Westchnęłam lekko i ruszyłam w
kierunku sali, gdzie miała odbyć się biologia. Przez moment wahałam się, czy
nie pójść za chłopakiem, ale uznałam, że najwidoczniej potrzeba mu nieco
samotności. Poza tym kolejne zrywanie się z lekcji nie było w moim stylu.
Naprawdę nie lubiłam łamać zasad, a w ciągu ostatnich dni zdarzało mi się to
dość często. Nie czułam się z tego powodu najlepiej. Wewnętrzny głosik
podpowiadał, iż takie zachowanie nie przystoi Posłanniczce. Musiałam wrócić na
lekcje, by uciszyć dręczące poczucie winy.
Justine powitała mnie pełnym
zrozumienia spojrzeniem. Pewnie niejednokrotnie Shane odtrącał jej wyciągniętą
rękę. Nawet nie wyobrażałam sobie, jak
musiała się wtedy czuć. Nawet ja byłam nieco urażona jego zachowaniem, a co
dopiero dziewczyna podkochująca się w czarnowłosym. Opadłam na krzesło z zamiarem uważnego
słuchania profesorki, ale kiedy już zaczął się wykład, nie potrafiłam przestać
myśleć o Shanie. Ten smutek w oczach…
Musiało się wydarzyć coś złego. Roztrząsanie tego po raz kolejny było bez
sensu, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Zawsze drążyłam sprawę dopóty, dopóki nie
znalazłam satysfakcjonującego wyjaśnienia. Wielu uznawało tą cechę charakteru
za wadę, ale mi nie przeszkadzała. Niejednokrotnie dociekliwość pozwalała na
pomyślne zakończenie misji.
Reszta zajęć minęła bez większych
rewelacji. Ot, normalny dzień z życia
ucznia. Poniekąd cieszyłam się, iż mogłam wziąć w tym udział. Radosne śmiechy
młodzieży, pełne lęku spojrzenia na klasówce, czy wspólne śniadanie sprawiły,
że wspomnienia z ludzkiego życia uderzyły ze zdwojoną siłą. Znajome
twarze przewijały się przez głowę, wywołując uśmiech na ustach. Pobyt na
Ziemi miał na mnie zadziwiający wpływ. Perspektywa powrotu do Sementii stała
się mniej kusząca. Szkoda, że nie dało się cofnąć czasu. Powinnam była wtedy posłuchać rodziców i nie
iść na tą przeklętą dyskotekę. Pokłóciliśmy się strasznie. Wyszłam, trzaskając drzwiami. Najbardziej
żałowałam, że nie zdążyłam ich przeprosić. Godzinę po tym, jak opuściłam dom,
leżałam w jakiejś uliczce z nożem wbitym w brzuch, odarta z dziewictwa i
godności. Umierałam powoli, mając przed oczami przygnębione twarze ludzi,
których kochałam najbardziej na świecie. Opuszczona… Nie ma nic gorszego od
konania w samotności. Zanim zamknęłam oczy, ujrzałam go. Zachariasz, odziany w
czarny płaszcz, unosił nade mną swoją Kosę. Do tej pory pamiętałam niedowierzanie
pomieszane ze strachem. A potem wszystko się skończyło i jednocześnie zaczęło,
bo trafiłam na dwór Śmierci. Przez wiele lat uczono mnie walki z demonami i
sposobów odsyłania duszy. Nie zawsze było dobrze. Wiele łez wylałam zanim
stałam się dobrą Posłanniczką.
Potrząsnęłam głową, chcąc
otrząsnąć się z nieprzyjemnych wspomnień. Zabawne, że rozpamiętywałam to akurat
teraz. Od czasu śmierci nie wspominałam przybranych rodziców. Czyżbym dojrzała do
zmierzenia się z tym bólem? A może to czas sprawił, iż nie cierpiałam tak
bardzo na samą myśl o nich? Nieważne. Popadanie w melancholię nie było
najlepszym pomysłem. W końcu musiałam nauczyć Shane’a walki. Wymagało to
całkowitej koncentracji. Jeszcze niedawno ostrzegałam go przed skutkami
zamyślania się podczas konfrontacji z przeciwnikiem, a sama wstępowałam na
tą ścieżkę. Nie ma jak hipokryzja.
Budynek szkolny opuszczałam najszybciej,
jak to możliwe. W takich momentach
żałowałam, że muszę ukrywać swoje umiejętności.
Przeciskanie się przez tłum uczniów zajmowało dużo czasu. Ludzie
poruszali się jakby w zwolnionym tempie. Dla Posłannika przywykłego do
nadnaturalnej szybkości było to nie do
zniesienia. I choć usiłowałam utrzymać emocje na wodzy, raz po raz wyrywało mi
się z ust westchniecie. Idąca obok
Justine rzucała mi ukradkowe spojrzenia, w których kryło się nieme pytanie. Po
chwili jednak jej twarz rozjaśnił uśmiech.
-
Nie martw się. Masz dla niego całe popołudnie.
-
Znowu zaczynasz? – Przekonanie dziewczyny o mojej miłości do Shane’a powoli
stawało się irytujące. Jeszcze chwila i cała szkoła zacznie uważać mnie za
nieszczęśliwie zakochaną w chłopaku, a przecież nie o to chodziło. Po prostu
starałam się wykonać misję. Przynajmniej
tak sądziłam na początku. Teraz pojawiła się jeszcze chęć pomocy. Mimo to nie było w tym żadnych miłosnych podtekstów.
-
Nie mów mi, że nie mam racji. Nie jestem ślepa. Spotykacie się, szepczecie po
kątach… No i te urocze sprzeczki.
-
Tu wcale nie o to chodzi – mruknęłam. –
Po prostu mamy wspólne zajęcie. Twoja romantyczna teoria nijak się ma do
rzeczywistości.
-
W takim razie powiedz mi, jakie masz plany na popołudnie? Spotykasz się z
Shane’em, prawda?
-
Ta… - Nawet nie próbowałam kłamać. Zresztą po co? Przecież to nie zbrodnia! I
nie musiało od razu oznaczać wielkiej miłości.
