Rozdział 17



Następne trzy dni spędziłam w łóżku, niewiele rozmawiając z Justine. Tak naprawdę wymieniałyśmy się tylko grzecznościami, po czym dziewczyna szybko wymykała się z zajmowanego przeze mnie pokoju. Początkowo nie wiedziałam, co o tym myśleć, ale doszłam do wniosku, iż najwidoczniej nie chciała naciskać. Mimo wszystko to nadal była ta sama życzliwa osoba, którą poznałam w szkole. Na pewno zdawała sobie sprawę, jak musi mi być ciężko i chciała dać czas na pogodzenie się z faktami. Byłam jej wdzięczna. Naprawdę potrzebowałam chwili samotności, by na nowo zmotywować się do działania.  Przez cały ten czas analizowałam słowa blondynki, nieustannie rozważając, co powinnam zrobić. Zgodzić się pomóc? Nadal nie wiedziałam. Mimo wszystko nie znałam wersji Czcigodnej. Nie mogłam patrzeć na sprawę z jednej perspektywy. Może miała jakiś ważny powód? Nieustanne kłamstwa nie przemawiały na jej korzyść, ale nie chciałam skreślać fałszywej Śmierci z góry. Musiałam uzyskać pełniejszy obraz sytuacji. Poniekąd byłam jej to winna. Ona też wyciągnęła do mnie pomocną dłoń mimo negatywnego nastawienia swoich poddanych. Zaryzykowała, choć prawdopodobieństwo porażki było duże. Nie wierzyłam więc, że charakteryzowało ją jedynie zło.  
Inną kwestią pozostawało, czy Justine mówiła prawdę. Jakoś nie potrafiłam nie uwierzyć w relację dziewczyny. Zbyt wiele faktów pasowało i tłumaczyło zagrania Śmierci. Nie można było wymyślić sobie takiej historii. Chociaż w przypadku demonów… Tyle, że blondynka nie należała do dzieci ciemności. Tego byłam pewna w stu procentach.
Wielogodzinne roztrząsanie obecnego położenia doprowadziło mnie do jednego wniosku: nie mogłam się załamać i poddać. Miałam dla kogo walczyć. Justine, Shane… Oboje byli mi bardzo bliscy. Dla nich zamierzałam przetrwać. Nie ulegało wątpliwości, że zarówno Śmierć, jak i demony, nie dadzą im spokoju. Szczególnie w przypadku chłopaka. Nie rozważałam opcji, która obejmowałaby nagłe zaprzestanie nękania Shane'a przez diabły.  Wręcz przeciwnie, po cudownym ocaleniu zainteresowanie mogło wzrosnąć. Czułam, że jego życie skomplikuje się jeszcze bardziej. Planowałam zaoferować swoją pomoc. Prawdopodobnie chłopak każe mi się wynosić, deklarując całkowitą nienawiść do osoby, która tak parszywie go podeszła, ale nawet wówczas nie miałam zamiaru się poddawać. Gdyby mnie odrzucił, zostałabym opiekuńczym  duchem sprawiającym nad nim pieczę z ukrycia. Nie mogłam go teraz tak zostawić.
Spojrzałam na ubrania przyniesione mi przez Justine dosłownie kilka minut wcześniej. Zgodnie z obietnicą dziś miałyśmy odwiedzić Shane’a. Podobno wybudził się ze śpiączki, a jego stan był całkiem niezły. Przynajmniej tak mówiła blondynka, gdy wróciła wczoraj  ze szpitala. Musiałam przyznać, iż kamień spadł mi z serca. Mimo wszystko martwiłam się, że może demon jakoś zatruł jego duszę, spychając ją w otchłań. Justine zapewniała wprawdzie o czystości ducha chłopaka, ale nie byłam przekonana. W ważnych sprawach nie wierzyłam innym na słowo. Dopiero naoczne upewnienie się mogło mnie uspokoić, ale skoro się obudził, wszystko wyglądało w porządku. Przynajmniej miałam taką nadzieję.
Ostrożnie podniosłam się z łóżka, ignorując niewielkie szczypanie. Rana zagoiła się ładnie, ale demoniczna aura jeszcze plątała się w jej pobliżu, powodując niewielki dyskomfort. Sherry musiała nieźle nafaszerować swoją mocą ten maleńki sztylecik. Czyżby czegoś się obawiała? Chyba nie Shane’a? Zabicie zwykłego człowieka nie wymagało takich środków. A może przewidziała, iż tam będę i się zachowam w taki sposób? Niemożliwe. Musiałaby posiadać dar jasnowidzenia albo mieć bardzo dobrego informatora. Ze swoich planów nie zwierzałam się nikomu, więc druga opcja odpadała. Pierwsza również brzmiała mało prawdopodobnie. Jedynie Upadli posiadali tak potężne umiejętności… Jęknęłam po nosem, postanawiając dać sobie z tym na razie spokój. Ilość spraw, których nie potrafiłam wyjaśnić, naprawdę mnie irytowała. O co tutaj chodziło? Cel działań Śmierci bez wątpienia tłumaczyłby wszystkie zjawiska, ale nie wiedziałam, do czego dąży tajemnicza postać w czarnej szacie. Pozostało mi własnoręcznie wyjaśnić zagadkę. Na razie jednak były ważniejsze sprawy.
Z wysiłkiem stanęłam na własnych nogach, usiłując utrzymać równowagę. Czułam, jakbym wszystkie mięśnie miała z ołowiu.
