Rozdział 6


          Bez słowa wykonałem polecenie, opadając na haftowany w białe róże koc. Dzieliły nas zaledwie centymetry. Chyba pierwszy raz byłem tak blisko drugiego człowieka. Czułem się nieswojo, ale jednocześnie jakaś tajemnicza siła popychała mnie w jej kierunku. Nie mogłem powstrzymać ukradkowego zerkania na dziewczynę. Stanowiła część innego świata, choć przecież była całkiem realna. Gdybym tylko wyciągnął rękę, mógłbym dotknąć jej jasnej, lekko zaróżowionej skóry. Wyglądała uroczo, pąsowiejąc jak niewinna panienka. Uśmiechała się delikatnie. Pełne usta o barwie różanych płatków przykuwały uwagę. Pod lewym okiem widniał niewielki pieprzyk, dodający wdzięku i nieco łagodzący ostre rysy twarzy. Zmarszczyła delikatnie drobny nosek, jakby zastanawiając się, od czego zacząć tę rozmowę. Oczy miała przymknięte. Długie rzęsy rzucały cień na policzki. Były czarne niczym bezksiężycowa noc.  Po chwili uniosła powieki, wprawiając mnie w zdumienie. Po zielonych tęczówkach nie pozostał nawet ślad.  Zamiast tego utonąłem w amarancie jej spojrzenia. Niezwykły kolor oczu przypominał, że nie jest człowiekiem. Pamiętałem ten wzrok. Patrzyła tak na mnie, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, całkowicie wytrącając z równowagi. Spojrzenie dziewczyny kryło w sobie tęsknotę i obietnicę. Mogłem wpatrywać się godzinami w to zjawisko, szukając odpowiedzi ukrytej na dnie duszy. 
 - Wszystko, co ci tutaj opowiem, musisz  zachować dla siebie.  Gdyby inni ludzie się dowiedzieli… Nie chcę nawet myśleć, jaki chaos by to wywołało. Dlatego zanim zacznę cokolwiek wyjaśniać przysięgnij, że zachowasz dla siebie dzisiejsze spotkanie. – Stanowczy ton głosu Raisy wyrwał mnie z otępienia. Co ja wyprawiałem? Wpatrywałem się w nią jak bohater łzawego romansu, a przecież nawet się nie lubiliśmy. Nie było mowy, żebym… Potrząsnąłem lekko głową, odganiając nierozsądne myśli.  Nie można się w kimś zakochać po kilku spotkaniach. Po prostu zobaczyłem ładną dziewczynę i odezwał się instynkt.
- Jaka jest twoja odpowiedź? – Wyraźnie się niecierpliwiła. Długimi paznokciami pomalowanymi na fioletowo uderzała o kolano. Zaraz, o czym ona… A tak, przysięga.
- Obiecuję, że nikomu nie powiem. Wystarczy? – Po ostatnich wydarzeniach byłem gotów na wszystko. Po głowie błąkała mi się nawet wersja z przyrzeczeniem podpisanym krwią.
- Cóż, muszę wierzyć na słowo. Pamiętaj jednak, iż za złamanie przysięgi czeka cię kara.
- Myślisz, że nawet jakbym komuś powiedział, to uwierzyłby? Nie mam zamiaru robić sobie opinii psychicznie chorego. 
- Pewnie masz rację. Zatem zaczynajmy. Prosiłabym, żebyś nie przerywał mi w trakcie mówienia. Jeżeli później będziesz miał pytania, postaram się odpowiedzieć.
- W porządku. – Byłem niemal pewien, że wczoraj dokładnie zweryfikowała, ile może mi zdradzić i teraz zamierzała trzymać się tej wersji, a po wszystkim  spławić niewygodnego gościa. Niedoczekanie. Musiałem poznać odpowiedzi na wszystkie pytania tu i teraz.  Niewiedza za bardzo działała mi na nerwy.
