Ludzie często czują się zagubieni. Ogrom problemów
przytłacza wątłe dusze, budząc pierwotny instynkt przetrwania. Myśli wirują w
głowie, tworząc coś na kształt mitycznego Chaosu. Kiedy nic nie jest pewne, a
inni odwracają się, nie chcąc pomóc, człowiek popada w rozpacz. Nie wie, co
robić. Zaczyna przypominać miotające się
w klatce zwierzę. Wszystkie cechy, które upodabniają go do samego Boga, znikają.
Rozsądek, zdolność podejmowania decyzji i oceny sytuacji zostają zagłuszone
przez targające sercem emocje. Pod ich wpływem wybierane są wyjścia często
prowadzące do samozagłady. Dlatego Posłannicy nie posiadają uczuć. Rodzą się
zaopatrzeni w bystry umysł, ale całkowicie pozbawieni wrażliwości, współczucia
i innych potencjalnych słabości. Nikt nie jest w stanie poruszyć
kamiennego serca sługi Czcigodnej. Umierające
dusze nie mogą liczyć na miłosierdzie, bo Posłannik nie zna takiego słowa. On
tylko wypełnia rozkazy. Wie, że to będzie dla niego najlepsze. Sensem istnienia
takiej istoty jest służba Śmierci. Nic innego się nie liczy.
Czy to dlatego, że urodziłam się człowiekiem, czułam się
teraz tak okropnie? Przecież przeszłam tyle treningów… Przez lata ćwiczyłam
beznamiętne podchodzenie do misji. Wiele zadań wykonałam, nie zwracając
uwagi na uczucia. Potrafiłam je tłumić. Myślałam, że dorównuję prawdziwym
Posłannikom. Wszystko przepadło. Nie pomagało przekonywanie siebie, iż
powinnam zignorować wczorajsze wydarzenia i skupić się na faktycznym celu przebywania na Ziemi. Katana, bóle głowy… Nie mogłam przestać o tym
myśleć. Nawet kilkakrotnie odtwarzałam cały Rytuał, próbując odnaleźć błąd, ale
wszystko wydawało się przebiec pomyślnie. Kiedy poprosiłam Ivę o potrzymanie
broni, na nic się nie skarżyła. Pozostawała jeszcze jedna opcja, ale ona nie
wchodziła w grę. Przecież zauważyłabym, że Shane nie jest człowiekiem.
Tymczasem nie przejawiał żadnych demonicznych zdolności. Wyostrzone zmysły,
umiejętności bitewne, szybkie poruszanie się… Niczego takiego nie
zaobserwowałam. Wprawdzie aura chłopaka pachniała szafranem, ale to jeszcze nic
nie znaczyło. W swojej karierze Posłannika spotykałam takie osoby. Zawsze
okazywały się ludźmi. Bez problemu przeprowadzałam ich na drugą stronę. Tylko,
że oni nie wyczuwali mocy Czcigodnej... Nie, niemożliwe. Shane był na wskroś
ludzki. Musiało istnieć inne wytłumaczenie niecodziennego zjawiska. Po prostu
jeszcze nie wpadłam na odpowiedni trop. Nie powinnam w ogóle zastanawiać się
nad człowieczeństwem Shane’a. Czcigodna nie zwróciłaby uwagi na demona. Po co?
Gardziliśmy nimi i zabijaliśmy, gdy zaszła potrzeba. Nie wyobrażałam sobie, by
Śmierć nagle zmieniła swoje stanowisko wobec tych potworów.
Potrząsnęłam
delikatnie głową, usiłując odgonić natrętne myśli. Nie było czasu na gdybanie. Musiałam zacząć
działać. Należało wyjaśnić sprawę miecza i ataku bólu. Oderwałam wzrok od
wschodzącego słońca, po czym delikatnie zaciągnęłam zasłony. Nie chciałam go
budzić. Zasłużył na odpoczynek. Dzielnie stawiał czoła zarówno mnie, jak i
cierpieniu. Usiłował nie krzyczeć. Mało tego, po wszystkim chciał iść do domu,
choć z trudem stawiał kroki. Nie wiedziałam, czy to heroizm, czy głupota, ale
poniekąd mi zaimponował. Nie spotkałam dotąd człowieka z taką wolą walki.
Cicho podeszłam do łóżka i przycupnęłam na skraju,
wpatrując się w śpiącego chłopaka. Oddychał niespokojnie, co jakiś czas przekręcając
się z boku na bok. Nieco przydługie, czarne włosy zasłaniały mu większą część
twarzy, przylepiając się do spoconych policzków. Grzywka skutecznie zakrywała
oczy, nie pozwalając na stały kontakt wzrokowy. Coś mi mówiło, że celowo jej
nie obcinał. Tak, jakby nie chciał, żeby inne osoby zdołały cokolwiek w nich
odczytać. Bronił dostępu do swojego wnętrza w każdy możliwy sposób. Tylko raz
mogłam spojrzeć prosto w czarne tęczówki Shane’a i do tej pory nie potrafiłam
zapomnieć uczucia, które mi wówczas towarzyszyło. Jakbym zapadała się w otchłań
bez dna. Serce ścisnął mi strach, ale jednocześnie chciałam spadać tak
wiecznie. Pojawiła się jakaś dziwna ekscytacja. Nie powinnam jej czuć, przecież
byłam Posłannikiem, ale nie potrafiłam tego powstrzymać. Gdyby nie odizolowywał się od znajomych ze
szkoły, z pewnością miałby wzięcie u dziewczyn. Powalający na kolana wzrok nie stanowił jego jedynego atutu. Teraz, gdy
spał, mogłam bez problemu mu się przyjrzeć. Na co dzień wolałam unikać zbyt długich obserwacji. Mógłby się
zorientować i spłoszyć. Musiałam
postępować jak z nieoswojonym zwierzątkiem. Zbliżać się powoli, nie wykonując
gwałtownych ruchów. Dopóki nie zyskałam jego zaufania, starałam się zachować ostrożność. Wystarczył jeden fałszywy krok i trzeba by było zaczynać wszystko od
początku. Nie miałam na to czasu. I tak
przeciągałam tę misję. Podejrzewałam, że Czcigodna zaczynała się niecierpliwić.
