Z trudem powracałam do rzeczywistości, walcząc
z ciemnością pochłaniającą umysł. Niemal natychmiast zmrużyłam dopiero co
odemknięte oczy, które zapiekły pod wpływem oślepiającego światła. Gdzie się w
ogóle znajdowałam? Obraz zamazywał się, wywołując nudności. Zupełnie, jakbym
właśnie skończyła przejażdżkę na karuzeli. Dawno nie czułam się tak źle. W
dodatku tępy ból w okolicy brzucha dawał o sobie znać, utrudniając swobodne
oddychanie. Zmarszczyłam czoło, usiłując odtworzyć bieg wydarzeń. Początkowa
pustka w głowie zaczęła ustępować miejsca wspomnieniom z feralnego wieczoru,
kiedy próbowałam wykonać polecenie Czcigodnej. Ostatnim, co zapamiętałam, był
nóż lecący w kierunku Shane’a, który przyjęłam na siebie. Tylko co dalej? Jak
to się stało, że żyję? Przecież zostałam dotkliwie zraniona w brzuch. Ciało
ludzkie nie powinno wytrzymać zbyt długo po takim ciosie, a jako że byłam z nim
związana, siłą rzeczy również umierałam. Nie trafiałam z powrotem do Sementii,
lecz przenosiłam się w pustkę, tracąc wszelkie przejawy aktywności duchowej. Po
prostu stawałam się zawieszonym w nicości, bezosobowym bytem. Dlaczego więc,
zamiast udać się do miejsca ostatecznego spoczynku, leżałam w czyimś łóżku?
Najwidoczniej zostałam uratowana. Po tym wszystkim nawet nie liczyłam, by
wybawcą był Shane. Wcale nie zdziwiłabym się, gdyby zostawił mnie na pastwę
losu. W końcu zdradziłam go. Próbowałam zabić, choć niczym nie zawinił. Byłam mniej warta od potworów czyhających na
jego życie. Ich intencje znał, a ja niczym
Brutus chciałam zdradziecko zaatakować w najmniej oczekiwanym momencie…
Westchnęłam
ciężko, postanawiając na razie o tym nie myśleć. Na spotkanie z chłopakiem przyjdzie jeszcze
czas. Teraz musiałam ustalić, gdzie się znalazłam. Wprawdzie zostałam ocalona, ale to nie
oznaczało, że wybawca był mym przyjacielem. Może szykował coś straszniejszego
niż śmierć? Nie czekając dłużej,
podźwignęłam się do pozycji siedzącej, ignorując kłucie w okolicy rany. Zamrugałam
kilkakrotnie oczami, usiłując przywrócić ostrość widzenia. Nie do końca się
udało, ale przynajmniej mogłam rozeznać się w sytuacji. Pokój, w którym mnie umieszczono, nie należał
do największych. Pomalowane bladozieloną farbą ściany przywodziły na myśl kitle
chirurgów. Oprócz obszernego łóżka znajdowała się tu tylko mała, ciemnobrązowa
komódka. Parkiet w orzechowym kolorze zdobił szary, okrągły dywanik.
Niewielkie okno przysłaniała jasnobeżowa kotara, dlatego do środka wpadało
niewiele światła. Mimo wszystko byłam w stanie dostrzec detale. W końcu nadal
byłam Posłannikiem. Właśnie… Nie
wątpiłam, że Czcigodna już dowiedziała się o moim nieposłuszeństwie. Zważając
na rangę misji, czekało mnie tylko jedno. Unicestwienie. Pozostało jedynie wypatrywać egzekutora, która złamie Kosę i pozbawi mnie życia. Pragnęłam, żeby
nastąpiło to jak najszybciej. Oczekiwanie na pogrążenie w ciemności było gorsze
od samej śmierci. Kto jak kto, ale ja wiedziałam o tym najlepiej.
Koniec
końców oględziny nic nie dały. Nie rozpoznawałam otoczenia. Zmuszona byłam czekać na tajemniczego wybawcę. Opadłam na poduszki, pozwalając sobie
na odrobinę odpoczynku. Nie łudziłam się nawet, że pojawi się tylko dlatego, iż
zapragnęłam go ujrzeć. Równie dobrze mógł tu nie zaglądać tygodniami. Może
porzucił mnie na pastwę losu? Nie, bezsensem byłby ratunek, gdyby teraz chciał
skazać przygarniętą dziewczynę na śmierć
głodową. Chociaż gdyby to okazał się demon… Niby nie wyczuwałam żadnej złowrogiej
aury, ale nie mogłam być pewna co do stanu swoich umiejętności. Byłam
osłabiona, a poza tym Czcigodna mogła już poczynić kroki w celu zablokowania
mojej mocy. Na tak dużą odległość było to trudne, ale nie niemożliwe.
- Dość – szepnęłam do siebie, próbując
zatrzymać gonitwę myśli. Czułam, że
jeszcze moment i zwariuję od nadmiaru zmartwień. Mocno zacisnęłam oczy, chcąc
zmusić umysł do snu. Początkowo szło mi niezwykle opornie, ale po jakimś czasie
udało się zapaść w uzdrawiającą drzemkę.
Tylko ja i ciemność…
Przyjemność nie trwała długo. Wydawało się nawet,
że ledwie zdążyłam na dobre się uspokoić, a tu ktoś z impetem wparował do
pokoju, nie zapominając trzasnąć drzwiami. Pewnie intruz myślał, iż nadal
jestem w śpiączce. Ze złością zacisnęłam pięści i spojrzałam w stronę, z której
dobiegały kroki. Drobna sylwetka właśnie rozsuwała kotary, wpuszczając do
środka więcej światła. Nuciła przy tym
jakąś skoczną pioseneczkę oraz podskakiwała delikatnie. Skąd ja ją znałam? Bez
wątpienia musiałam wcześniej spotkać tę dziewczynę. Do głowy przychodziła mi
tylko jedna osoba, ale była to mało prawdopodobna opcja. Niby jak miałaby mnie
uratować? Mimo wszystko musiałam spróbować nawiązać kontakt, a inny sposób
rozpoczęcia rozmowy nie przychodził mi do głowy.
- Justine? –
szepnęłam, dziwiąc się, jak wiele wysiłku kosztuje wypowiedzenie jednego słowa.
Najwidoczniej konsekwencje mojego czynu były poważniejsze, niż myślałam.
- Obudziłaś
się! Nareszcie! – wrzasnęła, wprawiając mnie w zdumienie. Nawet nie brałam pod
uwagę, że to mogłaby być ona… Jakim cudem wyleczyła ranę i przetransportowała
mnie do… No właśnie. Gdzie się znajdowałam? Na dom blondynki to nie wyglądało.
Przynajmniej na przyjęciu wydawał się o wiele bardziej luksusowy…. Pytania
mnożyły się z prędkością światła. Postanowiłam zacząć od najprostszego. Nie
zamierzałam jednak na tym poprzestać. Coś mi się tu nie zgadzało. Justine
wydawała się niegroźną dziewczynką. Przynajmniej do tej pory.
- Gdzie tak
właściwie jesteśmy? – wychrypiałam, ignorując pieczenie w gardle. Musiałam
długo spać, bo struny głosowe buntowały się, jakby były nieużywane od
dawna.
- Nie mogłaś
zacząć od jakiegoś przywitania? – jęknęła. – Tak się martwiłam, a ty od razu
zaczynasz od przesłuchania. Rozumiem, że taka twoja natura, ale powinnaś być
milsza.
- Skąd
wiesz, jaką mam naturę? – Nie podobało mi się to stwierdzenie. Czyżby wiedziała
o Posłannikach? A może szukałam dziury w całym?
- To trochę
długa historia. Najpierw odpowiem na pierwsze pytanie. Wbrew pozorom to
mój dom. Wiem, iż wcześniej prezentował się okazalej, ale właściwie pokazałam
ci tylko parter, a teraz znajdujemy się na poddaszu. Kazałam tutaj wybudować
niewielki pokoik w razie niespodziewanych wydarzeń. Nie przypuszczałam, iż
okaże się przydatny, a tu proszę. Życie potrafi zaskoczyć, prawda? – Zaśmiała
się perliście, siadając na brzegu łóżka. Natychmiast poderwałam się do góry, po
raz kolejny podejmując wysiłek siadania. Z trudem stłumiłam jęk bólu. Teraz,
kiedy odzyskałam pełną świadomość, rana dość mocno dawała się we znaki. Mimo
wszystko jako Posłanniczka nie powinnam okazywać tak trywialnych emocji. Zdawałam sobie sprawę z
absurdalności własnego zachowania. Złamałam tyle zakazów, zawaliłam misję, a
nadal przejmowałam się takimi głupstwami, jak ukrywanie uczuć. Shane na pewno
by się uśmiał… Właśnie! Odkrycie tożsamości wybawiciela zaabsorbowało mnie na
tyle, że zapomniałam spytać o chłopaka. Przesłuchanie Justine mogło poczekać.