- Może zacznijmy od tego, kim jestem. Zapewne  zauważyłeś, że nie można mnie nazwać człowiekiem. Już od dawna… ale mniejsza z tym. Ludzie wierzą w Śmierć, prawda? Zazwyczaj wyobrażają ją sobie jako szkielet odziany w zgrzebny płaszcz ze starą kosą w ręku. Jej widok budzi grozę, ale i zniesmaczenie. Tymczasem rzeczywistość wygląda nieco inaczej. Trudno byłoby Czcigodnej w pojedynkę odsyłać dusze z tego świata. W końcu co sekundę na świecie ktoś umiera. Nawet Śmierć nie posiada takich zdolności, by być w kilku miejscach na raz. Od tego ma Posłanników – dusze, które po specjalnym szkoleniu i osiągnięciu pewnego stopnia rozwoju zajmują się odbieraniem życia. Zsyłane są na Ziemię, by za pomocą Kosy oddzielić ducha od serca i skierować go na właściwą drogę, która wiedzie przed oblicze Trybunału. W tej szanownej radzie zasiadają najstarsi i najbardziej prawi Posłannicy oraz przedstawiciele Nieba, Piekła, a także Czyśćca. Sądzą duszę i kierują ku takiemu życiu pośmiertnemu, na jakie zasłużyła. Brzmi to strasznie, ale jeśli masz czyste sumienie, przebiega bezboleśnie. – Zamilkła na moment, tępo wpatrując się w jakiś kwiatek. Wspominała? Nie miałem pojęcia. Zbyt byłem zaskoczony tym, co już usłyszałem. Posłannicy? Nie spodziewałem się takiej rewelacji. A myślałem, że nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć.
- Istnieją dwa rodzaje Posłanników – podjęła. – Pierwsza grupa posiada zwykłe Kosy. Pobłogosławione przez Śmierć, mogą jedynie odsyłać dusze. Druga, znacznie mniej liczna, z jakiegoś powodu otrzymała wraz z bronią moc pradawnego bóstwa, która zaklęta jest w ostrzu. Tacy Posłannicy za zadanie mają, oprócz przeprowadzania ludzi na drugą stronę, walkę z demonami. Już pewnie domyślasz się, do czego zmierzam. Jestem Posłanniczką Śmierci obdarzoną łaską bogini Selene, dlatego za pomocą mojej Kosy wykorzystuję lód do walki z potworami zatruwającymi ludzkie dusze.  Gdyby nie my, zbyt wiele duchów pogrążałoby się w ciemności. Równowaga zostałaby zachwiana i doszłoby do Armagedonu. Codziennie czuję na barkach ciężar tego obowiązku, ale nie narzekam i wypełniam swe powołanie. Teraz ty również chcesz przeciwstawić się demonom. Nie sadzę, by to było możliwe, ale jesteś tak uparty, że musisz się na własnej skórze przekonać, iż człowiek w walce z nimi nie ma szans. Przekażę ci więc to, co mi o tych przeklętych istnieniach wiadomo i przeprowadzę trening. Sam zdecydujesz, co zrobisz.
             Historia demonów wygląda nieco inaczej niż to, co głoszą wasi duchowni. Tak naprawdę istniały już od stworzenia świata. Były jednak wtedy niegroźne. Organizowały się w jakieś stada, lecz nie myślały jeszcze o podboju świata. Zaspokajały swoją główną potrzebę, czyli głód. Pozwalano im na to, bo dzięki temu harmonia między dobrem i złem trwała nienaruszona. Z czasem wszystko zaczęło się zmieniać. Doszło do rozłamu wśród aniołów. Lucyfer wraz ze swoimi poplecznikami opuścił Niebo. Piekło podbił bez problemu, podporządkowując sobie tamtejsze demony. Poprzez trwające wieki nauczanie zdołał z części uczynić inteligentne stworzenia, popierające jego ideały. Tak zaczęła się ta cała walka.
