Oniemiały wpatrywałem się w
miejsce, gdzie stała Sherry. To nie mogła być prawda. Dlaczego moja siostra
miałaby… Nic z tego nie rozumiałem. Nawet, jeśli odczytałaby sytuację jako atak
na mnie, to powinna pobiec po pomoc albo zacząć krzyczeć, albo… Sam nie
wiedziałem, co jeszcze zrobiłaby normalna dziewczyna, ale na pewno nie
rzucałaby nożem w inną osobę, w dodatku z takiej odległości. Czemu jej zawsze
życzliwie uśmiechniętą twarz wykrzywiał taki grymas zadowolenia i chorej
satysfakcji? Czyżbym przeoczył coś ważnego?
- Dlaczego? – spytałem cicho.
Chyba w głębi ducha liczyłem, że jakoś sensownie się usprawiedliwi. Tymczasem tylko się roześmiała w ten
nieprzyjemny sposób. Zupełnie, jakbym słyszał szaleńczy chichot seryjnego
mordercy, który właśnie dopadł kolejną ofiarę. Mimowolnie się wzdrygnąłem.
- „Dlaczego?” Zabawne zadajesz
pytania. Czy zawsze musi istnieć powód? Może po prostu chciałam się zabawić?
- Kim jesteś? – wycedziłem
przez zęby, zaciskając dłonie w pięści. To nie mogła być Sherry. Mieszkałem z
nią tyle lat. Chyba zauważyłbym, że jest cholerną sadystką!
- Nie poznajesz swojej kochanej
siostrzyczki? Czuję się urażona. Będziesz musiał bardzo ładnie prosić, żebym ci
wybaczyła. Mam już chyba nawet pomysł na karę…
- Przestań ze mną pogrywać! –
krzyknąłem, przerywając jej bezsensowny monolog. – Raczej kiepsko u ciebie z talentem
aktorskim. Nie zachowujesz się jak Sherry.
- Doprawdy? Jak do tej pory
nieźle mi szło – mruknęła, udając zmartwioną. Zwyczajnie sobie ze mnie
żartowała. Co chciała w ten sposób zyskać?
Wyglądało to trochę jak gra na czas. Chociaż musiałem przyznać, że uwaga była
trafna. Nie zauważyłem różnicy między prawdziwą Sherry, a tym czymś.
- Przestań się zgrywać. Czego
chcesz? Nie przyszłaś tu, żeby zabić Raisę, prawda? Ten cios był przeznaczony dla mnie.
- Całkiem jesteś bystry, choć
nie wyglądasz. W nagrodę zdradzę ci kilka sekretów. Co ty na to? – Pytanie
zadane niewinnym głosikiem wzmogło moją podejrzliwość. Zdecydowanie za bardzo była z siebie
zadowolona. Zachowywała się jak dziecko robiące psikusy dorosłym.
- W porządku – odparłem,
licząc, że właśnie tego oczekuje. No cóż, nie pomyliłem się. Zareagowała
pokazaniem języka, mówiąc jednocześnie:
- Będziesz musiał mnie złapać.
Wydaje mi się jednak, że jeśli teraz za mną pobiegniesz i nie pomożesz tej
panience, to długo nie pożyje. Wprawdzie nóż nieco tamuje krwawienie, ale bez
fachowej opieki wykrwawi się w przeciągu kilku godzin. Co wybierzesz? –
Obróciwszy się na pięcie, zaczęła biec. W pierwszej chwili chciałem ruszyć za
nią, lecz… Z Raisą faktycznie nie było najlepiej. Straciła dużo krwi. Oddychała
też coraz płycej. Nie mogłem jej opuścić po tym, jak uratowała mi życie. Z
drugiej strony musiałem się dowiedzieć, co się stało z Sherry. Nie wierzyłem,
żeby napastniczka nią była. Niby wszystko się zgadzało: włosy, głos, sposób
chodzenia, ale już nie zachowywała się jak dziewczyna, z którą dorastałem.
Zawahałem się.
- Możesz iść. Nawet powinieneś.
Ja w tym czasie zajmę się Raisą. – Podskoczyłem na dźwięk głosu Justine.
Uśmiechała się jak zwykle, choć spojrzenie miała poważne.
- Skąd się tutaj wzięłaś? –
wykrztusiłem. Zaśmiała się cicho.
- Wybacz, że cię
przestraszyłam. Od jakiegoś czasu obserwowałam Sherry. Kiedy nieoczekiwanie
wyszła z przyjęcia, ruszyłam za nią.
- Jak to obserwowałaś? O co w
tym wszystkim chodzi? – Kolejne zagadki. Nawet Justine posiadała jakieś
sekrety. Czy w moim otoczeniu naprawdę nie było nikogo normalnego?
- Nie ma czasu na wyjaśnienia.
Jeśli się nie pośpieszysz, nie dowiesz się prawdy o siostrze.
- Ale Raisa…
- Już mówiłam, żebyś mi ją
zostawił. – Skoro tak stawiała sprawę, mogłem odejść ze spokojnym sumieniem.
Już chciałem rozpocząć pogoń, gdy poczułem, jak Justine chwyta mnie za rękę, po
czym wciska w dłoń coś zimnego. Sztylet! Posłałem jej pełne niezrozumienia
spojrzenie.
- W razie, gdyby chciała
dokończyć to, co zaczęła. Poza tym, jeśli moje przypuszczenia są słuszne,
przyda ci się do uwolnienia Sherry.
