Rozdział 14



  Z głośników popłynęły pierwsze takty walca. Wstrzymaliśmy się. Zaskoczona młodzież również przystanęła, posyłając swym partnerom jednocześnie nerwowe i zawstydzone spojrzenia. Oznaczało to tylko jedno: większość nie znała tak wiekowego tańca. Walc nie był popularny wśród nastolatek z liceum. W ogóle nie rozumiałem Justine. Musiała zdawać sobie sprawę, że włączenie muzyki, którą śmiało można nazwać klasyką, podziała na gości odstraszająco. Już teraz pary masowo zaczęły opuszczać parkiet, krzywiąc się z niesmakiem. Ich twarze zdawały się mówić: „Jak mogła nam popsuć dobrze zapowiadającą się zabawę?”. Jedynie nieliczni śmiałkowie pozostali na środku, próbując stawiać kroki w rytm muzyki.  Uśmiechnąłem się ironicznie pod nosem. Przypominało to raczej niezdarne kroki uczącego się chodzić pisklęcia  niż dostojny taniec.  
   - Długo będziemy tak stać? – spytała cicho Raisa, delikatnie się ode mnie odsuwając. – Chodźmy już. Nic tu po nas.
   - Tchórzysz? – Spojrzała na mnie z nutką zaskoczenia w oczach.
   - Ja? Myślałam, że nie potrafisz tańczyć… - Przez moment pozwoliła zmieszaniu odmalować się na twarzy.  Delikatne rumieńce ożywiły sztywną maskę, nadając Raisie bardziej ludzki wygląd. Po chwili jednak znów przybrała wystudiowaną pozę, obdarzając mnie wyzutym z emocji spojrzeniem. Miałem ochotę rzucić jakąś złośliwą uwagę, ale ugryzłem się w język. Dowcipkowanie nie było na miejscu, skoro znajdowaliśmy się po przeciwnych stronach barykady.
   - Nauczyłem się w dzieciństwie. A co z tobą?
  - Może sam się przekonasz? – odparła, powstrzymując się przed wybuchem. Chyba uraziłem jej dumę. Pytanie tylko, czym? Czyżby do obowiązkowych umiejętności Posłannika należało mknięcie z łabędzim wdziękiem po sali balowej w rytm walca? Wszystkiego można się było spodziewać.
  - W takim razie zacznijmy jeszcze raz. Gotowa? – Skinęła głową, podając mi lewą dłoń. Przyjęliśmy odpowiednią pozę, starając się choć przez chwilę udawać dystyngowaną parę pozbawioną wad.
    Rozpoczęliśmy niezgrabnie, jakby badając, na co stać drugą stronę. Ruchy dziewczyny były subtelne niby muśnięcia skrzydeł motyla. Stawiała zdecydowane, ale nie pozbawione gracji kroki, podkreślając swoje umiejętności. W zielonych oczach błysnęła satysfakcja i poczucie wyższości. Przymknąłem delikatnie oczy, dając się porwać muzyce. Nie zamierzałem pozostać dłużny. W głębi ducha dziękowałem matce za zmuszenie do uczęszczania na zajęcia tańca w podstawówce. Bez trudu dotrzymywałem Posłanniczce tempa. Podświadomie czułem, że ją zaskoczyłem. Chyba nie spodziewała się czegoś takiego.
       Niemalże unosiliśmy się nad parkietem. Nawet nie zastanawiałem się nad kolejnym ruchem. Nasze ciała idealnie ze sobą współgrały, odpowiadając na każdy, najmniejszy bodziec. Wirowaliśmy wokół sali, ani razu nie gubiąc rytmu, nie myląc kroków. Patrzyliśmy sobie hardo w oczy, wyzywając się wzajemnie do pojedynku na wdzięk i urok. Czułem jej coraz mocniejszy uścisk na ramieniu oraz lekko rozgrzany oddech. Żar w mojej piersi urastał do rangi pożaru. Co się ze mną działo? Szaleństwo powoli pochłaniało zdrowy rozsądek. Zupełnie, jakbym stawał się kimś innym… Potrzeba dostarczenia adrenaliny była tak silna… Jednocześnie miałem ochotę uciec jak najdalej od niej, byleby nie dosięgła mnie swoim ostrzem. Strach mieszał się z podnieceniem wywołanym niebezpieczną sytuacją.  To było jak narkotyk. Wprawiało zmysły w stan dziwnego otępienia, w którym pragnęły trwać.
       Muzyka przyśpieszała. Niestrudzenie ciągnęliśmy nasz taniec, próbując zamaskować uczucia, które i tak nie dawały się poskromić. Dłonie splatały się i rozplatały, jakby wirując w amoku. Nogi automatycznie wykonywały kolejne skomplikowane kroki. Mijaliśmy inne pary, które patrzyły z zazdrością na nasze wyczyny. Nie zwracałem na to uwagi. Dla mnie czas się zatrzymał. Został zaklęty w walcu. Ledwie zarejestrowałem, że zdołaliśmy już kilka razy okrążyć parkiet. Czy ona też się tak czuła? Prawdopodobnie miała po prostu  niezły ubaw z naiwnego człowieczka, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Magia chwili przysłaniała wszystko.