        Współczesne diabły można podzielić na kilka grup. Jedne przypominają zwierzęta i kierują się pierwotnymi instynktami. Z takimi walczy się najłatwiej, bo nie stosują żadnych sztuczek i są dość… prymitywne. Następnie można wyróżnić kilka grup mniej lub bardziej rozwiniętych, ale wciąż przypominających potwory z bajek. Najgroźniejsze pojawiają się na Ziemi rzadko i w całości przybierają ludzką postać. Są trudnymi przeciwnikami. Dobrze wiedzą, że w uczciwej walce nie mają z Posłannikami szans, więc uciekają się do podstępów. Noże nasączone trucizną, czy atak z zaskoczenia to tylko przykłady działań, które podejmują. Kiedy rozpoczyna się pojedynek, trzeba mieć oczy dookoła głowy. Wnikliwa obserwacja bywa ważniejsza niż umiejętności posługiwania się Kosą. Wystarczy chwila nieuwagi, a znajdą bolesny sposób, żeby pozbyć się wroga raz na zawsze. My nie mamy z tym problemów. Wyczuwamy ich aurę, więc nie mogą nas zastać w rozsypce. Poza tym potrafimy dzielić świadomość na części; jedna koncentruje się na walce, druga na obserwacji. Niestety, nawet mimo tego zdarza się, że Posłannik nie wraca z misji. Sam widzisz, iż niemożliwym jest, by człowiek ich pokonał. – Zapadła cisza. Przez moment czekałem na ciąg dalszy, ale najwyraźniej skończyła. Miałem mętlik w głowie. Natłok informacji oszołomił mnie. Musiałem sobie wszystko poukładać, choć wiedziałem, że nie będzie to łatwe. Mimo wszystko cieszyłem się, że przyszedłem. Wiedziałem przynajmniej, z czym mam do czynienia.
- Trochę to skomplikowane – mruknąłem. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Rozumiem. Zbyt wiele na ciebie spadło. I tak podziwiam twoją wytrzymałość. Byłam pewna, że uciekniesz stąd i nie wrócisz.
- Przykro mi, że cię rozczarowałem – odparłem, spoglądając na nią z ukosa.  Słońce tańczyło w czarnych pasmach jej włosów. Naprawdę ciężko było mi uwierzyć, że stoję twarzą w twarz z istotą, którą śmiało można by nazwać Śmiercią.
- Skąd się biorą Posłannicy? – spytałem cicho. Nie mogła zawsze się tym zajmować… Miała w sobie za dużo ciepła.
- Zazwyczaj po prostu się rodzą. Wygląda to oczywiście inaczej niż kobiecy poród.
- Zazwyczaj? A jak było z tobą? – Czułem, że to wyjaśnienie jej nie dotyczy.
- Jestem pierwszą ludzką duszą, która po śmierci stała się Posłannikiem.
- To znaczy, że byłaś człowiekiem? – Wiedziałem.
- Tak. Kiedyś. – Spojrzenie dziewczyny przygasło. A więc stąd ta tęsknota…
- Myślę, że dobrze będzie, jeśli już pójdziesz – mruknęła. Czemu ja zawsze musiałem poruszać drażliwy temat? Zrozumiałem jednak, że więcej dziś z niej nie wyciągnę. Zatopiła się w myślach, zapewne rozpamiętując swoje ludzkie życie. Podniosłem się, mając w zamiarze opuszczenie terenu rezydencji. Nie mogłem jednak tak po prostu odejść. Musiałem znać odpowiedź na jeszcze jedno pytanie.
- Czego ode mnie chcą? – Drgnęła. Wyglądała na zaskoczoną tym pytaniem. Dziwiło mnie to. Powinna się spodziewać, że padnie. W końcu dręczyło mnie we dnie i w nocy.