Nie chciałam teraz myśleć o ewentualnych konsekwencjach
swojej opieszałości. Poza tym nie chciałam psuć uroku
chwili. Błoga cisza działała kojąco na zmysły i sprawiała, że robiło mi się
jakoś ciepło na sercu. Przesunęłam
spojrzeniem po twarzy Shane’a, dziwiąc się, jak mocno jego jasna karnacja i blade, wąskie usta
kontrastują z czernią włosów. Wyglądał trochę jak upadły anioł i nawet lekko
garbaty nos nie niszczył tego wrażenia. Delikatne rysy oraz brak zarostu
przypominały, że to tak naprawdę jeszcze młody chłopiec, na którego spadło w
ostatnim czasie trochę za dużo kłopotów. Worki pod oczami świadczyły o
bezsenności, a drobne zmarszczki na czole pokazywały, że nawet podczas odpoczynku dręczą go ponure myśli. Drobne dłonie zacisnął w pieści. Miał niebywale długie palce jak
na mężczyznę. Mógłby zostać pianistą albo malarzem. A może lubił sztukę? Nigdy nie pytałam go o zainteresowania,
plany, marzenia. Nie było czasu, czy po prostu nadal miałam go tylko za cel
misji? No cóż, musiałam to nadrobić. Nie można zyskiwać zaufania jedynie
poprzez ochronę i nauczanie walki.
Poruszył się delikatnie we śnie, sprawiając, że serce
podeszło mi do gardła. Co by sobie pomyślał, gdyby zobaczył, jak mu się
przypatruję? Na pewno zrobiłby się podejrzliwy i zaraz węszyłby podstęp. Taki
już był. Nie znałam go długo, ale ta cecha mocno dawała o sobie znać. Czy on nie wierzył w bezinteresowność?
Podejrzewałam, iż nigdy jej nie doświadczył albo ktoś go wykorzystał. Krył tak
wiele tajemnic… Dusił wszystko w sobie, zamykając się na innych. Współczułam
mu, bo znałam to uczucie. W Sementii nie poświęcało się czasu rozterkom duchowym.
Istniało coś takiego jak przyjaźń, ale wyglądało to zupełnie inaczej, niż na
Ziemi. Polegało na wspólnym spędzaniu czasu, bawieniu się, lecz nie na
rozmowie. W efekcie wszelkie wątpliwości zostawiałam dla siebie. Byłam samotna
pośród tłumu. Zabawne, jak wiele mieliśmy
wspólnego.
Przemknęłam jeszcze wzrokiem po sylwetce chłopaka,
stwierdzając, że nie jest takim chucherkiem, na jakiego wygląda. Wprawdzie nie
można było go zaliczyć do sportsmenów, ale pod czarną koszulką zarysowywały się
mięśnie. Wystarczyło trochę popracować nad kondycją i powinien bez trudu
wytrzymywać dłuższe treningi. Nie byłam tylko pewna, czy powinnam organizować
kolejne. Może nie trzeba było się zgadzać? Początku nie mogłam zaliczyć do
udanych. Ćwiczenia z kataną nie
wchodziły w grę, przynajmniej na razie. Nie znał nawet podstaw władania białą
bronią. Jak miałam mu to wytłumaczyć?
Wprawdzie pamiętałam lekcje fechtunku, których udzielali mi starsi Posłannicy w
Sementii, ale w przypadku Shane’a
trwałoby to za długo. Potrzebowałam czegoś szybkiego i efektywnego. Póki
co nic nie przychodziło mi do głowy. No cóż, kolejna rzecz, nad którą musiałam
się zastanowić. Jakby już nie było ich za wiele.
Dźwięk dzwoniącego domofonu przerwał rozmyślania. Kto
mógł dobijać się o tak wczesnej porze? Słońce wzeszło zaledwie kilka minut
temu. Ludzie pogrążeni byli we śnie, a ulicą przejeżdżały pojedyncze samochody.
Iva często zapraszała przyjaciół, lecz pojawiali się popołudniu lub późnym
wieczorem. Wymknęłam się z pokoju i zeszłam na
dół, chcąc zbadać sytuację. Blondynka właśnie wpuszczała kogoś za bramę.
- Jakaś laska do ciebie –
mruknęła z kwaśną miną, wyraźnie niezadowolona z porannej pobudki. Nic
dziwnego, skoro zazwyczaj wstawała po dwunastej. Westchnęłam cicho. Wyrwana ze
snu Iva przez cały dzień dawała się we znaki, czepiając się wszystkich wokół.
Mieszkałyśmy tu same, więc cała jej frustracja skupiała się na mnie. Próbowałam
podchodzić do tego z dystansem i puszczać mimo uszu złośliwe uwagi, ale nie
zawsze się udawało. W efekcie wybuchały karczemne awantury. Dobrze, że
przynajmniej godziłyśmy się szybko. Czcigodna nie pochwalała konfliktów z
Mortengai. Stanowili zbyt cenne źródło informacji.
- Długo będziesz tak stać? Zaraz zapuścisz korzenie. Idź jej otwórz, to
twój gość. Swoją drogą mogła wybrać odpowiedniejszą porę na odwiedziny –
sarknęła Iva, wychodząc z kuchni.