       Seria wyuczonych na pamięć ruchów. Kilka pojedynczych westchnięć. Atmosfera iskrzyła od nadmiaru emocji. Zabawne, jak w tańcu każdy drobny gest nabierał znaczenia. Niewinne muśnięcia dłoni miały drugie dno, którego sens stanowił zagadkę. Mogły być dowodem sympatii, ale i ostrzeżeniem. Wszystko zależało od tego, co w danej chwili działo się w sercu tańczącego. W moim  płonął ogień. Zazwyczaj kojarzy się go z czymś niebezpiecznym, ale pożytecznym. Przecież umożliwia ogrzanie i chroni przed ciemnością, nie? Dlaczego więc czułem strach? Zupełnie, jakby miało stać się coś złego… Zacisnąłem szczęki, usiłując się uspokoić. Zachowywałem się niby przestraszona dziewczynka, która w każdym cieniu widzi potwora. Nigdy wcześniej nie byłem tak bojaźliwy.
      Melodia powoli zbliżała się ku końcowi. Dźwięki stały się nieco ostrzejsze, prowokując do efektywnego zakończenia. Lekko odepchnąłem Raisę, po czym zgrabnie okręciłem ją kilka razy wokół osi. Nie kierowały mną jakieś zasady wpojone w szkole tańca. Po prostu poczułem, iż muszę to zrobić. Dziewczyna zaśmiała się cicho, niemal niezauważalnie. Przez moment zdawało mi się, że przez śmiech czarnowłosej przebija nutka smutku, ale… Nie, niemożliwe. Powinna się raczej cieszyć. W końcu miała pozbyć się kłopotliwego celu i wrócić do domu. Sam na jej miejscu czułbym ulgę.
     Pozostało kilka ostatnich taktów. Gwałtownie pociągnąłem Raisę ku sobie. Niemal straciła równowagę, lecz zdołała opanować sytuację. Znowu zwarliśmy się w uścisku. Nie czekając na ruch ze strony partnerki, delikatnie odchyliłem ją do tyłu. Z bladoróżowych ust wydarł się okrzyk zaskoczenia. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Mogłem poczuć jej zapach, utonąć w spojrzeniu zielonych tęczówek. Poniekąd żałowałem, że nie zdjęła soczewek. Chciałem jeszcze raz doświadczyć kontaktu z tymi niesamowitymi oczami w kolorze intensywnego różu. Może zdołałbym odczytać w nich całą prawdę o Posłanniczce? Ta, jasne. Byłem prawie pewien, że nawet wtedy nie znalazłbym w nich nic oprócz chłodnej obojętności.
     - Dziękuje ci – szepnęła cicho, spuszczając wzrok. Muzyka ucichła. Zapadła cisza nieprzerywana nawet rozmawianiem gości. Nagle rozległy się brawa. Wyprostowaliśmy się, powoli wracając do rzeczywistości. Goście ustawili się wokół sali i klaskali, patrząc z zaskoczeniem i zawiścią na mnie oraz Raisę. O co im chodziło? Przecież to tylko taniec. Nic specjalnego. Byłem w stanie pojąć zdziwienie, ale jakieś owacje? Podrapałem się po głowie z zakłopotaniem. Najchętniej rozpłynąłbym się w powietrzu. Wprawdzie często zwracałem na siebie uwagę, ale tutaj było… Nie potrafiłem tego nazwać. W każdym razie towarzyszyło mi zupełnie inne uczucie niż podczas szkolnych awantur. Może dlatego, iż pierwszy raz za coś mnie docenili? Bzdura. Jak mogłem w ogóle dopuścić do siebie taką myśl? Chyba się starzałem albo atmosfera przyjęcia uśpiła instynkt samozachowawczy.
     - No proszę, niezły z ciebie wstydioszek. A zawsze udajesz pewnego siebie luzaka. Uważaj, bo zmienisz ich wyobrażenie o złym i zbuntowanym Shanie Redzie – sarknęła Raisa, przypominając o swojej obecności.
    - Po prostu nie lubię takich przyjęć, ok? Nie ma to nic wspólnego ze wstydem – burknąłem, usiłując przywołać się do porządku.  Zachichotała.
    - I chcesz mi wmówić, że ten śliczny rumieniec wywołany jest niechęcią do balów?
  - Zmęczyłem się tańcem – odwarknąłem. Rumieniec, też mi coś. Czemu musiała być wyjątkowo spostrzegawcza? Nie cierpiałem, kiedy ktoś za bardzo interesował się moimi uczuciami. Szczególnie, jeśli trafiał w sedno.