- To pewnie wynik bezczynnego leżenia przez tak długi czas – mruknęłam, podejmując się trudu chodzenia. Delikatnie zagryzłam z wysiłku wargi , robiąc kolejne kroki w kierunku powieszonych na klamce ubrań. Czemu Justine musiała zostawić je tak daleko? Nieważne. Czekała mnie droga do szpitala i spacer po lśniących czystością, zapewne długich korytarzach, a narzekałam przy pokonywaniu niewielkiego pokoju. Nigdy wcześniej nie czułam się tak żałośnie, wyłączając moment śmierci.  Nienawidziłam bezsilności właśnie dlatego, że przypominała mi tamten dzień. Wtedy też nie mogłam nic zrobić… Zresztą, gdyby nie pomoc Czcigodnej (wciąż nie potrafiłam zmienić sposobu wyrażania się o podróbce), nadal pałętałabym się między życiem a niebytem. Dusza uwięziona wśród ludzi. Do tej pory nie rozumiałam, dlaczego nie przeszłam na drugą stronę. Wzorem córki może nie byłam, ale żeby karać w tak okrutny sposób? Zawsze wydawało mi się to dziwne.
W końcu zbliżyłam się do celu na tyle, by móc chwycić materiał w dłonie. Niestety, wyciągnięcie ręki spowodowało, że zachwiałam się i z hukiem runęłam na podłogę. Ubrania zostały zaś na swoim miejscu. 
- Pięknie – sarknęłam. – Odważna pogromczyni demonów pokonana przez jakieś szmatki. Ależ wzbudziłabym teraz postrach wśród wroga! Wojująca z majtkami się znalazła. – Złość na siebie niemal wylewała się ze mnie. Nawet nie zawracałam sobie głowy tym, by ją powstrzymać. Nadal byłam Posłanniczką, a więc powinnam trzymać nerwy na wodzy, tyle że w obecnej sytuacji brakowało mi na to siły. Żałosne.
Nagle na schodach rozległ się głośny tupot. Drzwi odtworzyły się gwałtownie, niemal uderzając mnie w głowę. Zmartwiona mina Justine świadczyła, iż usłyszała mój spektakularny upadek.
- Nic ci nie jest? Mówiłam, żebyś nie próbowała wstawać bez mojej pomocy. Twoje ciało jest bardzo osłabione, ponadto spędziłaś w łóżku sporo czasu. Jak zwykle mnie nie posłuchałaś, uparciuchu.
 - Coś tam chyba wspominałaś – mruknęłam pod nosem obrażonym tonem. Karciła mnie niczym niegrzeczne dziecko. Już dawno nikt tak nie postępował. Poczułam, że zaczynam się rumienić. No pięknie, tego tylko brakowało.
- Musisz przełknąć dumę i jakoś to znieść. Nadal chcesz odwiedzić Shane’a?
- Oczywiście – odparłam natychmiastowo, na co uśmiechnęła się z satysfakcją. Pewnie już sobie wyobraziła nie wiadomo co. I to miała być Śmierć? Za wesolutka trochę jak na zwiastuna końca ludzkiego życia.
- Nie jestem przekonana do tego pomysłu, ale nie dasz za wygraną, prawda? W takim razie pomogę ci się ubrać. Zamówiłam już taksówkę. Zjawi się za jakieś pół godziny, więc powinnyśmy zdążyć. 
- Skoro nie ma innego wyjścia – westchnęłam, pozwalając Justine przystąpić do działania. Czułam się co najmniej głupio, gdy wciągała na mnie rajstopy czy zakładała bluzkę. Dawno nie byłam tak zażenowana. Miałam wrażenie, że spalę się ze wstydu. Przypominałam teraz jakąś kalekę, a przecież obiecywałam sobie, iż nigdy już nie będę potrzebowała pomocy.
 - Gotowe – oznajmiła po chwili głosem pełnym samozadowolenia. – Jeszcze tylko cię uczeszę i możemy iść. Na pewno nie chcesz się wycofać? Znasz Shane'a, więc chyba nie muszę ci mówić, że to może być nieprzyjemne spotkanie.
- Nie szkodzi – szepnęłam, ucinając rozmowę. Dziewczyna przez moment czekała na rozwinięcie tematu, ale w końcu poddała się oraz pomogła mi wstać. Nogi drżały niemiłosiernie, kiedy nareszcie przyjęłam pionową postawę.  Gdyby nie Justine podtrzymująca mnie pod ramię, pewnie znowu upadłabym.
Powoli przeszłyśmy w kierunku łazienki. Czułam, że blondynka za wszelka cenę pragnie pochwalić się efektami swojej pracy.  Zachowywała się, jakbym szła na randkę, a nie do szpitala prosić o przebaczenie. Na przykład to dziecinne zasłanianie lustra. Nie wolno mi było spojrzeć, dopóki nie skończyła.  Przewróciłam oczami w akcie zirytowania, ale pozwoliłam  na te dziwactwa. Całkiem sprawnie szło jej czesanie. Nie zajęło nawet piętnastu minut, więc miałyśmy sporo czasu, żeby spokojnie zejść na dół.
- Poczekaj, musisz jeszcze zobaczyć swoje odbicie. – Zamaszystym ruchem zdjęła materiał przykrywający zwierciadło. Naprawdę się postarała. Wyglądałam całkiem uroczo. Długa, czarna spódnica z falbanką na dole ładnie komponowała się z szarym sweterkiem. Nawet włosy ułożyła tak, że wyglądałam dziewczęco. Większość czarnych loków pozostawiła samopas, maleńką klamerką spinając jedynie boczne kosmyki.