- Nikogo nie zapraszałam. Nawet
nie wiem, kto to może być – odparłam, podchodząc do drzwi. Uchyliłam je
delikatnie, starając się zachować ostrożność. Przed wejściem stała wysoka,
szczupła dziewczyna o kasztanowych, lekko pofalowanych włosach. Obcasem czarnej
szpilki zgniatała niedopałek papierosa. Miałam wrażenie, że cała jej postać się
uśmiecha. Nawet w piwnych oczach o kształcie migdała migotały figlarne
iskierki. Niedbałym ruchem poprawiła szarą, nieco za dużą koszulkę, idealnie
komponującą się z czarnymi, obcisłymi spodniami. Nie przypominałam sobie, byśmy
się wcześniej spotkały.
-
Raisa, prawda? Jestem Sherry, siostra Shane’a. Rozmawiałyśmy przez
telefon. Mogę wejść? - Bez słowa
wpuściłam ją do środka. Coś mi tu nie pasowało. Aura dziewczyny była dziwna.
Nie mogłam uchwycić jej woni. Jakaś inna energia duchowa o intensywniejszym
zapachu skutecznie mi to utrudniała. Mieszały się, dając zupełnie unikalny
aromat. Pierwszy raz miałam do czynienia z taką sytuacją, ale według danych
zebranych w Sementii, niektóre demony wyższego rzędu potrafiły przejmować
ludzkie ciała. Zakłócenia aury stanowiły jeden z symptomów opętania. Czyżby te
bestie postanowiły wykorzystać więzi łączące rodzeństwo? Nie byłam do końca
pewna. Mogłam się mylić, ale… Co innego spowodowałoby niecodzienne zaburzenia
zapachu siły ludzkiego ducha?
- Wybacz, że tak wcześnie.
Martwiłam się o Shane’a. Przyzwyczaiłam się, iż ma talent do pakowania się w
kłopoty, ale tym razem musi to być coś poważniejszego, skoro nie dał rady
wrócić do domu. Mówiłaś o nagłym ataku bólu głowy, tak? Mogłabyś mi zdradzić
coś więcej? – Zawahałam się. Nie wiedziałam, ile mogę powiedzieć. Jeśli przypuszczenia potwierdziłyby się,
każda informacja zostałaby wykorzystana przeciwko chłopakowi. Tak już działały
demony. Słabości przeciwnika obracały na swoją korzyść. Z drugiej strony w
oczach Sherry dostrzegałam troskę. Naprawdę bała się o brata. Diabły raczej nie
potrafiły podrabiać takich emocji.
- Rozmawialiśmy w ogrodzie i
nagle Shane złapał się za głowę. Próbowałam nawiązać jakiś kontakt, ale ból na
tyle otępił mu zmysły, że nie reagował. Już miałam dzwonić po pogotowie, gdy
atak ustąpił. Chciał wracać do domu,
lecz ledwie trzymał się na nogach. Uznałam więc, iż lepiej będzie, jak przenocuje
tutaj. Powrót do domu w takim stanie mógłby źle się dla niego skończyć. –
Postanowiłam nie opowiadać wszystkiego.
Krótka relacja powinna wystarczyć każdej normalnej siostrze. Zręcznie
pominęłam temat lekcji walki. Wydawałoby się to podejrzane. Zaraz zaczęłyby się
pytania o cel takich zajęć. Nie byłabym w stanie z tego wybrnąć. Posłannicy to
istoty prawdomówne. Mogłabym się pogubić w gąszczu pytań i w efekcie zdradzić
się jakimś gestem.
- Konkretna z ciebie babka… Spokojnie, nie musisz się tak spinać. W końcu
to nie twoja wina. Naprawdę tylko
rozmawialiście? Myślałam, że może zaszło coś więcej. Jeszcze nie widziałam, żeby starał się nie
spóźnić. Spotkanie z tobą wydawało się wiele
dla niego znaczyć. – Uśmiechnęła się dwuznacznie. Pytanie było podchwytliwe.
Liczyła, że dam się zwieść i zdradzę więcej szczegółów? A może naprawdę miała
na myśli… Nie, niemożliwe. Po prostu próbowała przez nawiązanie do takich spraw
zmusić mnie do zwierzeń. Nie doceniała Posłanników.
- Nic więcej się nie wydarzyło.
Powiedziałam wszystko, co wiem. Chcesz iść do niego? Jest na górze. Mogę go
obudzić.
- Nie trzeba. Powinien wreszcie
porządnie odpocząć. W ogóle o siebie nie dba. Wpadnę po niego później. Mam
kilka spraw do załatwienia. Zostaję na dłużej w Sorrow, by pomóc cioci w opiece
nad mamą, więc zdecydowałam się poszukać pracy. Mam dziś kilka rozmów. Życz mi
powodzenia, Posłanniczko. – Puściła mi perskie oczko i wybiegła z domu,
trzaskając drzwiami. Ponure przypuszczenia potwierdziła jednym słowem. Zwykły
człowiek nie odkryłby mojej tożsamości po kilku minutach rozmowy, szczególnie,
że przyoblekłam się w ludzką powłokę. Nie mogłam tak tego zostawić.
Wprawdzie miałam iść do szkoły, ale
musiałam dowiedzieć się, jaki jest jej cel. Dlaczego nie atakuje Shane’a?
Wykorzystała Sherry, by zbliżyć się do chłopaka, ale po co? Jeśli teraz
zniknęłaby mi z oczu, prawdopodobnie nie udałoby mi się dopaść jej w
najbliższym czasie. Niestety, znowu okoliczności zmusiły mnie do złamania zasad. Swoim postępowaniem plamiłam honor
Posłanników, którzy nazywali się filarami podtrzymującymi równowagę między
światami. Pilnowali przestrzegania ustalonych reguł. Tymczasem ja łamałam jedną
po drugiej. Czy takie zachowanie można było nazwać godnym sługi Śmierci? Niefrasobliwością zakłócałam harmonię. Każda decyzja niezgodna z przyjętymi w danym
świecie zasadami podkopywała fundamenty spokojnego egzystowania równoległych
wymiarów. Po raz kolejny udowadniałam, że starsi Posłannicy mieli rację,
uważając mnie za nieudany eksperyment Czcigodnej.
