Bez
słowa wykonałem polecenie, opadając na haftowany w białe róże koc.
Dzieliły nas zaledwie centymetry. Chyba pierwszy raz byłem tak blisko
drugiego człowieka. Czułem się nieswojo, ale jednocześnie jakaś
tajemnicza siła popychała mnie w jej kierunku. Nie mogłem powstrzymać
ukradkowego zerkania na dziewczynę. Stanowiła część innego świata, choć
przecież była całkiem realna. Gdybym tylko wyciągnął rękę, mógłbym
dotknąć jej jasnej, lekko zaróżowionej skóry. Wyglądała uroczo,
pąsowiejąc jak niewinna panienka. Uśmiechała się delikatnie. Pełne usta o
barwie różanych płatków przykuwały uwagę. Pod lewym okiem widniał
niewielki pieprzyk, dodający wdzięku i nieco łagodzący ostre rysy
twarzy. Zmarszczyła delikatnie drobny nosek, jakby zastanawiając się, od
czego zacząć tę rozmowę. Oczy miała przymknięte. Długie rzęsy rzucały cień na policzki. Były czarne niczym bezksiężycowa noc. Po chwili uniosła powieki, wprawiając mnie w zdumienie. Po zielonych tęczówkach nie pozostał nawet ślad. Zamiast
tego utonąłem w amarancie jej spojrzenia. Niezwykły kolor oczu
przypominał, że nie jest człowiekiem. Pamiętałem ten wzrok. Patrzyła tak
na mnie, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, całkowicie wytrącając z
równowagi. Spojrzenie dziewczyny kryło w sobie tęsknotę i obietnicę.
Mogłem wpatrywać się godzinami w to zjawisko, szukając odpowiedzi
ukrytej na dnie duszy.
- Wszystko, co ci tutaj opowiem, musisz zachować dla siebie. Gdyby
inni ludzie się dowiedzieli… Nie chcę nawet myśleć, jaki chaos by to
wywołało. Dlatego zanim zacznę cokolwiek wyjaśniać przysięgnij, że
zachowasz dla siebie dzisiejsze spotkanie. – Stanowczy ton głosu Raisy
wyrwał mnie z otępienia. Co ja wyprawiałem? Wpatrywałem się w nią jak
bohater łzawego romansu, a przecież nawet się nie lubiliśmy. Nie było
mowy, żebym… Potrząsnąłem lekko głową, odganiając nierozsądne myśli. Nie można się w kimś zakochać po kilku spotkaniach. Po prostu zobaczyłem ładną dziewczynę i odezwał się instynkt.
-
Jaka jest twoja odpowiedź? – Wyraźnie się niecierpliwiła. Długimi
paznokciami pomalowanymi na fioletowo uderzała o kolano. Zaraz, o czym
ona… A tak, przysięga.
-
Obiecuję, że nikomu nie powiem. Wystarczy? – Po ostatnich wydarzeniach
byłem gotów na wszystko. Po głowie błąkała mi się nawet wersja z
przyrzeczeniem podpisanym krwią.
- Cóż, muszę wierzyć na słowo. Pamiętaj jednak, iż za złamanie przysięgi czeka cię kara.
- Myślisz, że nawet jakbym komuś powiedział, to uwierzyłby? Nie mam zamiaru robić sobie opinii psychicznie chorego.
-
Pewnie masz rację. Zatem zaczynajmy. Prosiłabym, żebyś nie przerywał mi
w trakcie mówienia. Jeżeli później będziesz miał pytania, postaram się
odpowiedzieć.
- W porządku. –
Byłem niemal pewien, że wczoraj dokładnie zweryfikowała, ile może mi
zdradzić i teraz zamierzała trzymać się tej wersji, a po wszystkim
spławić niewygodnego gościa. Niedoczekanie. Musiałem poznać odpowiedzi
na wszystkie pytania tu i teraz. Niewiedza za bardzo działała mi na nerwy.