- Po co to wszystko?- mruknęłam. Uśmiechnęła się tylko, pozostawiając pytanie bez odpowiedzi. W takich momentach czułam, że za wesołością dziewczyny kryła się wiedza oraz doświadczenie zbierane przez pokolenia. Zupełnie, jakby wystarczyło jej jedno spojrzenie, by przewidzieć dalszy przebieg danej sytuacji. Trudno się dziwić. Podczas tak długiej egzystencji na pewno widziała niejedno.
Taksówka nieco się spóźniła. A tak się śpieszyłyśmy, by zdążyć na wyznaczoną godzinę! Mimo wszystko zamarudziłyśmy w łazience trochę za długo, więc dystans kilku pięter pokonywałyśmy niemalże biegiem. Przynajmniej jeśli chodzi o Justine, bo ja bardziej sunęłam, starając się nadążać za dziewczyną. Ciągnęła mnie za sobą z zaskakującą siłą. Był jeden plus całej sytuacji. Mięśnie powoli powracały do formy. Wprawdzie nadal musiałam opierać się o Justine, ale przynajmniej nie drżałam.
Droga do szpitala nie należała do najprzyjemniejszych ze względu na spore korki. W Sorrow właśnie zaczęły się popołudniowe godziny szczytu. Kierowca starał się omijać najbardziej zatłoczone ulice, ale nie uniknęliśmy utknięcia w kilku miejscach. Nie przeszkadzało mi to. Teraz, kiedy od spotkania dzieliły mnie minuty, poczułam strach. Zabawne, iż dopiero stając przed faktem dokonanym, dociera do nas powaga sytuacji. Nagle uświadomiłam sobie, że nie miałam pojęcia, co mu powiedzieć. Wszystkie przychodzące do głowy słowa brzmiały jakoś banalnie. Dziwne uczucie zakołatało w sercu, sprawiając, że miałam ochotę zawrócić. Wmawiałam sobie wcześniej, iż nie obawiam się odrzucenia, a teraz… Nie chciałam zostać znienawidzona. Pragnęłam, by pozwolił mi pomóc. Nie wiedziałam, dlaczego tak uczepiłam się tego chłopaka. Na początku była to tylko misja. Złamałam rozkazy Śmierci, więc była nieaktualna. Mogłam spokojnie żyć własnym życiem, ale nie potrafiłam go zostawić. Czułam jakąś dziwna więź z Shanem. Już dawno przyznałam się przed samą sobą, że był dla mnie ważny, lecz nie rozumiałam, dlaczego mi zależało. Przeszliśmy razem całkiem dużo, zważywszy na krótki czas znajomości, a mimo to nigdy nie okazał jakiejkolwiek sympatii. Zresztą nie byłam lepsza. Teoretycznie nie powinnam czuć przywiązania. Tymczasem nie umiałam po prostu zerwać tej znajomości. Głupie, nie? I ja, ze swoimi rozterkami uczuciowymi, próbowałam być dobrym Posłannikiem. Od zawsze wiedziałam, że się do tego nie nadawałam, ale nie poddawałam się. Wierzyłam, iż dzięki treningowi stanę się  godnym sługą Śmierci…
- Prawdziwy człowiek nie potrafi wyciszyć swojego serca – mruknęła nagle Justine, wyrywając mnie z zamyślenia. – Choćbyś walczyła ze sobą, usiłując stłumić uczucia, nigdy by ci się  nie udało. To przyniosłoby tylko większy ból, aż w końcu zniszczyłabyś własną duszę. Dlatego nie widziałam sensu w jej postępowaniu. Czyżby tego nie uwzględniła? A może właśnie dążyła do takiego rozwoju sytuacji? Nie, to raczej niemożliwe. Gdyby chciała cię zgładzić, mogłaby to zrobić bez zbędnego wysiłku…
- Czy ty mi czytasz w myślach? – wypaliłam, zanim zdążyłam pomyśleć. Doprawdy, coraz częściej zachowywałam się jak dzieciak.
- Nie mam już takich mocy, ale po twojej minie zbłąkanego pieska nie trudno zgadnąć, czym się martwisz. Zresztą, sama zauważyłam, że ostatnio jakby mniej ukrywasz emocje. Refleksje na temat bycia Posłannikiem z taką uczuciowością musiały się pojawić.
- Jesteś mądrzejsza, niż się wydaje – stwierdziłam, nie ukrywając zaskoczenia. Rzuciła mi urażone spojrzenie.
- Czyżbyś sugerowała, że brałaś mnie za głupka?
- Nie, to nie tak… - zaczęłam się pokrętnie tłumaczyć, ale przerwało mi gwałtowne zatrzymanie pojazdu.
- Jesteśmy na miejscu – oznajmił kierowca, nawet nie obracając się w naszą stronę. Justine pokręciła znacząco głową, po czym ponownie chwyciła mnie pod ramię i wysiadłyśmy.
- Gdy tylko wejdziemy do środka, spróbuję załatwić jakiś wózek. Będzie to wygodniejsze, nie uważasz? Poza tym nie chciałabym przeszkadzać wam w rozmowie.
- Dobrze – zgodziłam się, chociaż w głębi duszy wolałabym, żeby została. Czułam coraz większy strach i coś na kształt onieśmielenia. Jak ja mu spojrzę w twarz po tym, co uczyniłam?
Z trudem dotarłyśmy do szpitala. Kotłujące się we mnie emocje niekorzystnie wpływały na stan ciała, wywołując osłabienie. Dawno doświadczałam czegoś takiego. Już prawie zapomniałam, że niektóre uczucia są w stanie oddziaływać na organizm. Uśmiechnęłam się pod nosem. Poniekąd mnie to cieszyło. Móc znowu być człowiekiem… Marzyłam o tym od chwili przebudzenia w postaci ducha. Do tej pory byłam tak pochłonięta misją, że nie zwracałam uwagi na swoją cielesność. Mentalnie nadal tkwiłam w formie duchowej. No i z pewnością nie pozwalałam sercu na takie wymknięcie się spod kontroli.