Przynajmniej dopóki nie uzyskam wszelkich informacji o stanie czarnowłosego.
- Bardzo
boli? – wypaliła nagle dziewczyna. Nawet nie zauważyłam, że przyglądała mi się
od dłuższego czasu. Naprawdę zaczynałam
tracić czujność.
- Nie
przejmuj się tym. Wytrzymam – mruknęłam zawstydzona. W jej głosie słychać było
troskę… Nie pamiętałam, kiedy ostatnio
ktoś tak o mnie dbał. Mogłam sobie snuć domysły, ale blondynka
najprawdopodobniej mnie uratowała. Nie rozumiałam tego. Przecież zawsze
traktowałam ją z lekką rezerwą, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie byłyśmy
przyjaciółkami, które wyznają sobie sekrety po kątach. Więc dlaczego?
- Niedługo
wszystko się zagoi. Musisz po prostu odpocząć przez parę dni. Tygodniowy sen
wiele zdziałał, ale sztylet przebił cię na wylot. Trudno oczekiwać, nawet w
twoim przypadku, że…
- Czekaj! –
przerwałam jej. – Chcesz powiedzieć, iż byłam przez tydzień nieprzytomna?
- Dokładnie
– odparła z rozbrajającą beztroską, jakby to było coś zupełnie normalnego. A
przecież w ciągu tygodnia tyle może się zdarzyć! Nie lubiłam tracić kontroli na
dłużej niż kilka godzin.
- Wydajesz
się zaskoczona. Zupełnie niesłusznie. I tak jestem zdziwiona, że tak szybko
doszłaś do siebie. Myślałam, iż minie co najmniej miesiąc. Taki Shane na przykład się jeszcze nie
obudził, choć jego obrażenia są dalece mniejsze.
- Shane
zapadł w śpiączkę? – No tak, w końcu nie znałam zakończenia całej sytuacji z
Sherry. Teraz poczułam, ile mnie ominęło. – Opowiedz, co się stało – zażądałam.
Justine przez moment się zawahała, ale widocznie mój wyraz twarzy ją przekonał.
- Jak dobrze
wiesz, napastniczką była siostra Shane’a – zaczęła. – Po tym, jak straciłaś
przytomność, pobiegł za nią, zostawiając cię ze mną. Nie wiem, co się wydarzyło na dachu siedziby
banku. Zaraz po tym, jak udało mi się ustabilizować twój stan i przetransportować
tutaj, pobiegłam w ślad za nimi…
- Przejdź do
sedna. – Niekulturalnie było wcinać się Justine w słowo, ale nie mogłam znieść
napięcia. Czułam, że nie ma co liczyć na
happy end.
- Shane
został znaleziony nieprzytomny na chodniku przed budynkiem. Przechodzący ludzie
widzieli, jak spada z dachu. O dziwo, nie stało mu się nic poważnego. Kilka
złamań, jakieś stłuczenia, a przecież normalnie po upadku z takiej wysokości
powinien zginąć. Słyszałam, jak przesłuchiwany przez policję mężczyzna zeznał,
iż wyglądało to, jakby asekurowało go powietrze. Podejrzewam, że został po prostu
uratowany przez kogoś o nadludzkich umiejętnościach. Od tamtej pory, pomimo
wysiłków lekarzy z miejscowego szpitala, nie odzyskał przytomności –
zakończyła, wpatrując się we mnie z niepokojem. Słusznie podejrzewała, iż takie
wieści zrobią na mnie wrażenie. Świat zawirował mi przed oczami. Nie
spodziewałam się tak tragicznego finału.
- Co z
Sherry? – spytałam cicho, spuszczając głowę.
- Niestety,
nie przeżyła. Pogrzeb odbył się cztery dni temu. Przybyło tyle ludzi… Na pewno
uśmiechała się na ten widok w niebie. Uwielbiała przebywać w towarzystwie.
Miała wielu przyjaciół… - Głos dziewczyny załamał się. Po policzkach spłynęły
słone krople. Chyba pierwszy raz widziałam przybitą Justine. Sherry musiała być
jej bliska. Zacisnęłam palce na kołdrze, dusząc w sobie szloch. Czułam się
paskudnie. Przecież wiedziałam, że jest opętana. Wprawdzie nie byłam do końca
pewna, a po incydencie z Millianne wolałam się do niej nie zbliżać, ale
powinnam była pomóc. Tymczasem zostawiłam spętaną duszyczkę samą, zbyt zajęta
roztrząsaniem kwestii rozkazu. Stchórzyłam. I po tym wszystkim śmiałam nazywać
się Posłanniczką? Prawdziwy sługa Czcigodnej nie porzuciłby duszy w potrzebie,
a ja… Stałam się zwykłym śmieciem.
- Raisa,
wszystko w porządku? – spytała Justine. Podniosłam wzrok. Zdążyła się już
otrząsnąć. Wprawdzie mogłam dostrzec jeszcze ślady łez, lecz usta wyginały się
w nieśmiałym uśmiechu.
- Wiesz,
dlaczego zaatakowała Shane’a, prawda?
- Przejął ją
pasożytniczy demon – odparła, nie kryjąc się nawet z faktem, że ma pojęcie o
istnieniu diabłów. Dziwna osoba…
- Wiedziałam
o tym, rozumiesz? Mogłam jej pomóc, ale nie zrobiłam tego. Gdybym pomogła
wcześniej, nic by się nie wydarzyło. Shane byłby cały, a ona żywa… - wyrzuciłam z siebie. Nie potrafiłam tego
dusić w środku. Nie oszukujmy się, zawsze reagowałam zbyt uczuciowo jak na
standardy Sementii. Nie nadawałam się na Posłannika od samego początku.
- To nie
twoja wina. Równie dobrze mogłabym to powiedzieć o sobie. Chyba nadszedł czas,
by wyznać ci prawdę. O mnie, Śmierci, a także stworzeniu Posłanników. Już od
jakiegoś czasu szukałam sposobności na podjęcie tego tematu. Czekałam tylko na
moment, gdy wyswobodzisz się spod mocy swojej zwierzchniczki. Nie chciałam
ryzykować, dopóki pozostawałaś posłuszna. Prawdopodobnie po prostu byś mnie
zaatakowała, broniąc dobrego imienia swej pani. Doprawdy, zupełnie jak ślepo
posłuszny, wytresowany pies… To normalne zachowanie dla Posłanników.
Przynajmniej tych stworzonych przez nią. Wiedziałam jednak, że nadejdzie dzień,
w którym się uwolnisz. Byłaś inna. Naprawdę nie rozumiem,
dlaczego podjęła ryzyko przekształcenia zwykłej duszy w Posłannika. Widocznie
zobaczyła w tobie coś intrygującego. Może liczyła, że będzie mogła w ten sposób
powiększyć szeregi swojego wojska? Nie wiem. Jednakże mam nadzieję, że po
wysłuchaniu mojej historii staniesz się pogromczynią Śmierci. A raczej jej
marnej podróbki…
- Kim
jesteś? – przerwałam jej, nic nie rozumiejąc z dziwnej przemowy. W sercu
zatrzepotał mi niepokój. Opowieść Justine jeszcze się nie rozpoczęła,
ale miałam wrażenie, iż zmieni moje wyobrażenie o Czcigodnej i bezlitośnie
zdementuje wszystko, w co wierzyłam do tej pory. Bałam się zmian. Jakaś część
mnie pragnęła zatrzymać blondynkę, ale… Mimo wszystko chciałam usłyszeć, co
dziewczyna ma do powiedzenia. Chciałam poznać prawdę. Sprawa z Shanem sprawiła, że zaufanie do
Czcigodnej zostało zachwiane. Wprawdzie Justine również mogła kłamać, ale jakoś
nie podejrzewałam jej o to. Nie była
demonem. Zniszczenie Sementii nic by jej nie dało. Poza tym… Czułam, iż mnie
nie okłamie. Zazwyczaj nie kierowałam się jedynie przeczuciami, ale w tym
wypadku było coś jeszcze… Nie potrafiłam tego nazwać. Znałam tę dziewczynę od
niedawna, a już stałyśmy się sobie bliskie. Pierwotny instynkt ducha
obudził się w głębi duszy. Nie doznawałam czegoś takiego nawet w obecności
Czcigodnej.
