Rozdział 12



    Minął tydzień, odkąd ostatni raz rozmawiałem z  Raisą. Te jej żałosne próby wytłumaczenia się… Leżała przed moim domem, błądząc po okolicy zdezorientowanym wzrokiem i myślała, że jestem na tyle głupi, by uwierzyć, iż wszystko ma pod kontrolą? Widocznie mnie nie doceniała. Cały czas zachowywała się, jakbym był dzieckiem, któremu nie należy zdradzać zbyt wielu szczegółów, bo jeszcze się przestraszy i zsika w majtki. Wprawdzie do najodważniejszych nie należałem, ale ostatnie wydarzenia dotyczyły także mnie. Miałem prawo wiedzieć, jakie wysnuła wnioski.  Może wtedy nie czułbym się taki skołowany?  Trwałem w półśnie. Gdyby ktoś spytał mnie, co robiłem o tej porze kilka dni temu, nie byłbym w stanie odpowiedzieć. Wszystkie czynności wykonywałem mechanicznie. Starałem się maskować paskudny nastrój, ale kiepsko mi to wychodziło. Sherry już po kilku minutach przebywania ze mną w jednym pomieszczeniu spytała, czy coś się stało. Zbyłem ją, mówiąc, żeby zajęła się własnymi sprawami i skryłem się w pokoju. Tylko tam nikt nie zamęczał mnie pytaniami o samopoczucie. Za to wyobraźnia wyraźnie się rozkręcała, podsuwając coraz bardziej ponure obrazy. Czasem miałem wrażenie, że się duszę. Tonę w czarnej dziurze i nie ma nikogo, kto mógłby mnie uratować. Wyciągałem dłoń, ale na próżno. Napotykałem jedynie pustkę. Jak dotąd samotność mi nie przeszkadzała, ale… Sam nie wiedziałem, jak to nazwać. 
     - Cholera! Czemu to musiało się przydarzyć akurat mnie? – mruknąłem cicho, kryjąc twarz w dłoniach.  Nie byłem aniołkiem. Zasłużyłem na karę, lecz przecież nie tylko ja rozrabiałem. Spotkałem w swoim życiu tysiąckroć gorszych bandytów, którzy bez skrupułów zabijali albo znęcali się nad innymi. Przy nich moje napady wypadały blado. Mimo wszystko nie zdobyłbym się na morderstwo. Byłem zaskakująco wrażliwy na krew. Sam siebie nie podejrzewałbym o taką słabość, gdyby nie tamto wydarzenie. Czasem, kiedy przymykałem oczy, wspomnienia z owego dnia powracały z całą swą intensywnością. Konające kobiety i litry krwi obmywające czubki moich tenisówek… Błagały, żebym im pomógł, ale nie mogłem nic zrobić.  Chcieli mnie złamać. Kazali patrzeć, jak je gwałcą, po czym z sadystycznym uśmiechem zabijają, masakrując przy tym ciała. Na zmianę wymiotowałem i mdlałem. Przez długi czas dochodziłem do siebie. Na szczęście nie naprzykrzali się więcej. Osiągnęli cel, więc nie mieli powodu, by mnie dalej dręczyć. Chociaż…  Mogli to zrobić dla przyjemności. Nic nie sprawiało im większej frajdy od widoku upokorzonego, skręcającego się z bólu człowieka.
    - Shane! Koleżanka do ciebie! – Krzyk ciotki Meghan przetoczył się przez dom niczym ryk smoka, wyrywając mnie z otępienia. Dlaczego w ogóle wspominałem wydarzenia, o których postanowiłem zapomnieć? Nie usłyszałem nawet dzwonka… Z ociąganiem podniosłem się z łóżka i ruszyłem do drzwi. Byłem w stu procentach przekonany, że Raisa w końcu nie wytrzymała i przyszła mnie podręczyć. Tymczasem, gdy już doczłapałem do wejścia, ujrzałem drobną blondynkę z zapałem tłumaczącą coś Sherry.  Kojarzyłem skądś elfią twarz gościa, ale jakoś nie potrafiłem sobie przypomnieć, gdzie ją spotkałem. Może w szkole? Zdaje się, że była w moim wieku. Bywałem w przybytku wiedzy tak rzadko, iż nie potrafiłbym na ulicy rozpoznać osoby siedzącej przede mną w ławce. Nic dziwnego, że teraz stałem jak idiota, przypatrując się dziewczynie z cielęcym wyrazem twarzy.