Justine nawet tutaj miała znajomych. Nic dziwnego, skoro wprost promieniała życzliwością. Bez trudu udało jej się pożyczyć wózek od jednego z pielęgniarzy i po chwili wiozła mnie do odpowiedniej sali. Shane znajdował się na oddziale ogólnym zlokalizowanym na pierwszym piętrze. Niepokój nasilał się coraz bardziej. Co, jeśli nie zechce mnie nawet wysłuchać? Nie denerwowałam się tak nigdy wcześniej, nawet w obliczu Czcigodnej. Mimo wszystko starałam się zachować pozory, robiąc obojętną minę. Nie mogłam tym oszukać Justine, ale lżej mi się zrobiło na myśl, że przynajmniej próbuję nad sobą panować.
 Wszystkie staranie poszły na marne, kiedy już stanęłyśmy przed właściwymi drzwiami. Blondynka ścisnęła moje ramię, chcąc dodać otuchy, po czym nacisnęła klamkę. Zajrzałam nieśmiało do środka. Oprócz chłopaka nie było nikogo. Pozwoliłam Justine podjechać wózkiem do samego wezgłowia szpitalnego łóżka. Zostawiła mnie tak, po cichu opuszczając pomieszczenie.
Shane spał. Nie wiedziałam czy znowu zapadł w śpiączkę, czy to była tylko drzemka, ale nie przejmowałam się tym na razie. Bardziej przeraził mnie jego wygląd. Trupioblada cera wręcz zlewała się z kolorem pościeli. Olbrzymie sińce pod oczami upodabniały go do czegoś na kształt zombie. Kosmyki czarnych włosów przyklejały się do mokrej od potu twarzy. Oddychał ciężko przez lekko rozchylone usta, co jakiś czas wyrywał się z nich jęk. Musiał uderzyć się w głowę przy upadku, bo czoło miał zabandażowane. Oprócz tego zauważyłam jeszcze kilka pomniejszych opatrunków. I to miało być „całkiem nieźle”? Wyciągnęłam rękę, chcąc chwycić go za bezwiednie zwisającą dłoń, ale zawahałam się. Co sobie pomyśli, jeśli się obudzi? Na pewno nie będzie zadowolony… Przez moment rozważałam za i przeciw, ale niewiele mi to pomogło. Nie każdy problem można rozwiązać za pomocą rozsądnego rozumowania. Postanowiłam zdać się na serce. Drżące palce przyłożyłam do jego skóry.
- Jakie zimne – szepnęłam, powstrzymując się od głośnego mówienia. Nie zastanawiając się zbyt wiele, ścisnęłam jego dłoń, próbując ją ogrzać.
- I pomyśleć, że to wszystko przeze mnie – zaczęłam, zupełnie nie przejmując się faktem, iż prawdopodobnie mnie nie słyszy. – Wiem, że cokolwiek powiem, zabrzmi śmiesznie, ale… Ja naprawdę nie chciałam cię zranić. Co sobie myślałam, zastawiając tę głupią pułapkę? Przecież i tak nie byłabym w stanie zabić… Najpierw traktowałam to wszystko jako misję. Byłam przekonana, że wszystko pójdzie sprawnie i zgodzisz się przystąpić do Czcigodnej. Wyobrażałam sobie rozsądnego chłopca o czystym sumieniu. A tymczasem okazało się, iż byłeś dokładnym przeciwieństwem tych wyobrażeń. Łobuz atakujący bezbronne kobiety… Nie mogłam zrozumieć, dlaczego padło na kogoś takiego. Z czasem jednak przekonałam się, że masz swoje dobre strony. Próbowałeś ukryć je za wszelką cenę, ale nie do końca ci się to udawało. Odkryłam, że lubię z tobą przebywać. Dlatego kiedy otrzymałam rozkaz usunięcia cię czułam, jakby ktoś rozbił mnie na dwie osoby. Nie chciałam tego, z drugiej jednak strony zdawałam sobie sprawę, iż niewykonanie polecenia równa się wyrzuceniu z grona Posłanników. Tak naprawdę wahałam się do samego końca. Przyszłam na to przyjęcie pełna mieszanych uczuć. Bez przekonania zaatakowałam, by niemal jednocześnie stwierdzić, że nie tak należało postąpić. Kiedy zobaczyłam nóż lecący w twoją stronę, przyjęłam go na siebie bez zastanowienia. Miałam zamiar odebrać życie, więc to logiczne, iż powinnam poświęcić swoje. Tylko, że tym razem cieszyłam się, iż mogę ochronić kogoś ważnego dla mnie. Nie próbuję się usprawiedliwić. Mówię to, by pokazać, że nie chciałam cię skrzywdzić. Przepraszam. – Łzy spłynęły mi po policzkach, przerywając to wstydliwe wyznanie. Nigdy wcześniej nie opowiadałam tak otwarcie o tym, co czułam, ale byłam mu to winna. Podniosłam wzrok, po czym przesunęłam nim po leżącej postaci. Nie obudził się… Mimowolnie wyrwało mi się westchnienie pełne ulgi.
- Chyba nie jestem w stanie powtórzyć ci tego prosto w twarz. Wybacz. – Poruszyłam dłonią, próbując puścić Shane’a, ale zamknął moje palce w silnym uścisku. Serce zaczęło mi bić jak szalone, a policzki przybrały odcień szkarłatu. Niemożliwe…
- Nie musisz. – Z trudem wypowiedziane słowa potwierdziły przypuszczenia. Wszystko słyszał!
 ***

