniu się uspokoili, dlatego weekend miałam wolny. Perspektywa Shane'a... Pisało mi się dobrze, a jaki efekt? Mieszane mam uczucia. Końcówkę już troszkę zaniedbałam, bo nie wiedziałam, jak to rozegrać. No i uczucia Shane'a po śnie tak sobie wyszły. Sam sen... Chyba trochę przesadziłam, ale ostatnio mnie horrory prześladują, to dlatego. No nic, ocenę pozostawiam Wam.
W zakładce z bohaterami pojawiło się zdjęcie Sherry.
Kiedy kolejny rozdział? Prawdopodobnie w trakcie ferii w lutym. Wtedy też planuję start Kajdan Przeszłości. Byłoby szybciej, ale wciąż czekam na szablon, ech...
Dedykacja dla Happy;) Dziękuję za wszelkie rady i wpadanie tu od czasu do czasu.
Rozdział bardzo ciekawy. No... już nie mogę się doczekać następnego :) Zajrzałam do zakładki i ładne zdjęcie :) Weny, weny, weny i jeszcze raz weny!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział choć muszę przyznać, że spodziewałam się innej reakcji Shane'a. Miałam nadzieję, że się pogodzą a tu niespodzianka. W sumie na jego miejscu też bym miała opory przed ponownym zaufaniem Raisie. Bardzo jestem ciekawa tego Feniksa, jak to się stało, że Shane nim jest i wogóle co to jest ten Feniks :p Pozostaje uzbroić się w cierpliwość i czekać na to co dla nas szykujesz. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńCoś pozytywnego w tym beznadziejnym dniu:) Rozdział mi się podoba. Wcale nie przegięłaś ze snem. Wyszło bardzo dobrze. Może to dlatego że poprostu lubie takie konkretne kawałki:) Napewno poprawił mi się humor:) Dzięki:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Czika:)
Powiem tak krótko... Uwielbiam ten rozdział. Naprawdę jest jak dla mnie perfekcyjny i już nie mogę się doczekać kolejnego...
OdpowiedzUsuńZ jednej strony rozumiem Shane'a. Na jego miejscu pewnie też nie potrafiłabym wybaczyć Raisie. Tym bardziej, że on chyba naprawdę bardzo ją polubił. No, ale z drugiej, liczyłam jednak na to, że będzie wspaniałomyślny. Cóż, mam nadzieję, że jeszcze to się zmieni. Może on potrzebuje czasu. A może nigdy jej nie wybaczy... Nawet nie chcę o tym myśleć. Co to był za sen? Mam nadzieję, że nie ma on swojego odzwierciedlenia w rzeczywistości, może to tylko wytwór jego wyobraźni. Ciągłe napotykanie demonów na swojej drodze robi swoje. Ech, chciałabym w to wierzyć, ale mam złe przeczucia. O czym mówiła Iva? Jakiego prawdziwego Shane'a? I o co chodzi z tym Feniksem? Może on w jakiejś części też jest demonem. Ciekawe, czy kiedykolwiek przestanie się zadręczać śmiercią Sherry. Pewnie będzie to bardzo trudne, ale wierzę, że kiedyś się z tym pogodzi.
OdpowiedzUsuńTen rozdział sprawił, że jakoś przeżyłam 6h godzinną jazdę samochodem i wielkie dzięki Ci za to. Mimo, że czytany na ekranie od telefonu, to i tak jest wspaniały.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Raisy. Starała się tylko wykonywać rozkazy, ale nie wiedziała, że sprawy pójdą tak daleko. Wiedziałam, że nie zdobędzie się na zabicie Shane'a.