-
Sama widzisz. Wszystko zmierza w wiadomym kierunku. Może nie zdajesz sobie z
tego sprawy, ale miedzy wami iskrzy. Nigdy nie spodziewałabym się, że jakaś
dziewczyna jest w stanie przykuć uwagę Shane’a, a tu proszę. Zjawiłaś się ty.
To chyba przeznaczenie. – Puściła mi perskie oczko, uśmiechając się z
zadowoleniem. Co miałam odpowiedzieć?
-
Myśl sobie, co chcesz. – Wyminęłam kilku chłopaków z drużyny futbolowej i
wydostałam się na szkolny dziedziniec. Na szczęście większość uczniów udała się
prosto do domów, więc nie był taki zatłoczony.
-
Nie obrażaj się. Po prostu mówię, co widzę. – Dziewczyna wybiegła z budynku i
stanęła obok. – Poza tym ładnie razem
wyglądacie.
-
Bzdura. Jesteśmy jak ogień i woda. Ciągle się tylko kłócimy.
-
Przeciwieństwa się przyciągają. – Dźgnęła mnie porozumiewawczo łokciem, po czym
zeskoczyła ze schodów. – Ja muszę lecieć. Do zobaczenia jutro! I pamiętaj o
urodzinach.
-
Nie wiem, czy… - Próbowałam jakoś się wymigać od tego całego przyjęcia, ale
dziewczyna w podskokach ruszyła przed siebie. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie
sposób było się na nią gniewać, czy jej nie lubić. Emanowała taką radością życia, że można by
obdzielić nią kilka osób. Szkoda, że w przypadku Shane’a nawet taka ilość
zdawała się być za mała. Mrok zbyt głęboko wpisał się w jego egzystencję.
Nie pozostało mi nic innego, jak
wrócić do domu i wszystko przygotować. Kilka dni temu Iva oznajmiła, że ma
broń w domu. Ucieszyło mnie to, ale i zdziwiło. Po co przeciętnej Amerykance
japońskie katany oraz sztylety?
-
Mój brat interesował się sztukami walki. Nie miałam serca, by wyrzucić
wszystko, co z taką pieczołowitością zbierał przez całe życie – mruknęła i
wyszła. Odniosłam wrażenie, że powstrzymuje się od płaczu. Postanowiłam więcej
nie pytać, ale i tak wydawało mi się to dziwne. Przeczucie podszeptywało, że to
coś więcej, niż hobby zmarłego brata. Na
razie postanowiłam nie przypatrywać się temu bliżej. Musiałam zając się
właściwym celem pobytu na Ziemi, czyli Shane’em. Wciąż nie wiedziałam, w jaki
sposób mógłby pomóc Śmierci i dlaczego jest taki ważny, lecz teraz nie miało to
znaczenia. Chciałam mu pomóc. Przypominał dziecko błądzące we mgle. Pragnęłam
wyprowadzić go z tej mgły na słonce. Z jakiegoś powodu czułam z chłopakiem więź.
Nie znałam go długo, a już stał się kimś bliskim. Głupie. Nie powinnam
traktować go inaczej, niż jako przedmiot misji. Mimo wszystko gdzieś
na dnie serca pojawiła się iskra sympatii i próba wmówienia sobie, że jest mi
całkowicie obojętny, spełzła na niczym. Wspólne przeżycia scementowały
przelotną znajomość. Zaczęłam się
przejmować jego losem, mimo że powinnam zachować dystans i być neutralna. Nie pierwszy raz ludzka emocjonalność
wygrywała z rozsądkiem Posłanniczki.
Minęłam kilka przecznic i skręciłam
w ulicę prowadzącą wprost do domu Ivy. Droga ze szkoły zajmowała mi sporo czasu. Gdybym tylko mogła
przyspieszyć… Niestety, ulicą wciąż przemykali ludzie. Wzbudziłabym nie lada
sensację, mknąc niczym mała motorynka. W normalnych warunkach potrafiłabym
poruszać się tak szybko, że postronni obserwatorzy niczego by nie zauważyli,
ale teraz… Powłoka, którą przybrałam, nie wytrzymałaby takich przeciążeń. Nie
mówiąc o tym, że w ciele człowieka zwyczajnie nie dało się tak przemieszczać.
Musiałam więc cierpliwie się wlec.
-
To tylko kolejny test – mruknęłam do siebie, próbując nie okazywać
zniecierpliwienia. Od rozpoczęcia misji
nie trenowałam. Całkowicie zaniedbałam rozwój własnych umiejętności na rzecz
Shane’a i jego problemów. W końcu tego ode mnie wymagano. Mało tego, chciałam
mu pomagać. Reszta mogła poczekać na odpowiedniejszą chwilę.
Powrót zajął mi więcej czasu,
niż zazwyczaj. Kiedy przekroczyłam próg mieszkania, wybiła czwarta. Musiałam
się pospieszyć, jeśli chciałam, by broń była gotowa. Na razie nie myślałam o
tym, jak poprowadzę lekcję. Nigdy nie uczyłam nikogo walczyć i choć sama
niejednokrotnie brałam udział w takich zajęciach, miałam tremę. Nawet świadomość, że najlepszy trening nie
byłby w stanie wyszkolić Shane’a na zabójcę demonów, nie dodawał mi
otuchy. Byłam typem perfekcjonistki.
Jeżeli podejmowałam się zadania, chciałam wykonać je idealnie. Pracowałam, by uzyskać maksymalny rezultat
lub ponieść totalną porażkę. Nie
zadowalały mnie połowiczne rozwiązania.
- Widzę, że wróciłaś. – Iva wyłoniła się zza
drzwi prowadzących do kuchni, trzymając w ręku kubek z jakimś płynem. Pewnie
znowu wlewała w siebie kawę.
-
Tak. Nie mam zbyt wiele czasu, więc czy mogłabyś dać mi jedną z twoich broni?