      Zapadła niezręczna cisza. Staliśmy na środku sali, nie bardzo wiedząc, co dalej. Ludzie rozproszywszy się, zaczęli rozmawiać po kątach lub tańczyć. Kątem oka zerknąłem na Raisę. Spuściła głowę, z udawanym zaabsorbowaniem wpatrując się w czubki własnych butów. Z piersi dziewczyny wydarł się jęk. Nie był głośny. Przez chwilę myślałem nawet, że się przesłyszałem. Zrozumiałem, iż to już ten moment. Koniec udawania parki przyjaciół. Tak, jakbyśmy kiedykolwiek się nimi stali. Wszystko było jedynie złudzeniem. Kłamstwem, którego celem było kontrolowanie mnie oraz utrzymanie przy sobie. Miała teraz wroga na tacy.  Nie musiała go szukać. Zdobyła zaufanie przeciwnika, wystarczyło wykorzystać atuty i zakończyć misję. Nie uwzględniła jednak, iż druga strona może się o całym planie dowiedzieć. Chyba mnie nie doceniała. Nic dziwnego. Walczyła ze słabym człowiekiem. Nie dorastałem jej do pięt. Gdyby nie lokatorka Raisy, do tej pory  myślałbym, że czarnowłosa póki co jest po mojej stronie. Co tu dużo mówić, byłem idiotą.
   - Chciałabym z tobą porozmawiać – zaczęła niepewnie, otrząsając się z zadumy. A więc zamierzała ciągnąć farsę do samego końca?  W porządku. Mogłem zagrać w jej gierkę.
     - O co chodzi? – spytałem, starając się brzmieć w miarę normalnie.
     - Nie tutaj. Moglibyśmy wyjść na zewnątrz?
    - Jak chcesz. – Ruszyliśmy ku wyjściu. Pozwoliłem Raisie prowadzić. Najwidoczniej zdołała wcześniej wybrać miejsce na potyczkę. O ile można było to tak nazwać. Pewnie lepiej pasowałoby rzeź.
    Wyszedłszy z budynku, skręciliśmy w prawo. Nie odciągnęła mnie zbyt daleko od domu Justine. Wybrała zaułek miedzy dwoma kolejnymi budynkami. Wystarczająco ciemny i wąski, by nie dać możliwości ucieczki. Jednocześnie istniało małe prawdopodobieństwo, że ktoś dostrzeże całą scenę. Naprawdę pomyślała o wszystkim.
      Nie pozostało mi nic innego, jak pogodzenie się z losem. Wszedłem za nią w mroczną uliczkę. Pozwoliła  się wyminąć, jako pretekstu używając rozpiętego buta. Całkiem naturalnie wyszło jej udawanie. Nawet ja, najbardziej podejrzliwy nastolatek w Sorrow, mógłbym się na to nabrać. Teraz nie mogłem zawrócić.  Zewsząd otaczały mnie ściany, a jedyną drogę ucieczki blokowała Raisa. Przystanąłem, nie racząc się nawet obrócić. Czułem, jak się zbliża. Chyba zdjęła buty, bo stukanie szpilek po asfalcie znikło. Zatrzymała się jakieś cztery metry za mną. Na co czekała? Ostatnie życzenie?
    - Nie krępuj się. Wiem o wszystkim – stwierdziłem, z trudem opanowując drżenie głosu. Nawet w takiej sytuacji zgrywałem twardziela.
    - Ja… Wybacz mi – odparła. Obróciłem się powoli, stając twarzą w twarz z dziewczyną. Nie widziałem jej dokładnie w półmroku. Za to błysk sztyletu znajdującego się w prawej dłoni Posłanniczki rzucał się w oczy. Przeszedł mnie dreszcz. Tym razem to nie trening. Obserwowałem walki Raisy z demonami. Ruchy, cięcia, analiza sytuacji – wszystko w wykonaniu dziewczyny było szybkie oraz idealne. Żadnego niedopatrzenia, niedociągnięcia. Nie miałem szans.
      Wystartowała powoli, jak zwierzę osaczające ofiarę. Jej ruchy były bezszelestne. Odgłos stąpania ginął w szumie wiatru. Odruchowo zacząłem się cofać. Na czoło wstąpiły kropelki potu. Miałem świadomość tego, iż za moment uderzę plecami o ścianę. Mimo wszystko próbowałem odwlec choć o kilka sekund śmierć. To już nie była walka z przeznaczeniem, lecz żałosny instynkt  nakazujący uciekać do samego końca. Nie potrafiłem nawet godnie zginąć. Zresztą, czy honorowa postawa w jakiś sposób by mi pomogła? Wielokrotnie przekonywałem się, że upór przynosił tylko dodatkowe cierpienia. Hardość prowokowała napastników do jeszcze dotkliwszego zadawania ciosów. Mimo to nie potrafiłem wyzbyć się dumy. Przynajmniej tak było, dopóki w moim życiu nie pojawiły się demony. Ich przytłaczająca siła starła mi z twarzy cwaniacki uśmieszek, zmuszając do uznania własnej słabości. Kryłem się po śmietnikach, byle uniknąć spotkania.  Stałem się śmieciem. Nic dziwnego, że miałem umrzeć jako śmieć.