Oto i rozdział noworoczny. Jakoś się sprężyłam i zdążyłam napisać, ale żeby nie było tak wesoło, na reakcję Shane'a będziecie musieli poczekać. Wiem, troll ze mnie straszny;) Kolejny rozdział w najgorszym wypadku ukaże się dopiero w lutym.

Z okazji Nowego Roku chciałabym Wam życzyć przede wszystkim dużo szczęścia i miłości. Oby zawsze znajdowali się wokół Was ludzie z czystymi intencjami. Niech wszelkie postanowienia będą pomyślnie zrealizowane.  Życzę dużo spokoju, cierpliwości oraz ciepła. Obyście nigdy nie byli samotni. Niech dopisuje Wam wena;) No i oby rok 2013 był lepszy od poprzedniego;)

A jak Wasze postanowienia noworoczne? Ja tam zrobiłam kilka, bo dzięki nim mogę sobie jasno wytyczyć cele na przyszły rok. Nie będę Was zanudzać innymi postanowieniami, niż literackie. 

A więc:
* na pewno mam zamiar skończyć to opowiadanie;)
* zaczęłam też kolejne, które mam w planie kontynuować
* "Spowiedź Sumienia" prawdopodobnie przerobię na piętnastostronicową nowelkę, którą udostępnię w pdf
* no i chcę powrócić do jednego ze starych projektów, które grzecznie czekają w świętym laptopie.

Na zakończenie dedykacja dla wszystkich czytelników. Bardzo Wam dziękuję za rok 2012. Gdyby nie Wasze wsparcie, pewnie dziś nie byłoby tego bloga.
          

21 komentarzy:

  1. Ale fajna niespodzianka:)
    Cieszę się że już dodałaś kolejny rozdział:)
    Zaskoczyło mnie to wyznanie:) Ciekawe co będzie dalej:)
    i tez życzę wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku, noi wytrwałości w postanowieniach:)

    Czika:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę z niespodzianki i Twoich noworocznych postanowień. Z chęcią poczytam Twoje kolejne dzieła. Dziś za serce ujęłaś mnie końcówką rozdziału. Wyszło tak pięknie... To, co wyznała świadczy niezbicie, że czuje do Shane coś bardzo silnego. No i najważniejsze on to usłyszał, choć wydawał się być nieprzytomnym.
    Co będzie dalej? Jestem zaintrygowana do granic możliwości.
    Wszystkiego dobrego na Nowy Rok.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zwykle świetny... najbardziej podobała mi się końcówka.. Kocham! XD Wyszła cudownie i nie mogę ci wybaczyć, że skończyłaś w takim momencie... No nie mogę, tak bardzo mnie ciekawi co dalej z nimi będzie, ale mam nadzieje, że Shane jej wybaczy.. Bo wybaczy, prawda? xd
    Czekam niecierpliwe na c.d.
    Wszystkiego najlepszego na Nowy Rok.

    OdpowiedzUsuń
  4. I myślę, że mój komentarz Cię nie zaskoczy, bo za każdym razem piszę to samo. Ale jako iż dodajesz notki w dość długich odstępach czasowych, to nigdy nie znudzi mi się pisanie, że uwielbiam Twój styl. Że jest tak lekki i przyjemny, wręcz porywający w wykreowany przez Ciebie świat. Nie da się obok opowiadania przejść obojętnie. Jak wiem z własnego doświadczenia, już pierwsze rozdziały, które zaczęłam swoją drogą przecież późno czytać, jak już doszłaś chyba do 6 - potem przerwę miałam, ale i tak wróciłam i oto jestem całkowicie na bieżąco! ( Taka dygresja ;d ) Chodzi mi głównie o to, że jak raz człowiek się zagłębi w Twoje opowiadanie, to już go nie zostawi, chyba że jest dziwakiem... I zawsze, ale to zawsze, kiedy zaczynam czytać, kończę rozdział od razu, bez żadnej przerwy, ponieważ tak bardzo wciąga, że nim się obejrzę, będę już na końcu!
    Ale żeby nie było, że nie zwracam uwagi na fabułę, bo w istocie ona jest najważniejsza, mimo iż styl także się liczy...
    Początek ominę, bo jakoś komentarza wartościowego nie potrafię do niego sklecić, ponieważ że jest dobrze bardzo napisany, to wynika samo z się po wstępie mej dziwacznej wypowiedzi :D
    Za to mogę się uchwycić troszkę końcówki! Jak tak Raisa zaczęła wszystko w skrócie Shane'owi streszczać, to zaczęłam się śmiać. Dostała takiego ślinotoku, jak kiedyś Merlin w "Przygodach Merlina". Jak iż uwielbiam i to i to, nie mogłam wyzbyć się takiego powiązania między tymi postaciami. Musisz mi wybaczyć, ale przez chwilę wyobrażałam sobie, że mówi ona z charakterystycznym właśnie dla Merlina akcentem ( pomińmy, że Irlandczyk i te sprawy ;d ) i że tak samo na dwóch wydechach to wszystko z siebie wyrzuciła. ;d
    Jako, iż życzę Shane'owi oraz Raisie wszystkiego, co najlepsze, to mam nadzieję, że jednak jej wybaczy, po czasie, ale wybaczy. Jednakże odzywająca się we mnie realistyczna strona osobowości każe mi to wszystko jeszcze raz rozpatrzeć. Otóż po czymś takim Shane wcale nie jest zobowiązany do wybaczenia. Wręcz przeciwnie wskazane jest, aby się do niej nie odzywał przez dłuższy czas, jak nie całe życie. W końcu nie miał nigdy łatwego losu, a Raisa wzbudziła w nim jakieś zalążki zaufania i je całkowicie zniszczyła. Oszukała go perfidnie, za co naprawdę należy jej się kara, mimo iż tego bardzo, ale to bardzo żałuje!
    No, to jest moje zdanie. Mam nadzieję, że mnie za nie nie zabijesz czy coś ;d

