Czekała w ogrodzie. Włosy związała
w luźnego koka, z którego wymykały się pojedyncze kosmyki. Poniekąd zaszokował
mnie jej strój. Zazwyczaj ubierała się dość skromnie, a teraz… Długie, szerokie
spodnie i krótka bluzka odsłaniająca brzuch. Wszystko czarne, jak zawsze. Nie
miałem pojęcia, skąd to zamiłowanie do jednego koloru. Chociaż… Biorąc pod
uwagę profesję dziewczyny, nie powinienem się dziwić. Śmierć i żałoba zawsze
przyoblekały się w czerń – symbol smutku.
- Rozumiem, że
nie zmieniłeś zdania i nadal pragniesz uczyć się walki? W innym wypadku by cię
tu nie było. W dodatku jesteś punktualny… Naprawdę musi ci zależeć. –
Uśmiechnęła się delikatnie, jakby z kpiną. – Uprzedzam, iż nie będę się
powstrzymywać.
- Nawet tego
nie oczekiwałem – mruknąłem, podchodząc bliżej. Stanąłem naprzeciwko, czekając
na ciąg dalszy. Włożyłem ręce do
kieszeni, przybierając obojętny wyraz twarzy. Nie miałem zamiaru pokazywać jej
swoich uczuć. Wystarczająco zdradziłem się rano. Byłem pewien, iż nie
zapomniała o obietnicy. Może nic nie wspominała, ale na pewno chciała ze mnie
wszystko wyciągnąć. Mogła próbować. Nie zamierzałem wywiązywać się z danego
słowa. Sytuację z Sherry musiałem rozwiązać sam.
- Nauka
zabijania demonów opiera się na naszej filozofii życiowej. Robimy to dla dobra
ludzkości. Zazwyczaj trwa kilka lat i składa się na nią nie tylko fechtunek,
ale medytacja, rozmowa oraz dogłębne poznawanie natury wroga tak, by można
przewidzieć każdy atak…
- Nie
chcesz chyba powiedzieć, że będziesz
próbowała wbić mi do głowy jakieś gadki twoich mentorów. – Tylko prania mózgu mi do szczęścia
brakowało. Jakbym nie miał w głowie wystarczającego chaosu.
- Nie musisz
się obawiać. Nie mamy na to czasu. Diabły z pewnością niedługo zaatakują, a ty,
jak mniemam, będziesz chciał się bronić, tak?
- Dobrze, że
się rozumiemy.
- Ja też się
cieszę. Oszczędzi nam to wielu problemów. A teraz do rzeczy. Jak już
wspominałam, walka z tymi kreaturami nie jest łatwa. Często zastawiają pułapki
albo próbują zranić wroga używając podstępu. Trzeba potrafić umiejętnie ocenić
sytuację. Refleks też się przyda. W
efekcie, aby pokonać demona, należy połączyć zdolność reagowania z
umiejętnościami dotyczącymi fechtunku. Podejrzewam, że nie miałeś do tej pory
do czynienia z kataną?
- Co? Mamy
walczyć kataną? – Teraz to zbiła mnie z tropu. Ja rozumiem, że Posłannicy mogli
używać takich przestarzałych metod, ale tutaj mieliśmy dwudziesty pierwszy
wiek. Czy ona nie słyszała o broni palnej?
- Nie jesteśmy
staroświeccy. Wiem, że na Ziemi walka takim orężem to przeżytek. Zauważ jednak,
iż nie stajemy do walki z ludźmi. Kule nie są w stanie wyrządzić krzywdy
demonom. Ich skóra jest jak pancerz, który odbija wszelkie pociski. Tylko
katana pobłogosławiona przez samą Śmierć może ich zranić. Poprosiłam już o
łaskę dla twojej broni. Proszę. – Wyciągnęła rękę, w której trzymała podłużny
przedmiot owinięty w czarny materiał. Niepewnie wziąłem do ręki prezent i
zdjąłem tkaninę. Moim oczom ukazała się czarna pochwa ozdobiona jakimś
wzorkiem.
- Śmiało.
- Nie musisz
mnie popędzać – warknąłem, po czym złapałem za rękojeść i wyciągnąłem miecz. Niby
nie różnił się niczym od normalnej katany, ale wyczuwałem lekkie wibracje. Im
dłużej trzymałem ją w dłoni, tym stawały się silniejsze, aż w końcu zaczęły
szczypać. Zupełnie, jakby została
naelektryzowana. Nie było to może bolesne, ale dość niekomfortowe. Nie wiem, co
Raisa sobie wyobrażała. A może chciała utrudnić naukę? W końcu mówiła, że nie
będzie lekko.
- Coś się
stało? – Podniosłem wzrok. Obserwowała mnie bacznie, mrużąc oczy.
- Nie wiem, co
zrobiłaś, ani w jakim celu, ale ta katana nie jest normalna.
- Co masz na
myśli? - Wyraźnie się zasępiła. Czyżby
to nie był pożądany efekt?
- Trochę przypomina malutkie wyładowania
elektrostatyczne. Mówiąc prościej,
szczypie. – Była zaskoczona. O co w tym wszystkim chodziło? Coraz mniej mi się
to podobało. A myślałem, że przeprowadzi zwykłą lekcję. Chyba się przeliczyłem.
- Dziwne. Nie
powinieneś tego czuć… - Przygryzła dolną wargę, usiłując znaleźć rozsądne
wyjaśnienie. Dalej analizowała, ile może mi zdradzić? Tajemnice. Sam miałem wiele, ale skoro chodziło
jej o mnie, musiała ograniczać nowiny, których nie mogła przekazać. Ewentualnie
powinna ugryźć się w język, zanim wyskoczyła z czymś interesującym. Dziewczyna
nie miała za grosz instynktu samozachowawczego. Już wyobrażałem sobie minę
Śmierci, gdyby zdradziła jakąś bardzo tajną informację. Dość komiczna wizja,
przynajmniej dla mnie. Raisie raczej nie byłoby do śmiechu.
- Możesz mi
łaskawie powiedzieć, co jest grane? -
Zaczynałem się denerwować. Przyszedłem
tu walczyć, a nie zastanawiać się, dlaczego katana siecze prądem.
- To, co
wyczułeś, jest siłą Czcigodnej. Człowiek nie potrafi jej
wychwycić.
- Czy ty
właśnie zasugerowałaś, że… - Chyba się przesłyszałem.
- Nic takiego
nie przeszło mi przez myśl. Zorientowałabym się, iż jesteś istotą nadnaturalną.
Prawdopodobnie ma to związek z miejscem przeprowadzenia Rytuału. Poprosiłam o
błogosławieństwo na Ziemi, więc być może dlatego ludzie wyczuwają moc Śmierci.
– Nie uspokoiły mnie te wyjaśnienia. Widziałem, że nie ma pojęcia, dlaczego
miecz mnie szczypie. Postanowiłem się tym na razie zadowolić. Nie było czasu na
głębsze roztrząsanie kwestii. Zresztą, to był jej problem. Pierwsza opcja nawet
nie wchodziła w grę. Chyba wiedziałbym o swojej nieludzkiej krwi. Zatem musiała
coś pokręcić przy tym całym Rytuale.
- Nieważne.
Potem się nad tym zastanowię. Musimy w końcu zacząć naukę. Najłatwiej będzie
wpajać ci umiejętności poprzez praktykę. Nie wymaga to tak dużego wkładu
umysłowego, jak teoretyczne poznawanie technik.
– Nie skomentowałem „ wkładu umysłowego”, choć domyślałem się, do czego
pije. Nie było nic bardzie irytującego niż chłodny sarkazm w głosie dziewczyny.
- Najpierw
muszę przekonać się, co potrafisz. Będę twoim przeciwnikiem. Niech nie
powstrzymuje cię to, że jestem dziewczyną. Przez chwilę wyobraź sobie, iż
atakujesz demona. Pamiętaj o tym, co mówiłam. Nie będę grała zgodnie z ogólnie
przyjętymi zasadami pojedynku między dwoma osobami. Musisz wytężyć zmysły i
chłodno podejmować decyzję odnośnie następnego ruchu. Jeśli dasz się za bardzo
ponieść emocjom, zginiesz. Rozumiesz
wszystko?
- Tak. Nie
musiałaś mi tego mówić.
- Zobaczymy.
Gotowy?
- Oczywiście.
– Ująłem katanę w dłoń i wyciągnąłem przed siebie, ignorując uporczywe
szczypanie.
- Dobrze, ale
zanim zaczniemy, powiesz mi, co cię trapiło dziś rano. – Wiedziałem. Nic
dziwnego, że nie sięgnęła jeszcze po swój miecz.
- To nie twoja
sprawa – burknąłem. Nie mogła wywlec tego w bardziej odpowiednim czasie?
- Nie
skoncentrujesz się, jeśli będziesz myślał o swoim problemie. Lepiej się z nim
podzielić. Poza tym obiecałeś.
- Nie ma o
czym mówić. Już jest w porządku. Pozbyłem się kłopotu, więc nie muszę ci o nim
opowiadać, prawda? Obietnica dotyczyła zwierzenia się z trapiącej mnie sprawy,
ale skoro wszystko się wyjaśniło… Nie mam w zwyczaju opowiadać o swoim życiu
osobom postronnym. Nie jesteś księdzem, a ja nie leżę na łożu śmierci. – Posłałem jej chłodne spojrzenie. Westchnęła
z rezygnacją.
- Niech
będzie. Nie do końca ci wierzę, ale masz rację, nie musisz mówić. Mam tylko nadzieję, że nie będziesz
rozkojarzony.
- O to się nie
martw.
- Świetnie. W
takim razie zaczynamy. – Podniosła z
ziemi swoją katanę. Nigdy wcześniej nie widziałem białego ostrza u broni. I ta
wstążka… To naprawdę było w stanie zranić? No i gdzie się podziała kosa, którą
widziałem za pierwszym razem?
- Nie zadawaj
sobie teraz niepotrzebnych pytań. Stoisz i patrzysz się przed siebie, a ja
czekam. Gdyby to była prawdziwa walka, już byś nie żył. Pozwalam ci zacząć. Powinieneś z tego
skorzystać.
Nie
zastanawiałem się dłużej. Ruszyłem przed siebie. Dystans zmniejszał się z każdą
chwilą. Raisa zdawała się tym nie przejmować. Uniosła miecz delikatnie w oczekiwaniu na atak. Całkowicie mnie
lekceważyła. Minęło zaledwie kilka sekund. Zamachnąłem się i uderzyłem z całym
impetem. Przyjęła cios. Ostrza starły się, dźwięcząc głośno. Nie zdołałem zmusić jej do zmiany
pozycji. Napierałem mocniej, ale ona
wykonała delikatny ruch nadgarstkiem, sprawiając, że moja katana ześlizgnęła
się. Zaatakowała natychmiast, celując w
ramię. W ostatniej chwili zdołałem się uchylić, ale wtedy poczułem, jak coś
podcina mi nogi. Nie dałem rady utrzymać
się w pionie. Runąłem na ziemię. Natychmiast
przytknęła ostrze do mojej szyi.
- Mówiłam, że
nie będę walczyła zgodnie z zasadami.
Masz niezły refleks, ale gorzej z oceną sytuacji. Poniosły cię emocje. O
umiejętnościach walki nie wspomnę, bo nie posiadasz ich w ogóle. Poddajesz się?
- Nigdy –
warknąłem. Odsunęła miecz.
- Tak
myślałam. Wstawaj. Zaczynamy jeszcze raz.
Nie musiała mi tego powtarzać.
Poderwałem się na równe nogi i uniosłem katanę na wysokości piersi.
- Tym razem ja
zaatakuję pierwsza. – Podeszła całkiem
spokojnie, czujnie obserwując moją reakcję. Ugięła delikatnie nogi.
Wyprowadziła cios, uderzając z boku. Ruch wyglądał na delikatny i zwiewny, ale
siła uderzenia niemal wytrąciła mi broń z ręki. W ostatniej chwili chwyciłem
klingę drugą ręką i utrzymałem pozycję. Musiałem szybko coś wymyślić. Odskoczyłem,
przygotowując się do ataku. Nawet nie drgnęła. Stanęła w zupełnie obojętnej
pozie, przypatrując mi się uważnie. Poczułem, jak gotuje się we mnie krew. A
miałem myśleć chłodno… Cały rozsądek diabli wzięli. Rzuciłem się na nią jak
rozjuszony zwierz. Zamachnąłem się z całej siły, próbując pchnąć ją w okolice
biodra, ale sparowała atak. Natychmiast przeniosłem cel na pierś. Nic z tego.
Machałem kataną jak szalony, a ona nawet się nie przesunęła. Balansowała na
ugiętych nogach, zręcznie odpierając każdy cios. Próbowałem uderzyć z góry. Nic z tego.
Przełożyła katanę do jednej ręki i przyjęła atak, jednocześnie drugą uderzając mnie w brzuch. Odruchowo zgiąłem
się w pół.
- Opuściłeś
gardę – krzyknęła, umieszczając czubek ostrza pod moim podbródkiem. Nawet nie
zdążyłem zareagować.
- Za bardzo
się ciskasz. W ogóle nie myślisz, co robisz. Za bardzo dajesz dojść do głosu
emocjom. Musisz stłumić gniew. Walka
powinna przypominać taniec. Każdy krok przemyślany. Ruchy zwiewne i eleganckie,
zwodzące swą delikatnością, a w ostateczności zbijające z nóg. Wnikliwa analiza
przeciwnika poprzez nieustanny kontakt. Nie możesz działać na oślep. Słyszysz mnie, Shane? – Słowa Raisy docierały
do mnie jak przez mgłę. Katana zaczęła mocniej ranić dłoń. Dziwne prądy
przepływały przez nerwy. Naprawdę
musiała coś spartolić w tym Rytuale. Chciałem odpowiedzieć, ale zrobiło mi się
słabo. Skąd ja znałem to uczucie? Po chwili zamglony mózg rozpoznał rodzaj
bólu. To nadchodziło. Zdążyłem zapomnieć o okropnych bólach głowy. Ostatnio nawiedziły mnie podczas incydentu z
Danem. Dlaczego wróciły? I czemu są silniejsze? Opadłem na kolana, dysząc ciężko.
Nie byłem pewien, ale… Ta katana… Zdawała się w jakiś sposób potęgować ból.
Natychmiast odrzuciłem ją na bok. Niewiele mi to pomogło. Nie mogłem już tego
zatrzymać. Obraz rozmazywał się przed oczami. Zacisnąłem zęby, próbując nie
krzyczeć.
- Shane! Co
jest? – Nie mogłem
odpowiedzieć. Najgorsze było dopiero
przede mną. Podniosłem dłonie i złapałem
się za głowę, mocno zaciskając palce. Mimowolnie z ust wyrwał się jęk.
Czułem, jakby ktoś rozrywał mi czaszkę od wewnątrz. Dotychczasowe ataki były
niczym przy tym. Coś lepkiego spłynęło mi po wargach. Krew? Powoli wszystko
zaczęło ustępować. Mimo to czułem się wykończony. Przez moment myślałem nawet,
że tego nie przeżyję.
Uchyliłem
powieki. Nawet nie zauważyłem, kiedy je zacisnąłem. Raisa klęczała obok z
niemym przerażeniem na twarzy. Nic dziwnego, musiałem ją nieźle przerazić.
Jeszcze ta krew… Przyłożyłem rękę do ust. A więc jednak nie była złudzeniem.
- Nie patrz
tak. Twoi kumple jeszcze mnie nie zgarnęli – szepnąłem. Na dźwięk mojego głosu
jakby się ocknęła.
- Co to było?
Tylko nie kłam. I nie mów, że to nie moja sprawa. Nie odpuszczę. – Nie
żartowała. Chyba faktycznie zmartwił ją ten atak.
- To normalne.
Pojawiło się wraz pierwszymi demonami – wykrztusiłem.
- Opowiesz mi
wszystko ze szczegółami później. Na dziś koniec treningu. Zresztą nie wiem, czy
w ogóle powinnam cię dalej uczyć.
- Nie mów tak
nawet. Umówimy się w szkole na kolejny trening. Ja już pójdę. – Usiłowałem
wstać, ale złapała mnie za ramię.
- Chyba nie
myślisz, że puszczę cię gdziekolwiek w takim stanie. Zostajesz tutaj na noc.
Zadzwonię do twojego domu i powiadomię ich.
- Ale…
- Wyglądasz
jak siedem nieszczęść. Nawet nie próbuj protestować. – Jak zawsze uparta. Nie miałem ochoty
spędzać nocy w domu, który wynajmowała, zdany na łaskę i niełaskę
gospodyni. Sam widok tej całej Ivy
przyprawiał mnie o dreszcze. Miała w sobie coś nieludzkiego. Nie potrafiłem
tego nazwać, ale złe przeczucie towarzyszyło mi zawsze, kiedy stałem z nią oko
w oko.
Raisa pomogła mi dotrzeć do
pokoju. Położyła mnie na łóżku i poszła zadzwonić.
Lepsza okazja nie mogła się trafić. Lekko chwiejąc się na nogach, wyszedłem na
korytarz i ruszyłem schodami w dół, trzymając się oburącz barierki. W głowie
ciągle mi się kręciło, ale nie mogłem tu zostać. Niestety, nie doceniłem dziewczyny.
- Chyba
zwariowałeś. – Zimny ton głosu utwierdzał w przekonaniu, że nie zamierzała mnie
puścić.
- Odczep się.
Wracam do matki.
- Nie puszczę
cię. – Już chciałem powiedzieć coś naprawdę nieprzyjemnego, gdy ciemność
ogarnęła mój umysł. Nie potrafiłem się dłużej opierać. Straciłem przytomność.
***
Długie, blade palce powoli
przesunęły wieżę na szachownicy. Przez chwilę wodziły po konturach figury, jakby
zastanawiając się, czy dobrze robią, by ostatecznie pozostawić ją w spokoju.
Postać ubrana w czarną pelerynę rozparła się na tronie, błądząc oczami po
ścianach pałacu. Wszystko szło po jej myśli. Pionki zachowywały się dokładnie,
jak przewidziała. Pozostało jeszcze tylko kilka ruchów i mogła zdobyć
nieograniczona potęgę. Wprawdzie to była
tylko połowa, ale satysfakcjonowała ją. Drugiej części nikt nie potrafił
odnaleźć. Nie było więc osoby, która byłaby w stanie jej zagrozić. Oczywiście po tym, jak dusza bytu doskonałego
znajdzie się w jej rękach.
- Szach mat,
Lucyferze. Co teraz zrobisz? – Zaśmiała się delikatnie. – Już niedługo cię
zgniotę. Jeszcze dosłownie chwila…
***
Przepraszam. Totalnie zepsułam tą scenę walki, jak i samą końcówkę. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko, iż nie znam się na fechtunku, a tego typu sceny nigdy mi nie wychodziły. W każdym razie z góry dziękuję za każdą opinię.
Rozdział dedykowany Eithne. Cieszę się, że wróciłaś;)
Pierwsza :-) Jejku, dlaczego uważasz, ze zepsułaś scenę pojedynku? Mnie sie wydaje, ze wyszło Ci znakomicie. Strasznie jestem ciekawa dlaczego ta katana raziła prądem Shane. To daje do myślenia. Zresztą i Raisa była tym zaskoczona.
OdpowiedzUsuńNo i genialna wstawka z szachownicą :-)
Ty to potrafisz budować napięcie i tak wspaniale malować przed naszymi oczami sceny. Wszystko sie widzi i czuje. Jak zawsze bardzo Cię za to podziwiam i mówiąc po prostu Jesteś dla mnie wzorem.
Pozdrawiam serdecznie
Nie wyszło? Serio? Jeśli chcesz wiedzieć, ciągle jestem pełna podziwu po tym co przeczytałam. Nie wiem jak to jest, że stworzyłaś świat, w którym wszystko idzie gładko, gdzie ciągle istnieją Twoje własne zasady i postacie nie tracą charakteru. Życzyłabym sobie tego samego. Przestań tu pisać, że nic nie wyszło, bo wyszło wspaniale. ;>
OdpowiedzUsuń"Śmierć i żałoba zawsze przyoblekały się w czerń – symbol smutku." - Chce tylko zauważyć, że w niektórych kulturach to biel jest kolorem żałoby...
OdpowiedzUsuń"Wiem, że na Ziemi walka takim orężem to przeżytek. " - Takie słownictwo (zwłaszcza w śród młodzierzy) Także :P
"Niby nie różnił się niczym od normalnej katany, ale wyczuwałem lekkie wibracje." - A gdzie on widział normalną katanę? Na filmach? :P
"Postać ubrana w czarną pelerynę rozparła się na tronie, błądząc oczami po ścianach pałacu." - tylko w czarną pelerynę? No ciekawe... Jak dla mnie, jeśli zwracasz uwagę tylko na penerynę, to zdanie powinno wyglądać nieco inaczej (Postać w czarnej pelerynie :) ) Ale to tylko taka uwaga oparta na odczuciach...
A te szachy z czymś mi się skojarzyły, ale nie bardzo wiem z czym... nieważne w sumie.
Całość całkiem dobra, tylko nie wiem... nie jestem pewna, ale wydaje mi się jakieś któtkie, a napewno krótsze niż ostatnio... W sumie dwie scenki, jedna dość długa, druga w wymiarze mini... No w sumie, nie mam chyba nic więcej do dodania.
RRR
Nie zepsułaś tej sceny, wręcz przeciwnie. Wyszła Ci znakomicie. Serio. Mi się podobało. Ciekawa jestem, co mu się stało i dlaczego ta katana tak go szczypała. Czy on aby na pewno jest człowiekiem? Może tym razem Raisa się pomyliła. No cóż, pierwsza lekcja była dla niego ciężka, ale początki zawsze są trudne. Z czasem na pewno nabierze wprawy. Liczę, że opiszesz więcej takich scen. To było naprawdę świetne.
OdpowiedzUsuńZepsułaś scenę walki i końcówkę? O nie, moja droga, jak na mój gust niczego nie zepsułaś :) Mnie osobiście podobał się ten rozdział, trening trwał krótko, jednak pokazałaś nam Raisę - wojowniczkę, która doskonale zna się na sztuce walki. Po raz kolejny zbijasz mnie jednak z tropu, bo nadal nie wiemy kim dokładnie jest Shane (jesteśmy całkowicie nieświadome zarówno jak Raisa i on sam) i co takiego się z nim dzieje, bo te ataki stanowczo nie są normalne. A na dodatek już całkowicie się pogubiłam przy końcówce, Śmierć jest tutaj dla mnie jedną wielką niewiadomą. Ma znany wyłącznie sobie cel, do którego konsekwentnie dąży, idealnie pasuje tutaj stwierdzenie, że po trupach ;> Czyżby Raisa i Shane byli zaledwie pionkami w jej grze? Cholera, jestem strasznie ciekawa co będzie dalej! Pozostaje mi więc życzyć Ci weny twórczej i dalszych genialnych pomysłów, choć szczerze, jestem pewna, że masz ich mnóstwo :) No i oprócz tego, oczywiście udanych wakacji :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOstatnia scena - cud miód i wiele więcej. Kocham takie końcówki. Ech, Hanekawa-san, naprawdę uważasz, że sceny walki źle Ci wyszły. Nie zgadzam się z tym. Pomimo, iż trening trwał krótko, i tutaj zgodzę się z przedmówczynią, pokazałas nam Raisę - tę wojowniczkę, która doskonale zna się na sztuce władania bronią białą. Naturalnie nie ma to jak zbijanie czytelników z tropu, nieprawdaż? Jestem szalonie ciekawa, co będzie się działo dalej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życząc udanego wypoczynku.
Myślę, że całkiem fajnie wyszła Ci ta scena fechtunku. Mnie się w każdym bądź razie rozdział bardzo podobał. I powiem Ci szczerze, że z każdą chwilą coraz bardziej lubię Shane'a, :) Poza tym ostatnia scena genialna. Cóż ta Śmierć kombinuje, co?
OdpowiedzUsuńCzekam na NN.
Kurde... lecisz z tymi rozdziałami, że nie nadążam :P Sama wypacam męczę własny prolog nowego opowiadania, próbując go dokończyć... No dobra, na razie pokazałam, że jestem, że wiem o rodziałach, a nadrobię w niedługim czasie.
OdpowiedzUsuńO, ależ ja niecierpliwie wyczekiwałam na ten rozdział ;) Warto było! Świetnie ci wyszedł, chociaż jak na mój gust mógłby być jeszcze dłuższy.
OdpowiedzUsuńCzyli zdecydowałaś się na perspektywę Shane'a. I bardzo dobrze. Uwielbiam go :)
Nie mam pojęcia, co ci się nie podoba w tej scenie pojedynku. Według mnie wyszła ci całkiem nieźle. Ciekawe dlaczego katana tak reaguje na chłopaka. To dość intrygujące. Może nie jest tak normalny, jak mu się wydaje?
Podziwiam też Raisę za cierpliwość, bo Shane to dość nerwowy i uparty uczeń.
Współczuję mu tych ataków. Zastanawiam się, co może je powodować i co sprawia, że stają się coraz gorsze.
Końcówka niesamowita! Strasznie mi się spodobała i także zaciekawiła. Ewidentnie Śmierć coś knuje. Tylko co? Jaką rolę odegra w jej grze Shane i Raisa? Mam nadzieję, że już niedługo się o tym przekonamy.
Pozdrawiam serdecznie!
Nie każdy zna się na scenach walki, ale ciężko jest sobie wyobrazić mężczyznę który tak delikatnie się porusza z mieczem :D Mam nadzieję, że następne rozdziały będą równie dobre i lepsze :)
OdpowiedzUsuńHej. Moim zdaniem scena walki wyszła Ci całkiem nieźle! No, na pewno lepiej, niż wychodzi to mnie ;). Poza tym zastanawiam się o co chodziło z tą kataną i tymi jego bólami głowy. Końcówka natomiast, jak dla mnie, dodała notce... tajemniczości. Ach no i skąd siostra Shane'a wie o demonach?
OdpowiedzUsuńCoraz więcej zagadek ;D
Czekam na nowość -droga-potepionych
Pozdrawiam, Tajemnicza ;*
Kolejny wpis pod notką, który zaczyna się od "przepraszam". W pracy nas uczą, żeby często przepraszać, bo to uspokaja wkurzonego Klienta, ale wątpię, czy jest tu jakiś wkurzony czytelnik:p
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy, zwłaszcza ta sprawa z kataną. Czekam na wyjaśnienia:p Pozdrawiam;)
Nie uważam, abyś źle opisała scenę walki, wprost przeciwnie. Byłam pełna podziwu wobec Twojego stylu i umiejętności manewrowania odpowiednimi słowami. Shane jest naprawdę uparty, a przede wszystkim bardzo emocjonalnie nastawiony do życia. Wydaje mi się jednak, że pod okiem Raisy mógłby nauczyć się rozwagi, chłodnego rozsądku i oceny sytuacji. Zaniepokoił mnie ten jego atak. Koszmarny ból głowy, krew... Czyżby demony wysysały z niego energię? A może to coś znacznie poważniejszego? Ucieszyłam się, kiedy Raisa tak stanowczo postawiła na swoim, oznajmując chłopakowi, że nie zamierza puścić go do domu. Mam wrażenie, że przez tą noc wiele się wydarzy, albo że bohaterowie chociaż trochę się do siebie zbliżą. A ostatnia scena jest według mnie najlepsza, tchnie grozą i tajemnicą. Może Śmierć jest zadowolona, że jej Posłanniczka uczy Shane'a fechtunku? Z tych elektrycznych wyładowań, które chłopak odczuwał przy zetknięciu z kataną jasno wynika, że nie jest on zwyczajnym człowiekiem. Może Śmierć miała właśnie taki plan? Hm, zobaczymy.
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy :*
Skoro już postanowiłam na chwilę wrócić z "urlopu od komentowania", to pozwolisz, że zacznę od Ciebie, Kocie (uwielbiam to^^). Żeby nie było, komentuję rozdział ósmy i dziewiąty.
OdpowiedzUsuńOgólnie nie wiem co sądzić o obydwóch rozdziałach. Niektóre rzeczy są nie tak jak powinny, ale może to ja stałam się ostrzejsza po tej (dość długiej) przerwie?
ROZDZIAŁ VIII:
"Poza tym kolejne zrywanie się z lekcji nie było w moim stylu. Naprawdę nie lubiłam łamać zasad, a w ciągu ostatnich dni zdarzało mi się to dość często. Nie czułam się z tego powodu najlepiej. Wewnętrzny głosik podpowiadał, iż takie zachowanie nie przystoi Posłanniczce. Musiałam wrócić na lekcje, by uciszyć dręczące poczucie winy." - O ile dobrze pamiętam to głównym zadaniem Raisy było pilnowanie Shane'a, tak? To ja się grzecznie pytam, co ją interesuje jakaś tam lekcja??
"Opadłam na krzesło z zamiarem uważnego słuchania profesorki, ale kiedy już zaczął się wykład, nie potrafiłam przestać myśleć o Shanie. Ten smutek w oczach… Musiało się wydarzyć coś złego. Roztrząsanie tego po raz kolejny było bez sensu, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Zawsze drążyłam sprawę dopóty, dopóki nie znalazłam satysfakcjonującego wyjaśnienia." - Ciągnąc wątek, czemu skoro martwi o Shane'a po prostu nie zwiała z tej lekcji, aby go poszukać? Później ciągniesz o dociekliwości? Skąd to tutaj, skoro ona niby siedzi w klasie, on jest daleko, a co za tym idzie nie może go spytać?
O ile dobrze pamiętam gdzieś tam w początkowych rozdziałach przewinęło się, że Raisa nie może pamiętać wydarzeń z życia. A teraz nagle je sobie przypomniała? Mów co chcesz (a raczej pisz), ale ja w takie bajki nie wierzę, wybacz.
Zachariasz? Dobrze, żeby nie było, iż przyszłam tylko krytykować, to dostaniesz plusa za oryginalność. :D Serio, podoba mi się, iż Twój Zachariasz ma (albo miał) mało wspólnego z tym biblijnym.
A skoro już opisujesz śmierć Raisy, to może więcej uczuć? Nie, nie chodzi mi o to, co czuła, kiedy umierała, ale co czuje teraz? Do tej pory (zresztą nadal tak jest) Raisa była dla mnie taką "nieidealną" posłanniczką. Przykładowo, kiedy podeszła do niej Justine, ona (Raisa) czuła tęsknotę za przyjaźnią. A teraz wspomina swoją śmierć bez uczuć (No dobra, jakieś tam szczątkowe opisy są, ale za mało i zbyt..."plastikowo"). Ci też coś tutaj nie gra?
"Wymagało to całkowitej koncentracji. Jeszcze niedawno ostrzegałam go przed skutkami zamyślania się podczas konfrontacji z przeciwnikiem, a sama wstępowałam na tą ścieżkę. Nie ma jak hipokryzja." - A gdzież tam wróg? Przecież już wcześniej rozmyślała o różnych rzeczach (często nie związanych z Shanem). Nie, nie rozumiem. Wytłumaczysz?
"Dźgnęła mnie porozumiewawczo łokciem, po czym zeskoczyła ze schodów." - "Dźgnęła..."
"Mrok zbyt głęboko wpisał się w jego egzystencję. " - A to zdanie wyraźnie nie pasuje.
Cdn.
Piszę komentarz drugi raz. Miałam jeszcze parę niespójności, ale raczej nie było to nic poważnego, a ja sama (stety, bądź niestety) teraz tego nie pamiętam, więc przejdę do pochwał.
UsuńJak wspomniałam podoba mi się użycie imienia Zachariasz w tym kontekście.
Świetnie opisałaś rytuał. Szczerze? Przez moment sama chciałam go odprawić (wiem, bardzo niedorzeczne).
Podoba mi się to w jaki sposób kreujesz Ive. Jest taka intrygująca.
"Szkoda, że nie potrafisz mówić. Ciekawe, czy odpowiada ci walka z potworami." - A to jest po prostu urocze. Tym jednym jednym zdanie wspaniale pokazałaś cały charakter Raisy. Chylę czoła, naprawdę.
Cdn (pora na dziewięć).
ROZDZIAŁ IX:
UsuńTrochę przeszkadza mi ta punktualność Shane'a. Jest nie w jego stylu.
"Sytuację z Sherry musiałem rozwiązać sam. " - Ilekroć czytam to imię,od razu dobrze mi się kojarzy.
"Nie chcesz chyba powiedzieć, że będziesz próbowała wbić mi do głowy jakieś gadki twoich mentorów." - Nie pasuje mi do Shane'a użycie słowa "mentorzy". Jakieś takie..."niemłodzieżowe".
A tak w ogóle, skąd Shane wie jak wygląda normalna katana? Może interesuje się broniami, ale o tym nigdzie nie wspomniałaś.
"Trochę przypomina malutkie wyładowania elektrostatyczne. Mówiąc prościej, szczypie." - To bardziej pasuje do wypowiedzi profesora, bądź studenta, ale nie do młodego buntownika.
Jakim cudem on wiedział jak wyglądałaby mina Śmierci, gdyby Raisa zdradziła jakąś tajemnicę? W ogóle ten fragment jest jakiś taki sztuczny. Jak dla mnie to Shane w tym rozdziale za bardzo myśli o Raisie. Jakieś Ci to takie sztuczne wyszło, niestety.
"Musisz wytężyć zmysły i chłodno podejmować decyzję odnośnie następnego ruchu." - "decyzje"
Podobało mi się w tym rozdziale:
- ta tajemnica ze "szczypiącą" kataną,
- "Nie jesteś księdzem, a ja nie leżę na łożu śmierci." - to jest urocze,
- w ogóle cała ta lekcja była dobrze przedstawiona (no za wyjątkiem kilku nieścisłości). Ta rozmowa (bądź co bądź) była bardzo żywa i wkomponowała się w rozdział.
-Poza tym uwielbiam Raisę w roli nauczycielki. Jest ostra i dzięki temu pasuje do Shena. Łagodna osoba niczego by go nie nauczyła.
- W życiu (tzn. na blogach, bo nie liczę książek) nie widziałam lepiej opisanej sceny walki, naprawdę. Aż dech zapiera. ^^
- A sama końcówka jest cudowna. Cały czas czytając tę scenę o szachach czułam, że mowa o Śmierci. Teraz przez miesiąc będę się zastanawiać, czy mam rację. Cóż, poradzić. Wrócę.:*
BONUS:
Naprawdę długo zastanawiałam się, czy skomentować oba rozdziały. Wiem, jak bardzo może zabolec krytyka, ale wierzę, że jak przemyślisz moje słowa to zrozumiesz, iż nie chcę dla Ciebie źle. Chcę jedynie Ci pomóc, abyś była jeszcze lepsza.
Pozdrawiam i całuję!
Dziękuję za takie piękne wyróżnienie : )! Aczkolwiek nie wiem, czym na nie zasłużyłam. Jest mi jednak szalenie miło, dziękuję bardzo.
OdpowiedzUsuńWcale nie uważam, że popsułaś scenę walki. Z doświadczenia wiem, jak ciężko jest je pisać w taki sposób, by zachować ciągłość i wprowadzić przy tym dynamizm. Sama mam z nimi problem, tym większy, że konwencja mojego opowiadania zakłada bardzo dużo przemocy ; ). Poza tym myślę, że to nie będzie ostatnia walka w Twoim opowiadaniu, wobec czego masz bardzo wiele czasu, by się doskonalić : ).
Zaintrygowałaś mnie fragmentem, w którym Shane, trzymając katanę, wyczuwa siłę Śmierci. I zastanawiam się, jak to dalej poprowadzisz.
Co do Ivy, to po tym rozdziale wyrobiłam sobie pewną teorię. Jestem ciekawa, czy będzie słuszna, czy też się mylę. To się okaże wkrótce : ). Ostatnia część również nastraja do pewnej refleksji.
Wprowadzasz coraz więcej niewiadomych, co bardzo mi się podoba. Wbrew Twoim obawom uważam, że to naprawdę dobry rozdział. Dlatego czuję się zaszczycona, że zadedykowałaś go właśnie mnie. Mam nadzieję, że Cię nie rozczaruję.
Do napisania ^ ^ !
Rozdział mi się podobał, a najbardziej scena z samą Śmiercią. ^^ Scena walki była dobrze opisana. Błędów nie wychwyciłam i czekam na następny rozdział. ;]
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ależ skąd! Scena fechtunku była magiczna! Naprawdę sprawnie to opisałaś. Udało Ci się wychwycić wszystko, co potrzebne do wykreowania dobrej walki Raisy z Shane'em. Naprawdę dobra robota! ;)
OdpowiedzUsuńWątek z atakiem chłopaka był dosyć zaskakujący - myślałam, że zaraz wpadną demony i skończą całą "zabawę". Zainteresowało mnie to mrowienie z katany. O co z tym chodzi?
Scena z postacią w płaszczu, trzymającą pionka, była bardzo intrygująca. Śmierć wyzywająca diabła, hę?
Naprawdę, ten rozdział bardzo mi się podobał.
Czekam na kolejny post!
Pozdrawiam!
Przepraszam, że tak długo nie dawałam znaku życia i nie komentowałam, ale nawet na wakacjach mam ograniczony czas.
OdpowiedzUsuńZnalazłam jednak chwilę i natychmiast dorwałam się do Twojego opowiadania.
Nareszcie zaczęłaś używać justowania, ale czepiałam się tego już od dłuższej chwili, więc to raczej nie moja zasługa ;)
Opisy jak zwykle dopracowane, ale brakuje ich nieco przy dialogach, gdzie przy dłuższych wypowiedziach nie używasz żadnych określeń, typu "powiedziała" itp.
Scena fechtunku, która wg Ciebie nie wyszła, nie jest najgorsza. Nie będę jednak słodziła, bo widziałam lepsze, nieczęsto, bo w opowiadaniach raczej rzadko przewija się ten temat, ale jednak. No cóż, usprawiedliwiłaś się, to już się nie czepiam.
A zakończenie wyszło bardzo, ale to bardzo dobrze. Zmiana narracji była bardzo dobrym posunięciem, w dodatku nadaje całemu rozdziałowi klimat.
[Pytanie do Hanekawy] Czy kiedyś (dawno temu [...]) miałaś nick Marzycielka?
OdpowiedzUsuńTak, jeszcze na moje-literackie-dziela, a czemu pytasz?
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńByłam tam twoją czytelniczką, potem przeniosłaś na teikasanoja a ja zawiesiłam bloga, dostałam szlaban na cały rok i nawet się nie zorientowałam, kiedy blog przestał istnieć. Dive, alias Hayalet, jeżeli pamiętasz.
UsuńOjej wiem, pamiętam. Miło Cię znowu widzieć.
OdpowiedzUsuńSporo czasu minęło :) Nic nie obiecuję, bo mam coraz to mniej czasu, ale nadgonię. Wtedy postaram się tak jak za starych czasów wystawić całkowitą opinię.
UsuńCześć tu mademoiselle z ironie-du-sort bardzo przepraszam,że dopiero teraz zaglądam na Twojego bloga. Ostatni miesiąc był naprawdę bardzo meczący dla mnie, więc nie miałam jak. Twój nowy blog jest wspaniały i opowiadanie także ciekawie sie rozwija. Też zmieniłam adres mojego bloga na ironie-du-sort.blogspot.com na razie dopiero od początku bedę zamieszczać rozdziały, ale oczywiscie poprawione, a niektóre nawet bardziej dopracowane ;) Mam pytanie co do szablonu. Jak ustawić, aby nie było tego podstawowego? Po dałam szablon, ale do połowy zasłania mi ten podstawowy, co na początku sie wybiera i nie wiem jak to zmienić. Z góry dziekuję za odpowiedź.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i życze weny
mademoiselle/Panna_Kreatywna
Cześć.
OdpowiedzUsuńNie przeczytałam jeszcze wszystkich rozdziałów, które umieściłaś na blogu, ale już mi się podoba. Nawet bardzo. Może nie powinnam czytać tego rozdziału przed przeczytaniem pozostałych, ale nie mogłam się powstrzymać. Uważam, że nie zepsułaś końcówki. Wszyła dobrze, naprawdę. Przynajmniej takie jest moje zdanie.
Miałabym prośbę, mogłabyś mnie informować o nowych postach? Byłabym wdzięczna. Dodałam Twój blog do linków u mnie.
Pozdrawiam, charlie.
[http://zanim-odejdziesz.blogspot.com]
Przepraszam, że pojawiam się dopiero teraz, ale przez ponad tydzień byłam zupełnie odcięta od neta. Mam tylko nadzieje, że nie nastąpi powtórka. Tymczasem... muszę się z tobą zgodzić, że scenę ich treningu wyobrażałam sobie inaczej i z większą ilością walk, większego pokierowania na odpowiedni sposób walki i przede wszystkim dłuższą, bo wyglądało mi na to, jakby trwała zaledwie kilka, może kilkanaście minut. Ogólnie jednak wyszła ci całkiem nieźle, podejrzewam, że z moim jeszcze mniejszym obyciem z białą bronią to by taki fragment zupełnie spartaczyła, a powiem ci,że u ciebie tak nie jest. Zresztą przyznaje, że mimo wszystko mi się podobało, jednak mogło trwać dłużej, bo wychodzi na to, że wystarczyła krótka wizja, by cały zabieg zakończyć.
OdpowiedzUsuńZaintrygowała mnie reakcja Shane'a na katanę. Czy to jego szczypanie może oznaczać, że jest on w jakimś stopniu związany z demonami? Nie wiem dlaczego. ale od razu przyszła mi do głowy taka myśl i w sumie wyjaśniało to by w pewnym sensie, dlaczego go ścigają. Cóż ogółem rozdział świetny i posiadający ciekawe zwroty akcji (tak w tym momencie mówię o "wizji" chłopaka), a przede wszystkim napisany takim stylem, ze zwyczajnie zazdroszczę ci talentu i chciałaby, już przeczytać ciąg dalszy. Pozdrawiam:)
Wybacz, że dopiero teraz. Przez ostatnie dwa tygodnie byłam poza domem, i jedyne co mogłam robić, to czytać rozdziały na telefonie (co nie było zawsze możliwe ze względu na ulotne wifi). Nie wspominam już nic o komentarzach. Ale teraz nadrabiam wszystkie zaległości. Powoli, bo powoli, ale tak chyba najlepiej mi to wychodzi ;D
OdpowiedzUsuńCo do notki, to mi bardzo się podobała i wcale nie uważam, ze popsułaś scenę treningu. Chociaż może mogłaby trwać nieco dłużej, ale cóż poradzić? Shane miał atak, co? Coś mi się zdaje, ze wraz z jego postępami w nauce walki z demonami to będzie zdarzało się coraz częściej. Mam wrażenie, że naszego bohatera z demonami coś łączy. Albo z samą Czcigodną. Ale nie jestem pewna. Zastanawia mnie tylko, dlaczego czuł mrowienie od katany. To wszystko jest takie... dziwne i intrygujące zarazem! Poza tym końcówka - boska! Nie wiem, jak może ci się wydawać, że ją "totalnie popsułaś". Dodaje ten notce takiej notki niepokoju... Co Śmierć ma do Diabła? Ciekawe ;D Już nie mogę się doczekać nowej notki i tego, jak to wszystko rozwiniesz. Opisy jak zwykle świetne i dość realistyczne. Łatwo to wszystko sobie wyobrazić. ;D
Całuski! ;**
Nareszcie mały zalążek tego, o co chodzi Śmierci. Tu chodzi o władzę, a chłopak jest pewnego rodzaju kartą przetargową... jeżeli można to tak nazwać. Sprytnie pomyślane:) Zastanawia mnie tylko, co potrafi główny bohater? Na pewno działają na niego jakieś tajemnicze siły, pytanie tylko jakie. Ależ dałaś mi zagadkę! Będę pewnie głowiła się nad nią do następnego rozdziału albo i dłużej.
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu tak narzekasz - według mnie scena walki jest taka jak trzeba - nie za dużo, nie za mało, lecz w sam raz. I końcówka też jest bardzo ciekawa. Twoje opowiadanie się rozkręca a mi jak najbardziej się to podoba. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Ci weny i spokojnie czekać na następny fragment. Coś czuję, że już niedługo sporo się tutaj wydarzy;)
Pozdrawiam
OMG! Świetny blog. Czytałam go wpatrzona w ekran mojego laptopa :D kocham, kocham. na pewno będę go czytać regularnie. Doskonale dostosowujesz się do zbuntowanego chłopaka i dziewczyny, która musi walczyć o to co chce serce a co jest jej pracą. Już nie mogę się doczekać nowego rozdziału :))
OdpowiedzUsuń" Nie było nic bardzie irytującego niż chłodny sarkazm w głosie dziewczyny." - bardziej
OdpowiedzUsuń"Pozostało jeszcze tylko kilka ruchów i mogła zdobyć nieograniczona potęgę. " - nieograniczoną
Nie zepsułaś na pewno tej sceny. I potem tak nagle Shane poczuł ten ból głowy. Bardzo dobrze to wymyśliłaś :) Tylko teraz pytanie, dlaczego kontakt z kataną tak na niego wpłynął? Nawet Raisa, która przecież dobrze wykonała rytuał, jest tego pewna, została niemile zaskoczona. Tylko czy ona domyśla się czegokolwiek, czy sama nie ma pojęcia co o tym myśleć? Hmm.. jakie to plany ma co do Shane'a Śmierć? Już wiemy , że nie jest to zwykły chłopak.
Scenka z grającą w szachy Śmiercią, mi wydała się komiczna i taka... różna od reszty Twojego opowiadania. Raczej się uśmiechnęłam, i ten tajemniczy, no powiem szczerze, że dość ponury nastrój, na chwilkę opadł. ;)