- Co masz na myśli? – Nie za
bardzo rozumiałem. Moja siostra była więziona przez tę dziewczynę? A nawet
jeśli, jak niby nożyk miał mi pomóc? Bardziej przydałby się łom. Chyba, że
chodziło o coś zupełnie innego… Dość! Znowu niepotrzebnie się zastanawiałem,
zamiast działać. Zacisnąłem darowane ostrze w dłoni i ruszyłem w pogoń. Zanim
zniknąłem za zakrętem, zdążyłem posłać ostatnie spojrzenie w kierunku Raisy.
Głowa Posłanniczki bezwładnie zwisała w ramionach blondynki. Mimowolnie
poczułem ukłucie w sercu. Miałem tylko nadzieję, że spotkamy się po tym
wszystkim. W końcu powinienem jej podziękować za uratowanie życia.
Wypadłem na główną ulicę,
rozglądając się w poszukiwaniu podróbki siostry. Opierała się o mur kilka
budynków dalej. Nie wyglądała, jakby się jej śpieszyło. Najwidoczniej czekała
na mnie. Doskonale wiedziała, że i tak za nią pobiegnę. Czyżby wiedziała o
obecności Justine? Bardzo prawdopodobne. Chociaż przeczucie mówiło, iż uważała
swojego przeciwnika za drania, który w imię własnego interesu był w stanie
poświęcić czyjeś życie. Nie interesowało mnie jej zdanie. Tłumiąc gniew,
natychmiast skierowałem się w stronę fałszywej Sherry. Uśmiechnąwszy się,
skinęła przywołująco palcem, po czym zaczęła biec przed siebie. Przypuszczalnie
świetnie się bawiła, denerwując jeszcze bardziej swoją ofiarę. Zakląłem cicho. Nienawidziłem,
gdy robiono ze mnie głupka.
Mijałem kolejne ulice,
niejednokrotnie zderzając się z grupkami przechodzących przechodniów. Żegnali
mnie wyzwiskami albo poirytowanymi spojrzeniami. No tak, kto normalny gania bez
powodu po ulicach? Na obecność dziewczyny nie reagowali, więc przypuszczalnie
była niewidzialna. Jak zawsze grałem kozła ofiarnego. Nic nowego, zdążyłem
przywyknąć do tej roli. W półświatku naszego uroczego miasteczka zajmowałem
podobną pozycję. Wszystko przez to, że nie potrafiłem być całkiem bezlitosny.
Na widok tortur robiło mi się słabo, nie mówiąc o próbach dokonania zabójstwa.
Mimo to zawsze udawałem twardziela, złego potwora, który bez wahania wymierzy
karę, jeśli coś mu się nie spodoba. Szkoda, że nie działało na nikogo, oprócz
dzieciaków w szkole i obrabowywanych panienek.
Raptem dziewczyna zatrzymała
się. Przystanąłem kilka metrów za nią, dysząc ciężko. Popatrzyła na mnie z
politowaniem. Nie było widać, żeby szaleńczy bieg przez miasto ją zmęczył.
Prawdopodobnie stałem naprzeciwko demona, więc nie powinienem się dziwić. Tylko
ta twarz… Przypominała momenty, w których Sherry zdołała mi wyciąć psikusa i z
zadowoleniem opowiadała o swoim triumfie mamie. Cholerny potwór! Bezcześcił
jedyne szczęśliwe wspomnienia.
- Kondycyjka już nie ta,
braciszku – sarknęła. Posłałem jej mordercze spojrzenie. Odpowiedziała
złośliwym uśmieszkiem.
- Co teraz? – spytałem.
- Będę czekała na dachu. –
Jeszcze nie wybrzmiały ostatnie słowa, a ona tak po prostu zniknęła. Z bólem
popatrzyłem na dziesięciopiętrowy budynek po lewej. Nie było tu innego o
płaskim zadaszeniu, więc musiało jej chodzić o ten. Szykowała się kolejna przebieżka. Wprawdzie
mieli windę, ale działanie urządzenia
pozostawiało wiele do życzenia. Westchnąłem ciężko. Jeżeli chciałem się czegoś
dowiedzieć, nie mogłem narzekać. Nie ociągając się dłużej, wbiegłem do środka, potrącając
kilku ważniaków w markowych garniturach. Tacy przynajmniej zachowywali spokój.
Krzyki były poniżej ich godności. Uniknąwszy sceny, ruszyłem w kierunku windy. Przed
wejściem zebrała się już spora grupka osób. Nie było szans, żebym wcisnął się
za pierwszym razem. Musiałbym czekać na drugą turę, a nie mogłem marnotrawić
czasu.
- Dziesięć pięter, co? –
mruknąłem do siebie. Drzwi prowadzące na klatkę schodową znajdowały się tuż
obok windy. Przepchnąłem się przez tłumek blokujący dostęp do wejścia. Tak jak
się spodziewałem, na schodach nie było nikogo. Przynajmniej nie musiałem się
przeciskać.
Dostanie się na dach zabrało mi
sporo czasu. W końcu jednak, słaniając się na nogach, stanąłem przed nią. Usta
dziewczyny automatyczne wygięły się w charakterystycznym uśmieszku.
- Coś ci to długo zajęło.
Zaczęłam nawet zastanawiać się, czy nie uciąć sobie drzemki.
- Nie mam ochoty przebywać w
twoim towarzystwie dłużej, niż to konieczne, więc przejdźmy do rzeczy. Kim
jesteś?
- Jejku, szczery z ciebie
facet. Nie pomyślałeś, że takimi słowami mogłeś mnie urazić? – Nie
odpowiedziałem. Moim celem nie było prowadzenie jakiejś bezsensownej rozmowy.