-
Może zacznijmy od tego, kim jestem. Zapewne zauważyłeś, że nie można
mnie nazwać człowiekiem. Już od dawna… ale mniejsza z tym. Ludzie wierzą
w Śmierć, prawda? Zazwyczaj wyobrażają ją sobie jako szkielet odziany w
zgrzebny płaszcz ze starą kosą w ręku. Jej widok budzi grozę, ale i
zniesmaczenie. Tymczasem rzeczywistość wygląda nieco inaczej. Trudno byłoby Czcigodnej w pojedynkę odsyłać dusze z tego świata. W końcu co sekundę na świecie ktoś umiera. Nawet
Śmierć nie posiada takich zdolności, by być w kilku miejscach na raz.
Od tego ma Posłanników – dusze, które po specjalnym szkoleniu i
osiągnięciu pewnego stopnia rozwoju zajmują się odbieraniem życia.
Zsyłane są na Ziemię, by za pomocą Kosy oddzielić ducha od serca i
skierować go na właściwą drogę, która wiedzie przed oblicze Trybunału. W
tej szanownej radzie zasiadają najstarsi i najbardziej prawi Posłannicy
oraz przedstawiciele Nieba, Piekła, a także Czyśćca. Sądzą
duszę i kierują ku takiemu życiu pośmiertnemu, na jakie zasłużyła.
Brzmi to strasznie, ale jeśli masz czyste sumienie, przebiega
bezboleśnie. – Zamilkła na moment, tępo wpatrując się w jakiś kwiatek.
Wspominała? Nie miałem pojęcia. Zbyt byłem zaskoczony tym, co już
usłyszałem. Posłannicy? Nie spodziewałem się takiej rewelacji. A
myślałem, że nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć.
-
Istnieją dwa rodzaje Posłanników – podjęła. – Pierwsza grupa posiada
zwykłe Kosy. Pobłogosławione przez Śmierć, mogą jedynie odsyłać dusze.
Druga, znacznie mniej liczna, z jakiegoś powodu otrzymała wraz z bronią
moc pradawnego bóstwa, która zaklęta jest w ostrzu. Tacy Posłannicy za
zadanie mają, oprócz przeprowadzania ludzi na drugą stronę, walkę z
demonami. Już pewnie domyślasz się, do czego zmierzam. Jestem
Posłanniczką Śmierci obdarzoną łaską bogini Selene, dlatego za pomocą
mojej Kosy wykorzystuję lód do walki z potworami zatruwającymi ludzkie
dusze. Gdyby nie my, zbyt wiele duchów pogrążałoby się w ciemności. Równowaga
zostałaby zachwiana i doszłoby do Armagedonu. Codziennie czuję na
barkach ciężar tego obowiązku, ale nie narzekam i wypełniam swe
powołanie. Teraz ty również chcesz przeciwstawić się demonom. Nie sadzę,
by to było możliwe, ale jesteś tak uparty, że musisz się na własnej
skórze przekonać, iż człowiek w walce z nimi nie ma szans. Przekażę ci
więc to, co mi o tych przeklętych istnieniach wiadomo i przeprowadzę
trening. Sam zdecydujesz, co zrobisz.
Historia
demonów wygląda nieco inaczej niż to, co głoszą wasi duchowni. Tak
naprawdę istniały już od stworzenia świata. Były jednak wtedy niegroźne.
Organizowały się w jakieś stada, lecz nie myślały jeszcze o podboju
świata. Zaspokajały swoją główną potrzebę, czyli głód. Pozwalano im na
to, bo dzięki temu harmonia między dobrem i złem trwała nienaruszona. Z
czasem wszystko zaczęło się zmieniać. Doszło do rozłamu wśród aniołów.
Lucyfer wraz ze swoimi poplecznikami opuścił Niebo. Piekło podbił bez
problemu, podporządkowując sobie tamtejsze demony. Poprzez trwające
wieki nauczanie zdołał z części uczynić inteligentne stworzenia,
popierające jego ideały. Tak zaczęła się ta cała walka.