Złapałam stojącą w kącie torbę,
solennie przyrzekając sobie, iż udam się do szkoły, jak tylko dowiem się, co
planuje wróg.
- Jak Shane się obudzi, powiedz
mu, że musiałam wyjść. Postaraj się go zatrzymać u nas – krzyknęłam jeszcze do
Ivy, po czym wybiegłam, nie otrzymując odpowiedzi. Musiała wykonać polecenie.
To był jej obowiązek jako Mortengai i mogłam wyciągnąć konsekwencje, gdyby je
zignorowała.
Minęłam furtkę najszybciej, jak
potrafiłam. Dziewczyna znikała za zakrętem. Pobiegłam w jej kierunku, starając
się podkraść jak najbliżej, pozostając niezauważoną. Cielesna forma ograniczała
nadnaturalne umiejętności Posłannika, ale najwidoczniej w przypadku demonów
było tak samo, bo szatynka poruszała się w ludzkim tempie. Mijała kolejne
uliczki, wyraźnie zmierzając na drugi koniec miasta. Znajdowały się tam
opuszczone budynki firmy produkującej tworzywa sztuczne, która zbankrutowała
jakiś czas temu. Posłannicy zabrali wtedy mnóstwo dusz. Pozostawieni bez grosza
pracownicy popełniali samobójstwa, chcąc uwolnić się od problemów. Myśleli, iż to dobre wyjście. Może i udało im
się uciec przed ziemskim cierpieniem, ale skazali się na wieczyste męki w
piekle. Istoty skracające dla kaprysu własne życie nie zasługiwały na litość. Bezmyślnie pozbawili się szansy na odmianę
losu. Sama oddałabym wiele, aby dostać drugą szansę i wrócić na Ziemię jako
człowiek, a oni tak po prostu się poddawali. Nie rozumiałam tego.
- Dość – szepnęłam, przywołując się do
porządku. To nie był czas i miejsce na snucie refleksji. Rozpraszałam się
nieistotnymi w tym momencie sprawami, zamiast skupić się na celu. Skręciłam w kolejną uliczkę, spodziewając
się, że ją tam ujrzę, ale powitała mnie pustka. Zniknęła. Jak to możliwe?
Jeszcze kilka sekund temu… Czyżby pułapka? Przystanęłam raptownie, dziwiąc się
własnej głupocie. Na pewno zdawała sobie sprawę, że mnie tym sprowokuje.
Pobiegłam za nią, w ogóle się nie zastanowiwszy. Znowu działałam pod wpływem
emocji.
Nagle wszystko ucichło. Odgłosy
dochodzące z bardziej zatłoczonych ulic stały się jakby bardziej odległe. Wiatr
znikł, a ptaki gwałtownie ucięły swoje trele. Zapadła głucha cisza. Chciałam
jak najszybciej zawrócić, ale ciało zesztywniało, uniemożliwiając jakikolwiek
ruch. Serce zaczęło szybciej bić. Powoli ogarniała mnie panika, którą starałam
się zamaskować obojętnym wyrazem twarzy. Gdzieś tutaj czaił się wróg. Nie
mogłam pozwolić, by nawet w takiej sytuacji
zobaczył strach na mojej twarzy. Przegrałabym walkę na starcie. Demony z pewnością wykorzystałyby nadarzającą
się okazję i poprzez przerażenie próbowałby zmącić zdolność racjonalnego
myślenia.
- Co robić? – szepnęłam cicho,
usiłując wyłapać aurę przeciwnika. Nic z tego.
Powietrze zdawało się całkowicie czyste. Czyżby atakował na tak długie
dystanse? Niemożliwe. Nawet demony posiadały pewne ograniczenia. Przynajmniej
te, z którymi się do tej pory spotkałam.
Lodowaty podmuch rozwiał włosy.
Przeszły mnie ciarki, gdy poczułam, jak ktoś kładzie zimną dłoń na moim
ramieniu. Dotyk nieznajomego zdawał się wdzierać w głąb ciała, docierając do
samej duszy. Chciałam wyrwać się, ale
wciąż nie mogłam pobudzić mięśni do działania. A więc napastnik wreszcie się
ujawnił. Co zamierzał? Mimowolnie zaczęłam szybciej oddychać, gdy smukłe palce
z ramienia zsunęły się w dół, rysując kontur talii i ostatecznie spoczywając na
biodrze. Drugą ręką przysłonił mi oczy. Poczułam, jak uścisk nieznajomego staje
się silniejszy. Gorący oddech muskał
szyję. Nogi zaczęły drżeć. Pierwszy raz byłam całkowicie bezbronna.
Beznadziejne uczucie. Zdana na łaskę i niełaskę wroga, mogłam tylko oczekiwać
na śmierć.
- Naprawdę niczego nie pamiętasz – szepnął
nieoczekiwanie, wprawiając mnie w zdumienie. O czym mówił? Przecież nie miałam
luk w pamięci. Może ludzkie życie nie było jakoś drobiazgowo zapisane w głowie,
ale spotkania z kimś takim nie zapomniałabym. Jedyne, co ulegało zamazaniu, to
tak nieistotne sprawy, jak wpadka na zakupach, czy wycieczka rowerowa, która
nie wypaliła.
- Tak bardzo tęskniłem… Widocznie to jeszcze nie pora –
mruknął, delikatnie całując mnie w szyję. Zdębiałam. Ten dotyk… Dziwne, ale
miałam wrażenie, że gdzieś go już doświadczyłam.