    Wodziłem wzrokiem za Raisą, chcąc przewidzieć moment, w którym uderzy. Nie czekałem długo. Zbliżyła się nieco, po czym gwałtownie przystanęła. Ostrze sztyletu uniosło się nieznacznie. Puściła się biegiem w moim kierunku, ściskając broń w ręce. W ostatniej chwili uskoczyłem. Nie obeszło się jednak bez obrażeń. Z rozciętego ramienia popłynęła krew. Zatoczyłem się na boczną ścianę, sycząc z bólu. Przyłożywszy dłoń do rany, poczułem krew ściekającą między palcami. Jak głęboko można było ciąć takim niepozornym sztylecikiem? Cholera! O czym w ogóle myślałem? Nie miałem czasu na rozważanie takich pierdół. Szybko zlustrowałem otoczenie. Stała ciągle w tym samym miejscu. Nagle jakby się ocknęła. Podniosła do góry głowę, rozglądając się wokół. Badawczy wzrok spoczął na mnie. Natychmiast powłóczyła nogami w stronę wroga. Zastanawiało mnie jedno: dlaczego nie atakuje na poważnie?  Nie dało się nie zauważyć, że jej ruchy były jakieś niezgrabne, a cios zamiast w serce, trafił ramię. No a potem… Ogłuszony atakiem nawet nie zareagowałbym, gdyby od razu przypuściła drugi. Zamiast tego stała jak oniemiała… Wyglądało, jakby w ogóle się nie starała. Byłem aż tak beznadziejny, że nie widziała potrzeby wysilenia się? Chyba nie musiałem sobie odpowiadać na to pytanie.
    Stanęła przede mną z posępną miną. Przypominała kata gotującego się do zadania ostatniego cięcia toporem. Z delikatnie rozchylonych ust unosiły się kłęby pary. No tak, pewnie było jej zimno w tej sukieneczce… Ze strachem w oczach patrzyłem, jak unosi ostrze na wysokość krtani. Przycisnęła mnie ciałem do muru, blokując możliwość ucieczki. Ostrze sztyletu przywarło do mojego gardła.
     - Nie mogłaś wybrać bardziej higienicznej metody uśmiercania? – spytałem. W odpowiedzi zwiększyła nacisk broni na skórę. Chyba nie chciała wdawać się w dyskusję. Jednocześnie nie zamierzała tego zakończyć. Po prostu tkwiła bez ruchu, nie podejmując konkretnych działań.
     - Dlaczego się wahasz? – Kolejne pytanie zawisło w powietrzu. Nie zareagowała. Nie zamierzałem się jednak poddawać. Poniekąd intrygowało mnie jej zachowanie. Oto wreszcie miała okazję wypełnić swą misję, tymczasem stała jak sierota, wpatrując się w ziemię.
    - Nie rozumiem cię. Czy nie jesteś tu po to, by mnie zabić? Czego właściwie chcesz? Oszukiwałaś, zwodziłaś i zdobywałaś moje zaufanie w celu doprowadzenia do takiej sytuacji. A gdy wreszcie się udało, nie jesteś w stanie dokończyć dzieła. Śmierć nie będzie zadowolona, jeśli jej kukiełka nie wykona polecenia, prawda?
     - Ja… Nie wiem… - wymruczała niewyraźnie.
     - Czego? – Zagubienie w głosie Raisy zaskoczyło mnie. Przypominała dziecko błądzące we mgle.
   - Muszę cię zabić. Tego pragnie Czcigodna – kontynuowała, chcąc samą siebie przekonać, że to wystarczy.  Nie wyszło. Sztylet nie drgnął nawet o milimetr.
     - Nie uważasz, że przynajmniej zasługuję na szybką śmierć?
    - Nie… - jęknęła. – Nie powinieneś zginąć w ogóle… Dlaczego to musiało się tak potoczyć? Po tym wszystkim…
    - Po czym? Kłamstwach, które mi serwowałaś? To, co razem przeżyliśmy, jest jedną wielką farsą. Chciałbym jak najszybciej zapomnieć, że kiedykolwiek cię spotkałem – warknąłem. Nagle zachciało jej się wspominać?
   - Wybacz… Nie chciałam cię zranić. – Uścisk dziewczyny zelżał. Nie mogłem zaprzepaścić okazji. Szybkim ruchem chwyciłem niczego nie spodziewającą się Raisę za nadgarstek i odsunąłem sztylet. Zareagowała niezwłocznie, próbując  wyrwać dłoń. Zaczęliśmy się szarpać. Jedyną szansę na zyskanie przewagi widziałem w obaleniu Posłanniczki. Nie czekając, podciąłem jej nogi. Runęła na asfalt, ciągnąc mnie za sobą. W ostatniej chwili zamortyzowałem upadek dłońmi. Zranione ramię zabolało niemiłosiernie, ale nie mogłem teraz odpuścić. Właśnie toczyłem bitwę o przetrwanie. Korzystając z oszołomienia Raisy, przygwoździłem jej dłonie do podłoża, jednocześnie nogami uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Wolałem nie wyobrażać sobie, jak dwuznacznie musiało to wyglądać. Zawisnąłem zaledwie kilka centymetrów nad Posłanniczką. Nasze twarze były tak blisko, że kosmyki moich przydługich włosów niemal opadały jej na policzki. Resztką siły zmusiłem, by wypuściła z palców sztylet. Opierała się przez dłuższą chwilę, ale w końcu broń z brzdękiem potoczyła się po ulicy.  