- Pełne
zrozumienie istoty mojej egzystencji wymaga cofnięcia się do czasów powstania
świata. Jak wiesz, Bóg jest tylko jeden. Nie zastanawiałaś się nigdy, skąd wzięły
się bóstwa starożytnych Greków i Rzymian, czy nawet moc gnieżdżąca się w twojej
Kosie? Przecież nie były wymysłem ludzi. Człowiek nie potrafi stworzyć boga.
Może jedynie podtrzymywać jego panowanie. Dlaczego więc w ogóle powstali bogowie pogańscy?
Wszystko
miało miejsce po wygnaniu Adama i Ewy z Raju. Jedyny zaczął wątpić we własne
dzieci. Postanowił więc sprawdzić, jak mocno w Niego wierzą. U Boga nie ma nic
niemożliwego. Zaledwie dokończył swą myśl, zostaliśmy powołani do życia. Pewnie
dziwisz się, dlaczego mówię „my”. Byłam jedną z boginek, które stworzył. Nadał
mi imię Persefona i wysłał do ponurej krainy śmierci wraz z Hadesem, moim
mężem. Matką uczynił boginię urodzaju, by ludzie mogli ułożyć sobie bajeczkę
tłumaczącą pory roku. Wraz z innymi bóstwami zadomowiłam się na dobre w
świadomości ludzi starożytnych. Plan Boga działał. Wielu przekonywało się do
nas, stawiając ołtarze, czcząc oraz
zabijając, aby móc złożyć ofiarę. Nieliczni zachowywali w sercu prawdę o Bogu
Żywym. Tylko Jemu składali hołd. Z tych Stworzyciel uczynił sobie Naród
Wybrany. Mijały wieki i nic się nie zmieniało. Tkwiłam w mrocznej krainie,
znosząc okrucieństwo małżonka oraz tęskniąc za Słońcem. To wszakże zostało
wpisane w moją naturę. Religia Izraelitów współistniała z pogańską, nigdy nie
osiągając znacznej przewagi. Na początku kolejnego tysiąclecia Bóg zdecydował
się na ostateczną próbę. Posłał Jezusa, Swojego Syna. Świat zaczął się
zmieniać. Ludzie uwierzyli w Mesjasza. O
bóstwach powoli zapominali. Zaczęliśmy znikać. Powoli konaliśmy w zapomnieniu
oraz osamotnieniu. Wielu buntowało się, nie mogąc się pogodzić z porażką.
Zostawali strąceni w najciemniejszą otchłań ku uciesze Lucyfera. Pozostawała po
nich moc, która unosiła się gdzieś między niebem a ziemią. Natomiast ja w
spokoju przyjęłam swój los. Zbyt długi żywot powoli mnie nużył. Poza tym czułam
niewłaściwość swojego istnienia. Mimo wszystko kochałam Boga. Nie chciałam być
dla Niego konkurencją.
Wspomnienia o Persefonie
nikły szybko. Nic dziwnego, że byłam jednym z bóstw, które upadały najszybciej.
Nie spodziewałam się, iż Jedyny zwróci uwagę na wierność kogoś tak marnego. Tymczasem, kiedy już
miałam rozpłynąć się ostatecznie, wyciągnął swą niebiańską dłoń, ratując mnie.
Nic z tego nie rozumiałam. Przecież zostałam stworzona, by w końcu ustąpić mu
miejsca. Do dziś pamiętam, z jaką miłością spojrzał na nic nieznaczącą istotkę.
Ubielił me włosy, natomiast w oczu włożył błękit oceanu widzący rzeczy
przyszłe. Powiedział, iż powierza mi przeprowadzanie dusz. Od tamtego czasu z
Persefony stałam się Śmiercią. Zamieszkałam w Sementii – krainie zawieszonej
miedzy życiem doczesnym a wiecznym. Żyłam w innej przestrzeni, gdzie czas nie
miał znaczenia. Moce upadłych bóstw zamieszkały we mnie razem z ich cichymi
głosami i cieniami dawnych, wspaniałych postaci, z wyjątkiem Hadesa. Ten został
zaklęty w Kosie, która stała się odtąd nieodłącznym atrybutem Śmierci. Za jej
pomocą przecinałam łańcuchy splatające duszę z ciałem, po czym odsyłałam
nieśmiertelną część człowieka na Sąd.
Wtedy nie istnieli Posłannicy. Ze wszystkim radziłam sobie sama, gdyż
istniałam poza czasem i miałam za sobą Boże błogosławieństwo. Przez wieki nic
się nie działo. Dopiero jakieś dwieście lat temu… Zaczęłam zauważać, iż
odsyłane przeze mnie dusze nie trafiają na miejsce przeznaczenia. Postanowiłam
to sprawdzić. Podążyłam za jedną z nich,
zupełnie nie spodziewając się podstępu. O to chodziło wrogowi. Wpadłam w
pułapkę pewnej wzgardzonej przez Lucyfera diablicy, która poprzysięgła mu
zemstę. Jako demon nie miała na tyle mocy, ale dzierżąc w dłoni potęgę Śmierci…
Do tej pory nie wiem, jak udało jej się omamić Hadesa. Może obiecała powrót do
czasów świetności? Nie wiem. Nie zdążyłam nawet o to zapytać. Nieprzygotowana
do obrony byłam łatwym celem. Mimo to nie powinnam była przegrać. Nie
rozumiałam wtedy, co się stało. Zobaczyłam tylko falę zalewającej mnie mocy.
Destrukcyjna magia powstała z połączenia światła i ciemności. Na pewno nie
pochodziła od demona, władającego mrokiem. Musiała mu towarzyszyć jeszcze jedna
istota. Nie zdołałam jednak zobaczyć, kto to był. W mgnieniu oka zostałam pozbawiona Hadesa
oraz większości umiejętności. Napastnik zrzucił mnie na Ziemię, pozostawiając
na pastwę losu. Całe szczęście ostatkiem sił udało mi się zmaterializować. Po
początkowych trudnościach stałam się częścią tego świata. Pierwsze
kilkadziesiąt lat spędziłam na pracy, chcąc zapewnić godny byt ciału, w którym
uwięziłam nieśmiertelną duszę. Gdy już nie musiałam martwic się o siebie,
rozpoczęłam badanie okoliczności swojego upadku oraz śledzenie wypadków w
Sementii. Udało mi się ustalić tylko, że
fałszywa Śmierci nie radziła sobie z wszystkimi odebranymi prawowitej
właścicielce mocami, więc postanowiła stworzyć armię ślepo posłusznych jej
dusz, w które wszczepiła moce poszczególnych bóstw oraz wspomnienia o misji
przekazanej przez Boga. Tak właśnie powstali Posłannicy. Byty pozbawione wszelkich
uczuć, jakby zaprogramowane.
Kilkakrotnie próbowałam z nimi rozmawiać, ale zawsze kończyło się to
niepowodzeniem. Niemal straciłam
nadzieję, aż tu nagle pojawiłaś się ty. Pełna emocji, po prostu prawdziwa.
Kwestią czasu było nastąpienie buntu z twojej strony. Teraz nie jesteś już po stronie podróbki.
Miałabym więc prośbę. Oczywiście zrozumiem, jeżeli potrzebujesz się zastanowić
lub od razu odmówisz. Pewnie jesteś w szoku. Możliwe nawet, że mi nie wierzysz.