    OdpowiedzUsuń
  5. A więc jakoś udało mi się ruszyć mój szacowny, leniwy tyłek i poczytać sobie NN u ciebie. I jestem wprost oczarowana. Szczególnie końcówka mnie urzekła. Normalnie epickie zakończenie rozdziału. Oh... No i oczywiście mam małe spóźnienie, bo notka była prezentem na Nowy Rok, a przecież dzisiaj już 2! >.< No, ale... Nie wiem czy wrzeszczeć, że w takim momencie czy ołtarz ci planować na twoją cześć. Naprawdę! Zwala z nóg! I to na dodatek takie słodziutkie *^* Raisa - biję pokłony, bo ja bym nawet naprawdę nieprzytomnemu nic nie powiedziała o tym co czuję xd Zresztą jestem ciekawa jak historia dalej się potoczy. No i widzę, że kolejne opowiadanie w twoim wykonaniu już się tworzy? Jakże mnie to cieszy! Z niecierpliwością czekam na tutejszy nowy rozdział i jakieś wielkie wejście twojego nowego bloga!
    Gorąco pozdrawiam i życzę sporo weny na ten rok! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie spodziewałam się, że tak szybko pojawi się nowy rozdział, ale jestem zadowolona ^^ Uwielbiam twoją twórczość i będę to zawsze podkreślać.
    Rozdział mi się podobał. Jak mogłoby być inaczej?
    Początek dość spokojny, ale napisany naprawdę w porządku. Dobrze, że Justine postanowiła nie naciskać na dziewczynę i dała jej wolną drogę. To bardzo okey z jej strony. Podoba mi się, że się nią zaopiekowała, a nie pozostawiła samej sobie.
    Z drugiej strony niepewność i zagubienie Raisy jest zrozumiałe. Przecież to wszystko jest takie trochę pokręcone, więc jej zwątpienie jest na miejscu.
    Najbardziej jednak w pamięci zapadł mi moment spotkania Raisy i Shane'a. To było takie urocze ^^ To jej zdenerwowanie i nagłe wyznanie wszystkiego, co leżało jej na sercu. Pewnie gdyby wiedziała, że chłopak wszystko usłyszy, nigdy by się na to nie zdobyła. Chociaż nie wiem... W każdym razie byłoby to dla niej strasznie trudne. I temu również się nie dziwię.
    W końcu Shane nie musi jej wybaczać. To co zrobiła było okrutne. Dziewczyna zawiodła jego zaufanie, które z takim trudem zdobyła. To straszne, ale myślę, że w końcu się pogodzą. Coś ich połączyło i jest to silniejsze niż wszystko, co się wydarzyło.
    Takie moje zdanie!
    Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział i pozdrawiam cię serdecznie, życząc wytrwałości w swoich postanowieniach.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nareszcie znalazłam chwilę, żeby nadrobić ostatnie dwa rozdziały.
    Mam nadzieje że dotrzymasz swoich postanowień bo chciałabym poznać tą historie do końca jak i przeczytać coś nowego.
    Jeśli chodzi natomiast o rozdziały to jak zwykle są świetnie napisane, wciągają i niepozwalają sie oderwać od swojej treści. Może nawet bardziej niż zwykle...
    Wciąż jestem pod wrażeniem tego wszystkiego czego sie dowiedziałam o Sherry że jest opętana przez demona, o Shanie że jest Czarnym Feniksem (chyba tak to szło), o Justine że jest prawdziwą Śmiercią a wcześniej była Persefoną i o Czcigodnej że tą Śmierć udawała.
    Ponadto podziwiam Raisę że potrafi tak dużo za jednym razem powiedzieć i mam szczerą nadzieje że Shane wybaczy Raisie bo nie zniosę jej uzalania sie.
    Na razie to wszystko.
    Pozdrawiam i życzę powodzienia w 2013 :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj!
    Odkryłam Twojego bloga całkiem niedawno. Pierwsze rozdziały wydały mi się ok. No dobra. Jest sobie historia. Tacy i tacy bohaterowie. Myślałam " Jaki będzie Twój następny ruch?" Z każdym kolejnym zdaniem na tym blogu czarowałaś mnie. Serio. Nie mogłam się oderwać od treści.
    Moją ulubioną postacią jest Shane. Skradł moje serce już na samym początku, do tego ten motyw z drzemiącą w nim tajemniczą siłą. Idealnie ! :)
    Dodałam Cię do linków.