     - Co teraz? – spytała drżącym głosem. – Będziemy tu tak leżeć?
     - Sama mnie do tego zmusiłaś. Chyba nie liczyłaś, że się tak po prostu poddam?
    - Masz rację. Nie przypuszczałam, iż uciekniesz się do podstępu. Swoją drogą to było perfidne, wiesz?
    - Cóż, jaki nauczyciel, taki uczeń – mruknąłem. Zapadła cisza. Ze zdziwieniem spostrzegłem, że z oczu Raisy płyną łzy.
   - Przepraszam – zaczęła. – Kiedy dostałam ten list z rozkazem, nie wiedziałam co robić. Rozsądek podpowiadał, że powinnam się podporządkować, ale… Ja naprawdę zdążyłam cię polubić. Zaszyłam się na tydzień w domu myśląc, iż to pomoże mi nabrać dystansu i podjąć odpowiednią decyzję. Nie zadziałało. Miałam tylko większy mętlik w głowie. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego Śmierć postanowiła rozkazać cię zabić. Pierwotny plan zakładał, iż pójdziesz ze mną tylko, jeśli się zgodzisz. Dlaczego miałam zlikwidować człowieka, który nie był zły? Bez przerwy wspominałam każde nasze spotkanie. Mimo iż nie powinnam, przywiązałam się do ciebie. Gdzieś w środku poczułam, że muszę ci pomóc. Chciałam zobaczyć uśmiech na twojej twarzy. Chociaż tak się przed tym broniłam, powstała między nami więź. Przynajmniej z mojej strony. W końcu jednak postanowiłam wykonać rozkaz. Jak widzisz, nie udało się. Cieszy mnie to. Ja… Naprawdę strasznie cię przepraszam. Nie proszę o wybaczenie. Nie zasługuję na nie. Pragnęłam tylko, żebyś wiedział…  - urwała i rozszlochała się na dobre. Słuchałem jej w osłupieniu, próbując przetrawić znaczenie słów, które padły. Nie miałem pojęcia, jak zareagować. Po prostu zamarłem.
    Nagle Raisa ucichła. Załzawione oczy rozszerzyły się z przerażenia. Wciągnęła gwałtownie powietrze. Już miałem zapytać, o co chodzi, gdy zauważyłem ruch jej warg.
    - Nie – szepnęła, po czym jednym, gwałtownym ruchem wyswobodziła się z niewoli i przewróciła mnie na plecy.
   - Co… - Nie dane mi było dokończyć. Kilka kropel krwi upadło na mą twarz. Z brzucha dziewczyny wystawał potężny, myśliwski nóż. Posłanniczka runęła na ziemię, uśmiechnąwszy się lekko. Rozbrzmiał szaleńczy chichot. Z mroku wyłoniła się postać. Początkowo jej nie poznawałem. W końcu stanęła na tyle blisko, bym mógł dostrzec rysy twarzy.  Wszystko stało się jasne.
    - Przepraszam, że wam przerwałam, gołąbeczki, ale wasze gruchanie doprowadzało mnie do mdłości. Poza tym nie ma lepszego zwieńczenia tragedii niż spektakularna śmierć, prawda braciszku?  
***
        Rozdział dodany półtora tygodnia za wcześnie. To dobrze, czy źle? Nie mam pojęcia, ale nie chciałam odwlekać. Powiem szczerze, że w pierwszej chwili z rozdziału byłam nawet zadowolona, a teraz wydaje mi się okropny. Nie wiem, pozostawiam ocenę Wam. I chcę strasznie przeprosić za ogromne zaległości, które u Was posiadam. Naprawdę brakuje mi czasu. Postaram się poprawić. 
        Jak Wam się podoba nowy szablon? Dziękuję ślicznie Lizz Kaviste za jego wykonanie.
     Dedykacja dla Prithiki. Dziękuję za każdy komentarz i za to, że jesteś, choć mam u Ciebie takie zaległości.
     

16 komentarzy:

  1. W końcu się doczekałam! Rozdział, jak najbardziej mi się podoba. Zakończenie trochę zaskakujące, bo.. czy ona tak po prostu umarła? Nie... nie, nie mogła umrzeć, prawda? Przecież mieli być razem! Siostra Shane'a to wredna suka (przepraszam za wyrażenie) na miejscu chłopaka, nieźle bym jej przywaliła. Poza tym, bardzo podoba mi się opis tańca, wyszedł Ci wprost rewelacyjnie!