Nic dziwnego, w końcu wydawałam się normalną dziewczyną. Niemniej będę żałować,
jeśli nie spróbuję. Czy pomogłabyś mi odnaleźć źródło tej tajemniczej siły i
odzyskać panowanie w Sementii? – zamilkła, czekając na odpowiedź. Nie
wiedziałam, co mam powiedzieć. Przeczucia okazały się słuszne. Właśnie
powiedziano mi, iż przez tyle lat byłam oszukiwana. Żyłam w fałszywym świecie
fałszywej Śmierci, która stworzyła takich jak ja tylko, by opanować
przywłaszczone moce. Odsyłałam dusze bezprawnie. Istniałam niepotrzebnie.
Najbardziej jednak bolało, że osoba będąca dla mnie jak wybawicielka, której
zawdzięczałam wyrwanie z matni rozpaczy, okazała się demonem. A przecież ja
zwalczałam diabły! Zagryzłam wargę, próbując opanować łzy. Wydawało mi się,
jakby żal i gorycz chciały wypłynąć ze mnie falami. Nie wiedziałam, co mam
robić. Jakoś żadne racjonalne wyjście nie przychodziło mi do głowy. Walczyć ze
Śmiercią? A co ja mogłam? Mimo wszystko nadal byłam dużo słabsza. Justine, a
raczej Persefonie, bez wątpienia należała się sprawiedliwość, ale…
- Płacz –
szepnęła. – Odczuwać smutek to nic złego. Bez wątpienia jesteś teraz rozbita.
Wybacz, że zniszczyłam twój świat. Uznałam jednak, że wolisz znać prawdę. Być
może podjęłam złą decyzję…
- Nie –
wtrąciłam. – Po prostu muszę sobie to poukładać. Nie odpowiem na to pytanie
teraz. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie – wyrzuciłam z siebie, po czym
westchnęłam głęboko, pozwalając łzom płynąć. I tak nie byłam w stanie ich
powstrzymać. – Czy mogłabyś zostawić
mnie samą? – poprosiłam, spuszczając wzrok na pościel. Jakoś nie potrafiłam
spojrzeć jej w oczy.
- Nie ma
sprawy. – Podniosłam się i już zmierzała do wyjścia, gdy przypomniałam sobie,
iż miałam spytać o coś jeszcze.
- Poczekaj!
– krzyknęłam, niepotrzebnie podnosząc głos. Podskoczyła w miejscu, wyraźnie
przestraszona. – Kiedy będę mogła odwiedzić Shane’a?
- Wiem, że
za nim tęsknisz, ale poleż jeszcze kilka dni. Rana nie do końca się zagoiła.
Nie miałam na tyle mocy, by uleczyć ją całkowicie. Demon ogołocił mnie ze
wszystkiego. Zostały tak naprawdę resztki, które poświęciłam na uratowanie
ciebie. Szkoda, iż nie wystarczyło… W każdym razie, jak wszystko pójdzie po
mojej myśli, pójdziemy pojutrze. Co ty na to?
- Zgoda –
mruknęłam, pociągając nosem niby mała dziewczynka. Żałosne. Kątem oka
obserwowałam wychodzącą dziewczynę. Już miała postawić krok za próg, gdy nagle
zatrzymała się.
- Muszę to
powiedzieć. Znasz mnie, co na sercu, to na języku. Nie myśl sobie, iż
uratowałam cię ze względu na prawdopodobieństwo sojuszu. Ja naprawdę bardzo
polubiłam Raisę. Nie jako Posłanniczkę, ale ciepłego człowieka. Jesteś jedną z
niewielu osób, które się ze mną zaprzyjaźniły. A właściwie jedyną, bo Sherry
już z nami nie ma. Wiem, że powrót do sytuacji sprzed rozmowy nie jest możliwy,
ale czy przynajmniej mogłabyś nadal zwracać się do mnie Justine? Bo wiesz, to
imię nabiera w twoich ustach szczególnego znaczenia. Czuję, jakbym choć trochę
tu przynależała.
- Niech
będzie.
- Cieszę
się. – Blondynka klasnęła w dłonie z radości, po czym odwróciła się, posyłając
mi jeden z tych swoich uśmiechów. – To
ja już nie przeszkadzam. – Trzasnęła drzwiami, pozostawiając mnie sam na sam z
ponurymi myślami. Położyłam się, nakrywając kołdrą po sam czubek głowy.
Pogodzenie się z tym, co usłyszałam na pewno nie było łatwe, ale ostatnie słowa
Justine uświadomiły mi, że mimo wszystko nadal była tą samą trzpiotką, którą
poznałam pierwszego dnia szkoły. Nie mogłam się posypać. Musiałam się dla niej jakoś pozbierać. I dla
Shane’a…
Zamknęłam
oczy, odcinając się od rzeczywistości. Słone krople, powstrzymane przez słowa
dziewczyny, znowu popłynęły wartkim potokiem. Z ust wyrwał się szloch. Chyba jednak nie można było tak łatwo się
podnieść.
***
Ta dam! Po ponad miesiącu wracam z kolejnym rozdziałem. Listopad i grudzień były dla mnie okropnym czasem. Nieustające sprawdziany, kartkówki... Horror, ale na szczęście to już za mną.
Jak Wam się podoba rozdział? Trochę przegadany, nie uważacie? O dziwo jednak jestem zadowolona. Nie planowałam takiego rozwoju akcji w przypadku Justine, lecz podczas pisania tak mnie natchnęło. No i widać moje zamiłowanie do mitologii. Jeszcze się kanwą Biblii zajęłam. Mam nadzieję, że nie przegięłam;)
Dziękuję wszystkim za komentarze. Jejku, jesteście wspaniali. Gdyby nie Wy, to opowiadanie nigdy nie przekroczyłoby liczby 50 stron. A tu proszę, udało się. Podziękowania serdeczne również za nominacje do Liebster Award. Już prawie kończę odpowiadać!
Chciałam także dać sygnał, że zaczynam pracę nad czymś nowym. "Taniec ze Śmiercią" jest już na tyle stabilny, iż postanowiłam spróbować. Opowiadanie będzie nosiło tytuł "Kajdany Przeszłości". Tym razem obyczajówka, a więc coś, czego jeszcze nie próbowałam.
Pragnę wszystkim złożyć serdeczne życzenia z okazji świąt Bożego Narodzenia. Niech będą pełne ciepła, radości i spokoju. Oby Nowy Rok przyniósł Wam same dobre wspomnienia, poczucie satysfakcji oraz spełnienie marzeń;)
Rozdział dedykowany Cziki, która słusznie zauważyła, że przegapiłam Mikołaja. A więc ten rozdział to tak pod choinkę.
Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, gdy zobaczyłam, że dodałaś nowy rozdział. ^^
OdpowiedzUsuńOsoba Justine mnie zaskoczyła... Serio. Nie sądziłam, że to ona będzie jakby... Śmiercią? Zaskakujące, ale w pozytywnym sensie. xD
Nie dziwie się reakcji Raisy, też pewnie bym tak zareagowała... Ogólnie rzecz biorąc, to rozdział jest świetny jak zawsze. :D
Przy okazji pragnę cię zaprosić na mojego nowego blgoa, gdzie pojawi się moje kolejne opowiadanie. Zapraszam na: www.certus-ultionis.blogspot.com Wszystko będzie jeszcze uzupełniane, ale prolog już się pojawił. ^^
Wesołych świąt!
Verita
Piękny szablon <3 A przede wszystkim cieszę się, że dodałaś nowy rozdział! Nawet nie masz pojęcia, jak trafiłaś w moje gusta. Uwielbiam takie zawirowania wokół Biblii, a przede wszystkim mitologii, którą kocham odkąd skończyłam dziesięć lat. Teraz to opowiadanie stanie się dla mnie jeszcze cudowniejsze, niż przedtem.
OdpowiedzUsuńStrasznie się cieszę, że z Raisą wszystko w porządku. Nie można nie lubić tej bohaterki. Po przebudzeniu niemal od razu zaczęła myśleć o Shanie, co świadczy o jej olbrzymiej wrażliwości, empatii, a przede wszystkim przywiązaniu do tego chłopaka. Prawdę powiedziawszy chciałabym, aby wreszcie coś między nimi zaiskrzyło. Tylko czy Shane będzie w stanie wybaczyć jej to, co próbowała zrobić? Bo jestem przekonana, że wybudzi się ze śpiączki. Oby tylko nie zamknął się na zawsze przed Raisą...