- Rozumiem aluzję. Swoją drogą
jesteś oziębły niczym góra lodowa. Skoro
jednak obiecałam, że ci co nieco wyjaśnię, dotrzymam słowa. W przeciwieństwie
do niektórych demonów mam coś takiego jak dumę.
- Akurat – prychnąłem. –
Przyznajesz, iż jesteś demonem? – Ulżyło mi.
Miałem rację. To nie była prawdziwa Sherry.
- Tak, jestem. Mam to
powiedzieć jeszcze jaśniej? – zironizowała. Zdawało mi się, czy wyszedłem na
kompletnego idiotę? Nieważne. Musiałem wyciągnąć z niej jak najwięcej
informacji. Odpłacenie za zniewagę mogłem zostawić sobie na później.
- Co zrobiłaś z Sherry?
Dlaczego wyglądasz jak ona? – Najbardziej nurtujące mnie pytanie wreszcie
padło. Przez chwilę panowała cisza. Wydawała się zastanawiać, co powiedzieć. Zaczynałem
się niecierpliwić, gdy odparła:
- Obserwowałam ją przez jakieś
trzy lata, poznając na wylot zmartwienia, uczucia oraz pragnienia kobiety,
którą tytułowałeś siostrą, choć nawet nią nie była. Wiesz, demon może podporządkować
sobie duszę człowieka tylko wtedy, gdy zna jego słaby punkt. Zabawne, iż słabością Sherry byłeś ty. Od zawsze ci
zazdrościła. Wydawało jej się, że matka kocha cię bardziej. Dusiła w sobie
złość, gdy dowiadywała się z listów ciotuni o kolejnych wybrykach, które uszły
ci płazem. Z drugiej strony jednak czuła, że żywi względem ciebie uczucia
daleko silniejsze niż zwykła, siostrzana miłość. Uciekła z Sorrow, próbując nabrać dystansu i
wybić sobie z głowy braciszka. Naiwniaczka! Jak by to było takie proste. Miałam
niezły ubaw, patrząc na jej wewnętrzne rozdarcie. Nie zliczę, ile razy pakowała
się z zamiarem powrotu. Ostatecznie rezygnowała, doskonale zdając sobie sprawę,
iż nie zdołałaby ukrywać uczucia. Powoli
staczała się na dno. Narkotyki, alkohol… Żyła na wiecznym haju. Biedna,
niekochana sierotka. Idealny cel dla demona pasożytniczego. Kiedy ukazałam się
jej, mówiąc, że zabiorę cały ten ból, wyciągnęła rękę z dziecięcą ufnością. I
tak przejęłam jej ciało, duszę spychając na margines. Kiedy zdała sobie sprawę,
co się stało, zaczęła błagać, bym ją
zostawiła. Bezradna duszyczka wiła się jak oszalała, na przemian płacząc i
krzycząc. Cały czas skomlała „Zostaw mnie”, „Dlaczego to robisz?”. – Nagle
przerwała, wybuchając niekontrolowanym śmiechem przepełnionym okrucieństwem.
Czemu przypominała mi wiedźmę z kreskówek? Nie to się jednak liczyło. Sherry
się we mnie zakochała… Wciąż nie do końca to do mnie docierało. Jak mogłem nie
zauważyć? Nagła decyzja o wyjeździe…
Powinienem był zapytać o powód, zamiast obrażać się niby małe dziecko. I
pomyśleć, że to przeze mnie stała się na tyle słaba, by paść łupem potwora.
Byłem taki głupi!
- Najbardziej jednak podobała
mi się jej reakcja, gdy zdradziłam cały swój plan – kontynuowała demonica,
ocierając łzy. Płakała ze śmiechu! Zatoczyłem się jak pijany, by po chwili
runąć na kolana. Znowu ktoś bliski cierpiał
z mojej winy. Czułem, jak ogarnia mnie furia. Ostatkiem sił powstrzymywałem
się, by dotrwać do końca relacji diablicy. – Wiła się z bólu, próbując mnie
powstrzymać przed przeniknięciem do rodziny. Piszczała jak zamknięty w komórce psiak.
Początkowo planowałam całkowicie pozbawić ją zdolności samodzielnego myślenia.
Miała stać się lalką dostarczającą mi energii, ale te jej żywe reakcje tak mnie
bawiły, że pomyślałam, iż podręczę ją jeszcze trochę. Zmusiłam Sherry do patrzenia na powoli
konającą matkę, którą żywiłam się każdego wieczora. Głupia ciotunia nawet nie
podejrzewała, że jej kochana siostrzenica pozbawia Alice życia. Nawiasem
mówiąc, masz całkiem smaczną mamuśkę. Chociaż nie umywa się do siostry. Ogrom
cierpienia nadał jej duszy przyjemny posmak i nadzwyczajną pożywność. Nie spotkałam wcześniej człowieka, który
wytrzymałby tak długo. No, ale chyba zbaczam z głównego tematu. Niestety, po
tej akcji na schodach, kiedy powiedziała ci, że wie o demonach, musiałam ją
ukarać. Była tak zdeterminowana, iż wykorzystała moją uśpioną czujność, by cię
ostrzec. Przez chwile bałam się nawet o powodzenie planu, ale okazałeś się
wyjątkowo niedomyślny. W efekcie skończyła jako więzień iluzji. Nie ma pojęcia,
co się dzieje wokół. Zamiast tego w kółko przeżywa twoją śmierć. Raz za razem ogląda rozrywane członki swojego
kochasia i jego umęczone spojrzenie. Już teraz jest wrakiem emocjonalnym. Nawet
nie wiesz, jaką przyjemnością napawa mnie słuchanie jej rozdzierających
krzyków, oglądanie kaskad łez spływających po policzkach oraz wykrzywionej
bólem twarzy. Cierpienie ją przenikające jest nie do opisania. Jakby każdą
cząsteczkę duszy rozrywało na strzępy… Nie, to nawet w jednej setnej nie oddaje
faktycznego stanu rzeczy.
