Opierałam się o rosnące na środku szkolnego dziedzińca drzewo, bawiąc
się telefonem komórkowym, który wczoraj wieczorem otrzymałam od Ivy. Nie
spodziewałam się z jej strony takiego gestu. Wprawdzie nie traktowała mnie jak
wroga, lecz nasze relacje były dość chłodne. Mieszkałyśmy razem, czasem zamieniając kilka słów, ale nic poza tym.
Dlatego nie potrafiłam ukryć zdziwienia, gdy wcisnęła mi w dłoń przewiązane
czerwoną wstążką urządzenie.
- Pomyślałam,
że może ci się przydać – mruknęła. Skinęłam tylko delikatnie głową, bojąc się,
że ton mojego głosu mógłby zdradzić stan ducha. Nie mogłam sobie na to
pozwolić. Ostatnio i tak zbyt często dawałam się ponieść emocjom. Byłam zła na siebie, że podczas wczorajszej
rozmowy z chłopakiem zachowałam się w taki sposób. Nie powinna przeze mnie
przemawiać nawet kropla żalu. Tęskniłam
za byciem człowiekiem, ale okazywanie tego osobom postronnym… Popełniłam błąd.
Miałam nadzieję, że nie przyjdzie mi za niego zapłacić. W końcu zdradzanie
swoich słabości nie było najlepszym pomysłem, prawda? Zachowałam się jak
kompletna nowicjuszka. Gdyby Śmierć to widziała, dostałabym niezłą burę.
Zerknęłam na wyświetlacz
telefonu. Za pięć ósma… Gdzie on się podziewał? Chyba nie liczył, że zgodzę się
go uczyć, jeśli zignoruje polecenie. Trenowanie walki wymagało samodyscypliny i
konsekwencji. Adept zmuszany był do wykonywania zadań, które wymagały
cierpliwości i samozaparcia. Dla Shane’a dzisiejszy dzień stanowił coś w
rodzaju testu. Nieobecność na zajęciach oznaczałaby, iż nie zdał i
rozpoczęcie nauki nie byłoby możliwe. Nie, kiedy ma się za ucznia totalnie
nieodpowiedzialnego chłopaka.
- Raisa! –
Drobna postać biegła w moją stronę, machając energicznie ręką w geście
powitania. Kilka minut zajęło mi przypomnienie sobie, skąd ją znam. Była to ta
sama dziewczyna, którą zignorowałam po lekcjach, usiłując dogonić Shane’a. Musiałam
przyznać, że uparta z niej osóbka. Potraktowałam ją wczoraj paskudnie, a mimo
to nadal usiłowała nawiązać kontakt.
Minęło sporo czasu, zanim
znalazła się na tyle blisko, bym mogła dostrzec rysy twarzy. Nie miała za grosz
kondycji. Przystawała co parę metrów, łapczywie wciągając powietrze, po czym
kontynuowała bieg. Czemu się tak śpieszyła? Przecież nie uciekałam. Grzecznie
czekałam pod drzewem, aż stanie obok, mimo iż nie powinnam. Takie znajomości
należało ucinać w zarodku. Niestety, im dłużej przebywałam na Ziemi, tym
trudniej było mi grać niedostępną królową śniegu. Nigdy nie należałam do tego
typu osób. Poza tym sama pragnęłam przyjaźni. Mogłam sobie wmawiać, że jest
inaczej, ale co by to dało? Serca nie sposób oszukać.
- Pewnie mnie nie pamiętasz, więc przedstawię
się jeszcze raz. Jestem Justine. Siedziałyśmy wczoraj razem na historii. –
Dziewczyna stanęła naprzeciwko i wyciągnęła rękę. Ze zdziwieniem stwierdziłam,
że była niższa ode mnie. Nigdy nie grzeszyłam wzrostem, ale ona naprawdę
przypominała bardziej dziecko z przedszkola niż uczennicę szkoły średniej.
Wrażenie to dodatkowo potęgowała jej szczuplutka sylwetka. Wpatrywała się we
mnie dużymi oczami w kolorze zmąconej wody morskiej. Zabawnie marszczyła lekko
szpiczasty nosek, pewnie się nad czymś zastanawiając. Sięgające połowy pleców
blond włosy były rozpuszczone, tworząc na głowie artystyczny nieład. Całkiem
ładnie się jej układały. Niebieska sukienka po kolana podkreślała kolor oczu.
Była niezwykle prosta jak na standardy mody panującej w naszej szkole.
Mimowolnie poczułam sympatię do tej dziewczyny. Głupota, przecież wcale jej nie
znałam, ale… Miała w sobie taką iskierkę, która bardzo mi się podobała.
- Raisa. A
jeśli chodzi o wczoraj, to wybacz, że cię tak potraktowałam. – Ujęłam
wyciągniętą dłoń. To, co robiłam, wykraczało poza wszelkie normy i łamało
większość zasad Posłanników, ale nie mogłam się powstrzymać. Nie teraz, gdy tak
stała, uśmiechając się promiennie.
- Nie musisz
przepraszać. Miałaś swoje sprawy. To
zupełnie normalne.
- Skoro tak
twierdzisz… - Pierwsze wrażenie nie myliło, przynajmniej na razie. Justine była
całkiem miłą osobą.
- Zaraz
dzwonek. Idziemy? Profesor Morrigan nie lubi, jak ktoś spóźnia się na jego
lekcję. Wiesz, uważa, że matematyka jest tak szlachetnym przedmiotem, iż
spóźnienie uwłacza powadze tej nauki, czy coś takiego. Nieźle pokręcony,
prawda? - Trajkotała jak najęta, ale nie
przeszkadzało mi to. Całkiem przyjemnie się słuchało paplaniny dziewczyny.
- Wybacz, ale
czekam na kogoś.
- Chodzi o
Shane’a? Widziałam, jak wczoraj za nim biegłaś. Powiem ci, odpuść sobie. To
odludek. Na każdą próbę rozmowy reaguje atakiem. No i nie zjawi się. Ewentualnie będzie już po
dzwonku, więc nie masz po co tu tak sterczeć. – Westchnęłam cicho. Chyba miała rację. Sterczenie pod budynkiem i denerwowanie
się było bez sensu. Ruszyłam za dziewczyną, jeszcze raz oglądając się za
siebie. Nic nie świadczyło, by chłopak się zjawił albo chociaż znajdował się w
pobliżu. Czego się spodziewałam? Przecież doskonale wiedziałam, że nie słucha
nikogo oprócz siebie. No cóż, trudno. Wyglądało na to, że z treningu nic nie
wyjdzie.