Nasz Pan Red coraz bardziej mnie ciekawi. Ta jego ukryta natura... cudo!
ps; Moja ulubiona piosenka Huntera!:D
Pozdrawiam
Będziesz pisać nowe opowiadanie? Jeśli tak, to już Cię uprzedzam, że masz mnie za czytelnika! Chyba, że zechcesz mnie odrzucić ;d
OdpowiedzUsuńMi tam się sen podobał. Był taki ciekawy i inny. Chyba pierwszy w takim stylu, który czytałam. W dodatku ta postać... No, udała Ci się. ^^
Tylko teraz narodziło się kolejne pytanie: Kim w takim razie jest nasz Shane? I czemu z Ive? Dlaczego to nie może być ktoś inny, no? Przecież ona nie jest nawet miła i fajna. Raisa to jest coś. W sam raz dla niego. Pasują do siebie jak na mój gust. Tylko, czy zechcesz ich połączyć, czy nie... To już tylko i wyłącznie Ty wiesz.
Ale mamy punkt zaczepienia. Shane to Feniks. Teraz wystarczy dowiedzieć się, kim jest Feniks. Oh, a to pewnie takie łatwe! ;d
Prawdopodobnie już 18-sty raz piszę, że uwielbiam to opowiadanie. I ten sam raz wchłonęłam rozdział strasznie szybko i czuję niedosyt. No, Ty powinnaś wrzucać chyba po dwa na raz, bo po jednym ma się ochotę dalej czytać i czytać!
No nic. To czekam na ten luty z niecierpliwością .
Pozdrawiam :)
Nowe opowiadanie?! Cudownie! Oczywiście, zdajesz sobie sprawę, że się na nim pojawię? Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz!
OdpowiedzUsuńAle przejdźmy do rzeczy bardziej "rzeczywistych". Tak więc, mnie "sen" się bardzo podobał. Był niesamowicie realistyczny, to racja. Normalnie przed oczami stanęła mi scena tej całej ciemności i dwóch chłopaków, to było takie... realne i niesamowite! W dodatku ten "drugi" Shane... no nie powiem, zaintrygowało mnie to. Wiadomo, że chłopak jest Feniksem. Ale kim jest ten cały Feniks? Kim, a raczej czym. Zastanawia mnie, czy będzie on postacią "dobrą" czy też "złą".
Wkurza (gładko mówiąc) mnie Iva. Czy jej aby nie jest wszędzie za dużo? Pojawia się znikąd i klei do chłopaka, jakby ten był wielosmakowym lizakiem! No błagam! Czy on naprawdę nie dostrzega uroku Raisy? Chociaż po tym, jak ją potraktował to powinna zacząć go olewać. N i e w d z i ę c z n y.
Pozostaje mi tylko czekać do ferii (ja już nimi żyję, chociaż jeszcze trzy tygodnie!) na nowy rozdział.
Pozdrawiam ciepło!
Genialne!Genialne! Genialne! Rozdział przecudowny! Wciągnął mnie na maxa. Zwyczajnie nie mogłam się oderwać, chociaż miałam ochotę przywalić Shanowi, gdy wyganiał ze swojej sali Raise. Według mnie to było podłe, jednak sprzeczność przejmujących go uczuć... Świetnie to opisałaś. Z tej notki aż kipi twoim geniuszem! Jestem pod niemałym wrażeniem. Chciałabym już przeczytać więcej!
OdpowiedzUsuńOd samego początku tej historii zastanawia mnie, kim naprawdę jest Shane? Jak widać w końcu i ten chłopak zadał sam sobie to pytanie, jednak ja w przeciwieństwie do niego nie obawiam się na nie odpowiedzi, a oczekuje jej z niecierpliwością, co szczerze powiedziawszy tylko wzmógł ten cały "sen", jak również zachowanie Ivy. Wszystko owiałaś taką tajemnicą, że nie małą trudność sprawia przebicie się przez jej barierę. Rozwikłanie zagadek póki co mogę odnaleźć jedynie w swojej wyobraźni, gdzie znając życie z czasem obalisz wszystkie powstające w niej scenariusze. W sumie to dobrze, bo nigdy nie wiem czego się spodziewać i tym bardziej oczekuje każdego kolejnego rozdziału.