- Przestań – wycharczałem. Nie
mogłem dłużej tego znieść. Byłem draniem, skazując Sherry na takie cierpienia.
Rozpacz pochłaniała mnie, mieszając się z nienawiścią do demonów i samego
siebie.
- Mówiłeś coś? – spytała z
kpiną w głosie. – Chyba mi się wydawało. W takim razie opowiem ci…
- PRZESTAŃ! – wrzasnąłem. Poczułem,
jakbym zerwał wszelkie tamy w duszy. Żyłami popłynął czysty ogień, wypalający
każdy skrawek ciała. Ból eksplodował, obejmując już nie tylko głowę, ale i
pozostałe członki. Dyszałem ciężko, usiłując się uspokoić, choć podświadomie
wiedziałem, że to na nic. Ukryłem twarz w dłoniach, wbijając paznokcie w skórę.
Krzyczałem w środku, wiłem się, a mimo wszystko z ust nie wyrwał się nawet jęk.
Nienawiść powoli odbierała zdolność do racjonalnego myślenia. Pragnąłem tylko
zabić. Patrzeć na strach oraz cierpienie przeciwnika. Nikt nie byłby w stanie mnie teraz
powstrzymać.
Z wysiłkiem podniosłem się, po
czym zrobiłem kilka chwiejnych kroków w kierunku wroga. Dłonie ześlizgnęły się
z głowy. Wydawało mi się, czy temperatura wokół faktycznie wzrosła? Świat
przesłoniła czerwona mgiełka. Demonica zaczęła się cofać. Z satysfakcją
spostrzegłem przerażenie odmalowujące się na jej obliczu.
- A jednak mówili prawdę… Naprawdę
jesteś Czarnym Feniksem – wyszeptała drżącym głosem, w którym można było wyczuć nutkę fascynacji.
Nie spodobało mi się to. Wyciągnąłem rękę w jej kierunku. Niemal natychmiast
zesztywniała. Po policzkach pociekły jej łzy, a usta wygięły się w grymasie
bólu. Powoli zbliżałem się do niej, napawając się atmosferą strachu.
Podszedłszy na odległość kilku centymetrów, chwyciłem ją za głowę i uniosłem do
góry. Żar w ciele zapłonął na nowo, przesyłając dziwną energię przez nerwy.
Nagle kobieta zaczęła rzucać się jak w napadzie epilepsji. Urywane strzępki
wyrazów z trudem wydostawały się z jej gardła. Nie wytrzymała długo.
Wystarczyło zaledwie kilka minut, by porzuciła swojego żywiciela i uciekła na
drugi koniec dachu. Odrzuciłem na bok zwłoki. Dlaczego były mi tak obojętne?
Zupełnie, jakby wszelkie uczucia zniknęły. Pozostała jedynie chęć mordu. Co się
działo? Nie mogłem się zatrzymać. Musiałem dopełnić zemsty.
- Teraz odpokutujesz za swoje
grzechy – powiedziałem wypranym z emocji głosem, przypierając wroga do muru.
- Co ci to da? Sherry nie
będzie żyła. Ustawiłam w jej mózgu mechanizm na wypadek takiej sytuacji.
Pozbawiona towarzystwa swego pasożyta, zginie. Zabiłeś ją, Feniksie.
- Zapłać za popełnione zło.
Chcę poczuć twój ból. – Przymknąłem delikatnie powieki. Potworny krzyk
zagłuszył odgłosy ulicy. Nie bałem się, że kogoś to zaalarmuje. Po prostu
wiedziałem, iż nikt jej nie usłyszał.
Kiedy otworzyłem oczy, z demona została
tylko kupka popiołu. Cały gniew gdzieś zniknął. Pozostało przerażenie. Co ja
zrobiłem? Jak? Zacząłem drzeć. Rozbieganym
spojrzeniem przemykałem z kąta w kąt, próbując zrozumieć zaistniałą przed
chwilą sytuację. Czyżbym był potworem? Przecież nikt normalny nie byłby w stanie
spalić diabła na wiór…
- Shane? – Ktoś chwycił mnie za
rękaw koszuli. Sherry! Spojrzałem na dziewczynę z ulgą, ale niemal natychmiast rozpacz
uderzyła z podwójną siłą. Słowa tamtej kobiety boleśnie wyryły się w duszy.
Jakoś w szale, który mnie ogarnął, w ogóle nie zwróciłem na to uwagi. Ona
umierała… W tęczówkach koloru miodu na próżno szukałem dawnego blasku. Gasły.
- Przepraszam – szepnęła. –
Gdybym była silniejsza…
- Nie, to moja wina. Jak mogłem
się nie domyśleć?
- A więc ci powiedziała… -
przerwała, przenosząc spojrzenie ze mnie na niebo. – Wiesz, nigdy nie byłeś
zbyt spostrzegawczy w kwestii uczuć. – Zaśmiała się delikatnie, płacąc za
chwilę radości własną krwią. Strumień czerwonej posoki spłynął z sinych ust. Po
policzkach popłynęły nam łzy. Nawet ja nie potrafiłem ich dłużej powstrzymywać.
Może nie potrafiłem obdarzyć Sherry romantyczną miłością, ale kochałem ją jak
na brata przystało.