    - Cześć! Pewnie mnie nie pamiętasz, więc się przedstawię. Jestem Justine Ferry. Chodzimy razem do klasy.  – Wyciągnęła dłoń, obdarzając mnie promiennym uśmiechem. Teraz już wiedziałem, z kim mam do czynienia. To była ta natrętna laska, która jakiś czas temu próbowała się ze mną umówić. Czego mogła chcieć? Myślałem, że dała sobie spokój.
     - Po co przyszłaś? - spytałem, ignorując gest skierowany w moją stronę. Mina jej nieco zrzedła. Opuściła dłoń, wyraźnie zastanawiając się, od czego zacząć.
    - Jesteś okropny, braciszku. Nie powinieneś być niemiły dla koleżanki. Popatrz, jak ją zawstydziłeś. – Sherry podkradła się niepostrzeżenie i zaserwowała mi potężnego kuksańca. Syknąłem, posyłając siostrze mordercze spojrzenie. Zupełnie zapomniałem, że przysłuchuje się wszystkiemu. Miałem ochotę palnąć się w łeb. Na pewno zrobi mi później o to scenę. Nienawidziła, jak zachowywałem się chamsko wobec dziewczyn.
    - Nie szkodzi. Właściwie mam do ciebie dwie sprawy, Shane.  – Dość szybko pozbierała się po niemiłym powitaniu. – Wiesz może, co się dzieje z Raisą? Ostatnio regularnie opuszcza zajęcia. Próbowałam ją odwiedzić, ale właścicielka domu, w którym mieszka, powiedziała, że nie chce przyjmować gości.  Zauważyłam, iż spędzaliście razem dużo czasu, więc myślałam…
   - Nie wiem – warknąłem.
   - Co?
   - Nie mam pojęcia, co się dzieje z Raisą. Nie jestem jej niańką.
   - Rozumiem… - Posmutniała, wbijając wzrok w podłogę. Martwiła się o czarnowłosą? Zaskoczyło mnie to.  Myślałem, że Posłanniczka nie ma przyjaciół, a tu proszę.  Tylko czemu musiała zadawać się z najbardziej irytującą i namolną osobą, jaką znam? Przecież w ogóle nie były podobne.
   - W takim razie dziękuję za informację. Spróbuję jeszcze raz się z nią spotkać.  A teraz główny cel moich odwiedzin. Nie wiem, czy dotarła do ciebie ta informacja, ale zeszłej soboty miałam urządzać urodziny. Zaplanowałam typową imprezę dla dużej liczby osób. Jednak kilka dni przed wybranym terminem rozmyśliłam się. W końcu osiemnaste urodziny obchodzi się tylko raz, prawda? Postanowiłam zorganizować prawdziwy bal dla wybranych znajomych. Wiecie, uroczysta kolacja, muzyka, balowe suknie i garnitury…
    - To takie romantyczne – wtrąciła Sherry, klaszcząc w dłonie. Czułem, że cała ta rozmowa nie skończy się dla mnie dobrze. Siostra za bardzo się nakręciła.
    - Właśnie… W związku z tym chciałabym was zaprosić. Przyjdziecie?
   - Nie ma mowy.  – Jeszcze tego brakowało. Miałbym niby założyć garniturek i z uśmiechem na ustach tańczyć walca? Chyba kogoś pogięło. Nie mogła wymyślić czegoś normalnego? Dziewczyna była naprawdę pokręcona.
   - Nie słuchaj go. Gwarantuję ci, że się zjawimy. – Zamrugałem oczami, po czym wbiłem rozwścieczone spojrzenie w szatynkę stojącą obok.