Chyba ten wpływ horrorów dobrze ci robi, bo wszystkie sceny i mi wydawały się nad wyraz rzeczywiste. Miałam wrażenie, że dzieją się one tuż przede mną i aż chciałam spróbować powstrzymać tą "kopie" chłopaka, ale nie mogłam. Jedyną rzeczą do jakiej byłam przez ten cały czas zdolna, było czytanie i przyznaje, że obfitujące w naprawdę fajne doznania. Czekam na więcej i życzę ci dużo weny, aby rozdziały pojawiały się jeszcze częściej. Pozdrawiam:)
Jestem zła na Shane'a. Rozumiem, że jej nie ufa, ale musiał to mówić tak dobitnie? Już myślałam, że się pogodzą:( A Raisa bardziej się w nim zakochała, niż on w niej. Mam nadzieję, że w końcu go przekona o swoich dobrych intencjach. Ale nie płaczem i błaganiem, żeby jej wybaczył, wolę, jak jest silna i stanowcza. Uratowała mu życie! I w żaden sposób go nie skrzywdziła, tylko tyle, że się na niej zawiódł, ale zacznijmy od tego, że zaufał słowom demonów, zamiast pogadać z Raisą. No, ale to Shane, więc w sumie się nie dziwię:p Wkurza mnie tylko to, że ona go zasłoniła, a on - zero wdzięczności:p Niech się dziewczyna weźmie w garść i robi swoje, zamiast się załamywać, że jej nie wybaczy, już raz powiedziała co myśli, a jak jej nie wierzy, jego strata:p
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że obie postaci są dynamiczne i świetnie wykreowane, sen był the best, a Iva stuknięta i pokręcona.
Pozdrawiam:)
Ps. Serdecznie zapraszam na nn na goraca-krew.blogspot.com
Wreszcie dotarłam. Jak to ja - prawie zawsze na samym końcu.
OdpowiedzUsuńTroszkę zawiodłam się postawą Shane'a w rozmowie z Raisą. Chociaż jest ona całkowicie zrozumiała. Pewnie nie zaufa jej tak od razu. No i co teraz z nią będzie?
Sen bardzo mnie zaskoczył. Nawet myślę, że Shane mógłby być czymś podobnym do demonów. A może to tylko wynik obwiniania się o śmierć Sherry i pozostałych ostatnich wydarzeń?
Zachowanie Ivi mnie rozbawiło, ale wplotłaś je w odpowiednim momencie.
Pozdrawiam serdecznie. No i czekam na Kajdany Przeszłości.:)
Biedna Raisa, nie pamiętam jej tak szczerej, zrozpaczonej i bezbronnej, a nawet to nie wystarczyło, by Shane jej przebaczył. Wiem, że ciężko na nowo zaufać, gdy ktoś cię zdradził, ale liczę, że chłopak da jej drugą szansę. Zasługuje na to :>
OdpowiedzUsuńSen Shane'a był obrzydliwy. Nie może nawet dojść do sił, gdy ma takie koszmary. Zastanawiam się, czy to faktycznie tylko zły sen, czy może powinnam się doszukiwać ukrytych znaczeń. No i Iva. Cóż za upierdliwe dziewczę, które, o dziwo całkiem sporo wie, a nie chce się tą wiedzą podzielić. Kolejna w kolejce do namieszania w życiu Shane'a? A on jak na złość odprawił Raisę. Kim jest chłopak? Feniks? To może oznaczać cokolwiek. Cóż za zagadka :>
Pozdrawiam!
Jej, dziękuję za dedykację! Raczej sobie nie zasłużyłam z tak opóźnionym komentarzem...
OdpowiedzUsuńWiem, wyjdę na straszną złośnicę i w ogóle, ale podobała mi się reakcja Shane'a. Byłam pewna, że jej przebaczy, wspólnie zaczną planować wielką wojnę, ale Ty mnie zupełnie zaskoczyłaś (albo raczej to on mnie zaskoczył). Przypomniałaś, że Shane też ma charakterek i bardzo trudno u niego zdobyć zaufanie. A jeśli się je straci, to kiepska sprawa. No, ale ja wierzę, że wszystko ułoży się po myśli każdego czytelnika - czyli że obydwoje się pogodzą.