Współczesne diabły można podzielić na kilka grup. Jedne
przypominają zwierzęta i kierują się pierwotnymi instynktami. Z takimi
walczy się najłatwiej, bo nie stosują żadnych sztuczek i są dość…
prymitywne. Następnie można wyróżnić kilka grup mniej lub bardziej
rozwiniętych, ale wciąż przypominających potwory z bajek. Najgroźniejsze
pojawiają się na Ziemi rzadko i w całości przybierają ludzką postać. Są
trudnymi przeciwnikami. Dobrze wiedzą, że w uczciwej walce nie mają z
Posłannikami szans, więc uciekają się do podstępów. Noże nasączone
trucizną, czy atak z zaskoczenia to tylko przykłady działań, które
podejmują. Kiedy rozpoczyna się pojedynek, trzeba mieć oczy dookoła
głowy. Wnikliwa obserwacja bywa ważniejsza niż umiejętności posługiwania
się Kosą. Wystarczy chwila nieuwagi, a znajdą bolesny sposób, żeby
pozbyć się wroga raz na zawsze. My nie mamy z tym problemów. Wyczuwamy
ich aurę, więc nie mogą nas zastać w rozsypce. Poza tym potrafimy
dzielić świadomość na części; jedna koncentruje się na walce, druga na
obserwacji. Niestety, nawet mimo tego zdarza się, że Posłannik nie wraca
z misji. Sam widzisz, iż niemożliwym jest, by człowiek ich pokonał. –
Zapadła cisza. Przez moment czekałem na ciąg dalszy, ale najwyraźniej
skończyła. Miałem mętlik w głowie. Natłok informacji oszołomił mnie.
Musiałem sobie wszystko poukładać, choć wiedziałem, że nie będzie to
łatwe. Mimo wszystko cieszyłem się, że przyszedłem. Wiedziałem
przynajmniej, z czym mam do czynienia.
- Trochę to skomplikowane – mruknąłem. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Rozumiem. Zbyt wiele na ciebie spadło. I tak podziwiam twoją wytrzymałość. Byłam pewna, że uciekniesz stąd i nie wrócisz.
-
Przykro mi, że cię rozczarowałem – odparłem, spoglądając na nią z
ukosa. Słońce tańczyło w czarnych pasmach jej włosów. Naprawdę ciężko
było mi uwierzyć, że stoję twarzą w twarz z istotą, którą śmiało można
by nazwać Śmiercią.
- Skąd się biorą Posłannicy? – spytałem cicho. Nie mogła zawsze się tym zajmować… Miała w sobie za dużo ciepła.
- Zazwyczaj po prostu się rodzą. Wygląda to oczywiście inaczej niż kobiecy poród.
- Zazwyczaj? A jak było z tobą? – Czułem, że to wyjaśnienie jej nie dotyczy.
- Jestem pierwszą ludzką duszą, która po śmierci stała się Posłannikiem.
- To znaczy, że byłaś człowiekiem? – Wiedziałem.
- Tak. Kiedyś. – Spojrzenie dziewczyny przygasło. A więc stąd ta tęsknota…
-
Myślę, że dobrze będzie, jeśli już pójdziesz – mruknęła. Czemu ja
zawsze musiałem poruszać drażliwy temat? Zrozumiałem jednak, że więcej
dziś z niej nie wyciągnę. Zatopiła się w myślach, zapewne rozpamiętując
swoje ludzkie życie. Podniosłem
się, mając w zamiarze opuszczenie terenu rezydencji. Nie mogłem jednak
tak po prostu odejść. Musiałem znać odpowiedź na jeszcze jedno pytanie.
-
Czego ode mnie chcą? – Drgnęła. Wyglądała na zaskoczoną tym pytaniem.
Dziwiło mnie to. Powinna się spodziewać, że padnie. W końcu dręczyło
mnie we dnie i w nocy.