   - Nie jestem w nastroju do żartów, Sherry.
   - Ależ ja nie żartuję! Mam ochotę iść na prawdziwy bal, a ty będziesz mi towarzyszył. Damie nie wypada zjawiać się samej. Mężczyzna musi podtrzymać ją za ramię, bo jeszcze zrobi sobie krzywdę, schodząc ze schodów i takie tam.
   - Nic z tego. Znajdź sobie kogoś.
   - Przepraszam… - szepnęła blondynka, wyraźnie zawstydzona. Chyba nas trochę poniosło. Słowa siostry sprawiły, że zapomniałem o obecności osób trzecich w holu. Wiedziałem, iż Sherry łatwo nie odpuści, ale ja też nie miałem zamiaru. Przyjęcie! Jeszcze czego!
  - Wybacz, zapomnieliśmy się. Możesz na nas liczyć. Nie martw się, przekonam go.  
  - Cieszę się. W takim razie do zobaczenia w sobotę o siedemnastej. Myślę, że pamiętacie, gdzie mieszkam. W końcu kiedyś Sherry często mnie odwiedzała. To na razie! – Dziewczyna pożegnała się entuzjastycznym machaniem dłonią i wybiegła na zewnątrz, podskakując od czasu do czasu. Rany, zachowywała się jak dzieciak z przedszkola. Mogłem jedynie się domyślać, jak będzie wyglądać cała ta impreza. Obłudne uśmieszki, złośliwe szepty za plecami, fałszywa uprzejmość… Właśnie dlatego nienawidziłem takich zlotów. Czułem się osaczony. Dziesiątki par oczu obserwujące każdy ruch i czekające, aż się potkniesz. Nie mogłem przez to swobodnie się poruszać.  Zdecydowanie wolałem chodzić własnymi ścieżkami.
    - Jeśli myślisz, że mnie namówisz, to jesteś w błędzie – warknąłem, starając się ostudzić zapał Sherry. Nie udało się.
   - I tak pójdziesz. Nawet najbardziej lodowate słowa nie są w stanie mnie odstraszyć i dobrze o tym wiesz.  Jejku, muszę zacząć myśleć o kreacji. W naszej mieścince nie ma zbyt wiele sklepów odzieżowych. Za garniturem dla ciebie też się rozejrzę. Zastanawiam się, jaki będzie odpowiedni… - Gadanina siostry nie miała końca. Nie chciałem tego słuchać. Mogła sobie planować, ale na mój udział w tej szopce nie mogła liczyć. 
    - Gdzie się wybierasz? – spytała, widząc, jak zakładam buty. Chyba nie myślała, że będę tego słuchał?
   - Muszę się przewietrzyć. Nie czekaj na mnie z kolacją. Nie wiem, kiedy wrócę – odpowiedziałem, po czym wyszedłem na zewnątrz, trzaskając drzwiami. Uśmiechnąłem się z satysfakcją, słysząc pomstowania Meghan. Nienawidziła, kiedy tak robiłem. Zawsze marudziła, że to brak szacunku i gdybym był jej synem, nauczyłaby mnie rozumu. Puszczałem mimo uszu słowa ciotki, denerwując ją tym jeszcze bardziej. Musiałem przyznać, że patrzenie na czerwieniejącą twarz kobiety sprawiało mi nie lada frajdę.