- Sporo o nim
wiesz? – Zrównałam się z Justine. Kątem oka dostrzegłam lekki rumieniec na jej
twarzy.
- Wiesz… Przez
pewien czas próbowałam… Jejku, to takie żenujące dostać kosza… Po prostu mi się
podobał. Chciałam nawiązać jakiś kontakt, ale nic z tego. Dlatego mówiłam,
żebyś dała sobie sposób. Tych drzwi nie da się otworzyć – mruknęła, wyraźnie
posępniejąc. Żałowałam, że zapytałam. Nie chciałam nikomu sprawiać przykrości.
Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego Shane się tak zachował, chociaż z drugiej
strony… Co ja o nim wiedziałam? Miałam go za zbuntowanego nastolatka, który
szuka wrażeń. Nie interesowało mnie, co zaprząta głowę chłopaka. Stanowił
kolejny cel, misję, którą trzeba wypełnić. Od początku traktowałam go jako
kłopotliwe zadanie. Chciałam je zakończyć i wrócić do Sementii. Kiedy stałam
się tak obojętna? Nie próbowałam go poznać. Czyżbym była tak nieczuła
jak pozostali Posłannicy i sama Czcigodna? Powinno mnie to cieszyć, ale bałam
się utracić uczucia. Tylko one wiązały
teraźniejszość z ludzką przeszłością.
- Nie przejmuj
się tym tak. – Justine trzepnęła mnie lekko w ramię, wyrywając z
zamyślenia. Humor najwyraźniej jej
wrócił, bo uśmiechała się od ucha do ucha. Dziewczyna potrafiła się naprawdę
szybko otrząsnąć. – Może akurat tobie
się uda? Nie chciałam cię zniechęcać. Jemu naprawdę przydałaby się dziewczyna.
– Mrugnęła porozumiewawczo.
- Nie, ja nie…
- Nie musisz
się tłumaczyć. – Zaśmiała się, po czym pobiegła w kierunku drzwi. – Za minutę
dzwonek. Powinnaś się pospieszyć, jeśli nie chcesz oberwać od profesora. – Z impetem wpadła w otwarte drzwi frontowe.
Przewróciłam oczami, po czym pobiegłam za nią. Nie miałam zamiaru podpaść nauczycielowi już na pierwszej lekcji
matematyki. Szczególnie, że Justine nie wyrażała się o nim z sympatią.
Minęłam wejście i ruszyłam w
kierunku sali trzydzieści siedem. Na szczęście znajdowała się na parterze.
Kiedy rozbrzmiał dzwonek, właśnie zajmowałam miejsce obok Justine.
- Jednak
zdążyłaś. A już myślałam, że będę cię musiała tłumaczyć przed profesorkiem.
- Udało się. –
Rozejrzałam się po klasie. Chłopaka nadal nie było. Niech to!
- Mówiłam, że
jeśli się zjawi, to po dzwonku. – W głosie Justine słyszałam satysfakcję. No
tak, znała go dłużej niż ja. A tak się łudziłam, że posłucha…
Na profesora Morrigana nie
trzeba było długo czekać. Zjawił się
zaledwie kilka minut po dzwonku. Nie wyglądał groźnie. Starszy mężczyzna o
posiwiałych włosach mógł nawet budzić politowanie wśród młodzieży. Lekko
zgarbiona sylwetka świadczyła o godzinach spędzonych nad książkami. Przechodząc
obok, spojrzał na mnie mimochodem. Przymrużone, szare oczy przeszyły mnie na
wskroś. Niemal się wzdrygnęłam. Byłam pewna, że gdyby spojrzenia mogły zabijać,
to stałby się jednym z najlepszych użytkowników takiej broni. Nic dziwnego, iż
Justine mnie przed nim ostrzegała.
- Witam
szanownych państwa. Mam nadzieję, że w tym roku poświęcicie więcej uwagi
matematyce. Dopilnuję, by przedmiot ten pojawiał się nawet w waszych snach.
Przypominam jednocześnie, że na lekcji panować ma dyscyplina. Niedozwolone jest
kręcenie się, szeptanie, przesyłanie liścików i niekontrolowane odgłosy. Skoro
wszystko jasne, to myślę, że możemy przejść do lekcji. – Głos miał przesiąknięty jadem. Czułam, że
nie będzie lekko. Wprawdzie zbieranie dobrych ocen było dla mnie bez znaczenia,
ale nie chciałam wywoływać konfliktu.
Profesor usiadł i rozpoczął
sprawdzanie listy obecności. Zdążył wypowiedzieć zaledwie jedno nazwisko, gdy
drzwi otworzyły się z głośnym hukiem. Shane wszedł do klasy jak gdyby nigdy nic, nie zaszczycając mnie nawet
spojrzeniem. Zacisnęłam dłonie w pięści,
usiłując się uspokoić. Nie mogłam wybuchnąć. W końcu byłam Posłanniczką. Nie
powinnam okazywać tak gwałtownych uczuć, ale z drugiej strony, jak tu się nie
zdenerwować?
- No i jest –
szepnęła Justine. – Jestem zdziwiona, że w ogóle się zjawił. Shane ma
przechlapane u większości nauczycieli, ale Morrigan wręcz go nienawidzi.
- Dlaczego? –
Domyślałam się, iż chłopak nie jest ulubieńcem tutejszych profesorów, ale czemu
Morrigan się na niego uwziął? Naprawdę musiał mieć pecha, żeby zrobić sobie
wroga z najbardziej nieprzyjemnego mężczyzny, jakiego dane mi było w tej szkole
spotkać.
- Shane jest
bardzo dobry z matematyki. Utrzymuje wysoki poziom mimo licznych nieobecności.
Kilka razy zdarzyło mu się poprawić Morrigana, a on nie zalicza się do osób
odpornych na krytykę. Poza tym nie kuli
się pod spojrzeniem profesora i bywa, że dość bezczelnie mu odpowiada. Nie muszę chyba tłumaczyć ci, jak to wpływa
na ich relacje.
- Jestem sobie
w stanie to wyobrazić – mruknęłam. W
powietrzu wyraźnie wyczuwałam napięcie. Wszyscy uczniowie zastygli w
oczekiwaniu na rozwój sytuacji.