    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i zapraszam do siebie. Nie dawno założyłam bloga i można przeczytać od dzisiaj prolog, a rozdział pierwszy powinien pojawić się do piątku. http://jestes-jedyny.blogspot.com
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurde no! Jak ja nienawidzę przerywania w takim momencie! Wzruszyłam się na koniec i ciężko mi uwierzyć, że ten rozdział skończył się tak nagle, podczas gdy ja chciałam czytać i czytać dalej ...
    Eh piękny był ten rozdział. Wiesz co, podoba mi się ta ,,nowa Raisa". Nie zawsze kontrolująca sytuację, ale ciepła i dobra, troskliwa i martwiąca się o innych. A Shane ... Shane to jest Shane jego zawsze będę kochać całym moim serduszkiem, w końcu wiadomo, że mam bzika na punkcie łobuzów i złych chłopców ^^
    No to czekam niecierpliwie na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Trochę ciężko jest mi przyzwyczaić się do tego, że Justine jest Śmiercią. W ogóle nie pasuje do niej taka rola. Śmierć kojarzy się raczej z czymś przykrym, mrocznym, przerażającym, a Justine jest zupełnym przeciwieństwem... Ona mówiła prawdę? W sumie lepsza taka Śmierć niż ta ze skojarzeń. xd Podobała mi się wypowiedź Raisy do Shane'a. Szczera. Bardzo się cieszę, że on to usłyszał, bo gdyby było inaczej, to pewnie nigdy nie dowiedziałby się prawdy. Wierzę, że Shane wybaczy Raisie to, co próbowała zrobić. Rozdział szybko się pojawił, z czego jestem bardzo zadowolona. Mam nadzieję, że kolejny też pojawi się tak szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeeej, jakie piękne zakończenie. Myślałam, że Shane na prawdę jest nieprzytomny i nigdy nie już usłyszy tego, co tak na prawdę czuje Raisa. Ona pewnie nie otworzyłaby się tak, gdyby wiedziała, że chłopak nie śpi. Dobrze się stało, a teraz może być już tylko lepiej.Może Shane już się nie gniewa, skoro nawet osłabiony nie dał jej odejść? Przecież dziewczyna też została okrutnie oszukana i nie zawahała się, by poświęcić swoje życie dla Shane'a. Mam nadzieję, że Shane szybko wróci do zdrowia pogodzi się Raisią i razem dokopią Czcigodnej Oszustce z pomocą Justine. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dzieńdobrywieczór!
    Miło zobaczyć rozdział tak szybko, po tym jak skończyłam czytać. Co prawda był krótki, ale, że tak powiem, bogaty w emocje i nadchodzące zmiany.
    Justine sprawia, że lubię ją coraz bardziej. Wydaje się być naiwna i może nawet głupiutka, ale tak naprawdę jest bardzo spostrzegawcza... Bardzo ją za to lubię.
    Dobrze, że Shane jednak nie spał. Raisa przynajmniej wykorzystała szansę oczyszczenia się z zarzutów, choć zrobiła to zupełnie nieświadomie. Podoba mi się jej ludzka stronę i mam nadzieję, że od teraz będzie pokazywać ją coraz częściej.
    Zastanawiam się, co będzie dalej... Bo jeśli dwójka głównych bohaterów się pogodzi, to czas chyba nadejdzie na odkrywanie tajemnic, treningi i przeciwstawienie się (lub nie) fałszywej Śmierci.
    Nie wiem, czy o tym pisałam (wyraźna skleroza, starość nie radość), ale bardzo podobały mi się wątpliwości Raisy. Myślę, że w większości opowiadań główna bohaterka od razu popędziłaby wraz z Justine mścić się za wyrządzone krzywdy, ale Ty postąpiłaś zupełnie inaczej i to Ci się chwali. ;)
    Widzę, że wszystkie Twoje postanowienia noworoczne dotyczą pisania - i bardzo dobrze! Życzę Ci, byś nie złamała ani jednego z nich.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ale dlaczego? Ja chciałabym przeczytać o reakcji Shane'a już teraz! Jednak muszę przyznać, że wybrałaś idealny moment, bym z jeszcze większym zniecierpliwieniem oczekiwała kolejnego rozdziału. Ten był po prostu niesamowity i na swój sposób "uroczy". Wiem, że trochę dziwnie to brzmi, ale właśnie taki mi się zdawał. Ta nieporadność Raisy i jej dwukrotne zarumienienie się w tym rozdziale zwyczajnie go takim dla mnie wykreowały, ale przyznaje też, że bardzo mi się to podobało. Nie można w końcu być cały czas poważnym i oddanym wyznaczonym misjom. Przyznaje też, że w szczególności podobała mi się końcówka, kiedy dziewczyna opowiedziała wszystko Shane'owi. Nawet ucieszyłam się, że mimo wszystko on to wszystko usłyszał, bo chyba bym się wkurzyła, gdyby naprawdę sobie w tym momencie spał, a Raisa ani razu by już mu tego nie powtórzyła. Zastanawia mnie tylko, co może się w takim wypadku potoczyć dalej? Reakcja chłopaka, czy też, co postanowi nasza Posłanniczka względem swojej byłej Czcigodnej? Nie mogę być w tej chwili niczego pewna i mam wrażenie, że wiele rzeczy jest wciąż owiane tajemnicą, albo po prostu niepewne nawet dla bohaterów. Wszystko zależy od tego, jak nimi pokierujesz i jaki los im zgotujesz... Jednak to nie jest łatwe do przewidzenia. Będę z niecierpliwością oczekiwać na więcej. Już chyba ci to mówiłam, ale ta historia niezwykle mnie intryguje no i bardzo mi się podoba! Jest wyjątkowa i tyle! Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Prawdę powiedziawszy jestem coraz bardziej zachwycona tym opowiadaniem. Wierzę, że je ukończysz, a ja oraz cały ogrom innych czytelników będziemy jeszcze długo wspominać tę historię, ponieważ prowadzisz ją w naprawdę genialnym kierunku. ;)
    Po poprzednim rozdziale przekreśliłam całkowicie Czcigodną, a raczej fałszywą wersję Czcigodnej, jednak łącząc się z refleksjami Raisy zaczęłam się po raz kolejny nad tym wszystkim zastanawiać. Wydaje mi się dziwne, że siła, której do tej pory służyła Posłanniczka, miałaby być takim samym demonem jak te stwory atakujące Shane'a. Strasznie mnie to ciekawi. Historia Justine długo jeszcze obijała się w mojej głowie, a choć wszystko wydaje się jasne, kilka pytań nasuwa się na język. Poczekam i zobaczę, czy dostanę na nie odpowiedź. ;)
    Muszę przyznać, że razem z Raisą bałam się jej spotkania z Shanem, ale gdy przyszło co do czego, poczułam zawód, że chłopak "śpi". Swoją drogą Justine była urocza w tej swojej dbałości o wygląd przyjaciółki ;D Jeśli zaś chodzi o samo wyznanie głównej bohaterki, aż się wzruszyłam. Śmierć źle nam się kojarzy, dlatego wydaje się paradoksalnie, iż jej Posłanniczka potrafi przemawiać z takim uczuciem i być tak wrażliwa. Ale i tak największe zaskoczenie wywołał Shane! Więc jednak wszystko słyszał! Mam nadzieję, że wybaczy Raisie.
    Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. ;*