- Już czas – dodała po chwili,
z wysiłkiem unosząc dłoń i kładąc ją na mojej twarzy. – Dziękuję.
- Za co? – Ona jeszcze mi
dziękowała? Poczułem się tym podlej. Przecież byłem prawdziwym winowajcą.
- Sprawiłeś, że umieram jako
wolna osoba. Myślałam, iż nigdy nie wydostanę się z tej niewoli. Ja… - Nagle
zamilkła. Ręka z łoskotem opadła na beton. Z oczu znikło życie. Odeszła. Przez
moment nie byłem w stanie wykonać nawet najmniejszego ruchu. Tak, jakby mózg pragnął przygotować mnie na
wszystkie psychiczne konsekwencje strasznej informacji.
- Nie. Proszę, nie – wyrzuciłem
z siebie po jakimś czasie, przytulając jej martwe ciało. – NIE!
***
Nie jestem zadowolona, oj nie. Miało wyjść dramatycznie, a jest... No właśnie, brak mi słów. Przepraszam Was strasznie. Następnym razem postaram się zrobić to lepiej.
Dedykacja dla Nymerii. Dziękuję za każde ciepłe słowo.
Polecam zerknąć sobie na muzykę, bo ona w sumie sprawiła, że los Sherry potoczył się tak, a nie inaczej. Poza tym właśnie jestem po obejrzeniu "Darker than Black", stąd skłonność do dokopywania bohaterom.
Polecam zerknąć sobie na muzykę, bo ona w sumie sprawiła, że los Sherry potoczył się tak, a nie inaczej. Poza tym właśnie jestem po obejrzeniu "Darker than Black", stąd skłonność do dokopywania bohaterom.
What?! Już nowy rozdział? O_O Ja jeszcze nie zdążyłam starego skomentować ^^" A mnie się podobało. Powinnaś być dumna! Nie każdy potrafi pisać, ale ty za to... oj, tak, tak! Potrafisz i to w takim pięknym stylu :) Notka bardzo przypadła mi do gustu ;) A końcówka - mimo iż życzyłam jej śmierci - i tak mnie wzruszyła. Moim zdaniem rozdział był dramatyczny i już. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny :)
Bić to ja cię będę za takie gadanie == Ale powiem szczerze, że mam nie mały niedosyt po tym rozdziale ;) Był intrygujący, wciągający... i śmierć na końcu jednej z tych postaci, którym to życzyłam odkąd się pojawili, a mi jeszcze czegoś brakuje... Jestem dziwna i ja to wiem! O_O Bye~!;)
UsuńOsobiście rozdział ubóstwiam, ale brakowało mi tylko jednej, jedynej rzeczy albo raczej postaci... Raisy! ^w^ Coś nie potrafię się przyzwyczaić do tego, że jest nieprzytomna trzymana w rękach blondyny. Przydałaby się jakaś jej gadka... Ewentualnie powinna być trzymana przez Shane *v*- nazwałam moją Victorię tym samym imieniem? O_o - i... taa... jestem niepoprawną romantyczką, ale taka myśl mnie naszła jak czytałam nowy rozdział ^w^ Chociaż i tak było słodkie jak Shane zachował się względem Posłanniczki. Pozdrawiam ;)
UsuńCo do Raisy, planuję następny rozdział z jej perspektywy;) Gadka, tak to pasuje do Raisy;P
UsuńNo skoro miało być dramatycznie, to może niedokońca Ci wyszło, ale i tak ogólnie bardzo dobrze:) Tak na świeżo, wydaje mi się że mogłaś bardziej rozwinąć opisy uczuć Shane'a. Co prawda nienawidze jakichkolwiek opisów, ale Tobie zadziwiająco dobrze wychodzą i wcale mi nie przeszkadzają, a wręcz są niezbędną częścią tekstu:) Nie wiem czy to dobre spostrzeżenie:) tak po prostu mi się wydaje:) Sama musisz zdecydować co tu jest nie tak i nie popełnić tego błędu przy następnym rozdziale:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Czika:)
Nie zamieszczałam tu zbyt wielu opisów, gdyż kolejne rozdziały szykują się bardziej właśnie opisowe, refleksyjne. Ostrzegałam, że ten rozdział to beznadzieja. Mimo wszystko cieszę się, że go przełknęłaś.
UsuńA to jak to celowo, to wykreśl z mojego komentarza ten kawałek:) Ogólnie jest naprawde bardzo dobrze:) i sorki że wcześniej nie napisałam tego komentarza ale dopiero teraz kapnęłam się że mi odpisałaś:) I przeczytaj mój apel do św. Mikołaja (czyli do Ciebie:D). Jest jakieś dwadzieścia pare komentarzy niżej:) Swoją drogą, widzę że przybyło paru czytelników:)
UsuńCzika:)
Aż mi tak trochę... zmiękło coś w środku. Kiedy nagle okazało się, że prawdziwa Sherry siedzi uwięziona w swoim własnym ciele i że jej uczucia do Shane'a były więcej niż braterskie, nagle poczułam taką wielką fascynację do niej *-* Kurczę, że też nie mogła pożyć dłużej. W pewnym sensie to likwiduje potencjalny problem uczuciowy Shane'a na lini Shane - Raisa. Zrobiło mi się tak żal Sherry, może mam słabość do zagubionych ludzi.
OdpowiedzUsuńRozdział z pewnością był dramatyczny, tak jak miał być! I jak zwykle jesteś kontrolerem moich uczuć. Jakkolwiek to zabrzmi - lubię to, że lubię tu wracać. Nie wszędzie lubię, tu lubię.