- Weź sobie. Wiesz, gdzie leżą –
mruknęła i wycofała się. Nie była w najlepszym nastroju. Czyżby problemy?
Musiałam potem o to zapytać. Teraz
priorytetem było przystosowanie ostrza do walki z demonami. Skoro już miałam go
przygotować do starcia, musiałam podejść do tego poważnie. Podeszłam do niewielkich drzwi na końcu
korytarza. Za nimi znajdował się średnich rozmiarów pokój wypełniony
wszelakiego rodzaju orężem. Potrzebowałam katany. Ciosy zadawane pięściami, czy
kule nie robiły demonom krzywdy. Skóra potworów charakteryzowała się niezwykłą
twardością. Nawet pociski odbijały się rykoszetem. Dlaczego więc broń biała działała? Pewnie
zwykła nie byłaby w stanie nawet drasnąć najsłabszego z potworów. Jednak Kosy Posłanników i wszelkie miecze
przez nich wykorzystywane poddawane były rytuałowi. Błogosławieństwo
Czcigodnej, które spływało na ostrze, nadawało mu niezwykłych właściwości,
obdarzając mocą zabijania stworzeń ciemności. Jeżeli Shane, wbrew wszystkim
prawom logiki, chciał się mierzyć z demonami, musiałam wyposażyć go w taką
katanę.
Delikatnie nacisnęłam klamkę i
weszłam do środka. Blade światło słońca, wpadające przez niewielkie okienko,
oświetlało pojedyncze egzemplarze poszukiwanej broni. Mój wzrok padł na
środkową katanę, ukrytą w czarnej pochwie zdobionej szkarłatnym, kwiatowym
wzorem. Wypatrzyłam ją podczas ostatniej wizyty tutaj. Już wtedy wydawała mi się odpowiednia. Nie
zwlekając, podeszłam i zdjęłam ze ściany małe arcydzieło. Bez wątpienia była
oryginalna. Staranność wykonania i idealne wyważenie... Wyjęłam ostrze z
pochwy. Lśniło w świetle, jakby nie mogąc doczekać się walki. Delikatnie
dotknęłam szlifu. Po palcu stoczyła się kropla krwi. Nie było przesadą
stwierdzenie, że japońskie katany wchodzą w kości jak w masło. Rękojeść przykuwała
wzrok. Nie sam kwadratowy kształt, który u tej broni spotykało się dosyć
często, ale kolorystyka. Czerń i czerwień przeplatały się, kontrastując ze
sobą w dziwnie wymowny sposób. Trochę jak krew i mrok splecione w śmiertelnym
uścisku. Pasowało mi to do Shane’a.
Oderwałam wzrok od pięknej
zdobyczy i wsunęłam ją z powrotem do pochwy. Bez słowa opuściłam składzik, po czym
podreptałam do swojego pokoju. Rytuału nie należało pokazywać osobom
postronnym, nawet Mortengai. Stanowił dziedzictwo, które Posłannicy
pielęgnowali i chronili. Gdyby ktoś się dowiedział, w jaki sposób uświęcamy miecze, mógłby nam zaszkodzić. Nie mówiąc o demonach, które szybko
wykorzystałyby zdobyte informacje w praktyce.
Stanęłam pośrodku pokoju. Rytuał
był na tyle niewymagający, że mogłam przeprowadzić go w ludzkiej postaci.
Odsunęłam niewielki dywanik i usiadłam na podłodze. W jednej ręce dzierżyłam
dopiero co wybraną katanę, w drugiej własną Kosę. W obecnej sytuacji nikt nie
byłby w stanie zrozumieć, dlaczego się tak nazywa. Kiedy Posłannik przybierał ludzką powłokę,
Kosa zmieniała się wraz z nim. Moja Selene wyglądała jak zwykła katana z białą
rękojeścią i srebrną wstążką, do której przytwierdzone były niewielkie dzwoneczki.
Musiałam przyznać, że wolałam ją w tej wersji.
Nie lubiłam odprawiać rytuału.
Uświęcenie broni wymagało ofiary.
Dawniej zabijano się demona i jego krwią rysowało Krąg Śmierci.
Posłannicy odstąpili od tego, gdy posoka jednego z diabłów opętała Kosę, która
pozbawiła życia wielu z nas i raniła samą Czcigodną. Od tamtej pory używało się
własnej krwi. Zacisnęłam zęby i
rozcięłam przedramię za pomocą Selene od nadgarstka, aż po łokieć. Czerwona
substancja wypełniła ranę i powoli zaczęła skapywać na podłogę. Kilka kropel
upadło na czarną katanę. Rozsmarowałam je delikatnie na gładkiej powierzchni. Ułożyłam broń przed sobą, Kosę pozostawiając na uboczu. Nie była dłużej
potrzebna. Palcami nietkniętej ręki przeciągnęłam po nacięciu. Zabarwiły się na
szkarłat. Rozpoczęłam rysowanie Kręgu. Wbrew pozorom nie miał kształtu okręgu.
Był to ośmiokąt, wewnątrz którego widniała trupia czaszka. Stworzenie malowidła
kosztowało sporo wysiłku i krwi. Mijały minuty, a ja z precyzją godną mistrza
dopracowywałam każdy element. Nic dziwnego, że gdy po dwudziestu minutach
skończyłam swe dzieło, byłam wykończona.
- Uroki ludzkiego ciała –
mruknęłam do siebie. W duchowej postaci nie odczuwałabym zmęczenia. Dlatego
znacznie łatwiej wtedy odprawiać rytuał. Nie miałam jednak czasu na ponowną dematerializację. Za jakąś
godzinę Shane zastuka do bram. Musiałam
być gotowa.
Usiadłam na środku Kręgu w
pozycji kwiatu lotosu. Na kolanach umieściłam katanę. Przyłożyłam palce do
pochwy, wyczuwając opuszkami wzorki. Przymknęłam oczy, oczyszczając umysł z
jakichkolwiek myśli. Poczułam się lekko, jakby duch zrzucił ciało i unosił się
w przestworza. Pierwsza część rytuału
dobiegła końca. Pozostało jeszcze dwie.