    OdpowiedzUsuń
  15. Ech... nie wierzę... Wycofałam przez pomyłkę przeglądarkę, pisząc komentarz.

    No więc tak. Ujął mnie spokój jaki panuje w tym rozdziale. Jest taką miło odmianą, chwilą wytchnienia dla bohaterów. Mam jednak nadzieję, że nie potrwa zbyt długo, bo mogłoby się to stać nużące. W najbliższym czasie spodziewam się jakichś komplikacji, bo przecież Justine musi dostać z powrotem swoją fuchę. Ach tak, polubiłam ją. Jest taką lampką w tym opowiadaniu, a to dość zaskakujące skoro ona jest śmiercią. To chyba właśnie dodaje uroku temu opowiadaniu.

    Co aj jeszcze pisałam? Ach tak, że głupio mi się tak tylko chwali, bo brzmi to czasem fałszywie. No niestety, ale po podoba mi się sposób w jaki przedstawiasz ten świat. Jakby był po prostu Twój.

    Błędów nie znalazłam, a to świadczy o tym, że jesteś polonistycznym geniuszem.

    Powodzenia w dalszym pisaniu.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo mi się podobają Twoje postanowienia, szczególnie to o skończeniu tej opowieści;p
    Od początku rozdziału czekałam na ich spotkanie a tu lipa, bo reakcja Shane'a dopiero w następnym:( Czemu Twoje rozdziały są takie krótkie?
    Jej wyznanie było świetne. Wiedziałam, że ją słyszy:) Pewnie udawał, że śpi;p Będzie wyznanie miłosne? Może nawet jakiś całus? Wystarczy w policzek na początek, ale niech się pogodzą;)
    Pozdrawiam i czekam na nn:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
    Już dawno przeczytałam notkę, no ale... (dobra, przyznam się) zapomniałam o niej i dopiero przed minutą uświadomiłam sobie, że jeszcze nie skomentowałam! Tak więc do dzieła!
    Rozdział, jak najbardziej mi się podoba, na mojej twarzy gościł lekki uśmiech. Lubię postać Justine. Jest owiana nutką takiej tajemnicy, co bardzo mi się podoba (może to dlatego miałam nick Tajemnicza... ;p) Powracając do tematu: proszę! Nie zrób z niej jakiegoś czarnego charakteru!
    Raisa miała niesamowite szczęście (nie wiem, czy tak to można nazwać) - chodzi o to, że nie musiała nic powtarzać. Wcale jej się nie dziwię. Też bym się nie odważyła. Teraz mam tylko nadzieję, że Shane zareaguje normalnie, a nie... nawrzeszczy na nią i każe wyjść.
    No ja myślę, że Twoim postanowieniem jest dokończenie tego bloga! Spróbowałabyś tylko go zostawić, to bym Cię znalazła i udusiła!
    Aa tak wgl. to na iluzji nowa notka się pojawiła :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  18. Droga Henekawo czuję się zobowiązana poinformować o tym, że nasza Nobie się znalazła. Odpisała wczoraj na moją dawną wiadomość. Wraca do blogowania!
    Myślę, że nie zepsuję jej "wielkiego powrotu" podając Ci adres www.armia-ciemnosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Jak ja się cieszę, że Shane się obudził. Dobrze, że Shane rozmawiał z Raisą.
    Ciekawe, jak Raisa zamierza poznać motywy fałszywej Śmierci.Nie wierzę, by to było łatwe, ale dobrze, że chce je poznać. Może dzięki temu zrozumie ją?

    OdpowiedzUsuń
  20. Świetny rozdział^^ w ogóle, świetne opowiadanie^^
    Nie mogę się od niego oderwać :D
    Niecierpliwie czekam na dalszą część. ^^

    OdpowiedzUsuń
  21. Ale króciutki! Miło wreszcie znaleźć Shane'a. Podejrzewam, że jest mu bardzo ciężko - cała ta sprawa z Sherry. Justine jest dość niesamowita, taka niepozorna i radosna. Luuubię tego Twojego bloga za ten Twój styl, klimat, za to, że się wyróżniasz. Przyjemnie się to wszystko czyta. Idę czytać dalej i dowiedzieć się co powie Shane. Ciekawi mnie co się stanie z Raisą i czy planuje jakąś wojnę.

    OdpowiedzUsuń