-
Też chciałabym wiedzieć, naprawdę. Z jakiegoś powodu upatrzyły sobie
ciebie. Najpierw myślałam, że jesteś cenną duszą, którą muszą sprowadzić
do Piekła za wszelką cenę. Teraz nie jestem tego pewna. Nie zaatakowały
cię. Wydaje się, że chodzi o coś innego. Nie rozgryzłam jeszcze ich
motywacji, ale pracuję nad tym. – Nie odpowiedziałem. Chciałem jej
wierzyć, ale… Nie mogłem. Mówiła, że zna powód tych napadów. Trudno, nie
pierwszy raz musiałem odejść z kwitkiem. Bez odpowiedzi, która mogłaby
przynieść spokój. A tak czekały kolejne bezsenne noce i pytania zadawane
wpustkę.
- Pójdę już. Kiedy pierwszy trening?
- Umówimy się w szkole. – Zdębiałem. To ona nadal miała zamiar…
-
Myślałeś, że już się tam nie pokażę, co? Nic z tego. Jutro idę na
lekcje, a ty razem ze mną. Inaczej nici z nauki. – Uśmiechnęła się z
zadowoleniem. Czasami naprawdę miałem ochotę ją udusić. Nie mogła
wymyślić bardziej denerwującej zasady.
-
Niech ci będzie. Do jutra. – Włożyłem ręce do kieszeni i ruszyłem w
kierunku furtki. Byłem już niemal na ulicy, kiedy od strony domu
dobiegło pytanie:
- I
jak? Udała się randka? – Drobna, wysoka postać ruszyła w moją stronę.
Bez trudu rozpoznałem głos, który wcześniej słyszałem przez domofon. Nie
podeszła jednak na tyle blisko, bym mógł dostrzec rysy twarzy. Pozostała w cieniu rzucanym przez wysokie drzewa. Dreszcz
przeszedł mi po plecach. Czemu wywoływała takie reakcje? Czułem, że ma
nieczyste intencje. Znowu te głupie przeczucia. Nic bym sobie z nich nie
robił, gdyby nie to, że często się sprawdzały.
- Można tak powiedzieć, ale nie powinnaś wtrącać nosa w nie swoje sprawy.
- Jaki nieuprzejmy… Szkoda, bo masz całkiem ładną buźkę. –
Tego było za wiele. Czy ona właśnie próbowała w oryginalny sposób
zacząć rozmowę? Nie bardzo jej to wychodziło. Postanowiłem zignorować
zaczepkę i bez słowa opuściłem teren posesji. Myśli zaprzątały mi rzeczy
ważniejsze niż jakaś laska, która próbuje zwrócić na siebie uwagę,
pozując na twardą, złośliwą babkę. Słowa Raisy kotłowały się w głowie,
nie chcąc się poukładać. Posłanniczka Śmierci… Brzmiało jak z kiczowatej
powieści fantastycznej dla nastolatek, ale było prawdą. Sam widziałem,
jak za pomocą kosy zamroziła rękę demona, a potem roztrzaskała w pył.
Dlaczego Śmierć się mną interesowała? Wątpiłem w to, że dziewczyna
przybyła tu z własnej woli i bez rozkazu. Na pewno dostała jakieś
wytyczne. Świat pozaziemski wyciągał po mnie łapy. Nie miałem pojęcia,
co robić. Zupełnie jak bezbronny,
wystraszony królik złapany w pułapkę przez kłusowników. Pierwszy raz
czułem się tak bezradny. Przecież nic nie znaczyłem wobec ich potęgi.
Mogłem sobie robić nadzieję, że po treningu to się zmieni, ale
wiedziałem, że jedynym efektem morderczej pracy będzie umiejętność
jeszcze szybszej ucieczki. Udawałem
przed dziewczyną upartego twardziela, podczas gdy tak naprawdę zdawałem
sobie sprawę z własnej bezbronności. Nie byłem w stanie walczyć z
potworami. Tylko, co z mamą i Sherry? Bałem się, że demony będą chciały ponownie w nie uderzyć, by zmusić mnie do kapitulacji. Nie byłem na tyle odważny, by poświęcić się dla nich. Mówiąc
szczerze, cuchnąłem tchórzem na kilometr. Nie potrafiłem się zdobyć
nawet na to. Naprawdę żałosne było jednak, jak użalałem się nad sobą
jeszcze nie tak dawno. Narzekałem na nadopiekuńczą matkę, wścibską
siostrę i wredne gliny, które odprowadzały mnie do szkoły za każdym
razem, gdy zostałem złapany na wagarach. Nie miałem pojęcia, czym są
prawdziwe problemy. Zabawne, jak wiele swoich błędów człowiek zauważa,
gdy staje nad przepaścią.