- Widzę, że
pan Red postanowił zaszczycić swoją obecnością moje zajęcia. Nie, żebym się
cieszył z tego powodu, ale mógłbyś się przynajmniej nie spóźniać. Który to już
raz? Może się jakoś wytłumaczysz. Tylko nie wciskaj kitu z nieuregulowanym zegarkiem, bo nawet dziecko nie
uwierzyłoby w taką bujdę. – Morrigan wpił w czarnowłosego przeszywające
spojrzenie nieprzyjemnych oczu. Chłopak nawet nie drgnął. Nie
potrafiłam tego pojąć. Jedno było pewne – jeśli chodzi o nieokazywanie emocji,
Shane byłby lepszym Posłannikiem ode mnie. Z całej postawy biła obojętność.
Całkowicie się odciął, przyjmując podszyte złośliwością słowa nauczyciela jak
pytanie o pogodę.
- Nie mam panu
nic do powiedzenia. Mogę już usiąść? Zdaje się, że marnuje pan na moja skromną
osobę czas tej niezwykle cennej lekcji. Niech profesor zaspokoi pragnienie wiedzy matematycznej uczniów. Wprost
się nie mogą doczekać. – Morrigan poczerwieniał lekko, słysząc taką odpowiedź.
Musiałam przyznać, że byłam pod wrażeniem. Nie zdobyłabym się na taką śmiałość wobec przełożonego. Każdy Posłannik od pierwszych minut służby
uczony był szacunku do wyższych rangą i samej Czcigodnej. Surowo karano za
najmniejszą próbę pyskówki. W szkole nie panowały tak rygorystyczne zasady, ale
po reakcjach uczniów zorientowałam się, iż postawa Shane’a także odbiegała od normalności. Ich zaskoczone miny mówiły same za siebie.
- Masz rację.
Matematyka jest ważniejsza od jakiegoś tam nieudacznika. Usiądź i nie
przeszkadzaj. – Profesor pozbierał się i odpowiedział równie zajadle. Chłopak
bez słowa ruszył w kierunku ławki. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że słowa
mężczyzny nie zrobiły na nim wrażenia. Ta wyluzowana postawa, obojętny wzrok…
Przeczucie mówiło mi jednak, iż to nie do końca tak. Wyuczona poza stanowiła
mur obronny. Chroniła przed bólem
okaleczonego ducha. Gdzieś w środku tkwił prawdziwy Shane, który wył z rozpaczy.
Moment… Skąd w ogóle przyszło mi coś takiego do głowy? Jako Posłanniczka nie
posiadałam możliwości głębokiego studiowania ludzkich emocji. Odbierałam tylko te najbardziej intensywne.
Dlaczego więc byłam pewna, że Red tak się czuje. Nie mogłam zaliczyć moich
przemyśleń do jakiegoś tam gdybania. Dziwne…
Pozostała część lekcji mijała
spokojnie. Profesor tłumaczył coś przy
tablicy. Był tym tak pochłonięty, iż nie mogłam się nie uśmiechnąć. Ludzie z
pasją stanowili kolorową plamkę na tle szarej obojętności. Nie przeszkadzało
nawet to, że wykładany materiał znałam na pamięć. Nauczyciel naprawdę znał się na swoim
przedmiocie.
- Nieźle, nie?
– szepnęła Justine. Kiwnęłam głową, domyślając się, że chodzi o lekcję. Prawdę
mówiąc mogła mieć na myśli wiele rzeczy, ale nie przejmowałam się tym za
bardzo. Od dłuższego czasu część mojej świadomości obserwowała Shane’a. Nie podobało mi się to,
co widziałam. Był jakiś nieobecny. Zupełnie, jakby zaprzątały go sprawy odległe
od matematyki o kilka galaktyk. Mogłam tylko snuć przypuszczenia, co się
stało. Czyżby znowu demony? Nie, raczej
nie. Byłby bardziej zdenerwowany, może przestraszony. Tymczasem widziałam
smutek i zamyślenie. Czemu temu
chłopakowi zawsze musi się coś przytrafić?
Dzwonek na przerwę wyrwał mnie z
otępienia. Kątem oka obserwowałam, jak Shane nerwowym ruchem zgarnia plecak z podłogi i wychodzi.
- Pójdziesz za
nim? – Justine zaplotła ręce na piersi, uśmiechając się łobuzersko. Jęknęłam
cicho. Naprawdę tak jednoznacznie odbierali inni niedawno zaistniałą sytuację?
- Cóż za
cudowna miłość… W każdym razie zanim
pobiegniesz za swoim wybrankiem, chciałabym zaprosić cię na urodziny. Wszyscy
mają zebrać się u mnie w domu w następną sobotę o osiemnastej. Szczegóły podam
ci w ciągu najbliższych dni.
- Nie wiem,
czy to dobry pomysł… - zaczęłam, ale położyła mi dłoń na ustach, grożąc palcem.
- Nie
przyjmuję odmowy. To na razie. – Minęła mnie i wybiegła. Nie pozostało nic
innego, jak pójść w jej ślady. Musiałam przyznać, że niespodziewane zaproszenie
mile mnie połechtało, ale z drugiej strony… Zgoda oznaczała złamanie kolejnej
zasady. Czy nie byłoby to nadużyciem? Nie miałam pojęcia, jak wytłumaczyłabym
się Śmierci.
Rozmyślanie o własnych rozterkach
musiałam chwilowo odłożyć na bok. Shane
czekał za drzwiami. Żałosny wygląd chłopaka upewniał, że miałam rację. Stał
oparty o ścianę ze spuszczoną głową. Grzywka opadała mu na twarz. Dłonie ukrył
w kieszeniach. Zauważył mnie dopiero, gdy stanęłam obok i lekko trzepnęłam go w
ramię. Mimowolnie poczułam litość. Nie oznaczało to jednak, że zrezygnowałam z
bury.
- Zawiodłam
się na tobie. Liczyłam, że się nie spóźnisz. Jak chcesz się nauczyć walczyć,
skoro brak ci odpowiedzialności i jakichkolwiek zasad?
- Nie mówiłaś,
że mam być punktualny. Prosiłaś, bym zjawił się w szkole, to jestem. Nie
potrafię czytać w myślach. Trzeba
było doprecyzować swoje żądania –
odmruknął. Obrócić sytuację na swoją korzyść potrafił znakomicie. Nie mogłam
się teraz wykręcić. Faktycznie nie wspomniałam, iż oczekuję punktualności.
- Niech ci
będzie. – Wywróciłam oczami. – Następnym razem postaram się być bardziej
konkretna. Zostawmy to. Powiedz lepiej, co się stało.
- Nic. –
Błyskawiczna odpowiedź nieco zbiła mnie z pantałyku. – Wypełniłem swoją
powinność, więc możesz powiedzieć mi, kiedy masz zamiar przeprowadzić trening?