- Kim jesteś? – szepnęłam, usiłując opanować drżenie
głosu. Nie odpowiedział. Zamiast tego zaczął coś nucić. Kołysanka? Tak mi się
wydawało. Melodia była niezwykle spokojna, wręcz usypiająca… Zaraz. Czyżby
chciał mnie uśpić? Nie mogłam na to pozwolić. Walczyłam z sennością, ale
piosenka przybierała na sile, jednocześnie coraz mocniej wciągając mnie w świat
snu.
- Nie opieraj się, księżniczko – szepnął mi prosto do
ucha, po czym zaczął śpiewać. Początkowo przypominało to bełkot w bliżej
nieznanym języku, ale im dłużej trwała pieśń, tym słowa stawały się coraz
wyraźniejsze. Podświadomie wiedziałam, że wsłuchując się w melodię, sama sobie
szkodzę, ale nie potrafiłam powstrzymać ciekawości. Znałam tę piosenkę. Byłam przekonana, że ktoś
mi to kiedyś śpiewał. Nie miałam dowodów, nie pamiętałam takiego wydarzenia,
lecz przeczucie twardo trwało na swoim stanowisku. Nie dało się zbyć
racjonalnymi argumentami.
„ Wyciągnij swą bladą dłoń
I zanurz ją w mroku błądzącego serca…”
Dziwne. Słowa pojawiły się tak
nagle… Powieki stały się jeszcze cięższe. Zanim zasnęłam zrozumiałam, że
przegrałam tę walkę. A potem była już tylko ciemność i melodia cichnąca w mojej
głowie.
***
Jednak wróciłam szybciej. Wena nie do końca powróciła, ale stwierdziłam, że nie ma sensu odwlekać powrotu. Niedługo zacznie się rok szkolny i wtedy na pewno rzadko będę publikować, więc muszę wykorzystać czas wolny, który jeszcze mam. Rozdział... Wymęczony, bo dopiero końcówka poszła mi trochę lepiej. Mam nadzieję, że nie zawiodłam. Za błędy przepraszam, poprawiałam trochę na szybko. Wszelkie zaległości u Was postaram się nadrobić jak najszybciej. No i zachęcam do zajrzenia do zakładki z bohaterami, bo tam lekkie zmiany.
Dedykacja dla Amaterasu. Uwielbiam Twoje opowiadanie;)
Moja droga, to ja powinnam powiedzieć, że postaram się w jaki najszybszym czasie nadrobić zaległości u ciebie i obiecuję, że na dniach powinnaś dostać porządny komentarz odnośnie tych rozdziałów, których nie przeczytałam. Pozdrawiam gorąco :)
OdpowiedzUsuńPięknie! To teraz naprawdę zbudziłaś moją ciekawość. Zastanawiam się kim do licha jest Sherry i nie wydaję mi się, aby Shane był także stuprocentowym człowiekiem (Czyżby był tym Lucyferem?), może jest istotą, której Reisa nie zna imienia czy cokolwiek innego. Zastanawiam się dlaczego może poczuć moc Śmierci i nie wydaje mi się, że jest to spowodowane rytuałem dokonanym na ziemi. Myślę, że Śmierć wie dokładnie kim jest i nie chce Resie nic powiedzieć. Może to dla dziewczyny ma być jakiś test? Lub całkowicie coś innego? Hm, w każdym bądź razie wydaje mi się, że umiejętności Shane są w trakcie "przebudzenia", te bóle głowy, dziwne ataki... Nie potrafię sobie tego inaczej wytłumaczyć, ale wiem, że ty na pewno wszystkie ładnie wyjaśnisz, prawda? :D
UsuńHm, a co się tyczy ostatniej sceny - nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że agresor, który zaatakował naszą drogę Reise, był tym samym, który pozbawił ją życia ileś lat temu.
I tak - w końcu wszystko nadrobiłam! Chciałabym cię bardzo przeprosić za tą długą nieobecność.
Pisz dalej! :D Pozdrawiam gorąco!
Nie spodziewałam się ciebie tu tak szybko, jestem miłe zaskoczona.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji przepraszam że nie skomentowałam ostatniego rozdziału. Trochę mi się nie podobał i nie było mnie stać na napisanie czegokolwiek. Mam nadzieje że nie obrazisz się za te słowa :)
Bardzo mi się podobał początek, tak samo jak koniec. Chce wiecej!
Naszukałam się Ciebie ;-). Masz dziesięć rozdziałów, a ja wiem, że czytałam prolog i pierwszy, więc poczekasz na treściwy komentarz. Gdy się za coś zabieram to za całość, więc rozumiesz :). Nie chcę czytać od środka, by później wyjść na wielką ignorantkę :)
OdpowiedzUsuńpuhdistus.blogspot.com
przedwieczny.blogspot.com
Ha, wiedziałam, że niedługo wrócisz. Nie spodziewałam się, że będzie to tak szybko, ale nie mniej się cieszę.
OdpowiedzUsuńRozdział mi się podobał. Chyba już do końca zgubiłam gdzieś swój cały obiektywizm.
Biedny Shane szkodami go. Jednak zastanawiam się, co powoduje te bóle głowy. Może da się temu zapobiec?
I ta jego siostra... Coraz bardziej mnie intryguje. Ale jakoś ciężko mi uwierzyć w teorie Raisy. W końcu, jeżeli byłaby demonem, to nie próbowała by skrzywdzić chłopaka, albo przekabacić go na swoją stronę? Dziwne.
A ten mężczyzna na koniec? Kim on był i czego chciał od dziewczyny?
Ale się tajemnic namnożyło ;D Już czekam na kolejny rozdział i życzę duużo weny.
Pozdrawiam!
Weszłam tu przez przypadek, ale od razu muzyka przyciągnęła moją uwagę! Ach, uwielbiam ją! Ponadto zainteresowała mnie zakładka z bohaterami. Po prostu nie mogłam przejść obok tego opowiadania obojętnie.