     Właściwie nie wiedziałem, dokąd się udać. Szedłem przed siebie, zupełnie nie zwracając uwagi na otoczenie. Zawsze tak było. Żyłem bez celu, starając się po prostu przetrwać i dostarczać organizmowi nutki adrenaliny, o którą się upominał. Stąd zatargi z mafią oraz drobniejsze wykroczenia. Nigdy nie przekraczałem granic. Nie popełniałem poważniejszych przestępstw, nie chcąc wylądować w  więzieniu. Czemu nie byłem jak inni? Ciągle pakowałem się w kłopoty. Nie potrafiłem usiedzieć w miejscu. Wystarczało kilka dni nudy, by frustracja zaczęła mnie roznosić. Miotałem się wtedy po pokoju, próbując rozładować napięcie, wyżywając się na przedmiotach. Nie zastanawiałem się nad tym wcześniej, ale co było ze mną nie tak?  Przed oczami znowu stanęła mi sytuacja z kataną. Normalny człowiek nie reagował na moc Śmierci, tak? Uśmiechnąłem się ironicznie. Od razu nasuwał się jeden wniosek. Nie byłem do końca taki, jak szara masa przewijająca się każdego dnia przez ulice. Spokojnie mogłem się nazwać popsutym egzemplarzem. Jedną z tych wadliwych lalek pozbawionych ręki albo nogi. Czego mi zabrakło? A może dodano zbyt wiele elementów? Mówią, że od przybytku głowa nie boli. W tej sytuacji chyba się to nie sprawdzało. 
     Pogrążony  w rozmyślaniach, nawet nie zauważyłem, że zrobiło się późno. Stałem na głównym placu miasta, wbijając wzrok w fontannę. Tutaj pierwszy raz ją spotkałem… Napadłem na nią, chcąc zdobyć trochę pieniędzy na spłatę zadłużenia.  Zamiast tego dostałem kolejną istotę nadnaturalną, próbującą mnie do siebie przekonać. W walce z demonem poruszała się z prawdziwą gracją. Pamiętałem doskonale strach, który mi towarzyszył. Jednocześnie nie mogłem oderwać wzroku od tajemniczej istoty zamrażającej wroga. Przypominała wtedy lodową księżniczkę o ognistym sercu. Jak się potem okazało, porównanie wyjątkowo pasowało do charakteru Raisy.  Starała się udawać  zimne narzędzie w rękach swej pani, ale niespecjalnie jej to wychodziło. Uczucia zbyt często pokonywały rozsądek. Nie pasowała do świata, w  którym musiała żyć.  Zupełnie jak ja do swojego. Zabawne. Myślałem, że nie mamy nic wspólnego.
     Przysiadłem na krawędzi fontanny. Dalsze błąkanie się nie miało sensu. Nie mogłem uciec przed własnymi problemami. Zresztą, demonów też nie dałoby się wykiwać w tak łatwy sposób. Początkowo próbowałem. Kryłem się w podejrzanych melinach, spałem po śmietnikach, a nawet raz włamałem się do cmentarnej kaplicy, spędzając kilka nocy otoczony grobami. Zawsze mnie znajdowali, wyskakując z najmniej oczekiwanych miejsc. Szybko zrozumiałem, iż nic nie jest w stanie ich powstrzymać. W pewnym momencie byłem gotów oddać się w ręce wroga, byle tylko skończyły się przepełnione strachem dni. I wtedy pojawiła się ona… Mimo upływu czasu, wciąż nie do końca jej ufałem, ale musiałem przyznać, iż przywróciła mi wolę walki. Uwierzyłem w wygraną. W końcu miałem po swojej stronie potężnego sojusznika. Tyle, że ostatnio coś się popsuło. Nie sądziłem, by była to moja wina. Wprawdzie powiedziałem jej parę nieprzyjemnych słów, ale nie pierwszy raz usiłowałem w ten sposób zniechęcić do siebie dziewczynę i nigdy się nie udawało. W takim razie, co się stało? Relacja Justine mnie zaniepokoiła. Ta mająca bzika na punkcie przestrzegania zasad osoba miałaby opuszczać szkołę? Niemożliwe. Chyba, że dostała jakieś polecenie od Kostuchy. Może postanowili zostawić mnie w spokoju? Nie byłoby to takie złe. Oczywiście, jeżeli zniknęłyby również demony.
    - Czyżbyś rozmyślał o naszej kochanej Raisie? – Zerwałem się na równe nogi, szukając wzrokiem źródła głosu. Nie musiałem długo się rozglądać.  Ktoś opierał się o jeden z budynków otaczających plac.