Sen rzeczywiście jak z horroru. Ze swoją bliczowską obsesją to mi trochę przypominało spotkanie Ichigo z Hollowem, chociaż może w bardziej brutalnej wersji. ;) Chociaż może nie powinnam tego nazywać "snem"...? Raczej wizją albo czymś równie proroczym, no nie?
Kompletnie mnie zaskoczyłaś (po raz drugi w tym samym rozdziale - gratuluję!) obecnością Ivy w pokoju Shane'a. Mam wrażenie, że ona jest kimś więcej niż Mortengai (bo czy Raisa nie wspominała gdzieś, że są oni kompletnie posłuszni Śmierci? Zrozumiałam to tak, jakby raczej bali się jej sprzeciwić, więc Iva, chcąc zagarnąć legendarnego Feniksa dla siebie, w takim razie zachowuje się bardzo dzielnie), ale mogę się mylić, bo to Ty tu jesteś od zaskakiwania. Czegoś jednak chce i nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału. :)
Narracja Shane'a jak dla mnie wyszła bardzo dobrze. Chociaż następnym razem, nie ukrywam, chętnie poczytałabym coś z perspektywy Raisy, bo jestem bardzo ciekawa, co biedna dziewczyna postanowi. Czy rzeczywiście będzie chciała odgrywać rolę anioła stróża? Bardzo mnie to ciekawi.
Przepraszam, że komentarz wstawiam dopiero teraz. Powinnam o wiele wcześniej i pewnie powinnam też coś sensowniejszego napisać, ech.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. :)
Pozdrawiam!
Wcale nie uważam, byś przesadziła z tą sceną koszmarnego snu Shane'a, wprost przeciwnie - chociaż to określenie średnio pasuje do opowiadania fantasy, to było naprawdę realistyczne, az sama zaczęłam się bać. Bardziej jednak obawiam się o samego Shane'a - do tej pory uważałam go za zupełnie niewinną ofiarę demonów, ale teraz zaczęłam sądzić, że on może ma jakieś cechy, które przyciągają do niego złe moce. Może te demony wcale nie chcą go zabić, a zwerbować go do swojej "drużyny"?
OdpowiedzUsuńW poprzednim rozdziale byłam bardzo wzruszona piękną, szczerą przemową Raisy. Byłam przekonana, że żaden nie może się oprzeć tak prawdziwymi przeprosinami. Niestety pomyliłam się... Zabolało mnie, kiedy Shane tak zimno potraktował Posłanniczkę, po czym niemal wyrzucił ją z tej sali. Z drugiej strony nie ma mu się co dziwić: czuje się oszukany i zdradzony, nie wiem, czy kiedykolwiek Raisa odzyska jego zaufanie. Wciąż jednak istnieje między nimi to cudowne przyciąganie, które sprawia, że powietrze jest wręcz naelektryzowane... Uwielbiam to.
Nie wiem, co kombinuje Iva, ani jak dużą rolę odgrywa w tym wszystkim, ale muszę wyznać, iż coraz poważniej ją traktuję. Wcześniej uważałam ją za stosunkowo nieszkodliwą, teraz jednak widzę, że Shane ma w niej prawdziwego wroga.
Według mnie ten rozdział jest naprawdę świetny, mnie w każdym razie kupiłaś każdym słowem.
Pozdrawiam ;*
Jakoś szczególnie nie dziwię się reakcji Shane'a na wyznanie Raisy. W końcu dziewczyna najpierw zyskała jego zaufanie, wmawiała mu, że jest po jego stronie, a potem nagle zaatakowała i próbowała zabić. Nic dziwnego, że chłopak poczuł się zdradzony, ale i tak liczyłam na jakąś zgodę, więc trochę smutno mi się zrobiło, gdy tak ją potraktował. Dobrze, że dziewczyna jest uparta i nie zamierza go opuścić, mimo że on nie życzy sobie jej towarzystwa.