OdpowiedzUsuńNa początku rozdziału zawarłaś bardzo mądre słowa. Posłannicy rodzili się bez jakichkolwiek uczuć, zabijając tych, kogo im kazano. Wydaje się to naprawdę racjonalne, gdyż uczucia z pewnością nie pozwoliłyby im tak po prostu mordować i nie wariować z poczucia winy. Raisa również jest posłannikiem, ale urodziła się człowiekiem i to wiele zmienia. Może tłumić w swoje uczucia, jednak nigdy na zawsze się ich nie pozbędzie. To jest po prostu niemożliwe. Z kolei postać Shane'a bardzo mnie zaintrygowała. Jestem ciekawa, czy on w końcu jest tym człowiekiem, czy też nie... Wiem jednak, iż jest to bardzo silna osobowość z niełatwym charakterem, a takie lubię najbardziej. Ponadto ma w sobie coś, co przyciąga Raise. Nie potrafiła zapomnieć spojrzenia jego czarnych oczu i uczucia, jakie jej przy tym towarzyszyło. Ona po prostu zauroczyła się w tym człowieku i miała z nim naprawdę wiele wspólnego. Oboje dusili w sobie wszystkie troski. Nie mieli z kim szczerze porozmawiać, a Shane jeszcze pakował się w kłopoty. Ale on ma po prostu taki charakter. Wierzę jednak, że Raise czegoś go nauczy.
Ivy również polubiłam. Och, również nie znoszę wstawać przed dwunastą, a skoro przyszedł jakiś nieoczekiwany gość o tak później porze to ja bym na jej miejscu od razu powiedziała, co o tym myślę. Serio. Gdy w drzwiach stanęła siostra Shane'a, a Raisa wyczuła coś dziwnego w aurze, wiedziałam, że coś jest nie tak. Bohaterka słusznie miała podejrzenia co do tej wizyty i zachowała ostrożność. Jestem ciekawa co ta Sherry chce od Shane'a i o co w tym wszystkim chodzi? Opuszczone fabryki, dusze cierpiące w piekle, ponieważ popełniły samobójstwo za życia... Ouch, aż mnie ciarki przeszły! To naprawdę straszne, ale osobiście też nie rozumiem, jak można zrezygnować z życia.
No to Raisa wpadła w pułapkę! Cholera! Tylko kim jest ten mężczyzna śpiewający piosenkę w innym języku? Czemu Raisa miałaby go pamiętać? I czemu uderzył ją w głowę?! Zakończyłaś w takim momencie, a nawet nie mogę przeczytać sobie rozdziału XI i muszę na niego czekać. Och, nie wiem czy ujarzmię swoją ciekawość, ale postaram się dotrwać do nowego odcinka. Opowiadanie jest świetne i nawet nie wiesz jak się cieszę, że na nie trafiłam! Ostatnio trudno o jakieś dobre historie. Genialna fabuła, świetny styl i kreacje bohaterów. Jestem zdecydowanie na TAK i bardzo proszę o informowanie mnie o nowościach. Jeśli miałabyś ochotę, zapraszam również do siebie: http://plonace-tajemnice.blogspot.com/ + dodaje do 'Ulubionych'. Pozdrawiam i życzę niekończącej się weny! :)
Strasznie się cieszę, że powróciłaś do publikowania opowiadania. Wierzę w Ciebie i mam nadzieję, że uda Ci się bez przeszkód kontynuować tę historię, zwłaszcza, że jest naprawdę wartościowa i czyta się ką z zapartym tchem.
OdpowiedzUsuńHm... Chyba faktycznie ta emocjonalność Raisy wynika z faktu, że niegdyś była człowiekiem. Jakoś nie widzę innego wytłumaczenia. Tylko że jeszcze niedawno Posłanniczka blokowała swoje uczucia, a teraz one atakują ją niemal ze zdwojoną mocą, jak gdyby chciały odkuć sobie ten czas, kiedy nie mogły dojść do głosu. Skąd ten wybuch? Czyżby to sprawka Shane'a? ten chłopak intryguje mnie coraz bardziej.
A więc faktycznie z Sherry jest coś nie tak. Wielka szkoda, bo zaczynałam ją naprawdę lubić. Mimo to jakoś nie wydaje mi się, że to demon zawładnął jej ciałem. Według mnie ona po prostu czymś jest, może taką istotą, z którą Raisa jak dotąd nie miała do czynienia. Czy to faktycznie ona tak wyprowadziła ją w pole?
Cholera, co to był za facet?! To, w jaki sposób zwracał się do Posłanniczki, ta piosenka... Odnoszę wrażenie, że ta osoba ma coś wspólnego z dawnym, ludzkim życiem Raisy. Odkąd zaczęła służyć Śmierci, nie może pamiętać lat spędzonych na Ziemi. Uderzył ją i Bóg wie, co z nią zrobi... Mam nadzieję, że Raisa jakoś się z tych kłopotów wyplącze :/
Podoba mi się ten rozdział. Jest takim połączeniem refleksji z dynamiczną akcją.
Czekam na ciąg dalszy :*
Naprawdę? Dedykacja dla mnie? Jestem taka wzruszona! Dziękuję!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś do pisania. I oczywiście Hanekawa-san jak zwykle robi to w wielkim stylu! Yatta!
Rozdział naturalnie mi się spodobał, piękne słowa padły na początko. Końcówka intrygująca, jestem ciekawa tego, jak się to dalej potoczy. Podobnie jak Aivalar-san uważam, że ten pan zna Raisę z czasów jej ludzkiego życia. I teraz nie wiadomo, co z nią zrobi... Biedna dziewczyna.
No cóż... Nie pozostawia mi nic więcej jak powiedzieć: Czekam na kolejny rozdział!