Domyślam się, jaka nasza Posłanniczka (właściwie: była) musiała być zszokowana ratunkiem ze strony Justine. A ta opowieść, która padła z jej ust... Kochana, w tym miejscu muszę Ci pogratulować. Historia o Persefonie, podrobionej Śmierci i genezie Posłanników wypadła tak prawdziwie, szczegółowo, że po prostu muszę schylić czoła przed Twoim geniuszem. Czytałam z zapartym tchem! Wprost nie mogłam się oderwać od monitora. Dla mnie te rewelacje również były zdumiewające. Śmierć wcale nie jest Śmiercią, Justine to mitologiczna Persefona, a cały świat Raisy dosłownie legł w gruzach. Trzymam kciuki za to, by dziewczyna zdołała przetrawić w sobie te wszystkie rewelacje. Mam nadzieję, że zawrze sojusz z Justine, obawiam się jednak konsekwencji ze strony udawanej Śmierci.
Rozdział jest absolutnie genialny. Zakochuję się w tej historii na nowo z każdym kolejnym odcinkiem.
Pozdrawiam ;*
Już myślałam, że nigdy nie dodasz nowego rozdziału. Z tego co zauważyłam, to z Tobą jest tak, że w najmniej oczekiwanym momencie coś dodasz. To dobrze, bo jest niemała niespodzianka ;d I widzisz? Nawet mam teraz czas, aby czytać, więc od razu się wzięłam !Miałam to zrobić wczoraj, ale byłam zaabsorbowana sprzątankiem i instalowaniem simsów, więc... Jestem dzisiaj ^^
OdpowiedzUsuńI jak zawsze nie żałuję, że tak szybko się wzięłam za czytanie. A dlaczego? ( pomijając, że strasznie podoba mi się Twój łatwo przyswajalny, ale z pewnością nie banalny styl ) Ponieważ pisałaś o mitologii! A ja także bardzo ją lubię, wręcz więcej. Kocham mitologię! Pierwsza fantastyka, na jaką się natknęłam, hehe ;d Ale nie będę tu o moim życiu opowiadać, bo to nie "Rozmowy w toku"! ;d
Rozdział naprawdę mi się podobał. Niby tak naprawdę większość to dialog, ale jak Justine opowiadała swoją historię, nie było tego czuć. Tak, jakby to była po prostu część opisowa opowiadania, nie wypowiadana przez jednego z bohaterów. Poza tym, no był to opis, więc jak najbardziej na plus!
Ale, że Justine jest Persefoną? Nie no, pomysł naprawdę bardzo, ale to bardzo oryginalny! Na coś takiego bym nigdy nie wpadła ^^ Naprawdę, gratuluję pomysłowości. Widać masz bardzo rozwiniętą wyobraźnię i potrafisz zgrabnie i korzystnie łączyć pewne szczegóły, wykorzystywać wierzenia innych narodów itp.
Bardzo mi się ta historia spodobała. Mam nadzieję jednak, że Justine nie robi sobie żartów, ale biorąc pod uwagę fakt, iż uratowała Raisę i Shane, poświęcając swą przyjaciółkę, całkowicie przeczy takiej opcji. No, prefect ! ;d
Pozostaje jedynie czekać na dalsze losy i mieć nadzieję, że jednak wcześniej coś nowego dodasz! :D
Łał, pierwszy raz ktoś zadedykował mi rozdział:) i to nie byle kto - tylko znakomita pisarka:) Dzięki:) zrobiłaś mi super prezent na urodziny i święta:) Już czytam i zaraz napiszę Ci jak moje wrażenia:)
OdpowiedzUsuńCzika:)
Nonono:) Ładnie:) lubię takie połączenia:) trafiłaś idealnie w mój gust:) Kurcze, naprawdę dzięki za tą dedykacje:) Rozdział może i przegadany, ale przeczytałam go jednym tchem. Naprawde, zrobiło się bardzo interesująco:) Czekam na ciąg dalszy:)
OdpowiedzUsuńi też życzę Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku:) a przede wszystkim dużo, dużo weny i więcej czasu na pisanie:) ja też twierdze że doba jest za krótka;)
Czika:)
Ten rozdział jest wyśmienity! Genialny! Racja, zdecydowanie przegadany, ale historia przedstawiona przez Justice była naprawdę interesująca i wprowadziła tu niemały zamęt i zupełną zmianę postrzegania przedstawionego na początku tej historii przez ciebie świata. Przyznaje się, że nie spodziewałam się, że "Czcigodna" tak naprawdę nie jest prawdziwą śmiercią, a Raisa pracuje dla jakiejś podróbki. Nie powiem, nie tylko dla bohaterki te wieści były szokujące, bo ja również przez nie miałam nie mały natłok myśli. Poza tym historia "Persefony" była jak najbardziej wciągająca, a słowo interesująca nie potrafi całkowicie oddać mojego zaciekawienia nią. Cóż nie co dzień czyta się o powstawaniu świata i dlaczego istnieli mitologiczni bogowie... Jednak nie tylko to w tym rozdziale przykuło moją uwagę. Śpiączka Shane'a... Jakby się tak zastanowić to dlaczego przeżył on upadek z tego dachu i kto w takim razie go uratował? Mam wrażenie, że chłopak mógł sam podświadomie tego dokonać, ale to chyba nie jest zbyt dobry ślad, co nie? Cóż nie pozostaje mi nic innego, jak czekanie na wyjaśnienia w przyszłym rozdziale. Mam nadzieje, że w nim poznam również decyzje Raisy odnośnie tego, czy pomoże Justice przywrócić jej dawne moce. Ogólnie bardzo ciekawi mnie, jak to wszystko się dalej rozwinie... Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńNowy szablon jest wprost bajeczny i to dodatkowo w mojej ulubionej kolorystyce ^^ A nagłówek niesamowity!
OdpowiedzUsuńAle co ja tu będę się rozpisywać o wyglądzie, skoro wreszcie dodałaś rozdział! Oj, nawet nie wiesz jak niecierpliwie na niego czekałam. Byłam niesamowicie ciekawa, co stało się z Raisą oraz Shanem.
No więc od początku - rozdział bardzo mi się podobał. Może i dialogi zdominowały tutaj opisy, ale pomimo tego wyszło świetnie. Nie spodziewałam się po Justine takiej historii... Kto by pomyślał, że ta niepozornie wyglądająca, rozgadana dziewczyna kryje taką tajemnicę! To rzuciło całkiem nowe światło na całą historię. Połączenie mitologii z Biblią było mistrzowskim posunięciem. Nigdy nie wpadłabym na coś takiego i
wcale się nie dziwię reakcji Raisy. To musiało być dla niej wielkie zaskoczenie. Zwłaszcza, że dowiedziała się, że tak naprawdę była od początku okłamywana. Jaką teraz podejmie decyzję? Zżera mnie ciekawość ;) Mam nadzieję, że jednak zdoła sobie to wszystko poukładać w głowie i podejmie odpowiednie kroki.
Pozostał jeszcze Shane... Kurczę, oby się z tego wylizał, bo upadek z takiej wysokości do błahych incydentów nie należy. To i tak zasługuje na jakieś miano cudu, że dalej żyje.
Pozdrawiam serdecznie i życzę Wesołych Świąt!
Hej! Rozdział, jak najbardziej mi się podoba. Wiesz, że od samego początku tego rozdziału, miałam takie niejasne wrażenie, że Śmierć nie jest Śmiercią? Tylko nie spodziewałam się, że prawdziwą Śmiercią okaże się Jasmine! Gdy to czytałam, moje usta tworzyły idealne "O". Przyznaję, że na początku nie bardzo mogłam się w tym wszystkim połapać, ale potem szło mi coraz lepiej, aż pod sam koniec zrozumiałam wszystko w 100%. Ale skoro Raina zawiodła, to czy teraz nie będzie już Posłannikiem? Ciekawe.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci, kochana Wesołych Świąt, dużo radości, szczęścia, miłości no i oczywiście szałowego Sylwestra po tym całym "końcu" świata!
Pozdrawiam ciepło ;*
Nymeria (nie chciało mi się już logować)
Przeczytałam ^^. Faktycznie, trochę przegadany ten rozdział, ale lubię wplatanie w akcji jakichś historii, wspomnień... Jednak na brak normalnych opisów też nie mogę narzekać. Było ich dużo i były bardzo prawdziwe, realistyczne, dzięki czemu można łatwo nakreślić sobie świat przedstawiony oraz uczucia głównej bohaterki. To mi się w twoim stylu pisania podoba, że bardzo dobrze idzie ci opisywanie odczuć. I ogólnie Raisa jawi mi się jako interesująca postać. A sama historia jest oryginalna i nietuzinkowa.