- Też chciałabym wiedzieć, naprawdę. Z jakiegoś powodu upatrzyły sobie ciebie. Najpierw myślałam, że jesteś cenną duszą, którą muszą sprowadzić do Piekła za wszelką cenę. Teraz nie jestem tego pewna. Nie zaatakowały cię. Wydaje się, że chodzi o coś innego. Nie rozgryzłam jeszcze ich motywacji, ale pracuję nad tym. – Nie odpowiedziałem. Chciałem jej wierzyć, ale… Nie mogłem. Mówiła, że zna powód tych napadów. Trudno, nie pierwszy raz musiałem odejść z kwitkiem. Bez odpowiedzi, która mogłaby przynieść spokój. A tak czekały kolejne bezsenne noce i pytania zadawane wpustkę.
- Pójdę już. Kiedy pierwszy trening?
- Umówimy się w szkole. – Zdębiałem. To ona nadal miała zamiar…
- Myślałeś, że już się tam nie pokażę, co? Nic z tego. Jutro idę na lekcje, a ty razem ze mną. Inaczej nici z nauki. – Uśmiechnęła się z zadowoleniem. Czasami naprawdę miałem ochotę ją udusić. Nie mogła wymyślić bardziej denerwującej zasady.
- Niech ci będzie. Do jutra. – Włożyłem ręce do kieszeni i ruszyłem w kierunku furtki. Byłem już niemal na ulicy, kiedy od strony domu dobiegło pytanie:
- I jak? Udała się randka? – Drobna, wysoka postać ruszyła w moją stronę. Bez trudu rozpoznałem głos, który wcześniej słyszałem przez domofon. Nie podeszła jednak na tyle blisko, bym mógł dostrzec rysy twarzy.  Pozostała w cieniu rzucanym przez wysokie drzewa.  Dreszcz przeszedł mi po plecach. Czemu wywoływała takie reakcje? Czułem, że ma nieczyste intencje. Znowu te głupie przeczucia. Nic bym sobie z nich nie robił, gdyby nie to, że często się sprawdzały.
- Można tak powiedzieć, ale nie powinnaś wtrącać nosa w nie swoje sprawy.
- Jaki nieuprzejmy…  Szkoda, bo masz całkiem ładną buźkę.  – Tego było za wiele. Czy ona właśnie próbowała w oryginalny sposób zacząć rozmowę? Nie bardzo jej to wychodziło. Postanowiłem zignorować zaczepkę i bez słowa opuściłem teren posesji. Myśli zaprzątały mi rzeczy ważniejsze niż jakaś laska, która próbuje zwrócić na siebie uwagę, pozując na twardą, złośliwą babkę. Słowa Raisy kotłowały się w głowie, nie chcąc się poukładać. Posłanniczka Śmierci… Brzmiało jak z kiczowatej powieści fantastycznej dla nastolatek, ale było prawdą. Sam  widziałem, jak za pomocą kosy zamroziła rękę demona, a potem roztrzaskała w pył. Dlaczego Śmierć się mną interesowała? Wątpiłem w to, że dziewczyna przybyła tu z własnej woli i bez rozkazu. Na pewno dostała jakieś wytyczne. Świat pozaziemski wyciągał po mnie łapy. Nie miałem pojęcia, co robić. Zupełnie jak bezbronny, wystraszony królik złapany w pułapkę przez kłusowników. Pierwszy raz czułem się tak bezradny. Przecież nic nie znaczyłem wobec ich potęgi. Mogłem sobie robić nadzieję, że po treningu to się zmieni, ale wiedziałem, że jedynym efektem morderczej pracy będzie umiejętność jeszcze szybszej ucieczki. Udawałem przed dziewczyną upartego twardziela, podczas gdy tak naprawdę zdawałem sobie sprawę z własnej bezbronności. Nie byłem w stanie walczyć z potworami. Tylko, co z mamą i Sherry? Bałem się, że demony będą chciały ponownie w nie uderzyć, by zmusić mnie do kapitulacji.  Nie byłem na tyle odważny, by poświęcić się dla nich.  Mówiąc szczerze, cuchnąłem tchórzem na kilometr. Nie potrafiłem się zdobyć nawet na to. Naprawdę żałosne było jednak, jak użalałem się nad sobą jeszcze nie tak dawno. Narzekałem na nadopiekuńczą matkę, wścibską siostrę i wredne gliny, które odprowadzały mnie do szkoły za każdym razem, gdy zostałem złapany na wagarach. Nie miałem pojęcia, czym są prawdziwe problemy. Zabawne, jak wiele swoich błędów człowiek zauważa, gdy staje nad przepaścią.