Zacisnęłam palce na katanie. Kolejnym krokiem było wychwycenie aury ostrza. W
Sementii wierzyliśmy, że każdy twórca broni zamyka część duszy w swym dziele.
Nie jest ona żywa. Nie można się z nią porozumieć. Istnieje tam jako cień tego,
który wykonał katanę. Miałam za zadanie wyłapać aurę, gdyż to właśnie na nią
spływała łaska Czcigodnej. Śmierć nie mogła przekazać mocy kawałkowi
metalu. Musiało w nim istnieć coś
duchowego. Wyczucie tak subtelnej woni
nie było łatwe. Niektórzy mniej doświadczeni Posłannicy nie potrafili odróżnić
jej od zwykłego powietrza. Na szczęście
posiadałam dość wyczulony zmysł węchu, który idealnie współpracował z
odczuwaniem duchowym. Mimo to wykrycie aury zajęło mi sporo czasu. Pachniała
jak świeżo zerwane kwiaty jaśminu. Wszystko zbliżało się do punktu
kulminacyjnego. Jeszcze tylko inkantacja…
- Wybrani zostaliśmy do niszczenia
zła. Postrach demonów, ucieczka znękanych dusz – Posłannicy. Wypełniamy Twą
świętą wolę, Czcigodna, chroniąc duchy ludzkie przed potępieniem. Od Ciebie
pochodzi nasza siła. Pobłogosław to ostrze, by odsyłało w ciemność tych, którzy
się z niej wywodzą. Użycz nam swej mocy!
– wyszeptałam, starając się nie rozpraszać. Minęło kilka sekund. Już myślałam, że się nie
udało, ale nagle fala energii przeniknęła mnie na wskroś i przez palce spłynęła
na katanę. Jęknęłam przeciągle. Przepływ mocy zawsze wiązał się z bólem. Miał
on zupełnie inny wymiar niż cierpienie cielesne. Nie potrafiłam nawet opisać
tego słowami.
Czarna katana rozbłysła. Wszystko się
udało, choć miałam pewne obawy. Nigdy nie przeprowadzałam rytuału na Ziemi.
Okazało się, iż jest równie skuteczny, co w Sementii. Byłam gotowa do
rozpoczęcia nauki, ale najpierw musiałam jeszcze posprzątać. Wątpiłam, by Iva
nie miała nic przeciwko krwi na podłodze. Otworzyłam oczy i wstałam. Broń
przestała świecić.
- Szkoda, że nie potrafisz mówić.
Ciekawe, czy odpowiada ci walka z potworami. – W zamyśleniu odłożyłam katanę,
po czym wzięłam się do pracy.
***
Przepraszam. Minął kolejny miesiąc, a ja dodaję taką nudną notkę. Obiecuję, że w następnej opiszę lekcję. W związku z tym mam pytanie. Wolicie ją z perspektywy Shane'a, czy Raisy? Nie potrafię się zdecydować, więc liczę na Wasza pomoc.
Jak się podoba nowy wystrój? Serdeczne dzięki KatD z Malach Tow za nagłówek. Jest śliczny!
Dedykacja dla Natashy. Wielkie dzięki, że jesteś;)
Na początek, przepraszam, że nie było mnie tak długo. Nadrobiłam zaległości w czytaniu, aczkolwiek komentowanie rozpocznę od tej bieżącej, dobrze?
OdpowiedzUsuńDzisiaj dam sobie spokój z błędami, zwłaszcza, że wychwyciłam ich niewiele : ). Powiem szczerze, że nie dziwię się, że zdecydowałaś się zrezygnować z Onetu. Naprawdę trudno tam wytrzymać.
Zastanawia mnie to, skąd siostra Shane'a wie o demonach. Mam kilka teorii na ten temat. To, czy którakolwiek jest trafna, okaże się za jakiś czas : ).
Myślę, że odrobinkę trywializujesz Raisę. Brakuje mi tej aury chłodu, która otaczała ją na początku. Oczywiście fakt, że kiedyś była człowiekiem ma tutaj kluczowe znaczenie, chociaż sądzę, że to co przeżyła w Sementii powinno wywrzeć na nią znacznie trwalszy wpływ. Jako Posłanniczka prowadzi życie skrajnie różne od ludzkiego, więc wydaje mi się, że powinna być odporniejsza na codzienne, ziemskie dylematy.
Jeśli chodzi o Shane'a, to zaczynasz burzyć jego obraz, jako kogoś, kto za nic ma sobie uczucia. Uwiera mnie jednak nieco fakt, że dzieje się to tak szybko. Teoretycznie rzecz biorąc, to zrozumiałe w jego sytuacji, ale brakuje tu trochę takiego płynnego przejścia, subtelnych zmian. Nie wiem, czy to jest celowy zabieg, czy przypadek. No i to tylko moja opinia. To nie zmienia faktu, że wciąż jestem pod wrażeniem tego, jak stworzyłaś fabułę i jak ją prowadzisz.
Matko, ale jestem dziś nieskładna o.O. Powrót do blogowego świata jednak nie jest tak prosty, jak sądziłam.
Mam nadzieję, że wybaczysz mi tą długą nieobecność i na powrót przyjmiesz mnie na łono swoich czytelników ^ ^. Ja ze swojej strony obiecuję poprawę!
Do napisania =^.^=
No to na początek powiem Ci, że cieszę się, iż zerknęłaś;) No i jak zwykle muszę coś powiedzieć, kiedy ktoś ma zastrzeżenia;P Raisa się zmienia niestety. Ja usiłuję pokazać ją z różnych stron. Im dłużej przebywa na Ziemi, tym bardziej staje się ludzka.Narracja jest pierwszoosobowa, więc gdy piszę z jej perspektywy, pokazuję to, jaka jest zewnątrz. Ten chłód to tylko maska. Pojawi się jeszcze, aczkolwiek tak naprawdę Raisie bliżej do tej ludzkiej części. Może to i trywialne, ale ja lubię sobie komplikować życie.