OdpowiedzUsuńWracając do rozdziału, to chyba muszę sobie przypomnieć, o czym była poprzednia notka, bo kurczę, nie do końca pamiętam, o co w niej chodziło. W każdym razie, dobrze, że Raisa przeżyła, choć niewątpliwie przebudzenie było dla niej trudne, i do tego dochodzi niepokój o Shane'a...
Dobrze, że Justine się nią zajęła, swoją drogą jej historia była bardzo ciekawa i nie wiedziałam, że ta postać okaże się być kimś innym niż po prostu zwykłą dziewczyną. Zgrabnie wplotłaś tutaj mity i postać Persefony. Myślę jednak, że głównej bohaterce przyda się ktoś przyjaźnie do niej nastawiony. W końcu teraz na pewno nie jest jej łatwo. Ciekawe, czy będzie dalej posłanniczką, czy raczej jej spojrzenie na to wszystko się zmieni?
Świetny rozdział. Bardzo fajnie to wszystko połączyłaś. Dało to niesamowity efekt, bo chyba nikt wcześniej nie pomyślałby o zapomnianej Persefonie, zostającej Śmiercią oraz oszustce, która odebrała jej wszystko. Rasia powinna się przyłączyć do Justine i pomóc jej obalić fałszywą Śmierć. A to wszystko oznacza, że nie musi być już dłużej Posłanniczką i wypełniać swojej misji. Shane jest bezpieczny, przynajmniej z jej strony. Szkoda, że nie odwiedziliśmy go dzisiaj, bo trochę się o niego boję. Co tak na prawdę mu się stało, że wciąż nie odzyskał przytomności? Pozdrawiam i czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńNo to zacznę może od nowego wyglądu bloga... Śliczny szablon *^* A teraz do treści ^^ Rozdział bardzo dobry (Ah... Ileż ja na niego czekałam :D) Oj tam, oj tam... Bardzo fajnie wyszło ci to nawiązanie do Biblii i Greckich/Rzymskich Bóstw. Może i rozdział jest trochę przegadany, ale dowiedzieliśmy się wielu kluczowych rzeczy. No i Shane... Ostatnio gnębiłam cię z Raisą, teraz znów chcę Shane'a. Jaka ja jestem nienormalna ;) Chociaż wracając jeszcze do przegadania tego rozdziału. Moim zdaniem powinny się czasem znaleźć jakieś wspominki, historie z przeszłości. Wtedy opowiadanie nabiera różnorodności :) Nie narzekam jednak na brak opisów, bo było i to nawet całkiem sporo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i z niecierpliwością oczekuję dalszych rozwojów wydarzeń! ;)
Nowy rozdział <33 I mnie zatkało. Po przeczytaniu opowieści Justine jestem w takim szoku, że nie bardzo wiem, co powinnam napisać, poza tym, że jestem w SZOKU! Justine równa się Śmierć? W takim razie kim jest Śmierć, którą Raisa uważała do tej pory za prawdziwą? Wcale nie przesadziłaś, świetnie to dopracowałaś :) Mi by nigdy taki pomysł do głowy nie wpadł. Zazdroszczę Ci wyobrazi. Naprawdę możesz nią zdziałać cuda :) Mam nadzieję, że Raisa zdecyduje się pomóc Justine. No bo przecież nie może dalej wykonywać rozkazów Śmierci, tej fałszywej. Uwolniła się od niej, więc może, gdy już się ze wszystkim oswoi, to podejmie właściwą decyzję. Pewnie jest jej teraz ciężko. Przez tak długi czas była oszukiwana. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak to jest, jak się czuje taka osoba, gdy w końcu pozna prawdę. A co z Shane'em? Mam nadzieję, że się wybudzi. Jemu Justine też o wszystkim powie? Heh, powinien wiedzieć. Może w trójkę zjednoczą siły i uda im się pokonać fałszywą Śmierć. Gdy tylko wyruszysz z nowym opowiadaniem, daj mi znać. Chętnie poczytam :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział !!! :D
OdpowiedzUsuńTotalnie zaskoczyłaś mnie tym kim jest Justine. Bardzo podobało mi się nawiązanie do mitologii i tak zgrabne wplecenie tego w realia Biblijne. Naprawdę wygląda to przekonująco i chociaż nigdy nie myślałam w takich kategoriach to muszę przyznać, że coś w tym jest. Niesamowite.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał.
Pozdrawiam
Świetny rozdział. Byłam pod wrażeniem pozytywnych uczuć w nich zawartych. W końcu, po tylu tragediach, widzę tu prawdziwą przyjaźń i lęk o ukochaną osobę. Piszesz coraz lepiej i coraz bardziej podoba mi się ta opowieść. Rozwijasz swój talent. To był znakomity pomysł z Persefoną, uwielbiam grecką mitologię, mam nadzieję, że będzie jej więcej;p Świetnie wyjaśniłaś istnienie greckich bogów obok chrześcijaństwa. Jestem pod wrażeniem;)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne rozdziały i wierzę, że utrzymasz poziom. Lubię mroczne klimaty, ale takie gdzie jest przyjaźń i nadzieja też są niezbędne.
Mam do Ciebie pytanie, w jaki sposób zrobiłaś taki ładny spis treści? Ja kombinowałam jak mogłam, a i tak wychodziło mi tylko miesiącami:/ Proszę o pomoc.
Ps. Serdecznie zapraszam na goraca-krew.blogspot.com
Ten rozdział jest świetny. Całkowity obrót akcji. Nie spodziewałam się tej podmiany i gdy Justine powiedziała, że to ona jest śmiercią była w szoku. Naprawdę. Ta niepozorna dziewczyna tak strasznie nie pasuje do tej roli, że jest wręcz do niej idealna. Masz fantastyczną lekkość słowa. ostatnie rozdziały nieco były słabsze. To widać jak czyta się jeden po drugi, ale tym powróciłaś do formy.
OdpowiedzUsuńPoza tym śliczny szablon, lepszy niż poprzedni i rozdziały łatwiej do znalezienia. Postaci na nagłówku idealnie pasują do mojego wyobrażenia Twoich bohaterów.
Pozdrawiam
Witam! :D
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy spodziewałaś się mnie, czy nie, ale trochę mi głupio, że zostawiam komentarz dopiero teraz. Jeśli widziałaś jakieś zmiany w statystkach i ślad tego, że ktoś brutalnie buszował po wszystkich rozdziałach, uspokajam, to byłam tylko ja. Apropos - śliczny szablon! Zdecydowanie ułatwił mi poruszanie się po blogu, po przy czytaniu pierwszych rozdziałów miałam Cię zbesztać za to, że gubię w labiryncie, jakim jest Twoje archiwum.
Ale do rzeczy. Mam nadzieję, że jesteś gotowa na przydługi komentarz, który może być napisany tylko i wyłącznie przeze mnie. W którym więcej jest gadania niż właściwego komentowania, ale łudzę się, że nie zaśniesz przed monitorem.