OdpowiedzUsuńSen był okropny! Aż ciarki mnie przebiegły, gdy go sobie wyobraziłam. Mam tylko nadzieję, że to tylko typowy koszmar, który nie będzie miał odzwierciedlenia w życiu. W każdym razie było to niepokojące i zastanawiam się jaką rolę ma w tym wszystkim Shane. Bo wygląda na to, że demony jednak nie pragną jego śmierci, jak wydawało mi się na samym początku, a raczej chcą go dla siebie? Musi mieć potężną moc, skoro zawracają sobie nim głowę.
Aa i ta cała Iva. Nie wiem co ona kombinuję, ale to nic dobrego. Nie podoba mi się, że kręci się wokół Shane'a ani jej zachowanie. Eh, mnożysz coraz więcej tajemnic, na które już chciałabym poznać odpowiedzi.
No, ale pozostaje mi tylko grzecznie poczekać na nowy rozdział.
Pozdrawiam serdecznie!
Jak zwykle spóźniona, za co przepraszam , ale tradycyjnie - szkoła -,-
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to na początku muszę przyznać, że bardzo jest mi przykro z powodu decyzji Shane'a. Nie mówię, że się spodziewałam,iż rzuci jej się na szyje i powie, że wszystko przebacza, wiem,że ma trudny charakter i jest uparty jak osioł, no ale ... miałam nadzieję, że jednak jej wybaczy. Albo przynajmniej nie odwróci się od niej. Oby tylko Raisa tak jak powiedziała nadal go chroniła, bo z tego co widzę jego kłopoty się wcale nie skończyły i ma chłopak nieźle przerąbane...
Ten sen ... co to było? Znowu jestem pod wrażeniem, nie wiem co ty wymyśliłaś, ale mniemam, że coś wielkiego. A więc czekam, czekam na kontynuację tych tajemniczych wydarzeń! :D
Pozdrawiam :*
Zostałaś nominowana do Liebster Blog Awards - szczegóły na http://pragnienie-serca.blogspot.com/. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńEto... Nowy rozdział? o.O Fajnie! Przeczytałam go za jednym zamachem... Szkoda, że dawno po terminie >.> No Shane... Kimże ty jesteś? To zrozumiałe, że nie chce wybaczyć Raisie. Tym bardziej, że to facet ;O Ciekawe czy Rasia w dalszym ciągu będzie do niego w tych samych stosunkach czy coś pomiędzy nimi pęknie? Poczekamy, zobaczymy ^^
OdpowiedzUsuńA tak poza tym to zostałaś nominowana do Liebster Award ^^ Więcej informacji na moim blogu: http://chronicles-fairy-tail.blogspot.com/p/libster-award_4.html
Pozdrawiam i życzę weny!;)
A więc jednak zacznę w ten sposób: Shane'a *o*...
OdpowiedzUsuńTeraz coś sensowengo...
Jego perspektywa wyszła Ci genialnie, chyba jeszcze lepiej niż Raisy.
Pierwsza scena najlepsza. Podziwiam upartość Shane'a i byłoby dziwne, gdyby ktoś taki jak on tak od razu wybaczył taką... zdradę.
Błędów nie znalazłam.
Hmm ta scena, w której ten demon... Mmm całował Shane'a była zatrważająco realna. Utożsamiam się z postacią tego chłopaka, więc idę czym prędzej umyć ząbki.
Poooozdrawiam Cięę serdecznie
Wow :O Ten rozdział jest perfekcyjny! Uwielbiam Shane'a :D To naprawdę świetny bohater, rewelacja :D Wybacz za tak długą nieobecność. Teraz będę regularnie odwiedzać Twojego bloga. Uwielbiam Twoją twórczość! Jesteś niesamowita :)
OdpowiedzUsuńJejku, Shane! Jest świetny jako taki chłopiec, trochę zagubiony, poszkodowany. Ten fragment ze snu - łaaał. Wszystkie emocje odbiły się i na mnie. Piszę jak debil, przepraszam, ale chyba aż nie wiem co napisać. Podoba mi się, jak zwykle i idę czytać dalej, ten ostatni rozdział.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie uwielbiam rozdziały z perspektywy Shane'a! Wiadomo, że z oczu Raisy wygląda to równie dobrze, ale to inny świat!