UsuńMoże to i nagłe... W przypadku Shane'a na pewno ta chwilowa słabość nie będzie trwała. On się jeszcze pomota. W każdym razie to był efekt przypadkowy. Tak mi wyszło podczas pisania. Wybacz;)
Śliczny ten nowy szablon! Wprost nie mogłam oderwać oczu od cudnego nagłówka.
OdpowiedzUsuńRozdział też mi się bardzo podobał. Był taki przyjemny i wcale nie nudy, tak jak sama twierdzisz. Nie zawsze trzeba gonić z akcją. Czasami wypada zwolnić.
No, ale przechodząc do głównego tematu:
W twoich bohaterach zachodzą coraz większe zmiany. Po pierwsze widać, że Raisa tęskni za pełnym człowieczeństwem i to się na niej odbija. Już nie jest taka chłodna, niedostępna jak na początku. Może Justin ma w tym jakąś swoją małą zasługę? Jest tak pozytywna, że wprost nie da się jej nie lubić.
O i wyjaśniła się sprawa śmierci Raisy. Okropieństwo. Straszne jest zarówno to, że nie zdążyła pożegnać się z bliskimi, ale też to w jaki sposób zginęła...
Shane też nie zgrywa już takiego wyzbytego z uczuć twardziela. Pozwolił, choć może nie świadomie, dojść do głosu uczuciom i Raisa natychmiast to wychwyciła.
Jest jeszcze Iva. Strasznie ciekawa postać. Strasznie mało o niej wiem, ale i tak mnie interesuje.
Bardzo fajnie opisałaś ten cały rytuał z bronią, który musiała odprawić Raisa. Jestem niesamowicie ciekawa następnego rozdziału. Moim skromnym zdaniem perspektywa Shane'a jest chyba ciekawsza i przede wszystkim daje ci większe pole do popisu. Chociaż ta Raisy, jako jego trenerki też brzmi zachęcająco. Chyba ci nie doradzę xD
No to już czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam!
Bardzo ładny wystrój bloga - odpowiedni dla tematyki Twojej powieści.
OdpowiedzUsuńRozdział idealny. Bardzo podobało mi się wspomnienie o dawnym życiu Raisy. Naprawdę opisałaś to w sposób mistrzowski. Aż chce się czytać i czytać - mam nadzieję, że jeszcze pogłębisz ten wątek, bo wydaje się bardzo ciekawy (może odnajdzie swoich bliskich?).
Również rytuał uświęcania broni napisałaś po mistrzowsku. Takie powieści lubię czytać.
Pytasz z czyjej perspektywy chcielibyśmy zobaczyć kolejny rozdział. Cóż, myślę, że chętnie przeczytałabym z perspektywy Shanea, ale oczywiście nie oznacza to, że nie interesowałoby mnie z perspektywy Raisy. Piszesz talk dobrze i ciekawie, że z którejkolwiek perspektywy napiszesz i tak będzie doskonałe, a ja pochłonę ten rozdział z równą przyjemnością.
Przy okazji zapraszam do mnie na http://pisanedlasiebie.blog.onet.pl
Pozdrawiam serdecznie
Jak się ucieszyłam, gdy napisałaś mi o nowym rozdziale. :)
OdpowiedzUsuńNowy wystrój widzę. Szablon bardzo dobry, taki mroczny i klimatyczny, a nagłówek - boski! Idealnie pasuje do opowiadania.
Świetny rozdział. Urzekł mnie sposób, w jaki opisałaś uczucia i to, że całość była napisana od strony Raisy. Podoba mi się, że te uczucia budzą się w niej coraz bardziej. Już nie jest taka skryta, niedostępna jak na początku - a wszystko to stopniowo. I ten rytuał z bronią! Dobry pomysł, świetnie opisane.
Pytasz z czyjej perspektywy następny? Może dla odmiany teraz od strony Shane'a?
Nie mogę się doczekać treningu.
Pozdrawiam,
[lithium-shadow]
Dobrą chwilę zajęło mi nadrobienie małych zaległości, lecz pomocny przy tym był internet w komórce. Całkiem inaczej się czyta leżąc sobie z telefonem w ręku. Znacznie lepiej, niż przed komputerem. ;>
OdpowiedzUsuńPochwalam to, że przeniosłaś się na blogspot. Coraz więcej osób to robi, i dobrze. Przynajmniej nie musimy użerać się z onetem.
Co do dwóch ostatnich rozdziałów, to podobały mi się, i wcale nie były nudne. Trochę rozbawiła mnie postawa znajomej Raisy (nie pamiętam jej imienia). Skąd ta jej pewność że Shana z Raisą coś łączy? Chociaż, gdyby na to tak spojrzeć... rzeczywiście można by było dojść do takich wniosków. Widać, że chłopak jest zagubiony. W sumie Posłanniczka też. Jej ostatnie wspomnienia z ludzkiego życia są dość makabryczne.
Bardzo podobał mi się opis rytuału, w którym Raisa zmieniła katanę by można nią było walczyć z demonami. Ciekawe, jak wypadnie im wspólny trening? ;D
Zauważyłam tylko jedną literówkę. Zamiast "ń" było "n", ale już nie pamiętam w jakim słowie.
Całuski! ;**
Rozdział nie jest wcale taki nudny, bardzo ciekawie opisałaś przebieg tego rytuału. Znając Raisę, pewnie lekcja przebiegnie dość brutalnie dla chłopaka... o ile się na nią stawi.
OdpowiedzUsuńDziewczyna sporo przeszła w swoim posłanniczym życiu, ciekawi mnie co stało się podczas jej własnych treningów, gdybyś kiedyś szerzej opisała jej historię, to pewnie byłby to jeden z moich ulubionych rozdziałów w Twojej opowieści. Muszę przyznać, że fragment dotyczący jej własnych wspomnień mocno mnie zaintrygował.
Następny rozdział napisz teraz z perspektywy Shana. Dawno go nie było, a ja jestem strasznie ciekawa co też powiedziała mu jego kuzynka (chyba siostra? Nie pamiętam już:)). To mój ulubiony bohater.
Szablon cudowny - świetnie pasuje do opowiadania i nadaje odpowiedni nastrój, zachęcający do czytania.
Ok, już nie przynudzam. Jak najszybciej pisz następny rozdział. Twoją historię się po prostu połyka:)
Pozdrawiam
"Poza tym kolejne zrywanie się z lekcji nie było w moim stylu. Naprawdę nie lubiłam łamać zasad, a w ciągu ostatnich dni zdarzało mi się to dość często. Nie czułam się z tego powodu najlepiej. Wewnętrzny głosik podpowiadał, iż takie zachowanie nie przystoi Posłanniczce. Musiałam wrócić na lekcje, by uciszyć dręczące poczucie winy" - To miała chodzić na lekcję, czy go pilnować? Bo już się zgubiłam. Jeśli "pilnować, to te lekcje są tylko marnowaniem czasu. Logika... zniwu siada.(e no dobra u mnie w opoku też)
OdpowiedzUsuń"Justine powitała mnie pełnym zrozumienia spojrzeniem. Pewnie niejednokrotnie Shane odtrącał jej wyciągniętą rękę. Nawet nie wyobrażałam sobie, jak musiała się wtedy czuć." - Mówi się spadaj ćwoku i żyje się dalej...
"Zachariasz" - E musiałaś mu dać imię Bibijnego proroka? :P ( Oraz ojca Jana Chciciela?)
"Czyżbym dojrzała do zmierzenia się z tym bólem?" - Ech.... ta wypowiedź bije po oczach leciutką naiwnością.
"Wymagało to całkowitej koncentracji. Jeszcze niedawno ostrzegałam go przed skutkami zamyślania się podczas konfrontacji z przeciwnikiem, a sama wstępowałam na tą ścieżkę. Nie ma jak hipokryzja." - Mówiłam coś o łopatologii?
"Budynek szkolny opuszczałam najszybciej, jak to możliwe." tryp dokonany proszę.
(RRR) Cdn
"Mimo to nie było w tym żadnych miłosnych podtekstów." - Ale coś mi się zdaje, że będą...
OdpowiedzUsuń"- Przeciwieństwa się przyciągają." - Acha do pewnego stopnia.
"Mrok zbyt głęboko wpisał się w jego egzystencję." - Rany... poetyckość połączona z trudnymi słowami... Nie piękne to nie było.
"Po co przeciętnej Amerykance japońskie katany oraz sztylety? " - Ja mówię na to hobby :P
"- Mój brat interesował się sztukami walki. Nie miałam serca, by wyrzucić wszystko, co z taką pieczołowitością zbierał przez całe życie " - Wyrzyć? No pewnie, że nie bo to ładny grosz.
"Zaczęłam się przejmować jego losem, mimo że powinnam zachować dystans i być neutralna. Nie pierwszy raz ludzka emocjonalność wygrywała z rozsądkiem Posłanniczki. " - Zgadnij co? Była już o tym mowa.
A jeszcze... chyba zaburzyła ci się lekko chrolonogia... wszytsko się zlewa i niewiadomo co jest pierwsze, co drugie, a co "przypomniane" no po za momentem śmierci Raisy.
"Niestety, ulicą wciąż przemykali ludzie." - Bo taki urok miasta? :P
"potrafiłabym poruszać się tak szybko, że postronni obserwatorzy niczego by nie zauważyli, ale teraz…" - cholerny Bleach i błyskawiczne kroki...
"Nawet świadomość, że najlepszy trening nie byłby w stanie wyszkolić Shane’a na zabójcę demonów, nie dodawał mi otuchy. Byłam typem perfekcjonistki. Jeżeli podejmowałam się zadania, chciałam wykonać je idealnie. Pracowałam, by uzyskać maksymalny rezultat lub ponieść totalną porażkę. Nie zadowalały mnie połowiczne rozwiązania." _ Fragment zupełnie zbędny.
Katana jedzie Bleachem na całego XD
"Moja Selene wyglądała jak zwykła katana z białą rękojeścią i srebrną wstążką, do której przytwierdzone były niewielkie dzwoneczki." - Sode no Shirajuku (z tą różnicą, że Sode no Shirajuki wyglądała tak w shi-kai, wstążka była biała i bez dzwoneczków)
"W Sementii wierzyliśmy, że każdy twórca broni zamyka część duszy w swym dziele." - A samurajowie wierzyli, że miecz jest duszą wojownika :P ale zapewne o tym wiesz :P
"Śmierć nie mogła przekazać mocy kawałkowi metalu." - zapewne wiesz, że katany robi się z hartowanej stali, a nie jakiegoś tam zwykłego metalu?
"Pachniała jak świeżo zerwane kwiaty jaśminu." - Jaśmin ma dość ostry zapach.
Podsumowując: rozdział nie jest zły, ale pewne rzeczy po prostu biją po oczach i nie mogę, zwyczajnie nie mogę ich pominąć. Mam nadzieję, że już się do mojego stylu przyzwyczaiłaś. Jeśli chodzi o moje subiektywne odczucia, to są one mocno mieszane. Tamte wypisane rzeczy bardzo zakłóciły odbiór. Przede wszystkim logika (albo jej brak w niektórych momentach) i ta łopatologia. Ale, ale podobała mi się długość. Ja bym z tego tej ilości tekstu zrobiła dwie częsci oddzielone gwiazdą... No właśnie? Może to jakiś pomysł na kolejny rozdział? Dwie perspektywy rozdzielone w taki sposób?
RRR
(Musiałam podzielić komentarz, bo wyskoczyło mi coś takiego: Twój kod HTML nie może zostać zaakceptowany: Wartość musi mieć co najwyżej 4 096 znaków" WTF?)
Dobra, to teraz ja sobie popiszę;) Co do logiki, to sie nie dziw, ja nie potrafię być logiczna;) Zapewne miałam jakiś koncept. Powiedzmy, że Raisa nie cierpi łamać zasad. Aż do przesady;P Zachariasz... Nie wiem czemu, ale to imię od dawna chodziło mi po głowie i nie mogłabym wybrać innego. Naiwność... Jakoś ta cecha bardzo lubi moje postaci;P Nie wiem, o co ci chodzi z tą łopatologią. Mogłabyś wyjaśnić? Tryb zaraz zmienię;P Co do miłosnych podtekstów na pewno się pojawią, ale jednocześnie bohaterów szybko zepchnę z różowej chmurki;P Poetyckości nie potrafię się z mojego stylu wyzbyć, tak samo jak kolokwializmów, ale zrobię, co mogę. A z tym zgadnij to nie wiem, jak Boga kocham;) Co do chronologii, to jak dla mnie wszystko jest jasne i nic się nie zlewa. No, ale każdy ma swoje odczucia. Tak, tak, cholerny Bleach. Co ja poradzę, że tak go uwielbiam i mimowolnie czasem mi sie coś wkradnie;) Szczególnie, że Sode no Shirayuki kocham po prostu;P Przynajmniej czymś się różni, bo na początku w ogóle miała być taka sama;P Fragment może i zbędny, ale lepiej ukazujący Raisę;) Co do samurajów wiem, ale akurat przy pisaniu o tym nie myślałam. I dobrze, zmienię na stal. Ja nie potrafię aż tak dopracowywać szczegółów. Jak dla mnie jaśmin pachnie delikatnie. Może mam przytępiony węch;)
UsuńCo do dwóch perspektyw, to niezły pomysł, choć nie wiem, czy dam radę to logicznie napisać. Tak, jestem przyzwyczajona do Twojego stylu. Dobrze mieć takiego czytelnika, który się czepia. Zawsze jak pisze pamiętam, że muszę uważać;P
Nie potrafię się uczepić czegokolwiek, podobało mi się, zawsze mi się podoba, wiesz o tym. Lubię ten świat, ma własne zasady i - to wspaniałe - potrafisz o nim pisać bardzo składnie ( W przeciwieństwie do mnie, choćby na przykładzie tego komentarza). Przyszła notka... hymm, lubię je w obu wersjach, i tak jak ktoś tam na górze wspomniał, może wkleisz coś zarówno z perspektywy Shane'a, jak i Raisy?
OdpowiedzUsuńI WCALE NIE JEST NUDNY.
Przepraszam za ten jakże wyczerpujący komentarz, ale... uch, głowa mi pęka...
( Dawaj kolejny! )
Łżesz :D Nigdy nie piszesz nudnych rozdziałów :P Co do następnego rozdziału, to może część z perspektywy Raisy, a część z perspektywy Shane'a? :)W końcu zobaczyłam dalszy ciąg Twojego nagłówka z onetu :D i nieco mnie zadziwiła kolorystyka, bo jedno tło jest granatowe a drugie to jakiś wzór mający zapewne nawiązywać do śmierci, itp. :)
OdpowiedzUsuńZ góry przepraszam za mój nastrój spowodowany zajebistym poczuciem własnej wartości oraz pewną wkurwiającą osobą. Rozdział bardzo ciekawy. Nie znudził mnie, ni nie zmorzył. Jak najbardziej ejstem za tym, by opisywać część lekcji z perspektywy Shane'a, a część z perspektywy Raisy.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak krótko i późno.
Niech Moc będzie z Tobą,
Ama
Ciekawy rozdział i dobrze opisane uczucia. Świetnie opisałaś rytuał, jest takich więcej?:p A kolejny rozdział może być z każdej perspektywy, trudno zdecydować. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńOkay. To ja powoli zaczynam nadrabia wszystkie rozdziały. Czekaj na mój komentarz!
OdpowiedzUsuńTajemnicza
Nie spodziewałam się, dziękuję za dedykację :*
OdpowiedzUsuńPodobał mi się opis tego rytuału z kataną. Widać, że się przy tym napracowałaś. Wymyślenie czegoś takiego na pewno nie jest łatwe. Gratuluję pomysłowości :) Ciekawe, czy Shane nauczy się nią posługiwać i czy uda mu się pokonać jakiegokolwiek demona. Mam nadzieję, że tak. Pomimo iż nie zawarłaś w tym rozdziale lekcji walki to on i tak jest świetny. Dużo rzeczy wyjaśnia, chociażby to, w jaki sposób Raisa stała się posłanniczką. Zastanawiam się tylko, dlaczego została wybrana do tej funkcji. Co do walki, to fajnie by było, gdybyś opisała ją z perspektywy Shane'a. Chciałabym poznać odczucia towarzyszące mu podczas pierwszej lekcji. W końcu to dla niego nowość. Wybór jednak należy do Ciebie :) Z perspektywy Raisy też na pewno będzie interesująco :)
Jestem pod takim wrażeniem Twojego stylu pisania i w ogóle pomysłów! Jakbym czytała profesjonalną książkę, naprawdę ;D Wspaniale opisałaś te wszystkie rytuały, a poza tym odczucia głównej bohaterki - nie miałam do tej pory pojęcia jak to się stało, że jest Posłanniczką, a teraz się wreszcie dowiedziałam. Miałam wprawdzie nadzieję, że już w tym rozdziale pojawi się trening z Shanem, ale oczywiście poczekam do następnego. No i zgadzam się z Justine - między tą dwojką iskrzy, mimo że niby się nie lubią ^^
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Wreszcie znalazłam chwilkę, aby skomentować. Rozdział mi się podobał. Błędów nie widziałam, ale ja, w sumie, nigdy ich nie widzę. ;P Czekam na następny rozdział. Ciekawi mnie przebieg treningu. Zachowanie tej dziewczyny (nie pamiętam jaka miała na imię ^^") jest bardzo... otwarte. xD" Pewnie ma rację, że między Shane'em a Raisą coś będzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ^^
Świetne opisy jak zawsze ;0 To teraz mam nadzieję Shane będzie zabijać demony kataną o ile się tego nauczy. A co do iskrzenia między ta dwójka to ja już wiem jak to jest! Oni zawsze się nie lubią a potem co? Love story... ale ja takie kocham ;D
OdpowiedzUsuńSorcia, że tak się ociągam z komentarzami ale nieraz nie mam nawet czasu wstawić rozdziałów... jak teraz. Pozdrawiam i czekam na nexta.