Droga powrotna zajęła mi nieco więcej czasu niż przypuszczałem. Kiedy dotarłem przed dom, było już ciemno. W oknie paliło się światło. Skądś znałem tę niezgrabną sylwetkę… No tak, ciotka Meghan krzątała się po kuchni. Przez chwilę rozważałem wślizgnięcie się tylnym wejściem, ale zrezygnowałem. Nie
miałem sił na zabawę w podchody. Powoli ruszyłem do wejścia. Nagle
czyjaś dłoń zacisnęła mi się na ramieniu. Serce przyspieszyło, a w
wyobraźni pojawiły się mroczne wizje.
- Przestraszyłam cię, braciszku? Wybacz, nie chciałam. – Odetchnąłem z ulgą, rozpoznając głos Sherry.
-
Co tu robisz? Nie powinnaś być w domu? I od kiedy palisz? – spytałem,
kiedy usiedliśmy na schodach. Sceptycznie przyglądałem się kółkom dymu
wypuszczanym z jej ust. Odgarnęła kasztanowe włosy z czoła, śmiejąc się
cicho.
- Nie bądź
taki sztywny. To tylko nieszkodliwy nałóg. Poza tym mnie odpręża. Lepiej
powiedz, jak tam spotkanie z dziewczyną. Mam nadzieję, że się nie
ośmieszyłeś.
- To
nie była randka i proszę, nie pytaj więcej – uciąłem, chcąc zakończyć
temat. Nie wiedziałem, o czym z nią rozmawiać. Mógłbym jej zadać mnóstwo
pytań, ale… Czy odpowiedzi w ogóle by mnie interesowały? Kiedyś
spędzaliśmy z sobą dużo czasu, mówiąc o wszystkim, choć ja byłem
przybłędą, a ona rodzoną córką Alison. Teraz wyrósł między nami mur, którego nie umiałem i nie chciałem przebijać.
- Jak tam mama? – spytałem po chwili milczenia, usiłując rozładować napiętą atmosferę. Westchnęła, zaciągając się dymem.
- Coraz gorzej. Powiedz mi, co się wydarzyło. Dlaczego jest taka słaba? Przecież nie chorowała wcześniej. Ciotka na pewno by mi doniosła o złym stanie zdrowia ukochanej siostry.
-
Nie mam pojęcia. Znalazłem ją omdlałą za magazynem. Od tej pory nie
rusza się z łóżka – wymamrotałem, nie mrugnąwszy powieką. Spojrzała na
mnie podejrzliwie. Starałem się przybrać neutralny wyraz twarzy. Co
miałem odpowiedzieć? Nie uwierzyłaby w bajkę o demonach, mimo iż była
prawdą.
- Może innych oszukasz, ale nie mnie, Shane. Znamy się nie od dziś i wiem, że kręcisz. – Wbiła we mnie spojrzenie piwnych oczu, jakby usiłując w mimice odnaleźć prawdę. Nawet nie drgnąłem.
-
Skoro nie chcesz mówić, nie będę cię zmuszać. Sama znajdę demona, który
jej to zrobił i przysięgam, że posiekam go na kawałeczki. –
Zesztywniałem. Skąd ona wiedziała o… Już chciałem zadać to pytanie
głośno, gdy drzwi otworzyły się z hukiem i stanęła w nich ciotka.
-
O, Sherry! Jak dobrze, że już jesteś, słoneczko. Zaczynałam się
martwić. – Przesłodzony ton głosu w ogóle do niej nie pasował. Oderwała
spojrzenie od swojej pupilki i przeniosła je na mnie. Momentalnie
zlodowaciało, a usta wygięły się w złośliwym uśmieszku. Tak, ten wyraz
twarzy towarzyszył każdej wizycie Meghan w naszym domu. Oczywiście
wtedy, gdy byłem w pobliżu.