    Pozostaje mi tylko czekać na rozdział kolejny, mam nadzieję, że pojawi się dość szybko ;)
    Pozdrawiam ;*.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie... Napisałam długi komentarz, ale nie opublikował się... -,- Nie chce mi się drugi raz wszystkiego pisać, więc w jednym, wielkim skrócie. :D
    Rozdział jest świetny, cudowny i ogólnie suuuper. xD Scena tańca bardzo dobrze napisana, strasznie mi się podobała. Mam tylko nadzieje, że Raisa nie zginie. Bo nie zginie, prawda? To byłoby złe, nawet bardzo złe. Ta postać bardzo mi się podoba, tak samo osoba Shane'a. Nie zabijaj jej, proooszę. xD
    Siostry chłopaka od początku nie lubiłam... Dla mnie była jakaś taka.. dziwna. I jak widać nie myliłam się co do niej. xd'
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten rozdział był wspaniały. Bardzo się cieszę że dodałaś go wcześniej bo umierałam z tęsknoty za tym opowiadaniem. Podobało mi się w nim niemal wszystko, no bo jak smierć bohaterki może się podobać? Choć mimo wszystko zaskakujące zakończenie to też plus.
    Bardzo bym chciała wiedzieć czy Raisa jednak przeżyła i ogólnie czuje ogromny niedosyt po tym rozdziale.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana, zdecydowanie powinnaś wreszcie przestać być tak samokrytyczną wobec samej siebie. Kiedy sobie uświadomisz, że masz talent do pisania, a każdy rozdział czyta się z prawdziwą przyjemnością? Mam nadzieję, iż nadejdzie taki dzień, w którym docenisz swoje naprawdę duże umiejętności.
    Strasznie podobał mi się opis tańca Shane'a i Raisy. Wspaniale to wszystko przedstawiłaś: uczucia krążące między bohaterami, to napięcie narastające wraz z każdym kolejnym taktem, nawet ulotność kroków. Chociaż wyobrażałam sobie, jak wokół pary tworzy się krąg gapiów, to właściwie nie istniał nikt inny, poza tą dwójką.
    Sądziłam, że Shane się myli, a nasza Posłanniczka chce w tym zaułku po prostu mu wszystko wytłumaczyć. A ona podjęła się zabicia go! Cóż, w sumie nie powinno mnie to zaskoczyć; tylko wielka szkoda, że Shane nie domyślił się, dlaczego dziewczynie tak trudno jest wykonać ten rozkaz. Raisa się złamała, wyznała chłopakowi prawdę... Szczerze powiedziawszy strasznie się ucieszyłam z tych jej słów, dzięki nim Shane mógł lepiej wszystko zrozumieć i nie winić Raisy. No i zaskoczenie: Sherry wkroczyła do akcji! Nie chcę wiedzieć, jak zareaguje jej brat, odkrywając prawdziwą tożsamość kogoś tak bliskiego. I czy to możliwe, że Raisa naprawdę umarła? Nie chce mi się w to wierzyć...
    Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za dedykację. Ten rozdział był niesamowity i tym bardziej jest mi miło, że zadedykowałaś go właśnie mnie.
    Cudownie opisałaś taniec. Czułam się tak, jakby ja sama tańczyła walca. To było nieziemskie odczucie. Ponownie udowodniłaś, że masz ogromny talent.
    A później ta zmiana nastroju i spacer do opustoszałej uliczki. I to widmo nieuchronnego. Cały czas bałam się, że Raisa wykona swoje zadanie.Cieszę się, że jednak przeciwstawiła się rozkazowi. Nie potrafiła go zabić. To było wzruszające.
    Ale niestety w życiu nic nie jest takie piękne. Pojawił się ktoś, kto musiał dopełnić tragedii. Sherry była zdolna do morderstwa i nie zawahała się ani chwili.
    Naprawdę jestem pełna podziwu i czekam na kolejny rozdział. Oj Ty to potrafisz obudzić emocje :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ma takiej jak Ty.. NIE MA. Piszesz.. jezu, wspaniale. Wiesz, zakończenie wspaniałe. Zresztą, cała akcja. Taka w napięciu, domysłach - to co pisałaś o domysłach w tańcu było piękne :3 - i to wahanie Raisy opisałaś w taki dotykający sposób. Nie mogę się doczekać dalszego ciągu, reakcji Shane'a i ... ach. Oby z Raisą było wszystko dobrze. *-*
    Dużo, dużo emocji.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak dla mnie rozdział bardzo dobry. Strasznie podoba mi się ta narracja od strony Shane'a. Po prostu ma w sobie to coś, co przyciąga uwagę i trafia do serca, dzięki czemu opowiadanie jeszcze bardziej się podoba. To takie jakby wnikanie do umysłu kogoś, kto próbuje kreować się na twardziela i odczytywanie jego myśli. Dzięki temu możemy doskonale zrozumieć co chłopak czuje,a ja lubię wiedzieć jaki stan emocjonalny i psychiczny cechuje daną postać. :D
    I wręcz zachwycił mnie fragment z tańcem. Tak ładnie i delikatnie go opisałaś, że sama czułam się , jakbym to ja była na miejscu Raisy. Kurcze, ciekawe byłoby się znaleźć w takiej sytuacji!