Pozdrawiam
Jestem przeszczęśliwa, że zdecydowałaś się na powrót. Martwiłam się, iż przyjdzie mi długo czekać na kontynuację tej pasjonującej powieści, a tu taka cudowna niespodzianka. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę.
OdpowiedzUsuńRozdział był rewelacyjny i wynagrodził mi wszystko. Nie spodziewałam się, że demon opanował ciało siostry Shane. Raisa dobrze ją wyczuła, gorzej tylko, że dała się podejść i śledząc Sherry trafiła prosto w pułapkę. Ciekawe kim jest ten demon, który tam na nią czekał. To wszystko jest takie tajemnicze i intrygujące. Mam wrażenie, że to przeszłość Raisy daje o sobie znać.
Niesamowite było też to, jak przyglądała się śpiącemu Shane (nie wiem jak odmienić to imię). Bardzo dobrze opisałaś jego wygląd, tak iż wszystko mogłam sobie doskonale wyobrazić.
Mam nadzieję, że teraz już nie będziesz robić przerw i nie będziesz straszyć nas odejściem. Ja chcę poznać zakończenie tej powieści, gdyż bardzo ją polubiłam.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na nexta.
Wymęczony? Ale i tak świetny. Bardzo się cieszę, że wróciłaś i mam nadzieję, że już nie będziesz zawieszać bloga. Wchodziłam tu codziennie, żeby sprawdzić, czy się już pojawiłaś i nareszcie się doczekałam. Rozdział jest wspaniały. Sherry została opętana przez demona? Czy to w ogóle jest demon? Ta postać na końcu... Co ma wspólnego z Raisą. O czym ona miałaby pamiętać? Po tym rozdziale jestem tak nabuzowana, mam tyle pytań, że aż nie mogę się doczekać następnego. Liczę, że pojawi się w miarę szybko. Jestem ciekawa, co się teraz z nią stanie. Oby jakoś zdołała się uwolnić albo może ktoś przybędzie jej z pomocą. I jeszcze ta piosenka... pewnie ma coś wspólnego z jej przeszłością. Może z człowieczeństwem. Przynajmniej tak mi się wydaje.
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny. Emocjonalność Raisy z pewnością wynika z tego iż była kiedyś człowiekiem. Szkoda mi jej trochę... Shane jest intrygujący. No nic.. czekam z niecierpliwością na next. Cieszę się, że wróciłaś! ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
immortel-amour.blogspot.com
Hej! Dodałabym komentarz dużo wcześniej, jednak okazało się, że nawet w wakacje mam całe dnie zajęte, a dochodzi do tego jeszcze komentowanie blogów. Cóż, jakoś muszę sobie radzić.
OdpowiedzUsuńCo do treści. Posłanniczka nie ma uczuć, tak? Cóż, wygląda na to, że ona ma. Bo bardzo... troszczy się, o tego chłopaka. Przynajmniej moim zdaniem. Poza tym, skąd jego siostra wiedziała o Posłannikach? I kim była ta osoba z alejki?
Coraz bardziej się wciągam! Pisz szybko nową notkę.
Pozdrawiam i przy okazji zapraszam do siebie na http://iluzja-zla.blogspot.com
Kim jest ten facet o lodowych dłoniach??? Podejrzewam, że to ktoś z jej przeszłości. Wpadła w niezłe tarapaty. Może Shane ją uratuje? A jego siostra zastawiła na nią pułapkę, od razu się domyśliłam, jak rzuciła jedno słowo i wyszła:p Biedna Raisa... czekam na cd. i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńPs. Zapraszam na Gorącą Krew:)
Nadrabiam wciąż. Idzie opornie, bo mam mnóstwo zaległości nie tylko u Ciebie, ale już wkrótce... powinnam skończyć. Przepraszam! Q.Q
OdpowiedzUsuńNobie
Kurde,wstyd mi,bo wszyscy piszą takie długie komentarze, a ja nic takiego nie piszę.
OdpowiedzUsuńAle wracając do rozdziału. Nie jest tak źle z Twoją weną jak twierdzisz. Rozdział bardzo udany wg. mnie i bardzo interesujące zakończenie. Potrafisz pisać tak,żeby utrzymać człowieka w niepewności.
Ostatnio coś jestem zawalona zaległościami po prostu wszędzie. Nadszedł czas, bym nadrobiła je też u ciebie i powiem ci, że cieszę się z tego powodu:) Rozdział jakoś tak przepełniony przede wszystkim opisami, ale strasznie mi się podoba. Zdołałaś zaintrygować m,nie w nim tyloma rzeczami, że głowa mała. Jednak po kolei.... cały czas zastanawia mnie, dlaczego Shane nie może dotknąć swojej katany. Według mnie nie jest on do końca ani człowiekiem ani demonem, ale w sumie poczekam na twoją wersję rozwiązania tej zagadki, bo w końcu to ona jest prawdziwa. Druga w kolejności moich zainteresowań tym rozdziałem jest oczywiście Sherry. Ogólnie nie mam pojęcia, czy jakiś demon ją opanował, czy może raczej ona od początku była w pewnym sensie demonem. Zresztą zbyt skomplikowana to dla mnie zagadka. Jednak nie podlega wątpliwości to, że z jakiegoś powodu wiedziała z kim ma do czynienia. Co do jednak Raisy... zastanawia mnie, kim była ta osoba na końcu rozdziału i dlaczego zna naszą bohaterką. Czyżby to była jakaś postać, którą dziewczyna spotkała jeszcze za ziemskiego życia? Nie mogę się doczekać aż nam to wyjawisz, a tymczasem gratuluje świetnej notki. Jestem zachwycona i już proszę cię o więcej. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń". Dlatego Posłannicy nie posiadają uczuć. Rodzą się zaopatrzeni w bystry umysł, ale całkowicie pozbawieni wrażliwości, współczucia i innych potencjalnych słabości." - Kij ma dwa końce. Potecjalne słabości, mogą też być potecjalną siłą, wszytsko zależy od człowieka. :)
OdpowiedzUsuń" Podczas walki nikt nie jest w stanie poruszyć kamiennego serca sługi Czcigodnej." - Zdanie nie jest źle zbudowane, ale proszę przeczytaj jeszcze raz jak ono brzmi, jaki ma wydźwięk... (ładne nie jest)
"Wszystko diabli wzięli." - troszkę ten zwrtot tutaj nie pasuje. Może dlatego, że chodzi o Posłanniczkę walczącą z demonami i diabłami? No w każdym razie w zestawieniu z postacią Raisy kłuje w oczy.
"Wzrok powalający na kolana nie stanowił jego jedynego atutu" - pierwsza cześć zdania do kitu.
"Starając się nie robić hałasu, wymknęłam się z pokoju i zeszłam na dół. Blondynka właśnie wpuszczała kogoś za bramę." - Zdanie wcześniej dzwonił domofon, więc ktoś już hałasu narobił...
"Zręcznie pominęłam temat lekcji walki. Wydawałoby się to podejrzane. Zaraz zaczęłyby się pytania o cel takich zajęć. Nie byłabym w stanie z tego wybrnąć. Posłannicy to istoty prawdomówne." - "Półprawdy, to już całe kłamstwo", że zacytuję pewne żydowskie przysłowie. Tak więc... Raisa skłamała, a dalej jest o prawdomówności Posłanników. logika.
No i wreszcie się udało. Remonty to zuo... A rozdział... prawdę mówiąc dość przeciętny. Trudno mi to dokładnie określić, ale poprzedni bardziej mi się podobał.
Roxsana Rayla Rossenvetvett
Kurczę, może czytam niedokładnie, albo jestem zbyt ograniczona, żeby to wszystko objąć umysłem, ale nie bardzo rozumiem co się stało na koniec rozdziału ;) kto to był? i o co chodzi z tą Sherry? naprawdę tego nie rozumiem, ale liczę na to, że następny rozdział trochę rozjaśni mi w głowie :D
OdpowiedzUsuńRaisa chyba naprawdę zakochuje się w Shane'ie, mimo że tak zażarcie się wzbrania przed wszystkimi i samą sobą. No bo ma dla niego naprawdę wiele ciepłych uczuć i jestem pewna, że on do niej też, chociaż w tym rozdziale tylko spał, to może w następnym odegra większą rolę :D
to ja czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy, nie każ mi znowu tak długo czekac ;D
Pozdrawiam :*
Nie znalazłam ani jednego błędu! A oko mam czujne, więc takowych pewnie nie popełniłaś. Gratuluję! ^^
OdpowiedzUsuńRozdział mi osobiście się podobał. Hmm.. demon opętał Sherry? Naprawdę? A może ona jest taka jak Shane? Może mają jakieś moce albo są istotami, które nie do końca są ludźmi?
Jeśli chodzi o tego kogoś na końcu to... Kim on jest? O wybaczenie prosi, dlatego że ją uderzył? Czy za coś innego jeszcze? W ogóle czemu tak potraktował Raisę? To jest demon czy przyjaciel dziewczyny?
Kurcze, same pytania! A tu żadnej odpowiedzi! No, nie powiem, umiesz trzymać tajemniczą, powiedzmy, że nazwę to czarną atmosferą ^^
Sama nie wiem, co dokładnie napisać, aby wyrazić jak wspaniale napisałaś cały rozdział.
OdpowiedzUsuńOd pierwszych chwil czytania, od pierwszych słów i zdań wprost mnie oczarowałaś. Sam opis, gdy Rajsa przyglądała się Shane'owi mnie zafascynował! Jej drobiazgowe ocenianie wyglądu i charakteru chłopaka było wykwalifikowane i bardzo dobrze obrazowało całą sylwetkę tej postaci; jeżeli ktoś miał wątpliwości, jak dokładnie wyobrazić sobie Shane'a, to z całą pewnością w tym rozdziale je rozwiałaś ;).
Kim tak naprawdę jest Sherry? Czyżby nieznajomy, który pod koniec rozdziału chciał, aby Rajsa coś sobie przypomniała, owładną ciałem siostry chłopaka? Znowuż, kim jest ten nieznajomy? Tajemniczy "całuś"?
Całun tajemnicy, który zarzuciłaś na opowiadanie, jest w tym momencie jak wisienka na torcie!
Tak, jak zwykle, nie jestem w stanie wyrazić jak bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Po prostu upajam się każdym słowem, które wypiszesz w rozdziale. Ta gładkość, tyle bogatych, mądrych i wyszukanych słów! Jestem zadowolona z tego, że kiedykolwiek mogłam czytać Twoje opowiadanie. Jeszcze bardziej raduje się tym, że jednak Twoja przerwa była krótka - oraz tym, że zaraz lecę do kolejnego rozdziału! ;)
Na koniec tego komentarza chciałabym Ci podziękować za miłą opinię u mnie ;D. I nie przepraszaj. Sama czytam Twoje rozdziały po długiej przerwie.
Pozdrawiam!
Łał, zaskoczyłaś mnie tą końcówką! Ta nutka romantyzmu, jakaś mgiełka z przeszłości - podoba mi się. I po raz kolejny powtórzę - uwielbiam to, że twoje opowiadanie nie ma luk, czyta się je od początku do końca z zainteresowaniem. Scena gdy Raisa pochyla się nad Shanem - uwielbiam! :D
OdpowiedzUsuńCały ten jego opis, zarówno dotyczący wyglądu, jak i zachowania, WSZYSTKO - wspaniałe. ^^