          Droga powrotna zajęła mi nieco więcej czasu niż przypuszczałem. Kiedy dotarłem przed dom, było już ciemno. W oknie paliło się światło. Skądś znałem tę niezgrabną sylwetkę…  No tak, ciotka Meghan krzątała się po kuchni. Przez chwilę rozważałem wślizgnięcie się tylnym wejściem, ale zrezygnowałem.  Nie miałem sił na zabawę w podchody. Powoli ruszyłem do wejścia. Nagle czyjaś dłoń zacisnęła mi się na ramieniu. Serce przyspieszyło, a w wyobraźni pojawiły się mroczne wizje.
- Przestraszyłam cię, braciszku? Wybacz, nie chciałam. – Odetchnąłem z ulgą, rozpoznając głos Sherry.
- Co tu robisz? Nie powinnaś być w domu? I od kiedy palisz? – spytałem, kiedy usiedliśmy na schodach. Sceptycznie przyglądałem się kółkom dymu wypuszczanym z jej ust. Odgarnęła kasztanowe włosy z czoła, śmiejąc się cicho.
- Nie bądź taki sztywny. To tylko nieszkodliwy nałóg. Poza tym mnie odpręża. Lepiej powiedz, jak tam spotkanie z dziewczyną. Mam nadzieję, że się nie ośmieszyłeś.
- To nie była randka i proszę, nie pytaj więcej – uciąłem, chcąc zakończyć temat. Nie wiedziałem, o czym z nią rozmawiać. Mógłbym jej zadać mnóstwo pytań, ale… Czy odpowiedzi w ogóle by mnie interesowały? Kiedyś spędzaliśmy z sobą dużo czasu, mówiąc o wszystkim, choć ja byłem przybłędą, a ona rodzoną córką Alison. Teraz wyrósł między nami mur, którego nie umiałem i nie chciałem przebijać.
- Jak tam mama? – spytałem po chwili milczenia, usiłując rozładować napiętą atmosferę. Westchnęła, zaciągając się dymem.
- Coraz gorzej. Powiedz mi, co się wydarzyło. Dlaczego jest taka słaba? Przecież nie chorowała wcześniej. Ciotka na pewno by mi  doniosła o złym stanie zdrowia ukochanej siostry.
- Nie mam pojęcia. Znalazłem ją omdlałą za magazynem. Od tej pory nie rusza się z łóżka – wymamrotałem, nie mrugnąwszy powieką. Spojrzała na mnie podejrzliwie. Starałem się przybrać neutralny wyraz twarzy. Co miałem odpowiedzieć? Nie uwierzyłaby w bajkę o demonach, mimo iż była prawdą.
- Może innych oszukasz, ale nie mnie, Shane. Znamy się nie od dziś i wiem, że kręcisz.  – Wbiła we mnie spojrzenie piwnych oczu, jakby usiłując w mimice odnaleźć prawdę. Nawet nie drgnąłem.
- Skoro nie chcesz mówić, nie będę cię zmuszać. Sama znajdę demona, który jej to zrobił i przysięgam, że posiekam go na kawałeczki. – Zesztywniałem. Skąd ona wiedziała o… Już chciałem zadać to pytanie głośno, gdy drzwi otworzyły się z hukiem i stanęła w nich ciotka.
- O, Sherry! Jak dobrze, że już jesteś, słoneczko. Zaczynałam się martwić. – Przesłodzony ton głosu w ogóle do niej nie pasował. Oderwała spojrzenie od swojej pupilki i przeniosła je na mnie. Momentalnie zlodowaciało, a usta wygięły się w złośliwym uśmieszku. Tak, ten wyraz twarzy towarzyszył każdej wizycie Meghan w naszym domu. Oczywiście wtedy, gdy byłem w pobliżu.