Zacznę może od tego, do czego przykuwam zazwyczaj uwagę, czytając opowiadania. Stworzyłaś niewielkie grono bohaterów i każdą z postaci dopracowałaś, co Ci się bardzo chwali. Wśród całego tego kręgu najbardziej polubiłam Justine i Sherry. Może dlatego, że nie otacza już ich otoczka tajemnicy, pod którą wciąż skrywa się dwójka głównych bohaterów. Ale pewnie dlatego, że Justine zwyczajnie wzbudziła moją sympatię, a Sherry, nawet jako demon, jest najzwyczajniej intrygująca. Historie obydwóch są świetne i nie mam na ten temat wiele do powiedzenia. Perfekcja, jeśli mnie zapytasz, a ja niezbyt często używam takich określeń. Przepadam też za Shanem, który przypomina mi trochę przybłędę, która włóczy się z kąta w kąt, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Zresztą to taki trochę bad boy, dorzuć mu jeszcze skórzaną kurtkę, a na pewno podbije moje serce. :D
Z postacią Raisy jest trochę trudniej, bo to głównie ona przedstawia nam swoją historię, więc czytelnik spędza z nią więcej czasu. Ogólnie ją lubię, chociaż nie wzbudziła we mnie takiej sympatii jak Justine. Dlaczego? Naprawdę nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Czytając całość, miałam wrażenie, że Raisa czasami była zbyt idealna. Pewnie zrobiłaś to nieświadomie, ale w scenie treningu miałam przesyt jej zalet. Zaczęłaś od tego, że jest piękna, potem była uzdolniona, szybka, poruszała się z niesamowitą gracją, a na dodatek wydała się o wiele mądrzejsza i inteligentniejsza niż Red. Głupio mi to trochę tłumaczyć, bo to tylko odczucia, ale pomyślałam, że chciałabyś o tym wiedzieć. Lubię Raisę, zdecydowanie najbardziej uwielbiam jej tęsknotę za ludzkim życiem i to niezdecydowanie pomiędzy człowieczeństwem, a obowiązkiem Posłannika. Myślę, że to postać trochę tragiczna, dlatego w sondzie, która pojawiła się jakiś czas temu, zaznaczyłabym "żeby była samotną", zwyczajnie dlatego, że to jej natura. Skłaniałabym się też ku panu białowłosemu, ale nie do końca znam ich historię, więc nie będę się na razie wypowiadać na ten temat.
Jednak czytając wyjaśnienia Justine, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego Śmierć w ogóle postanowiła pozwolić Raisie na zostanie Posłannikiem, skoro Justine mogła to wykorzystać? Podejrzewam, że jeszcze nam to wytłumaczysz, więc się nie wtrącam ze swoim nochalem. :)
Wieści Justine naprawdę bardzo mnie zdziwiły, ale szczerze ucieszyłam się, gdy to ona przybyła na ratunek Raisie. Zupełnie niepozorna osoba okazała się być jedną z najpotężniejszych postaci (przynajmniej teoretycznie, bo przecież straciła większość swoich mocy, swoją drogą, dlaczego nie może jej pozwolić sam Bóg, skoro i tak sobie ją upodobał?). Oczywiście wraz z ujawnieniem prawdziwej tożsamości Justine, wprowadziłaś do całej historii masę tajemnic do rozwikłania, a ja wprost nie mogę się doczekać, jak to wszystko się potoczy. :)
Jedynie szwankuje mi tutaj postać matki. Jej zranienie zostało pretekstem przyjazdu Sherry i właściwie na tym kończy się jej rola. Kilka razy Shane wspominał o niej, gdy mówił też o siostrze, ale ja, jako czytelnik, nie wiedziałam nic o jej stanie. Dopiero w poprzednim rozdziale dowiedziałam się, że matka umarła. Było to dla mnie zaskoczenie, bo ostatnią wiadomością o jej samopoczuciu to to, że jest jej słabo i na tym się skończyło.
Świat, który przedstawiłaś, również jest bardzo dopracowany. Sementia ma swoje prawa, które z łatwością zaakceptowałam i byłam zdziwiona, gdy okazało się, że wszystko jest fałszywe. Lubię hierarchię, która tam panuje i intrygi, które się tam tworzą. Przede wszystkim jednak lubię to, że tak ładnie sobie wszystko dopracowałaś: wyjaśniłaś, dlaczego Posłannicy używają białej broni, dlaczego jest ona silniejsza niż pozostałe, jak wyglądał Rytuał i zajęłaś się nawet stosunkami, które panują wśród Posłanników.
UsuńŻeby jednak nie było za słodko, mam kilka uwag. Piszesz w dwóch narracjach i podziwiam Cię za to, że podjęłaś się tak szalonego zadania, bo ja pasożytuję na trzecioosobowej odkąd pamiętam. Czasami jednak granica pomiędzy Shanem, a Raisą się zaciera, a wydaje mi się, że tak nie powinno być. Nie wiem, czy robisz to umyślnie, ale ja sobie zakodowałam w głowie, że styl narracji Raisy zakrawa o swego rodzaju poetyckość, podczas gdy Shane woli wyrażać się w potocznym, używanym codziennie języku. Czasami jednak przebija się przez niego Raisa, więc najpierw czytam o "kolesiach", a potem do tekstu wplątuje się jakieś poetyckie wyrażenie.
Zauważyłam, że masz tendencję do nadużywania słowa "delikatny". Szczególnie się to rzuca w oczy, gdy czyta się całe opowiadanie rozdział po rozdziale. W każdej części tekstu pojawiło się ono co najmniej dwa razy, chociaż ostatnio trochę się stopujesz. :) Pewnie będzie, że czepiam się szczegółów, ale robię to tylko dlatego, że tekst jest naprawdę dobry, a powtarzanie tego samego słowa może świadczyć, że masz ubogie słownictwo (w co szczerze wątpię - pewnie po prostu sobie takie upodobałaś).
To samo tyczy się "iż". Przyznaję, że nieco irytuje mnie, że niezależnie od bohatera, każdy używa tego słowa, zwłaszcza że jest ono dość niecodzienne. Z początku myślałam, że to tylko cecha Raisy i naprawdę Ci tego zazdrościłam, bo chciałabym, by każdy z moich bohaterów miał dla siebie charakterystyczne słowa. Jednak im bardziej zagłębiałam się w tekst, tym częściej to słowo się pojawiało. Oczywiście nie każę zmieniać Ci tekstu, ale zastanów się, czy słowo "iż" powinno być używane przez Raisę jak i Shane'a, skoro obydwoje bardzo się różnią w sposobach bycia.
Jeszcze mały mankament. Z tego, co wiem, nie istnieje coś takiego jak "puszczać perskie oczko". Wiem tylko o istnieniu "puszczać perskie oko", jednak mogę się mylić. Popraw mnie, proszę, jeśli tak jest. :)
Myślę, że czasami trochę się zapędzałaś, próbując przeskoczyć z jednego wątku do następnego. Najbardziej zdziwiły mnie dwie rzeczy. Po pierwsze, po tym, jak Raisa się obudziła pod domem Shane'a, od razu skierowała się do szkoły. Oczywiście wiem, że dziewczyna ma nadzwyczajne poczucie obowiązku i kocha się w regułach, ale nie sądzisz, że jej reakcja była trochę naciągana? Po drugie, przed balem Sherry wspomniała o tym, że mają 5 minut opóźnienia. Podczas ich spaceru dziewczyna zatrzymała się i obserwowała liście przez PÓŁ GODZINY, więc jakim cudem dotarli do Justine z dziesięciominutowym opóźnieniem? Szczerze mówiąc, uważam, że ta scena z wpatrywaniem się w liście jest raczej nie potrzebna albo powinna być jaśniej wytłumaczona (bo spodziewam się, że to była jakaś wiadomość dla Sherry albo coś w tym stylu).
Muszę Cię pochwalić, że cały tekst jest bardzo dopieszczony. Nigdzie nie dopatrzyłam się większych błędów. Czasami błędnie wstawiony przecinek, w całości doliczyłam się chyba dwóch literówek. Dawno nie czytało mi się czegoś tak dobrze napisanego. :)
UsuńMam nadzieję, że mój komentarz w żaden sposób Cię nie zniechęcił. Albo że nie wyszłam na kręcącą nosem czytelniczkę. Wszystko to, o czym wspomniałam wyżej, to szczegóły. A mówię o tym tylko dlatego, że tekst jest bardzo dobry i szkoda by było, by się zmarnował.
Cóż! Nie wiem, czy to dobra wiadomość, ale masz w mojej małej, marudzącej osóbce stałą czytelniczkę.
Życzę udanej zabawy sylwestrowej i pozdrawiam serdecznie~
(Po raz pierwszy w życiu musiałam opublikować komentarz w trzech częściach. Albo jestem gadułą, albo... Nie, nie ma innego wytłumaczenia. Mam nadzieję, że naprawdę nie zasnęłaś przed monitorem!)