Współczuję Shane' owi, to co musi teraz przeżywać w środku z pewnością jest nie do opisania - chociaż oczekuję,że to właśnie zrobisz :P No i Raisa! Czas poczytać o Raisie. Czytając fragment o Justine zaczęłam się zastanawiać czy nie jest to jakiś podstęp. W sumie... osłabiona Raisa to dobry cel do zgładzenia.
W każdym razie... rozdział bardzo mi się podobał, nie wiem jak możesz nie być z niego zadowolona, serio. Liczę, że już szykujesz następny (:
+ Szablon cudowny, jak już pisałam. Nie widzę tu żadnej zbędnej kreski o.o
Nie wiesz nawet, jak cieszy mnie fakt, że lubisz tu wracać. Z pewnością będę opisywać uczucia Shane'a. choć z różnym może mi to wyjść skutkiem. Poza tym następny rozdział będzie prawdopodobnie z perspektywy Raisy, aczkolwiek planuję kilka takich spokojniejszych rozdziałów;) A co do Justine... Zobaczysz;P
UsuńRozdział jest świetny. Jak zawsze zresztą. xD
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że Raisie nic nie będzie... Justine mnie zaskoczyła.. Jak widać jest bardzo spostrzegawcza, ale... może się to wydawać podejrzane. Bo pojawia się ona nagle i mówi, że się nią zajmie. Zgadzam się tutaj z Emily. Raisa jest bezbronna i osłabiona, więc dobrym celem.
Shane musiał przeżyć ogromny szok... Nawet nie mogę sobie wyobrazić co on może czuć...
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. *.*
Szablon jest świetny. ;D
Pozdrawiam serdecznie.
Dobrze, że chcesz dokopywać bohaterom^^ potem i tak zawsze kończy się dobrze... niestety xD
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że następny rozdział będzie równie dobry co ten:)
Nie wiem, czy wyszło tak dramatycznie, jak zamierzałaś, ale na pewno wyszło przejmująco i smutno. Po raz pierwszy polubiłam Sherry, tą prawdziwą Sherry, a ona właśnie ginie. Cóż za ironia losu :( Demonica się przeliczyła, ale i tak zdążyła wyrządzić już dużo zła. Szkoda, że Shane nie domyślił się wszystkiego wcześniej, ale może teraz będzie bardziej uważny i czujny na wszystko, co się wokół niego dzieje. Dodam jeszcze, że bardzo wymownie opisałaś jego uczucia, aż zrobiłam się równie wściekła, co on. Mam tylko nadzieję, że Raisa się wykaraska i rozwiąże jakoś całą sytuację sprzed ich pojedynku i o uśmierceniu chłopaka nie będzie mowy. A Justine to bardzo tajemnicza postać i zastanawiam się, do czego ma służyć ten sztylet, który dała Shane'owi.
OdpowiedzUsuńPOzdrawiam!
Doskonale oddałaś emocje bohatera. Opisy piękne. Takie mroczne sceny zawsze wychodzą Ci rewelacyjnie. Żal mi Sherry. Właściwie nie była niczemu winna - to demon ją opętał. No i Shane... Jest Czarnym Feniksem. Dysponuje ogromną mocą, która właśnie się ujawniła. Ciekawe co z Raisą. Mam nadzieję, że żyje i wszystko z nią będzie w porządku.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i do następnego razu.
Ej, ej, Ty chyba jesteś nienormalna o.O Tak, wiem, fajny początek... No, ale co mam napisać? Właśnie jak dla mnie był dramatyczny. Końcówka genialna. Uśmierciłaś Sherry! Szczerze mówiąc chciałam ją jakoś poznać taką, jaka była naprawdę, ale ok, może być taka wersja. Zwłaszcza, że jest TAKA. Bo z pewnością nie spodziewałam się tego, że dziewczyna była zakochana w Shane'ie! Oj, nie, nie... Chyba największe zaskoczenie w tym rozdziale, ba, w całym opowiadaniu!
OdpowiedzUsuńW ogóle nie myślałam, że to ona , a raczej ta demonica tak działa na matkę Shane'a! Że to ona ją osłabiała... Oooj, zawarłaś w tym rozdziale bardzo dużo informacji wyjaśniających. Lubię to!
Naprawdę nie uważam, że powinnaś być niezadowolona, bo było bardzo dużo akcji, opisy *.* duuużo opisów! Do tego, jak już chyba 14 razy pisałam ;d, mam lekki styl, czyta się przyjemnie, szybko. Nawet jakby komuś nie przypadła do gustu treść, czyli że wydarzenia, to rozdział i tak jest tak napisany, że TRZEBA go doceniać. Chociaż nie wiem, czy oprócz Ciebie znajdzie się chociaż JEDNA osoba, która by uznała, że jej się nie podoba. Możesz mi wierzyć, że nie ;)) Taki niestety masz styl ;d
Jestem pod wrażeniem i tyle! Genialne! Wiem, wiem zbyt obojętnie podchodzę do dokopywania bohaterom, ale cóż poradzić, kiedy właśnie sama zrobiłam to też swoim (tak, w końcu dodałam nową notkę). Mniejsza jednak o to... ja jestem naprawdę urzeczona. Wszystko zostało opisane tak fantastycznie, że powoli zaczyna brakować mi słów. Faktem jest, że uśmierciłaś Sherry, mimo to cieszę się, że odeszła ona z tego świata szczęśliwa, jak również, że w końcu dowiedziałam się dlaczego Shane jest tak poszukiwany i atakowany przez demony. Czarny Feniks, tak? Zapowiada się naprawdę ciekawie i nie powiem teraz to już zdołałaś mnie całkowicie złapać w swoje sidła. Dlaczego? Sama nie jestem do końca pewna, ale chyba mam tendencje do uzależniania się od historii, w których bohater nagle musi odnaleźć się w zupełnie innej sytuacji niż był do tej pory, a już szczególnie, gdy okazuje się, że ma ponadludzkie zdolności. Magia i horror, które się zazwyczaj za tym kryją są niczym magnes, który przyciąga mnie do siebie z niewyobrażalną siłą...