- Ty też wróciłeś? Myślałam, że szlajasz się ze swoimi koleżkami i zdążę wyjechać, zanim wrócisz. Cóż, mówi się trudno.
- Cioteczko, może pomóc ci w kolacji? – Sherry podniosła się i ujęła kobietę za rękę. Zanim zniknęły w drzwiach, szepnęła przez ramię:
- Nie licz, że ci coś powiem, skoro sam milczysz. – Krótki dźwięk zatrzaskiwanego zamka i zostałem sam. A nie, przepraszam. Trwały przy mnie tysiące myśli kotłujących się po głowie.
- Z pewnością czeka mnie bezsenna noc – mruknąłem, unosząc wzrok ku niebu. Gwiazdy świeciły jasno. Pogrążyłem się w bezmyślnym podziwianiu świecących punkcików, ignorując kolację i pełen entuzjazmu głos ciotki, która tłumaczyła coś Sherry.
***
           Udało się! Rozdział zdążyłam napisać szybciej niż po upływie miesiąca. Wolne dni naprawdę dobrze mi służyły. Czy jestem zadowolona? No cóż, pozostawię ocenę Wam. Mam nadzieję, że się nie zawiedliście. 
            To, co wyczynia Onet ostatnimi czasy zaczyna mi działać na nerwy. Tak źle nie było jeszcze nigdy. Zaczynam zastanawiać się nad zmianą portalu. Nie zdziwcie się więc, jeśli niedługo zobaczycie tu informację o przeniesieniu.
             Dedykuję tę notkę Kirze, która tworzy świetne opowiadanie oparte na jednym z moich ulubionych anime tj. Nurarihyon No Mago. Dziękuję, że tu czasem zaglądasz.

3 komentarze:

  1. Więc wszystko mu wyjaśniła. Jestem naprawdę ciekawa, jak będzie wyglądał ich pierwszy trening, chociaż najlepiej będzie, jeśli przejdę do następnego rozdziału. ;) Sherry coś wie? o.O Ojoj, się porobiło... Cudowny rozdział, czytałam z zapartym tchem. ^^ Przepraszam, że nie było mnie tu dość długo, ale miałam nawał obowiązków związanych ze szkołą. Bardzo dziękuje za dedykację. ^^ Jak mam tu nie zaglądać, skoro piszesz takie świetne opowiadanie?! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. " A tak czekały kolejne bezsenne noce i pytania zadawane wpustkę." - w wpustkę ? Dość dziwne zdanie. Jakoś nie potrafię go zrozumieć. Chyba w nicość czy jakoś tak byłoby odpowiedniej :)
    " Kiedyś spędzaliśmy z sobą dużo czasu, mówiąc o wszystkim, choć ja byłem przybłędą, a ona rodzoną córką Alison." - ze sobą.
    Tyle zauważonych nieprawidłowości.

    No więc jeśli chodzi o rozdział to mi się podobał. Zwłaszcza ostatnia jego część bardzo mnie zaciekawiła. Jego siostra też wie o demonach? Widzi je? Może jednak nie są tak do końca niespokrewnieni? Albo każdy z ich rodziców miał coś ze sobą wspólnego, czyli właśnie tę umiejętność albo raczej przekleństwo możności widzenia tych potworów?
    Oczywiście nie ma co komentować stylu, bowiem jest po prostu świetny. Powtarzam się po raz kolejny, że czyta się szybko i lekko. Zdania piękne. No nie ma nic minusowego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, z Sherry to naprawdę mnie zaskoczyłaś!
    Coś rewelacyjnego :) Ile ciekawych pomysłów! Mam nadzieję, że z matką Shane'a i Sherry będzie wszystko w porządku ^^

    OdpowiedzUsuń