- Chyba nie
myślisz, że czegokolwiek się nauczysz, bujając w obłokach? Najwyżej przybędzie
ci siniaków.
- Poradzę
sobie. – Uparty jak zawsze. Ciężko się z nim rozmawiało.
- Nie sądzę.
Razem zawsze możemy wymyślić jakieś wyjście z sytuacji.
- Sam też
jestem w stanie je znaleźć. – Nie trafiały do niego łagodne argumenty. Musiałam
uciec się do szantażu.
- Nie będę cię
trenować, jeśli mi nie powiesz. –
Drgnął. Tego się nie spodziewał.
- A to niby
czemu? Co wspólnego ma trening z moimi problemami?
-
Nie ufasz mi, a mistrz i uczeń powinni darzyć się zaufaniem. – Popatrzył na mnie z zaskoczeniem, po czym
wybuchnął śmiechem.
-
Co cię tak bawi? - Ciśnienie mi
podskoczyło. Zacisnęłam pięści, usiłując nie wybuchnąć. Nieprzewidywalność jego
reakcji doprowadzała mnie do wściekłości. Z trudem powstrzymywałam chęć
uderzenia go w tę rozbawioną buźkę.
-
Mistrz? Nie mogłaś użyć normalniejszego określenia? W ustach tak filigranowej
osóbki brzmi to dość zabawnie.
-
Nie rozumiem twojego toku myślenia – warknęłam. – Poza tym ty też wzrostem nie powalasz. I nie próbuj odwracać mojej uwagi. O co chodzi? Od rana zachowujesz
się dziwnie.
- A jak obiecam, że powiem przed treningiem? –
Uśmiechnął się chytrze. Nieźle kombinował. Chyba nie miałam wyjścia. Przerwa
dobiegała końca. Dalsza dyskusja była bez sensu. Teraz i tak nic bym z niego
nie wyciągnęła.
-
Niech będzie. Zaczynamy naukę dzisiaj o osiemnastej. Miejsce to samo, co
poprzednio.
-
W porządku. Do zobaczenia. – Ze zdumieniem obserwowałam, jak zakłada plecak na
jedno ramię i rusza w kierunku wyjścia.
-
A ty dokąd? – wrzasnęłam.
-
Wybacz, ale nie mam ochoty siedzieć tu cały dzień. Lekcja z Morriganem w
zupełności mi wystarczy. No i nie przypominam sobie, żebyś wspominała o
całodniowym pobycie w szkole. Mówiłaś tylko, że mam przyjść, prawda? - Zostawił mnie samą na środku korytarza, nic
sobie nie robiąc z morderczych spojrzeń, które posyłałam w jego stronę.
Przecież był mistrzem emocjonalnego kamuflażu. Przeklęty kombinator!
***
Kolejny miesiąc zajęło mi napisanie tego rozdziału. Wybaczcie, ale w szkole miałam dość gorący okres. Poza tym wena jakoś nie dopisywała;) Pozostawię bez komentarza ten twór tutaj. Mam nadzieję, że się spodoba.
Witam Was na blogspocie. Tak, ja też nie wytrzymałam z Onetem. Póki co czuję się tutaj zagubiona, lecz ufam, iż jakoś się dogadam z tym portalem. No i chciałabym, byście towarzyszyli mi również tutaj;)
Kolejna informacja skierowana jest do osób czytających, które mają blogi na Onecie. Jeśli chcecie być powiadamiani, zostawcie GG lub jakiś inny namiar. Powiadamiać przez Onet będę tylko w ostateczności.
Dedykacja dla Sonrisy;) Dziękuję za wsparcie i każdą pomoc, a troszkę tego było.
Witam serdecznie na blogspocie. Muszę Ci zdradzić, że ja też czuję się tu troszkę zagubiona... Baaa nawet bardzo. Przyzwyczaiłam się do onetu i teraz trudno mi się przestawić, ale po tym, co wyczyniał onet ostatnio nie miałam raczej wyjścia.
OdpowiedzUsuńA teraz przechodząc do rozdziału... Chyba nie muszę mówić, że bardzo mi się podobał, bo to już wiesz. Długie oczekiwanie na kolejną notkę opłaciło się. Zwłaszcza spodobała mi się ta dziewczyna - Justine. Wydaje się bardzo sympatyczna no i chyba Raisa też ją mimo wszystko polubiła. Bycie Posłanniczką nie jest przyjemne.
A Shane miał rację że nie umawiał się na godzinę tylko obiecał, że zjawi się w szkole i słowa dotrzymał. Ma chłopak charakterek :-)Bardzo ciekawie przedstawiasz jego postać - jest wielowymiarowa.
Pozdrawiam serdecznie i do usłyszenia a raczej przeczytania :-)
"Lekko zgarbiona sylwetka świadczyła o godzinach spędzonych nad książkami." Albo na pracy w polu, albo na grach komputerowych, albo, albo zgarbiona sylwetka to raczej coś, czego można się nabawić od wielu rzeczy :P
OdpowiedzUsuń"Dopilnuję, by przedmiot ten pojawiał się nawet w waszych snach." - No w moich koszmarach się pojawiał :P
"- Dlaczego? – Domyślałam się, iż chłopak nie jest ulubieńcem tutejszych profesorów, ale czemu Morrigan się na niego uwziął? Naprawdę musiał mieć pecha, żeby zrobić sobie wroga z najbardziej nieprzyjemnego mężczyzny, jakiego dane mi było w tej szkole spotkać. " - Nie. nie chodzi o to zdanie, chodzi o to, że Raisa w roli narratorki komentuje i roztrząsa dosłownie wszytsko! Każda myśl, każda emocja, każda... duperelka nie ważne czego dotycząca jest wypowiedziana, niemalże zero miejsca na jakieś własną interpretację, domysły itp. Co się zaś tyczy tego dlaczego chłopak podpał nauczycielowi, to jakoś mnie to nie intruguję. No Chyba, że ten nauczyciel nie jest do końca tym, za kogo ludzie go mają. Nie mniej jednak, i tak uważam, że roztrzaanie każdego słowa i gestu jest przesadą.
"przeszywające spojrzenie nieprzyjemnych oczu." - Jeśli przeszywające, to raczej trudno, żeby "przyjemnych oczu" :P Więc w sumie druga cześć można wywalić.