Nie zasnęłam z pewnością i jest mi bardzo miło, że poświęciłaś tyle czasu na komentarz. A teraz kulturalnie Ci odpowiem, bo ja też jestem gadułą, szczególnie w kwestii opowiadań. Dziękuję za wszystkie uwagi, takie spojrzenie osoby postronnej jest dl mnie ważne. Ja sama rzadko zauważam swoje błędy, niestety. Okropny to mankament, dlatego pozostaje mi liczyć na czytelników. I już się tłumaczę;) Może najpierw z uwag;)
UsuńPrzesyt zalet u Raisy w sumie wyszedł mi tak jakoś spontanicznie, że nawet nie zwróciłam na to uwagi. W sumie miało to na celu bardziej ukazanie idealności Posłanników. Raisa pokazała się tutaj od strony służbowej, tak właśnie wytrenowały ją lata ciężkiego treningu. Hmm, żeby nie było tak słodko, chyba muszę gdzieś te wspomnienia z treningu wpleść;P W każdy razie kolejne rozdziały na celu będą miały ukazanie jej z bardziej ludzkiej strony. Tej prawdziwej zresztą;)No i oczywiście Śmierć miała cel w uczynieniu Raisy Posłannikiem, a jakże.
No i ja nie pamiętam, żebym zabijała matkę Shane'a. Ukatrupiłam Sherry, a matka się jeszcze pojawi. Widocznie coś za mało wyjaśniłam...
Co do narracji, ja podziwiam osoby posługujące się trzecioosobową. Nie lubię jej okropnie, bo nie potrafię się jakoś wczuć. poetyckości u Shane'a chyba nie jestem w stanie wyeliminować, bo to ogólnie cecha mojego stylu. Nie potrafię się tego pozbyć za cholerę. Chociaż biorąc pod uwagę to, co chcę zrobić, chyba nie będzie to takie złe, jak się przenikają.. W każdym razie spróbuję przystopować. I wielkie dzięki za uwagę o liściach. Jakoś mi umknął ten paradoks czasowy, zaraz poprawię. Oczywiście sama scenka miała swój sens, to była jednocześnie wiadomość od zleceniodawcy, jak i ostatni przebłysk ludzkiej natury Sherry, która próbowała sie uwalniać, więc zatrzymała całe ciało. Znowu za mało wyjaśniłam ech...Reakcja Raisy pod domem Shane'a może wyglądać sztucznie, bo i ona w sztuczny, wymuszony nieco sposób próbuje dostosować się do Posłanników. Oni bezwzględnie przestrzegają reguł, a dziewczyna nadmiernie to interpretuje, przekładając na wszyściutkie reguły, jakie zna. Taka jej przywara;)
Ja naprawdę tak często używam słowa "delikatny"? Mówiłam, że nie widzę swoich błędów;) Chyba przejrzę te rozdziały i spróbuje z tym przystopować. Jeśli chodzi o "iż" dla mnie to naturalny zamiennik że. Ja tak mówię, stąd taka częstotliwość jego używania. Ale może faktycznie nie dla wszystkich jest to naturalne... Ech, ciężko będzie to usunąć, ale spróbuję. Z tym perskim okiem to aż sprawdzę. Hmm zawsze żyłam w przeświadczeniu, iż to oczko, ale mogę się mylić.
A teraz dziękuję za tyle miłych słów. Pochwały z ust osoby, która pisze tak świetnie to naprawdę zaszczyt. Powiem szczerze, że chyba to, iż spodobali Ci się bohaterowie i świat przedstawiony cieszy mnie najbardziej. Zawsze miałam problemy w niegubieniu się w tym, dlatego wiele opowiadań szybko przerywałam. Justine jest w sumie wykreowana na bazie jednej z moich koleżanek i chyba też ją lubię najbardziej;) Wnosi tu trochę takiej radości, mimo wszystko. No i cieszę sie, że będziesz tu wpadać;) Wiele to dla mnie znaczy, bo praktycznie gdyby nie czytelnicy, pewnie bym tego nie ciągła. Świadomość, że komuś się to podoba, daje mi takiego kopa;)
Joj i napisałam taki długi komentarz pod własnym rozdziałem, wstyd. Pozdrawiam;)
Jaki wstyd? Cieszę się, że mi odpowiedziałaś, bo jak sprawdzałam pod innymi rozdziałami, raczej nie kwapisz się do rozmów z czytelnikami. A ja uwielbiam rozmawiać z czytelnikami i autorami! :D
UsuńZ błędami tak to już jest, że się własnych nie widzi. W tym momencie jest pole popisu dla czytelników. Żałuję czasami, że nie mam kogoś takiego na matmie, kto by mi sprawdził, czy dobrze zmieniłam znaki na sprawdzianie. ;)
Hm, nie wpadłam na to, że to może być zestaw zalet Posłanników. To dobrze, że Raisa ujawni swoją prawdziwą stronę, bo ja to właśnie u niej najbardziej lubię.
Tak podejrzewałam, że używasz "iż" na co dzień. Pierwszy raz się z czymś takim spotykam, choć otaczają mnie różni ludzie. Myślę, że poetyckość to Twój znak rozpoznawczy, więc nie masz się czym martwić. Więc jeśli "iż" jest częścią Twojego stylu nie powinnaś tego usuwać. W sumie chciałabym umieć kiedyś pisać w tak "dostojny" sposób. :)
Z tą matką to moja wina. Nie wiem, czemu sobie to ubzdurałam... W każdym razie, zwracam honor i czekam na jej pojawienie się w kolejnych rozdziałach.
I dziękuję za logiczne wytłumaczenie wszystkich moich wątpliwości. To tylko potwierdza, jak dobrze opracowaną masz tą historię (szczerze zazdroszczę, ja jestem zbyt niecierpliwa na takie rzeczy). Liśćmi się nie przejmuj, to drobna pomyłka, która pewnie umknęła niejednemu. ;)
Czytając opowiadania, zawsze najbardziej skupiam się na bohaterach. Jeśli nie potrafię postawić się na miejscu wybranej postaci albo nie wzbudza u mnie ona żadnej emocji, ciężko mi idzie z czytaniem. W tym wypadku wcale tak nie było. No i jako człowiek, który pasożytuje na czyimś świecie, zawsze będę podziwiać tych, którzy umieją stworzyć własny.
Masz rację, Justine to taki trochę promyczek. Bardzo dobrze mi się o niej czyta i myślę, że jej prawdziwa tożsamość to jeden z najlepszych ruchów w tej historii. Gratuluję pomysłu. :D
Pozdrawiam po raz kolejny!
O ja cię pieprzę, jesteś moją idolką! Co za historia! Nigdy bym na to nie wpadła, po prostu mnie wbiło w fotel, czytałam ten rozdział z otwartymi ustami, a jak już się skończył to byłam naprawdę ogromnie niepocieszona. Na szczęście narobiłam sobie zaległości, więc jeszcze jeden rozdział przede mną, za co zaraz się zabieram :D
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa jak postąpi Raisa. Myślę, że wybierze stronę Justine, czyli prawdziwej śmierci, w końcu jest dobra i sprawiedliwa. No i czekam niecierpliwie na pojawienie się Shane'a. Mam nadzieję, że nie zrobisz nam niemiłej niespodzianki i on już niebawem się obudzi ;)
Wieki całe mnie tutaj nie było, przepraszam.:)
OdpowiedzUsuńJak większość czytelników, nie spodziewałam się, że Justine okaże się Śmiercią. Przykro mi z powodu Raisy, bo cały jej świat nagle zniknął. No, ale pewnie niedługo przyzwyczai się do jego nowego oblicza. Tylko, po której stronie się wypowie?
Lecę komentować kolejne rozdziały.:*
Czuję się strasznie, że powróciłam dopiero teraz, ale mam nadzieję, że nie jesteś bardzo zła.(: Mam zamiar przeczytać wszystko odkąd tylko wypadłam z blogowego świata. Wiesz... chyba trochę odzwyczaiłam się od komentowania, więc przepraszam jeśli wyjdzie to dennie.
OdpowiedzUsuńJustine! Łał. Podziwiam Cię za te wszystkie pomysły, oryginalność i wiedzę, którą posiadasz. Ja sama nie napisałabym nic czego ktoś mógłby się ode mnie nauczyć, ale z Tobą jest tak, że powinno się czerpać ile się da. Jeszcze raz - pomysły! Jeejku, jestem pod wrażeniem, że tak dobrze trzymasz się tego świata tutaj i że wszystko pasuje,nie jakoś wystaje czy uwiera. Wszystko na swoim miejscu.
Ogólnie to strasznie, strasznie mnie ciekawi co jest z Shanem, więc chyba nawet nie zostanę dłużej w tym okienku, tylko polecę dalej!