    Teraz jedynie zastanawiam się co dalej będzie z dziewczyną. Bo przecież nie mogła zginąć, ponieważ ona już nie żyje, prawda? Chyba, że Posłanniczka także może zostać jakoś inaczej zabita, unicestwiona jakby? I co na to Czcigodna? Przecież przeciwstawiła się jej. Oj, lękam się o jej los... Ale z Shane'em też jest problem. Bo skoro już wie, że jego siostra jest demonem, to na pewno nie pozwoli mu ona sobie po prostu odejść. Może jego także spróbuje zabić? Kurcze, pisz szybko nowy rozdziaaał!
    Ooo... zdecydowanie dobrze, że dodany wcześniej! Kto jak kto, ale Ty jeśli tylko byłoby to możliwe, mogłabyś dodawać je co dwa tygodnie a nawet co tydzień! Po prostu ( znowu się powtarzam, wiem... ) czyta się tak szybko , że nie zauważa się nawet, kiedy jest koniec. I po jednym rozdziale ma się ochotę na następny. Niestety nie mam u Ciebie żadnych zaległości już, więc nie mam co teraz czytać. Dlatego pozostaje mi jedynie czekać na nowy rozdział ten długi, długi czas :((

    OdpowiedzUsuń
  8. Zawsze krytyczna wobec swojej twórczości:) Powiem tak: rozdział czytałam z zapartym tchem i nie mogłam się oderwać. Świetnie opisałaś zarówno wspólny taniec jak i walkę głównych bohaterów. Jestem zachwycona i chociaż dość długo czekałam na nowy rozdział, to z chęcią poczekam na następny. Naprawdę świetnie piszesz:)
    Wiedziałam, że ktoś im przeszkodzi w walce. Mam nadzieję, że Shan znajdzie wyjście z tej całej sytuacji. Czy naprawdę jego przeznaczeniem jest śmierć? Czy uda mu się poukładać sprawy z Raisą? Może już niedługo się tego dowiem:)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam Cię,Kocham Cię, Ubóstwiam Cię i nie wiem co jeszcze:D jesteś boska, wspaniała, cudowna, i wredna, że kończysz takim zdaniem-.- xd na prawdę powinnaś być zadowolona,że tak często dodajesz notki i mają tak dobrą ...hmmm... jakość(?). no po prostu, że są bardzo dobre ^^ mam nadzieję, że szybko zobaczę następne powiadomienie chociaż wiem,że wcale nie jest takie łatwe <3 pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziewczyno, ogarnij sie. Rozdział jest naprawdę super:) a Ty dalej marudzisz... Ja rozumiem że jesteś wobec siebie wymagająca ale bez przesady. Świetnie napisane:) Może średnio oryginalne,no ale jak sie jest uzależnionym od czytania to sporo rzeczy się powtarza:) Poza tym jest też element zaskoczenia:) Nie przewidziałam że akurat Sherry ich zaatakuje:) Także bardzo mi się podoba:) Noi sam pomysł to połowa sukcesu, druga to opisanie tego, a to Ci wychodzi na mistrzowskim poziomie:) Czekam na więcej:) I nie martw się że za wcześnie dodałaś rozdział, my (czytelnicy) nie mamy Ci tego absolutnie za złe:) Mam nadzieje że częściej będzie Ci sie to przydarzać:)
    Pozdrawiam:)
    Czika
    P.S.
    Przecudowna muzyka:) musze to ściągnąć na mp3:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytałam z zapartym tchem. To jeden z najlepszych Twoich rozdziałów. To było piękne. Mam nadzieję, że Raisa nie umrze. Jest silna, ma moce, może da radę przeżyć. Zasłoniła go własnym ciałem, jakie to romantyczne:p Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Szablon jest prześliczny. Doskonale pasuje do opowiadania :)
    Nigdy bym nie pomyślała, że tak pięknie można opisać taniec. Aż zaczęłam zazdrościć bohaterom, choć nigdy nie lubiłam tego typu tańców. Jednak oni poruszali się z takim wdziękiem... jej, niczym w bajce. To było coś wspaniałego. Nie podejrzewałam, że Shane może posiadać taki talent. Zabawne jest to, że zaraz po tym, Raisa próbowała go zabić. Nie, chociaż nie. Ona nawet nie próbowała. Może gdyby Shane nic dla niej nie znaczył, to zabiłaby go przy pierwszym ciosie, a tak... Ale co teraz z nią? Domyślam się, że Raisa jednak nie umrze. Jest przecież bardzo znaczącą postacią w opowiadaniu. Bez niej by go nie było, więc pewnie to nic groźnego. Przynajmniej mam taką nadzieję.

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo dobrze, że zdecydowałaś się go dodać wcześniej. Takie niespodzianki możesz robić częściej ^^
    Rozdziałem to ja jestem zauroczona. Wprost nie mogłam się oderwać od lektury - tak ładnie opisałaś ich taniec!