"- Nie mam panu nic do powiedzenia. Mogę już usiąść? Zdaje się, że marnuje pan na moja skromną osobę czas tej niezwykle cennej lekcji. Niech profesor zaspokoi pragnienie wiedzy matematycznej uczniów. Wprost się nie mogą doczekać. – Morrigan poczerwieniał lekko, słysząc taką odpowiedź." - żaden normalny nauczyciel nie pozwoliłby, żeby uczeń odzywał się do niego w taki sposób.
"Odbierałam tylko te najbardziej intensywne. Dlaczego więc byłam pewna, że Red tak się czuje." - no właśnie ja też jestem ciekawa... Swoją drogą uważaj na taką tendencję... Czytania w myślach, uczuciach. Albo przynajmniej dorzucaj do nich, byłam przekonana, pewna absolutnie pewna, nie miałam żadnych wątpliwości, że, itp.
Ogólnie rozdział obejmował krótki okres czasu. Za krótki: rozmowa z Justine przed zajęciami, lekcja, rozmowa z Shane... I no to właściwie wszystko. Ile to trwało? Godzinę? Półtorej? Za krótko i zarazem zbyt obszernie jak na taki niewielki wycinek czasu. (e dobra, sama też potrafię opisywać przez kilka stron parogodzinna najwyżej akcję, jednak to była lekka przesada). Hum Justine... Kurde! Zauważyłaś, że postacie Twoich opowiadań są bardzo do siebie podobne? No cóż... w sumie niezłe jak na przejściówkę.
Ps. Wybacz, ale gg nie podaję, bo i tak rzadko używam. Poczty jeszcze rzadziej, więc bardzo proszę, dalej powiadamiaj mnie przez blog.
Roxsana Rayla Rossenvelvett.
Witam cię na blogspocie. xD Rozdział świetny. Ja także jeszcze nie do końca "ogarnęłam" ten portal. xd Shane bardzo mi się podoba i jest bardzo cwany, i sprytny. Czekam niecierpliwie na next. ;p Pozdrawiam! xD
OdpowiedzUsuńWitam ^.^
OdpowiedzUsuńWidać, że w końcu przywiało mnie na jednego z Twoich blogów. Chociaż przyznaję, że chciałam odpocząć od blogosfery, bo rozpoczęcie wakacji od siedzenia na blogach sprawiło jedynie, że wszystkiego miałam dość. Jednak coś mnie wczoraj ruszyło i tak dla relaksu zaczęłam czytać. Przyznam, że czytając dzisiejszą informację u siebie w Księdze odniosłam wrażenie, że posiadasz jakieś nadprzyrodzone zdolności, skoro informujesz mnie o blogu, za który się wzięłam. Ciekawe co tam jeszcze ukrywasz ;) W gruncie rzeczy powinnam już wcześniej do Ciebie zawitać i to nie bez powodu, skoro uwierzyłam swojej podświadomości. Kiedy tylko przejrzałam dziedzictwo-bathory coś mi wewnętrznie podpowiadało: u tej osoby znajdę coś, czego szukam. Głupia byłam, że nie zaczęłam czytać wcześniej, ale sądzę, że z moim nastawieniem do blogów i poprzednim chaosem, nie mogłabym podejść do tego jak trzeba. Mimo to powinnam się za to zabrać, skoro moja podświadomość, mimo przekazywania mi wielu fałszywych informacji, tym razem powiedziała mi najszczerszą prawdę. To, co tutaj umieściłaś było tym, czego mi brakowało, a mianowicie takiego swobodnego, płynnego i uspokajającego czytania. Pośród tych wszystkich rozdziałów, jakie przychodzi mi czytać, czuję taki wewnętrzny przymus, jakby piszący złapał mnie za ramię i zmuszał do kierowania w taką, a nie inną stronę, nawet gdy wyczuwam od niego jakiś rodzaj twórczej pasji. Tutaj poczułam się jakbyś dała mi wolną rękę i pozwoliła spokojnie zagłębić się we wszystkim, a psychologiczne podejście do postaci z takimi charakterami uwięziło mnie w tym świecie. Mimo wszystko jest tu sporo tajemnic, które aż się proszą o to, aby się w nie zagłębić, chociaż ubolewam trochę nad tym, że chyba co rozdział przychodzi mi natrafiać na jakiś mały spoiler (przez to zastanawiam się czy specjalnie nie chcesz mnie wywieźć w pole). Jeśli chodzi o Shane'a (nie wiem jakim cudem zapamiętałam to imię) to już od pierwszego momentu zaczął mnie wręcz intrygować. Ta jego postawa, ten mur, zachowanie, jakieś przestępcze czynności, wewnętrzna walka, rozpacz, myśli, które za każdym razem mnie zaskakują i wciągają... Nie, to jest jedna z tych postaci, które wielbię, bo z nich odchodzi jakaś taka dziwna aura. Już jego pierwsze pojawienie się mnie uderzyło. Ta czerń, oczy i bladość. Poczułam jakieś podobieństwo do tej całej Śmierci, a potem był ten zapach czegoś tam, czego już nie pamiętam, który jest taki charakterystyczny dla demonów. Potem, że jest jakimś przybłędą, podrzutkiem, a nie prawdziwym synem pani Red. Jeszcze nękające go demony. To sprawia wrażenie jakiejś gry, w której on jest dosyć ważnym pionkiem. Potem jest jeszcze ta Raisa. Myślałam o tych powiązaniach, o których przeczytałam w zakładce Blog. Do głowy przychodzą mi jedynie jakieś dziwaczne pomysły, więc wolę się w nie zbytnio nie zagłębiać. Do tego ta siostra Shane'a, która jakoś mi się nie podoba. Właściwie sama nie wiem co ona tam robi. Spadła z nieba i nagle zaczyna zachowywać się tak i mówić coś takiego. Po prostu nie wiem co o tym myśleć, ale chcę więcej i więcej. Nie powiem, że trochę to przypomina czytanie/oglądanie Nurarihyona, za którego niedawno się wzięłam, a który już mnie wciągnął (tylko, że mi się zaś po angielsku nie chce czytać):D
Nie wiem czego od Ciebie oczekiwać, ale czuję, że się nie zawiodę.
No cóż, życzę weny i miłego zapoznawania się z blogspotem, bo to naprawdę cudowne miejsce ^.^
Widzę, że blogspot zyskuje użytkowników xd Cieszę się, że się przeniosłaś, bo będzie łatwiej dodać komentarz niż na Onecie :)
OdpowiedzUsuńJestem zaskoczona tym, że Shane tak dobrze radzi sobie z matematyką, jednocześnie olewając lekcje. Nie ma to jak przyjść do szkoły tylko na jedną godzinę. Rozbraja mnie jego podejście do szkoły, ale cóż. Mam nadzieję, że stosunek do nauki walki będzie miał nieco inny. Polubiłam Justine, więc mam nadzieję, że Raisa zdoła się z nią zaprzyjaźnić. Przyda jej się ktoś bliski. Ciekawa jestem, co dręczy Shane'a i czy to coś poważnego.