- Ty też wróciłeś? Myślałam, że szlajasz się ze swoimi koleżkami i zdążę wyjechać, zanim wrócisz. Cóż, mówi się trudno.
-
Cioteczko, może pomóc ci w kolacji? – Sherry podniosła się i ujęła
kobietę za rękę. Zanim zniknęły w drzwiach, szepnęła przez ramię:
-
Nie licz, że ci coś powiem, skoro sam milczysz. – Krótki dźwięk
zatrzaskiwanego zamka i zostałem sam. A nie, przepraszam. Trwały przy
mnie tysiące myśli kotłujących się po głowie.
-
Z pewnością czeka mnie bezsenna noc – mruknąłem, unosząc wzrok ku
niebu. Gwiazdy świeciły jasno. Pogrążyłem się w bezmyślnym podziwianiu
świecących punkcików, ignorując kolację i pełen entuzjazmu głos ciotki,
która tłumaczyła coś Sherry.
***
Udało się! Rozdział zdążyłam napisać szybciej niż po upływie miesiąca.
Wolne dni naprawdę dobrze mi służyły. Czy jestem zadowolona? No cóż,
pozostawię ocenę Wam. Mam nadzieję, że się nie zawiedliście.
To, co wyczynia Onet ostatnimi czasy zaczyna mi działać na nerwy. Tak
źle nie było jeszcze nigdy. Zaczynam zastanawiać się nad zmianą portalu.
Nie zdziwcie się więc, jeśli niedługo zobaczycie tu informację o
przeniesieniu.
Dedykuję tę notkę Kirze, która tworzy świetne opowiadanie oparte na
jednym z moich ulubionych anime tj. Nurarihyon No Mago. Dziękuję, że tu
czasem zaglądasz.
Więc wszystko mu wyjaśniła. Jestem naprawdę ciekawa, jak będzie wyglądał ich pierwszy trening, chociaż najlepiej będzie, jeśli przejdę do następnego rozdziału. ;) Sherry coś wie? o.O Ojoj, się porobiło... Cudowny rozdział, czytałam z zapartym tchem. ^^ Przepraszam, że nie było mnie tu dość długo, ale miałam nawał obowiązków związanych ze szkołą. Bardzo dziękuje za dedykację. ^^ Jak mam tu nie zaglądać, skoro piszesz takie świetne opowiadanie?! :D
OdpowiedzUsuń" A tak czekały kolejne bezsenne noce i pytania zadawane wpustkę." - w wpustkę ? Dość dziwne zdanie. Jakoś nie potrafię go zrozumieć. Chyba w nicość czy jakoś tak byłoby odpowiedniej :)
OdpowiedzUsuń" Kiedyś spędzaliśmy z sobą dużo czasu, mówiąc o wszystkim, choć ja byłem przybłędą, a ona rodzoną córką Alison." - ze sobą.
Tyle zauważonych nieprawidłowości.
No więc jeśli chodzi o rozdział to mi się podobał. Zwłaszcza ostatnia jego część bardzo mnie zaciekawiła. Jego siostra też wie o demonach? Widzi je? Może jednak nie są tak do końca niespokrewnieni? Albo każdy z ich rodziców miał coś ze sobą wspólnego, czyli właśnie tę umiejętność albo raczej przekleństwo możności widzenia tych potworów?
Oczywiście nie ma co komentować stylu, bowiem jest po prostu świetny. Powtarzam się po raz kolejny, że czyta się szybko i lekko. Zdania piękne. No nie ma nic minusowego :)
Wow, z Sherry to naprawdę mnie zaskoczyłaś!
OdpowiedzUsuńCoś rewelacyjnego :) Ile ciekawych pomysłów! Mam nadzieję, że z matką Shane'a i Sherry będzie wszystko w porządku ^^