    Może to za sprawą narracji? Ta Shane'a wychodzi ci wprost fenomenalnie. Chłopak nie jest szarą myszką i z całą pewnością wyróżnia się swoim charakterem spośród całego tego towarzystwa. Strasznie go polubiłam.
    Tym bardziej zaniepokoiła mnie końcówka. W sumie to do końca nie wiedziałam jak zachowa się Raisa. Z jednej strony ewidentnie polubiła chłopaka, a z drugiej nie chciała przeciwstawić się Czcigodnej... I co tu robić?
    Sytuację rozwiązała Sherry jeżeli można tak powiedzieć. Powiem ci, że na początku tej sceny wcale o niej nie pomyślałam. Wydawało mi się, że to ten tajemniczy ktoś, kto już raz zaczepił Raisę postanowił się wtrącić, ale wtedy chyba nie zabiłby dziewczyny...
    No, ale jednak była to Sherry. Tylko proszę, nie mów mi, że zabiłaś Raisę. Powiedz, że zaraz ożyje czy coś w tym stylu i będzie okey... Bo jeśli nie, to co się stanie z Shanem? Bo chyba jego siostra nie jest sobą, o ile w ogóle kiedykolwiek była.
    Oj, no pisz szybko, bo mnie tu ciekawość zeżre i tyle z tego będzie :)
    W każdym razie baardzo mi się podobało, więc czekam na następny.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  14. W końcu Shane dowiaduje się, że tak naprawdę do jego "kochana" siostrzyczka za tym wszystkim stoi, a tu co? Koniec! Z takiego obrotu spraw to ja nie jestem, w ogóle zadowolona. Ja chce więcej i mam nadzieje, że już niedługo pojawi się ciąg dalszy... Wiem, z czasem moje emocje trochę ochłonął i nie będę się tego tak gwałtownie domagała, ale teraz czuje taki niedosyt i pragnienie przeczytania ciągu dalszego, że nie potrafię o tym nie pisać, nie myśleć i nie wojować o to. Dlatego proszę cię, aby kolejny rozdział pojawił się jak najszybciej!
    Dwa wdechy i trochę się uspokoiłam, ale niestety nie do końca. Przynajmniej w tej chwili będę mogła ci jakoś to normalnie skomentować. Po pierwsze ten ich taniec na początku.... Zwyczajnie cudo! Zakochałam się chyba w nim, a jeszcze bardziej w reakcji chłopaka na oklaski skierowane w jego stronę. W sumie zadziwiające jest to, jak łatwo i bez oporów podążył za Raisą do tego zaułku, ale to dla mnie jest jednak mniej istotne, bo cieszę się, że dziewczyna zrezygnowała z zabicia naszego bohatera i zwyczajnie poddała się jego działaniom. W sumie wszystko było pięknie, cudownie, póki... No właśnie! Fakt faktem jestem zadowolona z tego, że nasza kochana posłanniczka udowodniła swoje zamiary i pokazała Shanowi, że naprawdę mówi prawdę, ale dlaczego musiała zostać ranna? Nie sądzę, by to było jakieś drobne skaleczenie i obawiam się tego, co może się teraz stać... Dobra ostatni już raz powtórzę: Ja już chce więcej! No i tak nawiasem, jeśli jeszcze nie zdążyłam o tym wspomnieć, świetny rozdział. Chyba podobał mi się najbardziej ze wszystkich, które do tej pory dodałaś, ale by to stwierdzić dokładnie musiałabym w tej chwili do nich wrócić. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  15. To chyba najlepszy rozdział jaki czytałam tutaj ;) Najpierw bajkowa scena tańca, aż sama się rozmarzyłam, a potem ta walka. Całe szczęście, że Raisa się załamała, bałam się, że w pewnym momencie faktycznie uśmierci Shane'a. A chłopak wykazał się nie lada sprytem, co jak co, ale tak wykiwać Posłanniczkę. Wyobraziłam sobie tę scenę, śmiesznie to musiało wyglądać ;D Tylko oczywiście Sherry musiała się wtrącić i narobiła. Jak zwykle. Mam nadzieję, że jednak nie udało jej się uśmiercić Raisy. Dlaczego urwałaś w takim momencie? Ech, muszę teraz czekać na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  16. No nie!!! Jak czytałam ten opis tańca, to była taka sielaneczka, piękne opisy i po prostu się rozmarzyłam... Potem ta scena w zaułku, nie powiem, bałam się trochę, że Raisa jednak spełni rozkaz, ale z drugiej strony czułam,że nie da rady. Naprawdę go polubiła - jasne! po prostu jest w nim zakochana, i tyle ;D
    Ale ta końcówka?! Kurde no! Ja tu już czekałam na pocałunek,myślałam, że nie da się inaczej zakończyć, ale ... co to w ogóle ma być? Boże drogi, jeśli Raisa umrze, to już nigdy się do ciebie nie odezwę, słowo! Ona ma żyć i ma być z Shanem. Aha, i Shane też ma żyć. Żeby wszystko było jasne :P
    Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń