Rozdział 13

      Pogoda naprawdę nie sprzyjała spacerom. Większość ludzi pochowała się w domach, ze strachem w oczach obserwując błyskawice przecinające niebo. Deszcz zacinał mocno, tworząc olbrzymie kałuże na chodnikach. Jemu to nie przeszkadzało. Można by nawet rzec, że uwielbiał nieprzyjazną aurę. Była równie samotna i niezrozumiana, jak on. A przecież wyróżniała się swoistym pięknem. Huk uderzającego pioruna, trzask łamanego drzewa tworzyły niepowtarzalną symfonię zniszczenia. Nawet najbardziej utalentowany kompozytor nie był w stanie przewyższyć geniuszu natury. Dlatego tak często spacerował podczas burzy, napawając się niepowtarzalnym zjawiskiem.
      Tym razem z ukrycia wywabiła go nie tylko pogoda. Musiał zrealizować kolejny etap swojego planu. Wpadł na niego całkiem przypadkiem. Początkowo wydawał się idiotyczny, teraz był jedynie ryzykowny. Postanowił spróbować, mimo wielu przeciwwskazań. Nie mógł dłużej czekać. Tęsknota paliła mu trzewia bardziej niż ogień piekielny. Chciał znów poczuć jej usta na swoich. Pragnął dotykać lodowatej skóry rąk. Oddałby wszystko, byle sobie przypomniała, ale nawet spotkanie nie odblokowało szufladki zatrzaśniętej w jej mózgu. Tymczasem nawet nie domyślała się, że życie na Ziemi to jedynie niewielki fragment całego życiorysu...
      Zeskoczył z niewielkiego murku w pobliżu szkoły, do której uczęszczała. O tej porze była już pusta. Wydawałoby się, że przebywanie tutaj to strata czasu, ale doskonale wiedział, co robi. Śledził cel od dobrych kilku dni. Była idealna. Obracała się w najbliższym towarzystwie Czarnego. Mieli bardzo dobry kontakt, a chłopak bezgranicznie jej ufał. Nawet nie podejrzewał, że to kolejna pułapka… Uśmiechnął się delikatnie. Co, jeśli troszeczkę przyśpieszy moment kulminacyjny całej akcji? Mógł jedynie żywić nadzieję, że Lucyfer nie zdenerwuje się za bardzo, gdy wykorzysta jedną z jego zabawek.
      Wychodziła właśnie z budynku. Ledwie zauważalnie potrząsnęła głową, roztrzepując długie, brązowe włosy. Zawsze uważał zaślepienie ludzi za bardzo zabawne. Patrząc na nią, zapewne widzieli anioła, tymczasem prawda była zupełnie inna.
      - Cóż za ironia losu – mruknął do siebie, ruszając w jej kierunku. Nie potrafiła go dostrzec. W porównaniu z nim była małą, nic nieznaczącą glistą, która kryła się pod nogami potężnego pana, w chwili zagrożenia wyciągając imię Króla Piekieł jako ostateczną obronę. O dziwo, skutkowało. Mało kto chciał podpaść Lucyferowi. On zaliczał się do wyjątków.
        Nagle zrobiło się zimniej. Wiatr przeturlał kilka liści po placu. Inne poderwały się w górę, tańcząc jakiś makabryczny taniec. Odruchowo przyśpieszyła kroku. Nie wierzyła, by ktoś mógł jej zagrozić, ale… No właśnie. Dziwne przeczucie kazało gnać przed siebie i jak najszybciej opuścić to miejsce. Ciarki przeszły po plecach. Zupełnie, jakby wróg czaił się za rogiem, gotując się do ataku. Wzięła kilka głębszych wdechów, usiłując uspokoić zmysły. Nie pomogło. Przyspieszała coraz bardziej, upodabniając się do zająca umykającego wilkowi. I podobnie jak przestraszony zwierzak, nie miała szans.
       Pojawił się tuż przed nią. Chciała zawrócić, ale moc szkarłatnego spojrzenia wbiła ją w ziemię. Była za słaba, by się przeciwstawić. Stała w hierarchii o wiele niżej od niego. Zbliżał się powoli, jakby oceniając, ile jest warta. Zimnymi dłońmi ujął jej twarz. Lodowaty oddech owionął szyję dziewczyny, rozpalając w skradzionym ciele ogień. Patrzył jej teraz prosto w oczy. Wiedziała, co pragnie zrobić. 
     - Posłuchaj mnie uważnie, Sherry. Uczynisz dokładnie to, co ci powiem. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz. – Przybliżył usta do jej ucha i zaczął szeptać rozkazy. Nie zajęło mu to zbyt wiele czasu. Gdy skończył, przytaknęła głową.  Pełne blasku spojrzenie dziewczyny stało się dziwnie puste.
      - Pamiętaj, to musi się stać na balu. Rozumiesz?
     - Tak, panie – odszepnęła bezbarwnym tonem, do złudzenia przypominającym głos robota. Odsunął się, pozwalając jej przejść. Zniknęła za bramą, nadal pokornie spuszczając wzrok. Był pewien, że stała mu się całkowicie posłuszna. Pozostała jedynie obserwacja efektów podjętych działań.
    - Udanej zabawy, księżniczko – powiedział do siebie, po czym znikł, nie pozostawiając śladów. Taki już był. Jak cień znikający w mroku.
***

      Ostatecznie nie udało mi się wymigać od tego całego przyjęcia. Próbowałem wszelkich sposobów, ale Sherry pozostawała nieugięta. Nie pomogły gburowate przytyki, fikcyjne powody i zwyczajny brak współpracy. Nic nie było w stanie jej zrazić. Poniekąd dziwiło mnie, jak bardzo pragnęła uczestniczyć w zlocie okolicznej młodzieży. Nie przypominałem sobie, by oprócz Justine był ktoś, z kim utrzymywała szczególnie przyjazne stosunki. Czyżby coś planowała? Dawniej po prostu wybrałaby się sama, nie zwracając uwagi na brata. Tym razem bardzo jej zależało, żebym poszedł. O co tutaj chodziło? Nie podobało mi się to. Zachowywała się inaczej niż przed wyjazdem, przynajmniej w tej kwestii.
     Westchnąłem cicho, przyglądając się, jak szykuje ubrania. Chyba zaczynałem wariować. Węszyłem podstęp wszędzie, powoli zaczynając podejrzewać nawet członków własnej rodziny. I pomyśleć, że to wszystko przez Raisę. Zdawałem sobie sprawę, że nie przybyła tu jako fundacja ratowania nieszczęśliwców ściganych przez demony. Mimo to fakt, iż chciała mnie zabić od początku, lekko mną wstrząsnął. Naprawdę potrafiła nieźle kłamać. Wydawała się  godna zaufania, gdy mówiła o treningu i swoim wsparciu. Dałem się nabrać. Sam sobie byłem winien. Powinienem ją zignorować nawet po tym, jak ocaliła mamę. Miałbym jedno zmartwienie na głowie mniej, a tak… Spodziewałem się ataku lada chwila. Nie wierzyłem, by zwlekała zbyt długo. Już to kilkunastodniowe opóźnienie dziwiło, biorąc pod uwagę, jak oddana musi być Śmierci. Z drugiej strony demony na pewno nie próżnowały. Co mogłem zrobić? Niewiele. W końcu byłem tylko człowiekiem, chociaż… W głowie wciąż rozbrzmiewały mi słowa szpiega. Jaki Czarny Feniks? Chyba coś jej się poplątało albo nadała mi głupią ksywkę, żeby namieszać w głowie. Była demonem. Na pewno zależało jej na schwytaniu celu. O ile łatwiej byłoby, gdyby skołowany, sam oddał się w jej ręce! Niedoczekanie. Nie miałem zamiaru wierzyć w bełkot kobiety. W sprawę z Raisą pewnie też bym nie uwierzył, ale przekonał mnie list. Byłem przekonany, że to autentyk. Pieczęć na kopercie dziwnie lśniła. Nie dałoby się tego podrobić. Nawet diabły nie byłyby w stanie. Nie wiedziałem, skąd ta pewność, ale postanowiłem zaufać intuicji. Mogłem mieć tylko nadzieję, że tym razem nie zawiedzie.
     - Co tak siedzisz? Przebieraj się. Zostało już niewiele czasu. Chyba nie chcesz się spóźnić? – Sherry podeszła i, cała rozpromieniona, wcisnęła mi do ręki garnitur. Przekręciłem oczami.
    - Dobrze wiesz, że jest mi to całkowicie obojętne, a nadal usiłujesz ciągnąc tę farsę. Poza tym nie zamierzam się w to ubierać. Sztywniactwo do twojego braciszka nie pasuje.
     - Nie marudź. Czasem jesteś gorszy niż dziecko. Raz na jakiś czas trzeba znosić niedogodności. Przecież nie pokażesz się w starych dżinsach i rozciągniętej koszulce.  – Przesadzała jak zawsze. Nie rozumiałem, dlaczego przejmowała się zdaniem innych. Ja postępowałem według własnego widzimisię. Ubierałem się, jak chciałem, ignorując przytyki znajomych, a ona…
      Chcąc nie chcąc, musiałem włożyć przygotowany strój. A przynajmniej jego część. Skryłem się w swoim pokoju i krytycznym okiem spojrzałem na garnitur. Bez zastanowienia odrzuciłem na bok kamizelkę oraz krawat. Nie zamierzałem przesadzać w tym pacykowaniu się. Przecież i tak nikt nie uwierzy, iż na jeden wieczór stałem się dżentelmenem. Większość z zaproszonych gości kojarzyła mnie jedynie z widzenia lub ewentualnie afer w szkole. Co za różnica, jak przyjdę ubrany? Nikt nie zwróci na to uwagi. Sherry się nie przejmowałem. Udało jej się wyciągnąć mnie na tą dziecinadę zwaną balem, ale nie mogła narzucać mi, w co mam się ubierać. Przynajmniej teoretycznie. W głębi duszy czułem, że bez walki się nie obejdzie.
      Zestaw przygotowany przez siostrę był dość normalny. Znając ją, mogła równie dobrze kupić najbardziej ekstrawaganckie rzeczy, jakie znalazła na wystawach i poskładać to w całość a’la „uciekinier z psychiatryka”. Tymczasem postawiła na proste, czarne spodnie, marynarkę w tym samym kolorze i białą koszulę z kołnierzykiem. Krzywiąc się lekko, wciągnąłem na siebie ubrania. Czułem się w nim nieswojo, jakbym miał na sobie kostium klauna albo coś równie niedorzecznego. Westchnąłem z rezygnacją. Musiałem jakoś przetrzymać te kilka godzin. Planowałem się ulotnić, jak tylko Sherry na dobre się rozkręci. W ferworze zabawy na pewno nie zauważy zniknięcia swojego partnera. Należała do osób, których uwagę łatwo było skierować na inny obiekt.
      - Gotowy? – spytała, bez pukania wparowując do mojego pokoju. Zatrzymała się na środku, lustrując mnie wzrokiem. Musiałem przyznać, że naprawdę ładnie wyglądała w rozkloszowanej, czerwonej sukience z paskiem podkreślającym jej smukła talię. Długie włosy opadały delikatnymi falami na plecy dziewczyny, tworząc jakby szal nieco zakrywający odsłonięte ramiona. Nawet makijaż był stonowany. Jeszcze kilka lat temu postawiłaby na coś bardziej wyróżniającego się z tłumu.
       - Czyżbyś wyrobiła sobie dobry gust przez ten pobyt w wielkim świecie? – sarknąłem. Prychnęła cicho, obdarzając mnie urażonym spojrzeniem. Nie lubiła, gdy krytykowało się jej gust. Chyba tylko mi dowcipkowanie na temat stroju Sherry uchodziło płazem. Innym śmiałkom wypowiadała wojnę, zaciekle próbując udowodnić, że nie mają racji i nie znają się na modzie. Była przy tym tak upierdliwa, że po jakimś czasie potakiwali jej, chcąc zyskać odrobinę świętego spokoju.
     - Za to ty nic się nie zmieniłeś. Poczucie stylu mniejsze niż zero. Czemu nie włożyłeś wszystkich elementów garnituru? Przygotowałam to specjalnie dla ciebie. Chciałam, żebyś wyglądał elegancko i …
      - Przypominał pingwina? Nic z tego, siostrzyczko – wtrąciłem, przerywając jej monolog. Gdyby się rozgadała, mogłoby to potrwać dobre kilkanaście minut.
       - Niech ci będzie. - Westchnęła, przewracając oczami.  – Dobrze, że przynajmniej prezentujesz się w miarę przyzwoicie. Chodźmy już. – Złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia, machając ciotce na pożegnanie.
       - Dziwne – mruknąłem, wbijając w Sherry zaskoczone spojrzenie. Wiedziałem, jak potrafiła być uparta.
       - Co takiego? – spytała, zakładając czarny żakiet.
       - Podejrzanie krótko oponowałaś.
      - Mamy pięć minut opóźnienia – odparła ze skwaszoną miną. – Co nie znaczy, że nie miałam ochoty zmusić cię do założenia porzuconych dodatków. Po prostu nie było na to czasu.
      - Aha. – Teraz wszystko stało się jasne. A przez moment wydawało mi się… Nie, niemożliwe. Coraz głupsze myśli przychodziły mi do głowy. Naprawdę zaczynałem wariować.
      Dom Justine znajdował się w okolicy szkoły, zatem teoretycznie dotarcie do niego nie powinno nam zająć zbyt wiele czasu. Sam byłbym tam po dwudziestu minutach, ale Sherry zachciało się podziwiać liście latające na wietrze. Próbowałem jakoś odciągnąć ją od tego pasjonującego zajęcia, lecz nawet wizja sporego spóźnienia nie pomogła. Nie pozostało mi nic innego, jak czekać. Ocknęła się po pół godzinie, zrywając się z miejsca i biegnąc w stronę domu blondynki. Ze zdumieniem patrzyłem, jak kuśtyka na wysokich szpilkach, ledwie utrzymując równowagę. Jak w ogóle można w tym chodzić? Pokręciłem głową i uśmiechnąłem się delikatnie. Cała Sherry. Jej roztrzepanie potrafiło być jednocześnie urocze oraz irytujące. Co mi pozostało? Ruszyłem za nią.
      W efekcie spóźniliśmy się jakieś dziesięć minut. Zatrzymaliśmy się tuż przed furtką, usiłując uspokoić przyspieszone oddechy. Ze mną nie było źle, ale Sherry przypominała ziejący parowóz.
      - Cienko u ciebie z kondycją. Może powinnaś zacząć uprawiać jakiś sport?  - zaszydziłem, prostując się. Spojrzała na mnie z rozdrażnieniem
      - Daruj sobie. Wszystko przez ciebie.
     - Co takiego? Nie przypominam sobie, żebym to ja stał i wpatrywał się w wirujące zielsko. – No pięknie. Nie dość, że mieliśmy spory poślizg, to jeszcze próbowała zrzucić winę na mnie.
     - Trzeba było próbować oderwać mnie od tego zajęcia.
     - Myślisz, że stałem i się patrzyłem? Nic do ciebie nie docierało.
     - Naprawdę? – Zmieszała się, czerwieniejąc na twarzy jeszcze bardziej. Jakby już bieg nie upodobnił jej policzków do pomidora.  – W takim razie przepraszam – mruknęła, po czym skierowała się do wejścia. Bez słowa podążyłem za nią, powstrzymując się przed złośliwym przytykiem. Sherry przepraszała? Tego jeszcze nie było.
    Szatynka nacisnęła dzwonek i cierpliwie czekała, aż ktoś nadejdzie. Przystanąłem za nią, opierając się plecami o ścianę. Czekała mnie kilkugodzinna męka. Miałem tylko nadzieję, że Sherry prędko się rozkręci i będę mógł niepostrzeżenie się wymknąć.
     - Witajcie! – Radosny głosik małej blondynki słychać było jeszcze zanim uchyliła drzwi na tyle, bym mógł ją zobaczyć. – Naprawdę doceniam to, że przyszliście.
    - Przecież obiecałam – odparła Sherry, uśmiechając się promiennie. No i z cudu, jakim była skruszona siostra, nie pozostał nawet ślad. Dziewczyny wymieniły uprzejmości, padły standardowe życzenia zdrowia, szczęścia oraz pomyślności. Szatynka wcisnęła jubilatce drobny pakuneczek do ręki.
    - Zapraszam. – Justine przesunęła się, robiąc przejście. Sherry wparowała do środka w podskokach. Wtoczyłem się za nią niczym ponury cień. Już zaczynałem żałować, iż jednak uległem siostrze.
     W ciszy minęliśmy kilka korytarzy. Z oddali dudniła mało przyjemna muzyka, a tu i ówdzie słychać było przyciszone głosy osób, które na chwilę chciały uwolnić się od hałasu. Czułem na sobie ich niechętne spojrzenia. Westchnąłem cicho. Niemal natychmiast poczułem delikatny uścisk na ramieniu.
    - Nie przejmuj się – szepnęła Sherry.
    - Mówisz, jakby mnie obchodziło ich zdanie – odparłem lekceważącym tonem. Kątem oka dostrzegłem, że udaje ziewanie. Doskonale wiedziała, iż czuję się nieswojo. W końcu znaliśmy się nie od dziś.
       Sala, w której odbywało się przyjęcie, znajdowała się na piętrze. Kiedy już dotarliśmy, zaskoczyła mnie jej wielkość. Kto normalny pozwala sobie na urządzenie w domu tak olbrzymiego pokoju? Zaraz… Przecież nie miałem do czynienia z kimś całkiem normalnym. Po Justine można się było wszystkiego spodziewać. Mimo wszystko musiałem przyznać, że się postarała. Chyba  chciała, by jej osiemnastka zapadła w pamięć wszystkim obecnym. We wnętrzu paliło się tylko kilka lamp, pozawieszanych tu i ówdzie. Za główne oświetlenie służył Księżyc, którego blask wpadał do środka przez olbrzymie okna. Każde zaopatrzono w ciemnofioletowe kotary, upięte w połowie czarnymi wstążkami. Mocno kontrastowało to z białymi ścianami pomieszczenia. Zresztą czarna podłoga również. Poczułem się jak zamknięty w biało-czarnej kostce Rubika.
    Podszedłem parę kroków, rozglądając się wokół. Nawet ja nie potrafiłem ukryć zaciekawienia. Większość powierzchni sali przeznaczono do tańca, pozostawiając pustą przestrzeń. Jedynymi meblami, jakie zauważyłem, był olbrzymi stół szwedzki ciągnący się przez całą długość jednej ze ścian oraz niewielki stolik, na którym ustawiono sprzęt grający. Wydobywające się z niego dźwięki przypominały coś na kształt rocka. W każdym razie były głośne, więc dudniło mi głowie tak, że nie byłem w stanie skupić się na własnych rozmyślaniach.
     Przyszliśmy chyba jako ostatni. Grupki młodzieży porozstawiały się w różnych kątach, plotkując zapewne o wystawności urodzin Justine. Sam się dziwiłem. Dziewczyna nie wyróżniała się z tłumu drogim ubraniem, czy nowoczesnymi gadżetami. Sprawiała wrażenie całkiem przeciętnej… Nic dziwnego, że uczniowie z naszego liceum robili wielkie oczy i pokazywali sobie zastawiony mnóstwem wykwintnego jedzenia stół albo gustowne ozdoby przywieszone na lampach. Nie codziennie miało się okazję brać udział w czymś takim. Ekskluzywny bal dla napuszonych ważniaków... Idąc tu, nie spodziewałem się, że będzie aż tak źle. Wyraźnie odstawałem od chłopców z grzecznie przylizanymi włoskami.
       Stanąłem w miejscu, gdzie docierało najmniej światła, planując przeczekać cały ten cyrk. Oparłszy się o kawałek wolnego muru, wsadziłem ręce do kieszeni i całkowicie się wyłączyłem. Nie interesowały mnie pojedyncze pary, nieśmiało rozpoczynające zabawę. Nie zwracałem uwagi na krzątającą się Justine, zachęcającą wszystkich do poczęstowania się przygotowanymi przysmakami. Sherry gdzieś się zmyła, zapewne zaczepiając jakiegoś biednego licealistę. Było mi to na rękę. Miałem zamiar postać tu jeszcze najwyżej pół godziny. Czemu czas musiał mijać tak powoli? Upłynęło zaledwie kilka minut, a mnie się zdawało, że sterczę tu parę godzin.
       Nagle rozległ się ledwie słyszalny dźwięk dzwonka. Naprawdę musiała zamontować głośne urządzenie, skoro było w stanie przedrzeć się przez ten huk. Niby eleganckie przyjęcie, a muzyka jak na podmiejskiej dyskotece… Justine wybiegła, potrącając po drodze kilku gości. Mimowolnie śledziłem sytuację wzrokiem. I tak nie miałem nic lepszego do roboty. Po chwili wróciła, ciągnąc za sobą drobną postać. Zamarłem. Te ruchy… Nie byłem pewny, ale za blondynką najprawdopodobniej kroczyła Raisa. Poczułem ucisk w żołądku.  Nie spodziewałem się jej tu spotkać. Co teraz? Rozsądek podpowiadał, że najlepiej byłoby uciec, ale z drugiej strony przecież nie zaatakuje mnie wśród tylu ludzi. Chociaż… Nie wiedziałem, co skrywają jej myśli.  Na pewno przygotowała jakiś plan, skoro się tu zjawiła. Podejrzewałem, iż Justine powiedziała jej, że mnie zaprosiła. Miała wystarczająco dużo czasu, by wszystko szczegółowo obmyślić. Jaki będzie jej pierwszy ruch? Na razie postanowiłem poczekać na rozwój akcji.
     Wcisnąłem się głębiej w zajmowany kąt, chcąc ukryć swoją obecność. Dość głupie zagranie, biorąc pod uwagę jej umiejętności, ale jakoś nie potrafiłem się powstrzymać. Blondynka ciągnęła Raisę na sam środek sali. Jubilatka wyłączyła muzykę. Automatycznie wszystkie spojrzenia skierowały się w jej stronę.
    - Przepraszam, że musieliście czekać, słuchając tak nieodpowiednich piosenek. Teraz jesteśmy już w komplecie i możemy rozpocząć zabawę – powiedziała, po czym odwróciła się z zamiarem zmiany płyty w odtwarzaczu. Publika jej nie pozwoliła. Ktoś z obecnych zaintonował „Happy Birthday”. Pozostali przyłączyli się. Justine musiała wrócić do poprzedniej pozycji, by wysłuchać śpiewanej dla niej piosenki.  Trwało to około kilku minut. Gdy wybrzmiał ostatni wers, rozległy się brawa i gwizdy.
     - Dziękuję! – wrzasnęła blondynka. – Dzięki wam te urodziny naprawdę będą niezapomniane. A teraz bawmy się! – Dziesiątki głosów odpowiedziało jej entuzjastycznym krzykiem.  Z głośników znowu popłynęła melodia, ale zupełnie inna, niż wcześniej. Zdecydowanie cichsza i jakby bardziej klimatyczna. Pary od razu poprzylepiały się do siebie, wolno przetaczając się z nogi na nogę. Niedługo mogli się pocieszyć obmacywaniem, bo gospodyni szybko zmieniła utwór na coś bardziej energicznego. Przypominał trochę tango. Ledwie wybrzmiały pierwsze nuty, Raisa wtopiła się w tłum. Usiłowałem odnaleźć ją wzrokiem, ale jakby zapadła się pod ziemię. Zesztywniałem. Czyżby chciała zacząć działać? Wodziłem oczyma po sali, ale nic nie mogłem znaleźć.
     - Cholera! – przekląłem pod nosem. Najmądrzej byłoby teraz wyjść, ale równie dobrze mogła mnie dopaść na zewnątrz. Wśród tłumu byłem bezpieczniejszy.
      - Zatańczysz? – Niemal podskoczyłem ze strachu. Znałem ten głos… Podkradła się od tyłu, całkowicie mnie zaskakując. Obróciłem się powoli. Stała zaledwie kilka metrów dalej, w smudze światła. Mogłem się jej teraz dokładnie przyjrzeć. Wyglądała… pięknie. To chyba najlepsze określenie. Czarne loki upięła w luźny kok, pozwalając kilku kosmykom błąkać się po twarzy. Miała na sobie białą suknię z gorsetem. Materiał delikatnie migotał w świetle Księżyca. Gorset opinał talię, podkreślając jej smukłość. Dół układał się w liczne falbanki. Z przodu był trochę krótszy, za to tren z tyłu muskał podłogę. Srebrne szpilki skrzyły się podobnie jak materiał sukni. Pomalowane na czarno oczy dodawały całości uroku i tajemniczości. Nie patrzyły na mnie z nienawiścią. Raczej chłodną obojętnością. Jej nastawienie się zmieniło, co tylko utwierdzało w przekonaniu, że faktycznie chciała mnie zlikwidować.
    Przymknąłem oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią. Miałem odmówić, ale… Jakoś nie potrafiłem zaprzepaścić okazji tańca z nią. Poza tym dlaczego miałbym uciekać? Przecież znalazłaby mnie prędzej czy później. Nie wiedziałem, co za grę prowadzi, udając, że wszystko jest w porządku, ale czemu by w nią nie zagrać? Mogło być całkiem zabawnie.
    - Z przyjemnością – szepnąłem, ujmując ją za dłoń. Zdziwienie w oczach dziewczyny sprawiło mi satysfakcję. Na usta wpełzł uśmiech. Jakiś dziwny żar wypełnił ciało. Znałem to pragnienie. Takie samo pojawiało się, gdy postanawiałem zrobić coś niebezpiecznego. Tym razem jednak było intensywniejsze. Wypełniało mnie czymś na kształt szaleństwa. Nie było drogi powrotnej.
     - Będzie zabawnie – mruknąłem, stając z Raisą na środku parkietu.
     - Co mówiłeś? – spytała dziwnie przyciszonym głosem.
    - Nic takiego – zbyłem ją. Chwilę czekaliśmy, aż rozpocznie się nowa piosenka. Tango skończyło się, ustępując miejsca kolejnemu utworowi.
    - Zaczynamy na trzy – szepnąłem, obejmując Raisę w talii.  – Raz.
    - Dwa – wtrąciła.
    - Trzy. 
***
   
     Trzynastka za nami. Mówią, że to pechowa cyfra... No cóż, zobaczymy. Rozdział dość długi, ale czy dobry? Mam mieszane uczucia. Ocenę pozostawiam Wam. 
      A teraz kilka spraw organizacyjnych i ogólnie związanych z blogiem. Po pierwsze: nadal nie bardzo wiem, kogo mam obserwować, a kto ma ten blog na liście. Dlatego dziś powiadomię wszystkich tradycyjnie. Od następnego razu będę wysyłała wiadomości tylko tym, którzy zechcą.  O ile następny raz będzie... Poważnie zastanawiam się nad zakończeniem publikacji. Powiedzmy sobie szczerze - ten blog powoli umiera. Zainteresowanie jest niewielkie, a publikacja czasochłonna. Stąd pierwsza sonda:


      W zależności od wyników sondy i innych czynników albo opublikuję jeszcze jedną notkę i się pożegnam, albo będę kontynuować. 
       Oprócz tego, jeśli chcecie rozwoju akcji, mam kilka pytań odnośnie bohaterów. Chciałabym znać Waszą opinię, zanim podejmę decyzję o ich losie. Pomoże mi to w zbudowaniu fabuły.



No to chyba tyle. 

        Kolejną notkę planuję na okolice Halloween. Zatem za około miesiąc. Postaram się również napisać jednopartówkę w klimatyce Halloween i bezpośrednio nawiązującą do pomysłu, który ostatnio błąka się mi po głowie za sprawą Mansona. 
        Wiem, że mam sporo zaległości u Was. Będę się starać je nadrabiać, ale szkoła zabiera mi sporo czasu, przez co czas mam tylko w weekendy. Ponadto za tydzień weekend również mam skasowany. Niemniej na pewno sie kiedyś pojawię, więc proszę o cierpliwość.

        Notka dedykowana wszystkim, którzy czytają to opowiadanie i zostawiają po sobie kilka słów. Każde z nim sprawia mi radość, bo wiem, że mam dla kogo pisać. Nic bardziej mnie nie motywuje. Dziękuję!

25 komentarzy:

  1. NIE POZWALAM CI zakończyć tej historii, słyszysz? Wciągnęło mnie to opowiadanie i nie mam zamiaru zaprzestawać czytania. Uwielbiam Raisę i Shane'a, i całą tą historię i klimat. ( Muse *-*) Mam nadzieję, że już wkrótce ( czy tam w okolicach Halloween, choć to kawał czasu ) zobaczę u Ciebie nowy rozdział. :)
    Co do sondy numer 2, nie mam pojęcia co wybrać, bo choć uwielbiam Raisę i Shane'a razem, nie chciałabym do niczego namawiać. :>
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o informacje o nowych wpisach, nie musisz mnie powiadamiać. Obserwuję Cię.

      Usuń
  2. Nie, nie nie. Nawet o tym nie myśl!!! Za każdym razem kiedy tworzysz coś cudownego (czyli zawsze) nagle stwierdzasz że to jest beznadziejne i usuwasz. Masz wielki talent i chyba nigdy nie przeczytałam nic twojego co by mi się bie podobało.
    Jeśli chodzi o rozdział to był wspaniały. Co prawda czuję niedosyt ale to własnie jest fajne!!! Jeszcze bardziej nie mogę się doczekać Halloween.

    Jeśli chodzi o informowanie to niemusisz tego robić. Wydaje mi się że cię obserwuje a poza tym raz na jakiś czas wchodzę na ulubione blogi i sprawdzam czy coś nowego się nie pojawiło.

    PS. Ja też nie zabardzo już wiem kogo mam informować. Wydaje mi się że obserwujesz mojego bloga ale nie jestem pewna. Wiec jeśli miałabym dalej informować osobiście proszę napisz mi o tym :D

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak , znam ten stan, kiedy maleje drastycznie ilość czytelników. Właśnie dlatego zawiesiłam swojego bloga, bo nie było sensu go prowadzić. Chyba, że dla siebie. A sama sobie nie skomentuję...
    Ale Ty masz świetny styl pisania i duży, bardzo duż y talent, więc wręcz musisz dalej publikować! Proszę Cię, to jest jedno z opowiadań, po które, gdy sięgam, mam pewność, że przeczytam je szybko, na jednym oddechu i się nie zawiodę. Bo każda notka ma w sobie coś, co sprawia, że nawet jak jest pozbawiona szczególnej akcji, jest świetna. Po prostu sposób, w jaki ujmujesz zdania jest wspaniały i tak oddziałuje na czytelnika :)

    Jeśli chodzi o rozdział, to strasznie podobał mi się ten fragment, kiedy Raisa poprosiła Shane'a do tańca. Tak ładnie opisałaś reakcję chłopaka na wygląd dziewczyny. W ogóle strasznie podobają mi się Twoje opisy uczuć. Potrafisz przytoczyć takie porównania, na jakie ja nigdy bym nie wpadła. Są wprost fenomenalne! Za każdym razem, gdy czytam jakiś rozdział mówię to samo, wiem, ale ja naprawdę nie mogę się nadziwić, jak lekko piszesz. Nieczęsto spotykana umiejętność :)
    W ogóle ten szablon jest tak klimatyczny, że aż miło się czyta treść. Dobrałaś go świetnie. :)

    Jeżeli przestaniesz publikować, to zrobisz chyba najgłupszą rzecz w całym życiu. To naprawdę jest świetne i powinnaś doprowadzić je do końca. Jeżeli nie czujesz się na siłach albo straciłaś wenę, to w sumie rozumiem, ale ... może ona jednak wróci?
    A czytelnicy raz są a raz nie. Wiesz, to świadczy wszystko o nich. Bo jeśli Ty czytasz u kogoś, a ktoś informuje Cię jedynie o rozdziałach u siebie, to chyba coś jest z nim nie tak. Takie moje zdanie. Zawsze trzeba się odwdzięczyć, chyba że opowiadanie jest wybitnie okropne, a Twoje jest zdecydowanie z najwyższej półki!
    A i mnie nie musisz informować, bo Cię obserwuję :d

    OdpowiedzUsuń
  4. A nawet mnie nie denerwuj, no. Czytam Twoje opowiadanie, powoli nadrabiam rozdziały, ale nie mogę ich czytać tak na jeden raz, bo za ciemny szablon niszczy moje oczy i powoduje ból głowy :c. Ale czytam! Więc jak zawiesisz, usuniesz lub coś, to naślę na Ciebie mojego Mordercę, a później Isztwana! Albo najpierw Isztwana, a później Kata? xD

    Niedługo wrócę z komentarzem! Trzymaj kciuki, by to nadeszło przez soczystą 14!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, i jeszcze miałabym prośbę do Ciebie. Gdy jestem w mieście, gdzie studiuję, to mam mobilny Internet, który zżera transfer przez piosenki włączane z automatu na blogu. Muse jest fajne, piosenka jedną z moich ulubionych, ale gdybyś wyłączyła autostart byłabym w siódmym niebie, a mój Internet przytuliłby Cię xd.

      A, i dodaję się do obserwowanych, więc nie musisz powiadamiać :)))

      Usuń
  5. Nie, nie zgadzam się! Pisz! Ja czytam każdy rozdział i jest to jedno z moich ulubionych opowiadań, więc nie masz prawa go zawiesic! Chyba była bym zrozpaczona :< Tyle blogów teraz zawieszają... A ja tak lubię Twojego! Nie zrobisz mi tego, prawda? Nie skończysz go pisac? :<

    A jeśli chodzi o informowanie, nie musisz tego robic. Jestem na bieżąco z każdym nowym postem :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Sprzeciw! Chyba żartujesz myśląc o zakończeniu publikacji :( Przecież to jest jedno z moich ulubionych opowiadań, więc nawet tak nie pisz i nie denerwuj ludzi, no! Z czytelnikami tak bywa, u mnie też ostatnio jest ich coraz mniej, ale w końcu dla większości rozpoczął się rok szkolny, więc nie każdy ma tyle czasu co wcześniej.

    Rozdział był genialny! Najpierw postać tego tajemniczego gościa, który knuje coś, co ewidentnie nie spodoba się naszej dwójce. Przejął kontrolę nad Sherry i... No właśnie i co? Co kazał jej zrobić? Oj coś czuję, że wynikną z tego kłopoty oraz zamieszanie.
    Jednak moim numerem jeden jest druga część rozdziału. Shane'a uwielbiam za całokształt. Jest typem postaci, które choćbym nie wiem, co robiły i tak pozostanie mi w pamięci.
    Tak poza tematem, to jakoś trudno mi sobie go wyobrazić w garniturze i troszkę się zdziwiłam, gdy w końcu zgodził się go włożyć.
    Uhu, końcówka była najlepsza! Oczywiście mam ochotę cię udusić za nią i za to, że tak długo każesz nam czekać na kolejny rozdział, ale z drugiej strony jestem nią zachwycona! Te opisy oraz cały nastrój był genialny. Boniu, na prawdę ci zazdroszczę tak lekkiego stylu pisania ;)
    Shane i Raisa w tańcu? Oj tak, to zdecydowanie cudny widok ^^ Ale mam jakieś dziwne przeczucie, że po tym "trzy" wydarzy się coś niespodziewanego. Ale to tylko takie moje domysły.
    No to ja z niecierpliwością będę wyczekiwać następnego rozdziału.

    Aha, o nowościach nie musisz mnie informować, bo mam cię w obserwowanych :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie zgadzam się! Masz dalej pisać. To opowiadanie jest świetnie i bardzo mnie wciągnęło.
    Cały ten rozdział był genialny. *.* Shane i Raisa? Taniec? Dla mnie bomba! xD Mam ochotę cię zabić za to, że skończyłaś w takim momencie, ale cóż... Ty tu decydujesz. xd Nie mogę się doczekać ciągu dalszego. Szkoda, że dopiero na Halloween, ale wtedy będzie tak...klimatycznie. xD
    O nowościach nie musisz mnie powiadamiać, mam cię w obserwowanych. ^^
    Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie zaprzestawaj pisania:) To mój blog jest nieczytany i też się zastanawiam czy go nie usunąć. Mam nadzieję, że nie opuścisz nas:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Och zaczyna się robić romantycznie *_* Mnie to jest bardzo na rękę, chociaż nie mogę zapomnieć o tym rozkazie Śmierci, żeby Raisa zlikwidowała Shane'a ... oj niedobrze. I on też o tym wie, więc zachowuje się nieufnie i wszędzie wietrzy postęp. A raczej wszędzie tam gdzie go nie ma, a tam gdzie akurat jest, czytaj Sherry, jego czujność jest uśpiona ... Kurczę, naprawdę nie chcę, żebyś już kończyła. Chcę, żeby jeszcze dużo się wydarzyło :D I zagłosowałam w sondach, oby to Ci pomogło :)
    Pozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział do siebie :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana, w żadnym wypadku nie kończ publikowania tego opowiadania. Oczywiście ostateczna decyzja należy do Ciebie, aczkolwiek musisz wiedzieć, że ja uwielbiam tę historię: wspaniały pomysł na fabułę, świetny styl autorki, perfekcyjnie wykreowane postacie. Czego chcieć więcej? Obyś nabrała wiary w TZŚ, bo to naprawdę jeden z najlepszych blogów, jakie obecnie czytam. I deklaruję ponownie, że mnie o nowościach powiadamiać nie musisz, gdyż mam Cię w obserwowanych :)
    Zastanawia mnie ten tajemniczy gość, który wyraźnie chce dopaść Raisę... Któż to taki? Co pozostaje ukrytego dla Posłanniczki? Najwyraźniej poza zwykłym ludzkim życiem było coś jeszcze. A może źle zinterpretowałam fakty i Sherry ma pomóc w zabiciu Shane'a? Sama już nie wiem, ale muszę Ci powiedzieć, że taki tajemniczy klimat jak najbardziej mi odpowiada.
    Prawdę powiedziawszy, gdy wyobraziłam sobie Shane'a z tą jego mroczną miną, w garniturze, opartego o ścianę gdzieś w kącie sali, to aż się rozmarzyłam. Jestem pewna, że wyglądał sto razy lepiej niż ci wszyscy przylizani licealiści. Justine nieźle poszalała, organizując imprezę na aż tak dużą skalę. Przeczuwam jednak, że ta impreza szybko zamieni się w jakiś niebezpieczny spektakl; w sumie to na to właśnie liczę.
    Po prostu wielbię scenę końcową. Wyobraziłam sobie piękną Raisę w białej sukni stojącą naprzeciwko Shane'a, ich ręce łączące się w drodze na parkiet, objęcie i przygotowanie do tańca... Nasz Czarny Feniks może i uważa Raisę za zagrożenie, ale jednocześnie nie może się oprzeć jej kobiecemu urokowi. Dlatego między nimi istnieje ta cała skomplikowana gra.
    Ja jestem rozdziałem zachwycona i niecierpliwie czekam na ciąg dalszy ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie rezygnuj, proszę. Tak bardzo wciągnęło mnie to opowiadanie, że muszę poznać ciąg dalszy. Jednak decyzja należy do Ciebie. Mam nadzieję, że dobrze to przemyślisz.
    Kim była postać, która pojawiła się na początku rozdziału i rozmawiała z Sherry? To jakiś demon? Ciekawe, co takiego ma się stać na tym balu. Mam nadzieję, że cokolwiek to jest, nie dojdzie do skutku. Czuję, że nie jest to nic dobrego.
    Nareszcie Shane spotkał się z Raisą. Ciekawe, czy powie jej, że wie, że ona musi go zabić. Liczę, że Raisa jakoś wymiga się do tego zadania.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak możesz mówić o zaprzestaniu pisania tej historii?! Według mnie jest fantastyczna, a wątek o zabiciu Shana tylko podkręcił emocje. Bardzo podoba mi się Twój blog i błagam Cię na kolanach - nie porzucaj go! Uwielbiam czytać Twoje opowiadanie i nawet nie wiesz jak wiele wrażeń wywołuje we mnie czytanie tego, co wyszło spod Twojego pióra.
    Rozdział rewelacyjny - ogromnie mnie zastanawia jak to się wszystko teraz potoczy. Raisa niby chce wywiązać się z zadania, lecz znając ją na pewno coś jej nie wyjdzie. A może Shane stanie po przeciwnej stronie i dziewczyna straci go na zawsze? Nie wierzę, że wszystko pójdzie tak gładko, a chłopak dobrowolnie odda się Śmierci. Dodatkowo na drodze Posłanniczki stoi ktoś, kto pamięta ją z przeszłego życia. Może dziewczyna umarła właśnie przez niego?
    Jak zwykle mam mnóstwo pytań, ale zdania nie zmienię - pisz dalej tę historię, uważam, że naprawdę świetnie Ci idzie. Z niecierpliwością czekam na następną część:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Ty mi nawet nie próbuj kończyć tego bloga!
    Historia jest świetna, bohaterowie ciekawi i rozwojowi, Ty piszesz całkiem dobrze, więc wogóle wybij sobie ten pomył ze łba, że tak powiem:)
    Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały:)
    I rozumiem że brak czasu to poważny problem, niestety... Ale może chociaż jedna notka w miesiącu?:)
    Pozdrawiam,
    Flora

    OdpowiedzUsuń
  14. Trzynastka może i w przesądach ogółu jest pechowa, ale z racji tego, że właśnie to ,,przesąd" ludzie temu ulegają i typowy piątek trzynastego dla wierzących ślepo w przesądy (właśnie powtarzam to słowo po raz trzeci =.=") wszystko będzie do bani. Reasumując, u Ciebie tak nie było. Naprawdę nie wiem kiedy skończyłam czytać i cała ta zabawa skończyła się w oka mgnieniu (co ja dziś z tymi powtórzeniami, no! mózg mi na zajęciach wyprali, czy co? x.x). W dodatku ta ujmująca końcówka, oczekiwane spotkanie Raisy, a także tajemnicza zagrywka dwójki... niesłychana. Farsa jak nic, ale za to jakaż emocjonująca! *^* Jednakże początek chwycił mnie za serce. Dlaczego? Rewelacyjne opisy i porównania, zwłaszcza jeden zapadł mi szczególnie w pamięci. Pozwolisz, że zacytuję? ,, Huk uderzającego pioruna, trzask łamanego drzewa tworzyły niepowtarzalną symfonię zniszczenia. Nawet najbardziej utalentowany kompozytor nie był w stanie przewyższyć geniuszu natury." - po prostu coś pięknego, kochana. Coś pięknego. Pożywka dla wyobraźni. Nic, tylko podziwiać, jak Twój styl się poprawia. Miód na sercu. W dodatku bardzo mocno odczuwałam to, co Sherry, a co może nie zostało aż tak wyeksponowane. Ten strach, kiedy szła z bratem na ten bal urodzinowy... ta inność, która zrodziła się znikąd. Jestem bardzo ciekawa, jak rozwiniesz to dalej, tym bardziej, że naprawdę polubiłam Sherry.
    Pozdrawiam!

    PS Muse. Kocham Muse! Dziękuję, że podczas czytania mogłam raczyć się ich piosenką @.@

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie poddawaj się tak łatwo, bo jak widzisz z komentarzy wyżej ( i mojego), to wszyscy chcą kontynuacji ;) Mam nadzieję, że uda się nam Cię choć trochę zmotywować i nie zaprzestaniesz dalszej publikacji opowieści, bo czyta się ją świetnie. Co do rozdziału to początek bardzo tajemniczy i ponury, aż zrobiło mi się żal Sherry. A druga część genialna, zwłaszcza końcówka powala. Mamy w końcu Danse macabre :D I co będzie dalej? Co zadecydowała Raisa i czy Shane jej na to pozwoli? A może nie będzie miał wyjścia.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie rezygnuj. Może i liczba Twoich czytelników zmalała, ale 16 (w porywach 17) komentarzy to wciąż dużo.
    Podoba mi się ta tajemniczość rozdziału. Tylko, że nieco się pogubiłam w opowiadaniu (*Zdolna jestem:D).
    Pozdrawiam!
    [brama-snu.blogspot.com]
    [wieczna-muzyka.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  17. Ten rozdział bardzo mi się podobał, a szczególnie jego zakończenie było świetne:p Jestem przekonana, że go nie zabije. Może powie mu prawdę, że kazano jej, ale tego nie zrobi? I może jej uwierzy. To naprawdę świetna opowieść, nie przestawaj pisać. Czemu tak szybko się zniechęcasz? Jak już się wciągnę w którąś z Twoich opowieści, to musisz rezygnować:( Pisz, bo jestem ciekawa, jak to się dalej potoczy. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Nawet nie próbuj mi tu przerywać tej opowieści! Jest genialna, świetna i co i rusz mnie zaskakuje. Masz taki talent, że po prostu przy każdym rozdziale wciągam się do tego stopnia, że normalnie wkurzam się, gdy następuje jego koniec. Ja nawet nie zauważyłam, by ten rozdział był dłuższy. Dla mnie to wciąż za mało, ale najwidoczniej mnie nigdy nie można do końca zadowolic. Odwołując się już jednak bezpośrednio do treści. Zastanawia mnie ten początek. Na początku pogubiłam się w tym ogólnie o kim, piszesz, ale imię Sherry zdecydowanie trochę rozjaśniło mi pogląd na tę sprawę. Co prawda wciąż nie jestem do końca pewna, o co tak naprawdę chodzi, ale przyznaje, że podobał mi się ten fragment, chociaż jeden inny zdołał pobić go o głowę. Tak, tak... rozpoczęcie tańca Raisy i Shane'a było właśnie tym momentem. Dlaczego? Sama nie wiem, ale gdy tylko zaczęli odliczać rozpoczęcie tańca zwyczajnie zostałam zauroczona i oddałam się tamtej chwili. Szkoda tylko, że trwała tak krótko, a ja nie doczekałam się wyniku tej sytuacji. To jest zdecydowanie trochę pokręcone, bo wydaje mi się, że chłopak wyszukuje niebezpieczeństwa nie z tej strony, co powinien, choć słusznie w końcu zaczął zauważać, że jego siostra zachowuje się dziwnie.
    Bardzo bym prosiła byś mnie dalej informowała. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  19. W końcu tu dotarłam... Czekaj źle to mówię. O Boże czemu ja na tego bloga wcześniej nie wpadłam. Jest genialny! Treść jest powalająca, a sam pomysł... Ah... Piszesz genialnie! Opowieść jest rewelacyjna! Wciąga za każdym rozdziałam coraz bardziej i bardziej! Po prostu nie wiem co napisać by się nie powtórzyć. Chyba zabraknie mi synonimów do słowa świetne ;P Historia Shane'a i Raisy jest dopracowana pod każdym względem. Mówię ci teraz, że masz nową wierną czytelniczkę, która w 100% będzie śledzić dalsze losy owej dwójki. Może trochę się w tym rozdziale pogubiłam, ale wyszedł ci bardzo dobrze. Czekać tylko na więcej! Z niecierpliwością oczekuję dnia kiedy będzie w końcu Halloween i twoja nowa notka :)
    Gorąco pozdrawiam i życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Czytam, w sensie jestem w trakcie nadrabianie. Zostały mi dwa rozdziały do końca i naprawdę było by miło, gdybyś z "tańca ze śmiercią" nie rezygnowała. Proszę. :)
    Ścielę się,
    Kanako tudzież hei-chi

    OdpowiedzUsuń
  21. Naprawdę byłoby szkoda, gdybyś całkowicie zrezygnowała z tej historii. Wprawdzie mam jeszcze trochę do narobienia, ale niezaprzeczalnie masz talent i musiałaś trochę pracy włożyć w to opowiadanie, więc byłobyś szkoda, gdybyś zarzuciła je tak definitywnie.
    Rozumiem, że możesz nie czuć się na siłach, ale może za kilka tygodni/miesięcy wena wróci? Historia niewątpliwie jest oryginalna i ma potencjał. Szczególnie przypadły mi do gustu twoje opisy; masz ich dużo, a im więcej opisów, tym bardziej jestem zadowolona i zmotywowana do czytania ^^.
    Sorry, że tak długo mi zajmuje to nadrabianie; dlatego też rzadko komentuję. Czytam bardzo dużo opowiadań na bieżąco i dużo sama piszę, więc z nadrabianiem od zera zawsze mam pewne problemy i zawsze zajmuje mi to sporo czasu, ech :(.
    W każdym razie, ten rozdział wcale nie wyszedł źle; był naprawdę dobry, a opisy tak obrazowe, że mogłam zobaczyć to wszystko oczami wyobraźni. Było parę ciekawych zwrotów, spodobało mi się np. zdanie "Poczułem się jak zamknięty w czarno-białej kostce Rubika", ale w sumie dużo tych przemyśleń wewnętrznych było trafnych.
    Mam nadzieję, że wena wkrótce ci wróci, i dziękuję za czytanie i komentowanie mojego opowiadania :*.

    OdpowiedzUsuń
  22. Wybacz mi tę zwłokę w komentowaniu, ale naprawdę ciężko jest z czasem przez szkołę. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz :).
    Rozumiem, że jest Ci smutno przez "malejącą" ilość czytelników, ale to nie powód, by rezygnować z opowiadania. Wiesz dlaczego? Ponieważ większość osób, które czytają po prostu nie komentują. Albo im się nie chce, albo chcą być w cieniu, albo po prostu nie mają na to czasu. Ja np. założyłam na jednym ze swoich blogów sondę i z niej wiem, że bloga czyta 186 osób, a wesz ile komentuje? 10. Dlatego nie przejmuj się komentarzami i pisz dalej. Proszę :).
    Co odcinka: Zawsze nie mogę wyjść z podziwu nad Twoim stylem. Uwielbiam to, jak opisujesz każdy szczegół. Sprawiasz, że wszystko potrafię zobaczyć swoimi oczami wyobraźni, a to jest piękne. Dlatego szkoda by było, gdybyś zakończyła tak świetną historię.
    Oczarował mnie moment, w którym Raisa zaprosiła Shane'a do tańca. Przeważnie to chłopaki przejmują tę pałeczkę, ale tym razem było inaczej. A Shane'a wprost oczarował wygląd naszej bohaterki. Kolejny plus za fenomenalny opis uczuć! No i za Shane'a, który jest moją ulubioną postacią! Jak to miło, że założył garnitur ^^.
    Sherry została otumaniona przez tajemniczą postać, która naprawdę mnie zaintrygowała. Jestem święcie przekonana, że doda temu opowiadaniu nutki tajemniczości. I co karze zrobić Sherry? Akcja, akcja, akcja! LUBIĘ TO!
    Zakończyłaś w najmniej odpowiednim momencie, ale wiem, że autorzy lubią tak robić. Wtedy czytelnik czuje niedosyt i czeka na więcej. A więc - czekam na więcej i proszę o szybkie opublikowanie nowości :). Mam ogromną nadzieję, że nie zrezygnujesz z tej historii. Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  23. Wreszcie udało mi się wejść na Twojego bloga. Nie wiem czemu, ale wcześniej o czym pisałam Ci w komentarzu na moim blogu gdy chciałam otworzyć stronę z Twoją opowieścią mój program antywirusowy skutecznie mi to uniemożliwiał. Próbowała, próbowałam, aż wreszcie się udało z czego nie ukrywam, że bardzo się cieszę. Rozdział jak zwykle genialny i nawet nie próbuj myśleć o zakończeniu pisania tej opowieści. Chcę się dowiedzieć jak to wszystko sie potoczy. Czy faktycznie na balu dojdzie do zabójstwa - bo wnioskuję że taki rozkaz dostała Sherry.
    Przyjęcie bardzo obrazowo opisane. Podziwiam Cię za te łatwość operowania słowem.
    Zauważyłam też nowy szablon - zupełnie odmienny od poprzednich. Ja sie na tym zupełnie nie znam ale to chyba manga, tak?

    Pozdrawiam serdecznie i liczę na kolejny rozdział :-)

    OdpowiedzUsuń