Szczerze powiedziawszy nie wiem z czyjej perspektywy wolałabym przeczytać o ich wspólnej lekcji. Nie ukrywam, że interesują mnie obie i nie pozostaje mi nic poza czekaniem, na którą ty sama się zdecydujesz. Co do tego rozdziału - wcale nie był nudny! Fakt, że nie działo się wiele, ale zdecydowanie nie nudziłam się go czytając.
OdpowiedzUsuńJustine z tym swoim przeczuciem o ich wzajemnym przyciąganiu do siebie i kiełkującej między Shanem a naszą Posłanniczką miłości nie tylko Raise irytuje, ale miejscami również i mnie. Dobra mnie też, jak jej, wydaje się, że zaczyna coś między nimi kiełkować, ale nie trułabym o tym dziewczynie bez przerwy. Poza tym, ja jako czytelnik jestem o wiele bardziej wtajemniczona w jej przeżycia niż ta postronna nastolatka:)
Oczywiście najbardziej z tego rozdziału podobał mi się ten cały rytuał, który Raisa wykonywała na broni dla Shane'a. Był niesamowity i jak dla mnie opisany perfekcyjnie - wprost magicznie! Jasne, że nie obyło się w nim bez bólu bohaterki, ale czytanie o tym samo z siebie wywierało wrażeniem, aż jestem ciekawa, co będzie dalej... Jak chłopak poradzi sobie podczas treningu z Posłanniczką? Czy naprawdę będzie zdolny walczyć z demonami? No i czy więzi między nim, a dziewczyną się pogłębią? Zasiałaś wiele pytań w moim biednym umyśle, który chciałby już na nie znać odpowiedzi. Dlatego życzę ci weny, motywacji, wytrwałości i tego, by następny rozdział pojawił się jak najszybciej. Pozdrawiam:)
Nie wiem, czemu uważasz, że ten rozdział jest nudny. Dla mnie jest idealny i bardzo mi się podobał. :) Poza tym ten rytuał wyszedł całkiem fajnie. I jeśli chodzi o następną część, to z przyjemnością przeczytałabym ją z perspektywy Shane'a.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością. :)
Przepraszam, przeczytałam ten rozdział już tydzień temu i coś mnie oderwało od pisania komentarza.
OdpowiedzUsuńUkradlas mi serce tym rytuałem i mam wielką nadzieje że masz jeszcze kilka podobnych w zanadrzu.
Rozdział wcale nie jest nudny choć już zżera mnie z ciekawości jak opiszesz lekcje. A jeśli już przy niej jestem to zdecydowanie wolałabym ja z perspektywy Shane'a choć naturalnie do Raisy nic nie mam.
Pozdrawiam,
poseur
Czytam, nadrabiam! JESTEM W TRAKCIE!
OdpowiedzUsuńPoczekaj na mnie, no xD
Nobie
Nudny?! Jaki nudny, kobieto?! Ten rytuał był taki... magiczny? Nie wiem, nie potrafię ubrać tego w słowa. xD Wszystko było idealne i spójne. Czyżby Raisa zaczynała lubić naszego buntownika? Aw, cudownie. <3 Już nie mogę doczekać się lekcji! Wiesz, najlepiej byłoby, gdybyś opisała ją z perspektywy Shane'a. W końcu to on się uczy. ;) Pozdrawiam i czekam na kolejny wspaniały rozdział. <3 U mnie pojawił się kolejny rozdział, na który serdecznie zapraszam. [papierowa-dusza].
OdpowiedzUsuńOoo, tak.W końcu wzięłam się za siebie i nadrobiłam wszystkie notki. Muszę przyznać, że to opowiadanie bardzo mi się podoba. Szczerze? Chyba nawet bardziej od pocłunku strachu. Od razu przypadł mi do gustu Shane i wydaje mi się,że kolejną notkę powinnaś napisać z jego perspektywy.
OdpowiedzUsuńPff. Rozdział wcale nie był nudny! Ja nie wiem, za nisko się cenisz!
Oczywiście informuj mnie o nowych notkach http://droga-potepionych.blog.onet.pl i przy okazji zapraszam na mojego nowego bloga http://sciezka-dusz.blog.onet.pl
Pozdrawiam, Tajemnicza.
Ps:. Przepraszam za błędy w komentarzu, ale pisałam go z telefonu ;)
Przepraszam, że dopiero teraz.
OdpowiedzUsuńDlaczego nudna? Wcale, że nie! Wprowadzenie tajemniczego złego nastroju Ivy daje do myślenia, a rytuał z kataną dla Shane'a był boski! Cudowne opisy, które sprawiają lekki dreszczyk na czytelniku. Czuję jakbym to ja była uczestnikiem tego spektaklu! Wspaniałe.
A te całe domysły Justine są przezabawne ^^.
Lecę do następnej notki. Pozdrawiam!
Nie uważam, że rozdział jej beznadziejny. Mając taki styl pisania, mogłabyś opisać jedzenie przez nią śniadania, a i tak czytałoby się z wielką chęcią i szybkością. Po prostu tak już masz.
OdpowiedzUsuńSama po raz kolejny nie zorientowałam się, że właśnie doszłam do końca.
Jeśli chodzi o treść to podobał mi się opis przemiany ostrza w katanę, tak? Opisałaś to bardzo dokładnie, precyzyjnie, dzięki czemu można było sobie to doskonale wyobrazić.
Justine uważam za bardzo sympatyczną i radosną postać. Chyba nie dałoby się jej nie lubić. Po prostu ma w sobie coś takiego, co przyciąga.
Ciekawi mnie jaki przebieg będzie miała lekcja ;d I czy Raisa w końcu pójdzie na te urodziny! Jeśli tak, to pewnie stanie się tam coś ciekawego xd