Aaaaa, lubię! Lubię bardzo! I przepraszam, że zaglądam na to wszystko dopiero teraz, niespecjalnie, bo naprawdę tęskniłam za tym Twoim wyjątkowym stylem. I za tą historią, uwielbiam tego bloga. :3
OdpowiedzUsuńJak oni dwoje ze soba rozmawiają, to ja leżę, uwielbiam te ich potyczki słowne ;) I uwielbiam Shane'a, ten chłopak jest genialny, po prostu genialny :D Cieszy mnie fakt, że Raisa znalazła przyjaciółkę, jeśli można to tak nazwać, ale Justine jest tak sympatyczna, że nie wątpię, że już wkrótce staną się przyjaciółkami. Czuję, że Raisa zaczyna coraz bardziej gubić się w swojej misji, w końcu nie wypleniła z siebie ludzkich uczuć i teraz zaczyna to dostrzegać :)
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny, pozdrawiam :D
Jestem dziwnym człowiekiem uwielbiającym wszelkie zło dlatego też z miejsca pokochałam Shane'a który przecież od początku wyglądał na złego typa. Nie przeczę, na pewno ma uczucia, każdy je ma. Tak naprawdę Shane ( nie jestem pewna czy piszę to dobrze) może się okazać zupełnie innym człowiekiem.
OdpowiedzUsuńCo do przesympatycznej Justine... Nie wiem dlaczego, ale nie lubię takich miłych i namolnych postaci w książkach, opowiadaniach, filmach i tych wszystkich innych dziełach. Co prawda to miło że chce bliżej poznać Raisę i być jej przyjaciółką, ale tak jak mówiłam, jestem dziwna i tyle.
Sam rozdział bardzo mi się spodobał. Co prawda miałam nadzieję że opiszesz w nim pierwszy trening, ale i bez tego jakoś przeżyję.
Nie mogę się już doczekać kiedy zdradzisz nam dlaczego Śmierci tak bardzo zależy na Shanie (czy jak to się pisało)
Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam.
Fajnie, że w końcu zdecydowałaś przenieść się na ten portal. Onet mimo chwilowej poprawy, dalej pozostaje dość awaryjny.
OdpowiedzUsuńNo, ale do rzeczy. Rozdział jak zwykle cudny, opłacało się czekać ;)
Widać, że Raisa długo nie zdoła się okłamywać. Tęskni za człowieczeństwem, za ludzkimi znajomymi, przyjaźnią... Ciekawe jak to wpłynie na dalsze losy jej misji.
Ta cała Justin wydaje się całkiem sympatyczną osóbką. Może zdoła zaprzyjaźnić się z Raisą? Zobaczymy.
Uwielbiam Shane'a ;D On jest tak cudny, że lepszy być chyba by nie mógł. Te jego pyskówki są przezabawne.
Całkiem nieźle urabia sobie ludzi, aby tańczyli tak jak on im zagra.
No to czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam! :)
Gomene za zwłokę, ale walka z Onetem męczy jak cholera. Przybyłam więc, przeczytałam, wyraziłam nadzieję, że będzie lepiej... Wróć! Gdzie ja wyraziłam takową nadzieję?! Najpierw komentarz!
OdpowiedzUsuńBiedna Raisa. Tęsknota za człowieczeństwem... To wszystko takie smutne, że aż płakać się chce! Ama idzie płakać!
Postać Justine bardzo ciekawa. Niezdarna, a jednocześnie stanowcza. Więcej jej poproszę.
Zakochałam się, a Shane jest moja którąś tam miłością z rzędu. Kocham, jak ludzie udzielają ludziom ciętych ripost. To takie... piękne...
Czekam na kolejny rozdział. Niecierpliwie, niecierpliwie, niecierpliwie!
Pozdrawiam
PS. Ja również nie wytrzymałam nerwowo i na rozdział IX zapraszam na shinigami-no-kanashimi.blogspot.com
Bardzo się cieszę z tego nowego rozdziału, gdyż bardzo lubię to opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńJa także nie wierzę, że Shane jest takim obojętnym cwaniaczkiem zarówno na zewnątrz, jak i w środku. Jestem pewna, że te docinki nauczyciela, jak i inne sprawy dają mu wiele bólu, który po prostu umie znosić z zaciśniętymi zębami. Ale kiedyś to się skończy, ten chłopak z pewnością za pewien czas wybuchnie, ponieważ nie będzie mógł znieść tych wszystkich emocji. Justine wydała mi się bardzo miłą dziewczyną. Co prawda odniosłam wrażenie, iż jest nieco wścibska, jednak na pewno dobra z niej koleżanka. Co się zaś tyczy Raisy... Kurczę, coraz bardziej lubię jej postać! Właśnie fakt, że ta Posłanniczka zawarła w sobie część ludzkich uczuć, czyni ją niezwykłą. Chociaż mam wrażenie, że przez te człowiecze odruchy nabawi się problemów ze strony Czcigodnej, w rzeczywistości na razie się tym nie przejmuję. Wolę niecierpliwie czekać na to, jak będą przebiegać jej lekcje z Shanem ;D
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy ;*
Kolejny miesiąc, ale jaki rozdział?!
OdpowiedzUsuńTylko się rozpłynąć w literach. No po prostu nie ma słów... Nie potrafię wyrazić jak cudownie piszesz. Wcale się nie zdziwię, jeżeli niedługo wydasz książkę albo jak jakiś łowca talentów odkryje Twój dar.
Rozdział niesamowity. Od początku, gdy przeczytałam, że Raisa stoi przy drzewie i czeka na Shane'a wiedziałam, że musi się coś stać. Pyskówka z nauczycielem matmy, tak też bym chciała być niewzruszona.
Może Raisa nie jest obojętna względem Red'a i wyczuwa, że coś jest nie tak, bo jest jakoś z nim zbliżona? Nie mam na myśli czegoś konkretnego.
Hmm... Biedna Raisa, rozbawiła mnie scena na końcu - gdy Shane wyszedł ze szkoły - oraz scena z Justine - idziesz na moje urodziny, odmów nie przyjmuję - zmieniając trochę Twoje słowa ;D.