OdpowiedzUsuńPoza tym zastanawia mnie, co dzieje się z Raisą. Mam nadzieje, że przeżyje, ale... jak zareaguje na wieści, o tym, co stało się, kiedy była nieprzytomna? Czy uzna, że jednak naprawdę musi zabić chłopaka? Zresztą to, że okazuje się on być demonem wywoła w niej zapewne niemały szok. Jestem ciekawa! Nie mogę na to poradzić, ale będę musiała poczekać cierpliwie na ciąg dalszy. Pozdrawiam:)
Byłam pewna, że Shan w jakiś sposób uratuje Sherry, nie sądziłam, że ten wredny demon wysączy ją do końca. Strasznie mi jej szkoda, ale przynajmniej się uwolniła, a Shan odkrył w sobie moce, o których nie miał pojęcia. Pytanie: co z nimi teraz zrobi i po której stronie stanie? Jestem też ciekawa co będzie dalej z Raisą. Mam nadzieję, że uda jej się wyzdrowieć, a Śmierć jej nie ukarze.
OdpowiedzUsuńNie powinnaś narzekać na rozdział, bo czytało się naprawdę fajnie. Czekam na więcej <3
Pozdrawiam
Było dramatycznie i to jeszcze jak. I smutno. Historia Sherry jest naprawdę tragiczna. Cierpiała za życia, tego normalnego, a potem również tego... nawet nie wiem, jak to nazwać. Gdyby nie zakochała się w bracie, jej los może potoczyłby się inaczej, może nie trafiłaby w łapsa tej demonicy i może nadal by żyła. Ciągłe przeżywanie śmierci ukochanej osoby musi być koszmarne, wyniszczające. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak ona musiała się czuć. A Shane... jak poradzi sobie ze świadomością, że to przez niego? Pewnie będzie mu ciężko.
OdpowiedzUsuńWracając jeszcze do Raisy. Co się z nią stanie? Mam nadzieję, że Justine jej pomoże. A tak poza tym, to ona zna prawdę o tym, kim jest Raisa? Sądziłam, że Justine to zwykła, trochę świrnięta dziewczyna. A tu taka niespodzianka :D
Jeszcze dziwne zdolności Shane'a. No, ten rozdział zwalił mnie z nóg. Czym jest ten Czarny Feniks? To dlatego Śmierć chciała Shane'a, prawda?
Hmmm ... głupio mi trochę, bo cały ten czas nienawidziłam Sherry, a to był demon w jej ciele. Zwracam jej honor i teraz to mi przykro, że zmarła. Ale wiesz zrobiłaś to specjalnie! Ta ankieta, czy Sherry ma zginąć, wszyscy głosowali że tak, bo nie wiedzieli najwazniejszej rzeczy, jak mogłaś? ^^
OdpowiedzUsuńStrasznie mi jej żal, chociaż wciąż nie mogę uwierzyć, że faktycznie zakochała się w Shanie ... to trochę dziwne ... oczywiście, jemu też współczuję, znowu stracił ważną dla siebie osobę. Mam tylko nadzieję, że oszczędzisz go już teraz i pozwolisz Raisie żyć. Ona nie może umrzeć, mam nadzieję, że o tym wiesz :D
Czekam niecierpliwie na kolejny. Pozdrawiam :*
No ja nie wierzę, że tak szybko dodałaś kolejny rozdział i nawet nie wiesz, jak bardzo mnie ta informacja ucieszyła :)
OdpowiedzUsuńW sumie to nie mam pojęcia, co ci się w nim nie podoba, bo według mnie wyszło naprawdę nieźle. Trochę więcej wiary w siebie i będzie good.
Te wszystkie uczucia, emocje - tylko ty tak pięknie umiesz je opisywać i nawet nie próbuj mi tu protestować, bo to ja mam rację ^^ Z resztą, wystarczy, że poczytasz komentarze powyżej i widzisz, że jesteś przegłosowana.
No, ale co do rozdziału bo trochę odeszłam od tematu... To szczególnie zaskoczyła mnie prawda dotycząca Sherry. Jejku, biedna dziewczyna :( Tyle musiała się wycierpieć i to przez to, że zakochała się w bracie, jak mniemam... Bo gdyby tego nie zrobiła, to jej życie mogłoby się potoczyć się inaczej. Gdy czytałam końcówkę, to jakoś tak smutno mi się zrobiło. Szkoda mi jej i Shane'a również. Jak on się będzie czuł ze świadomością, że stracił bliską osobę i jakby na to spojrzeć z innej strony, to w jakimś stopniu przez niego? No po prostu jest mi go cholernie żal.
No, ale zaciekawiłaś mnie również zdolnościami chłopaka, które w tym rozdziale ujawniły się trochę bardziej. I od razu naszło mnie pytanie: Kim on tak właściwie jest? Demonem? Na to wszystko wskazuje, ale nie mam pojęcia, co ty sobie tam wymyśliłaś w tej swojej utalentowanej głowie.
Aha, została jeszcze postać Raisy. Zastanawia mnie, co się z nią stanie. Chyba nie zamierzasz jej uśmiercić, co? Chociaż mam jakieś dziwne przeczucie, że pomoc, którą zaoferowała Justine nie była tak do końca bezinteresowna. To wszystko robi się coraz bardziej podejrzane i równocześnie coraz bardziej mnie ciekawi ^^ Dlatego już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
Pozdrawiam!
:O Ty mówisz, że jest źle i niedramatycznie?! Dziewczyno, ja się popłakałam! Dlaczego akurat Sherry? :c Nawet nie podejrzewałam, że opętał ją demon! Rozdział cudowny, wręcz rewelacyjny! Wyciskasz ze mnie łzy z łatwością xD
OdpowiedzUsuńWybacz, że komentuję z opóźnieniem. Musiałam załatwić parę spraw ze swoim blogiem :) Ale teraz obiecuję być na bieżąco ;)
Pozdrawiam :D
I pisz tak dalej!
Nie działa mi muzyka:( włączam i nic. Nie wiem, czemu.
OdpowiedzUsuńWątek z Sherry jest świetny. Wyszło bardzo dramatycznie. A Ty jak zwykle narzekasz, ale wiem, że wcale tak nie myślisz, tylko chcesz, żebyśmy zaprzeczali, bo to absolutnie niemożliwe, żeby tak pisać i się nie doceniać:p Jeśli pod następnym rozdziałem napiszesz, że jesteś z niego (chociaż w miarę) zadowolona, to usłyszysz ode mnie kilka miłych i szczerych słów o Twoim talencie;) Zgoda? Pozdrawiam:)
Hm. Próbuję sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek byłaś zadowolona ze swojego rozdziału - bez powodzenia. Kobieto, uświadom sobie swój talent! Jesteś genialną pisarką z ogromem cudownych pomysłów. Nic, tylko pisać, pisać, pisać!
OdpowiedzUsuńJak tylko Shane zauważył, że jego siostra zachowuje się kompletnie inaczej, w moim wnętrzu zakiełkowało przeczucie, które z czasem okazało się prawdą. A więc ta prawdziwa Sherry została opętana przez demona... Już się bałam, iż Shane jest oszukiwany przez jedną z najbliższych sobie osób. Pojawienie się Justine kompletnie mnie zaskoczyło, bo nie sądziłam, że ona również jest zaangażowana w to wszystko. Wierzę, że z Raisą wszystko będzie w porządku i Posłanniczka wkrótce dojdzie do siebie.
A więc Sherry zakochała się w Shanie? Ech, miłość naprawdę może być siłą destrukcyjną... Gdyby tak bardzo nie pogubiła się we własnych uczuciach, być może teraz by żyła. Scena jej śmierci chwyciła mnie za serce, naprawdę. A to, co uczynił Shane - najwidoczniej nie potrzebuje szkolenia do walki z demonami, skoro dysponuje tak ogromną mocą. Jestem ciekawa, co oznacza to bycie Czarnym Feniksem. Nieco mnie niepokoi ta bezuczuciowość, jaka zawładnęła chłopakiem przy unicestwianiu demona, ale może z czasem uda mu się nad tym zapanować.
Naprawdę mi się podobało - rozdział trzymał w napięciu przez cały czas.
Pozdrawiam ;*
Jezu... Świetny rozdział!!! I więcej raczej teraz nie napisze...
OdpowiedzUsuńOjej, ślicznie dziękuje za dedykacje ♥
OdpowiedzUsuńRozdział, jak najbardziej mi się podoba. Końcowa scena bardzo mnie zasmuciła. Szkoda, że nie mieli więcej czasu, by porozmawiać, jako brat z siostrą, a nie demonem. Moce chłopaka coraz bardziej mnie intrygują ;) Oni wszyscy się go boją! Mam nadzieję, że Raisa szybko dojdzie do siebie... O.o ale bym chciała, żeby przeprowadziła z nim taką szczerą rozmowę.
Podsumowując: rozdział bardzo mi się podoba, choć jest trochę za krótki. Chciałabym czytać, czytać i czytać!
Wybacz, że tak krótko i przepraszam też za wszystkie błędy, ale piszę z telefonu.
Pozdrawiam ciepło ;*
Wreszcie nadrobiłam zaległości.
OdpowiedzUsuńW poprzednim rozdziale podobało mi się, jak płynie przeszłaś z walca do walki.
No i to niespodziewane zakończenie.
Ten jest trochę za krótki, a bynajmniej tak mi się wydaje. Żal mi Sherry i tego co ją spotkało.
Pozdrawiam!
W końcu udało mi się przeczytać i... Brak mi słów. To naprawdę świetny rozdział i zazdroszczę ci go bo ostatnio w mojej głowie powstaje tylko byle co nie nadające sie do publikacji.
OdpowiedzUsuńKażde słowo tego rozdziału pochłonęłam z prędkością światła i teraz czuje niedosyt.
W każdym razie dziękuje za urozmaicenie wieczoru i niecierpliwie czekam na kolejny rozdział...
masz wspaniałego bloga! będzie mi miło jeśli spodoba Ci się mój i również go zaobserwujesz ;))
OdpowiedzUsuńHejka, czekam na mój prezent od Św.Mikołaja, nie wiesz może gdzie jest?:)Jakoś Mikołaj chyba przespał 6 grudnia, ale mam nadzieję że świąt nie przegapi:) Gdzie kolejny rozdział, ja się pytam?:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Czika:)
Heh święty Mikołaj to mnie zapomniał trochę wolnego czasu przynieść;) W każdym razie nowy rozdział... Mam napisane półtora strony, tak więc myślę, iż najpóźniej w Wigilię;)
Usuń:) no to będę czekać:)
Usuń