Ja w dalszym ciągu zostaję przy Onecie, a gg nie mam ;/. Mam nadzieję, że jednak nie zrezygnujesz z informowania mnie o NN. Bardzo chcę znać losy bohaterów tego opowiadania.
Intryguje mnie ich trening xD. Chcę wiedzieć jak się potoczy.
Czekam na rozdział oraz na nowy wygląd bloga!
Pozdrawiam! ;P
Trafiłam na twojego bloga przez przypadek; ot, kliknęłam w twój nick na blogu Moni i przeniosło mnie tutaj ^^. Przejrzałam zakładki i zaciekawiona pomysłem na opowiadanie, postanowiłam przeczytać i stwierdzam, że rozdział był naprawdę dobry. Nie wiem, czemu stwierdziłaś pod notką, że"pozostawiasz to bez komentarza", bo mi się podobało, naprawdę ;). Widzę, że nie tylko mnie wkurzył onet.
OdpowiedzUsuńW każdym razie opowiadanie zapowiada się ciekawie. Piszesz bardzo fajne opisy, dzięki czemu czytało się lekko i przyjemnie.
[marmurowe-serce]
Nagle nazbierało mi się mnóstwo zaległości, ale nie ma co się dziwić długi weekend:) Widzę, że stałaś się kolejną osobą, która na rzecz blogspota porzuciła onet. W sumie wydaje mi się to dobrą decyzją, biorąc pod uwagę to, co dzieje się na onecie, jednak ja chyba jestem tym wyjątkiem, któremu on już przestał sprawiać problemy i unormował się z działaniem. Podejrzewam, że jest to spowodowane masowym opuszczaniem tego portalu, ale nie mnie to osądzać. Przechodząc jednak to rozdziału, bo w końcu dla niego się u ciebie pojawiłam. Powiem ci, że coraz bardziej lubię tą historię. Jak dla mnie ma ona w sobie coś niesamowitego i wyjątkowego, wyróżnia się wśród innych i przyciąga mnie swoją fabułą, jak również twoimi świetnymi opisami i dialogami. Gdy je czytam mam wrażenie, jakby wszystko działo się naprawdę. Poza tym ciekawi mnie, jak będzie przebiegał wspólny trening tej dwójki, bo trzeba przyznać, że relacje między nimi jeszcze do najlepszych nie należą, ale wydaje mi się, że z czasem ulegnie to zmianie. No cóż czekam na więcej. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńW końcu udało mi się nadrobić zaległości i przeczytać wszystkie rozdziały. I cóż mogę powiedzieć? Niestety, muszę się powtórzyć. Twoja wyobraźnia i sposób pisania po prostu powala. Wszystko w historii do siebie pasuje i pomimo tego, że wciąż jest tu multum tajemnic, cały czas ma się ochotę czytać to, co piszesz. O ile to, o czym w tym momencie ma jakiś sens ;-) Kurczę, naprawdę nie mogę doczekać się następnych rozdziałów. Zastanawiam się, jak będą wyglądały lekcje walki Raisy i pana Reda. Dodatkowo o co chodzi z demonami nękającymi Shane'a? Cholerka, właśnie dlatego wolę czytać zakończone już opowiadania - nie dręczy mnie tak wiele pytań! :D Mam nadzieję, że napiszesz coś szybciutko, bo naprawdę, ciężko będzie mi wytrzymać w niepewności ;) Ale z drugiej strony rozumiem jak ciężko jest się skupić i "utrzymać wenę przy sobie", szczególnie teraz, gdy jest najgorętszy czas w szkole. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Ci powodzenia ze wszystkim, o ile w ogóle go potrzebujesz (;>) i czekać na kolejną część. Pozdrawiam gorąco!
OdpowiedzUsuńP.S: Jasna cholerka, gubię się na blogspocie! ;<
Hej. Chciałam się dowiedzieć, czy prowadzisz nadal Pocałunek Śmierci?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Tajemnicza.
droga-potepionych
Pocałunek-strachu * Przepraszam!
OdpowiedzUsuńJuż chyba trzeci raz powtórzę ci dokładnie to samo.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, prawie bezbłędny, ale pierwszy raz widzę u ciebie justowanie! :D No i zmiana portalu na blogspot - sama często nad tym ostatnio myślę, chociaż chyba się do tego nie przekonam, bo trudno będzie z szablonem ;)
Błędów nie wypiszę, bo widzę, że inni zrobili to już za mnie, awwww.
Niekiedy gryzły mnie odzywki nauczyciela, które do niego zupełnie nie pasowały. Mówił jak jakiś nastolatek, podczas gdy sam był już staruszkiem, np."nie wciskaj kitu" itp.
Hihi, a jednak spełniłaś swój zamiar, z czego osobiście bardzo się cieszę. W końcu nie będę musiała dziesięć razy wysyłać tego samego komentarza. Mam nadzieję, że szybko "obczaisz" ten portal i będzie tak samo łatwiutki jak Onet. On tylko z początku wydaje się być straszny.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał, choć właściwie był taki... zwyczajny, co nie znaczy, że gorszy. O nie! Bardzo mi się podobał, zwłaszcza jak Posłanniczka czekała pod tym drzewkiem na swojego "rycerza" i nie mogła uwierzyć, że zbagatelizował jej słowa. To było takie ... ludzkie. Myślę, że Reisa nie będzie potrafiła zagubić swojego człowieczeństwa i wszystkie emocje gdzieś przy niej będą niezależnie od tego co by robiła.
Muszę przyznać, że Red nieźle łapie za słówka, Reisa musi mieć się co chwila na baczności i uważać co mówi, ale coś mi się wydaje, że chłopak w końcu spokornieje. O ile dobrze pamiętam, sama coś tam wspominałaś, że będzie coś ich łączyć, więc łatwo można się domyślić co, prawda? :D
Zastanawiam się jaki będą mieć charakter te treningi, wydaje mi się, że każdy będzie na swój sposób inny i każdy nauczy Shine'a coś kompletnie innego, ale będą układać się we wspólną całość.
Uff, skoro rok szkolny zbliża się ku końcowi, to dodasz coś szybciej, prawda? :)
Ja ne, Kanako. [dyktator]
Nie masz pojęcia, jak bardzo mi wstyd. Rozdział dla mnie, a ja na szarym końcu. Wybacz. Pomogłam z wielką przyjemnością, bo bardzo chciałaby byś zakończyła współpracę z onetem. :D Skoro się dogadujesz z tym portalem to czekam na kolejne pytania przez gg. Ale w gruncie rzeczy, to blogspot jest prosty.
OdpowiedzUsuńDobra, przechodzę do rozdziału, bo to on jest najważniejszy.
Ta nowa postać, której imienia nie pamiętam ukradła moje serce. Nie potrafię jej nie lubić. Wygląda na bardzo sympatyczną. Dlatego trochę mi szkoda tego, że Raisa po wszystkim będzie wracać do Sementii.
Zawsze się zastanawiam (Wiesz, że uwielbiam matematykę) czemu większość pseudopisarzy robi z matmy jakąś drogę przez mękę? Nie uważam tego za błąd, ale po prostu kocham te lekcje i trochę dziwnie mi się to czyta.
Chociaż szczerze powiedziawszy, moja postawa na tych lekcjach jest bardziej jest bardziej zbliżona do Shane"a. No ja oczywiście ich nie opuszczałam. Dlatego Shane przemawia do mnie najbardziej ze wszystkich bohaterów.
Ciekawe co się stało. Chociaż myślałam, że smutek i olewanie wszystkich to standardowa wizytówka Shane'a.
A teraz przejdę do najmniej przyjemnej rzeczy, czyli zastżeń.
Na początku (już nie pamiętam w której linijce) zamiast "skończyć" masz "sposób".
No i który nauczyciel używa "do kitu"?
Ale się rozpisałam. Ech... Pozdrawiam!
Oooo, jak miło, nowy rozdział. :) Uważam, że jest świetny, skupiłaś się głównie na uczuciach, ale na pewno nie jest to minus. Podobają mi się rozterki Raisy, to, że budzą się w niej jakieś uczucia. Jest taka ludzka, złożona, ciekawa, a nie nudna i banalna. Dobre opisy. Ciekawa jestem też, co takiego się stało, że Shane się spóźnił (chociaż akurat spóźnianie się nie odbiega u niego od normy - hah, wiem jak to jest ;)) i był taki osowiały. Nie mogę też doczekać się treningu!
OdpowiedzUsuńWidzę, że kolejna osoba przeniosła się na blogspot. Ja zostawię to na całkowitą ostateczność, bo ostatnio zauważyłam zmiany - komentarze publikują się od razu, poprawki w blogu też, onet zmierza w dobrą stronę i mam nadzieję, że się utrzyma. :D
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy!
[lithium-shadow]
Zdaje się, że Raisa czuje coś do Shane'a;p Ciekawe, jak to się dalej rozwinie;)
OdpowiedzUsuńJa jeszcze się trochę gubię w tych blogspotach, ale coraz więcej osób się tam przenosi:/ Powiadamiaj mnie jak zwykle jeśli to nie problem, ok? Pozdrawiam:)
No nareszcie kobniec z onetem! Tylko na to czekałam, na onecie zawsze męczyłam się z tymi komentarzami ale teraz już z tym koniec ;D Trochę późno komentuje ale to było ostatni tydzień wstawiania ocen i nie miałam kiedy przeczytać. Rozdział jak zwykle rewelacyjny, Shane spryciarz lubię go tu najbardziej, zawsze pasują mi takie postacie. A co do tej Justice jest trochę eee nie wiem co o niej myśleć. No czekam na następny rozdział, który mam nadzieje będzie już niebawem ;> Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały, jak zawsze. Ciekawe co wydarzy się na tym treningu i na imprezie. Czuję, że będzie gorąco... albo tajemniczo;) Przede wszystkim zastanawia mnie siostra chłopaka - jak ona dowiedziała się o tym wszystkim? A może ktoś się pod nią podszywa? I coś czuję, że na ziemię któregoś razu przybędzie sama Śmierć, aby ukarać główną bohaterkę, w końcu już kilka razy złamała prawo. Mam nadzieję, że jej nie zabiją.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że porzuciłaś Onet. Ja też to zrobiłam i nie żałuję.
Jeśli możesz, informuj mnie o nowych rozdziałach na gg: 8110087.
Pozdrawiam
Matematyka to zUo... o.O Matko, a ja mówię na swoją nauczycielkę. Shane ma charakterek, chyba za to właśnie go lubię. Raisa nie daje sobie w kaszę dmuchać, oboje są jak ogień i woda, co idealnie ze sobą pasuje.
OdpowiedzUsuńOho, czyżby początki przyjaźni? Mam nadzieję, że nie wyniknie z tego nic złego, w końcu demony czyhają na każdym kroku. Teraz pozostaje czekać tylko na trening. :)
Jeśli chcesz, możesz informować mnie przez GG lub po prostu z czystej nudy napisać. x3 Oto numer: 8201177. Powodzenia w pisaniu kolejnych rozdziałów. :)
No i w końcu dotarłam także tutaj. :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że sytuacja nabiera coraz większej tajemniczości. Poza tym Shane mnie denerwuje, choć z drugiej strony ma taką postawę słodkiego buntownika. :) Strasznie to seksowne i pociągające. xD I mam nadzieję, że on dalej taki będzie.
Czekam na NN.
No i znów powiem to samo. Cud. Styl, w jakim piszesz jest niesamowity. Każde zdanie wydaje się być tak perfekcyjnie dopracowane... Błędów w ogóle nie widziałam. Każdą linijkę czyta się z równym albo i większym zapałem. Po prostu tekst się zjada ;x Za każdym razem jak czytam, nie mogę się nadziwić. Aż polecałam koleżąnce bloga, ale nie wiem czy czyta, bo ona w sumie w tym nie siedzi :) No, ale nie mogłam się powstrzymać :x
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się to, żę stworzyłaś taką postać Shane'a. Nie jest jakiś bardzo grzeczny, ale też gangster z nieg nie jest. Zbuntowany, odosbniony lecz potrafiący czuć. Naprawdę dobrze przemyślane.
I to jego genialne wyplątanie się z niekomfortowej dla niego sytuacji. Złapał ją za słówka i perfekcyjnie przekręcił to co mówiła, by nie ryzykować tym, że dziewczyna odmówi mu pomocy w nauce walki, ale równoocześnie, by nie musiał siedzieć w szkole. No chłopak bardzo sprytny ^^ Raisa będzie z nim miała urwanie głowy ;)
P.S: Pisze damonvampire, ale zmieniłam swoją nazwę na Freya, gdyż wiele osób myślało, że ten pseudonim należy do chłopaka :))
Nie no... uwielbiam to kombinowanie Shane'a. Po prostu kocham tego chłopaka! Ale widać, że Raisa nie pozwoli sobie na takie traktowanie ;D Rozdział super!
OdpowiedzUsuń