   - Nie mam zamiaru cię skrzywdzić. Przyszłam porozmawiać. – Postać ruszyła w moim kierunku. Stukot obcasów o bruk brzmiał dziwnie złowrogo. Czemu był tak głośny? Odruchowo cofnąłem się do tyłu, planując ucieczkę. Nie miałem zamiaru czekać, aż mnie złapie i zaciągnie do swojego pana. Zawsze mówili, że chcą jedynie rozmowy. Próbowali każdego sposobu, by dorwać cel. Nie zamierzałem im tego ułatwiać, nabierając się na głupią zaczepkę.
  - Jejku, ależ jesteś przewrażliwiony… Nie poznajesz mnie? Spotkaliśmy się już. – Widocznie spostrzegła mój ruch, bo gwałtownie przyśpieszyła. Powoli kojarzyłem fakty. Przesiąknięty ironią głos, lisie ruchy i blond czupryna, która właśnie przystanęła wraz z właścicielką zaledwie trzy metry przede mną… Wzdrygnąłem się na sam widok lokatorki Raisy. Zawsze czułem się przy niej nieswojo. W dodatku teraz znajdowała się zdecydowanie za blisko. Ciekawe, jaki numer chciała wywinąć. Nie mogła zostać wysłana przez czarnowłosą. Posłanniczka dbała o tajność swojej misji i jeśli miała do mnie jakąś sprawę, załatwiała ją sama.
   - Czego chcesz? – spytałem lodowatym tonem. Wybuchnęła śmiechem przypominającym chichot hieny. Nie zapowiadało to niczego dobrego.
   - Jesteś bardzo bezpośredni. Z takim nastawieniem nie znajdziesz sobie dziewczyny.
  - Nie mam powodu, żeby być dla ciebie miłym – odparłem, usiłując utrzymać nerwy na wodzy. Nie przychodziło mi to łatwo. Z jakiegoś powodu irytowałem się na sam jej widok.
  - Masz rację. W końcu się nie znamy, a szkoda... Chętnie zawarłabym z tobą bliższą znajomość.  – Westchnąłem. Czy nie mogła przejść do sedna sprawy?
   - Ja za to wolałbym cię więcej nie oglądać.
  - Oj, to bolało – jęknęła. – Rozumiem, że wolisz towarzystwo słodkiej Raisy, nie? Jest taka wspaniała i dobra… Na samą myśl, iż jestem zmuszona tak cię rozczarować, kraje mi się serce.
     - Co masz na myśli? – Spojrzałem na nią podejrzliwie. Równie dobrze mogła kłamać…
    - Łap. – Rzuciła w moim kierunku skrawek papieru. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak śmieć, ale gdy chwyciłem go w dłonie, okazał się listem. Na kopercie widniało imię Posłanniczki oraz pieczęć w kształcie srebrnego sierpa. 
     - Co to jest? Nie słyszałaś, że nie czyta się cudzej korespondencji?
   - Nie denerwuj się. Po prostu zżerała mnie ciekawość. Raisa zachowywała się dziwnie od czasu otrzymania rozkazu. Nie potrafiłam się powstrzymać. Musiałam zerknąć. Ty też powinieneś. Dotyczy celu misji dziewczyny, czyli ciebie.  – A więc miałem rację. Posłanniczka dostała nowe wytyczne. Nie mogłem zignorować informacji otrzymanych od blondynki. Chciałem wiedzieć, co się dzieje. Delikatnie otworzyłem kopertę i wyjąłem zawartość.  Na maleńkiej kartce widniały dwa słowa, które niemal wbiły mnie w ziemię.
    - Zdziwiony? Jak to szło… „Zabij go”, nieprawdaż? – Nie byłem w stanie odpowiedzieć. Raisa dostała polecenie pozbycia się swojego celu… Co teraz? Wypuściłem głośno powietrze. Nie miałem pojęcia.  Czułem, jakby grunt usunął mi się spod nóg. 
   - Dlaczego? – szepnąłem, wypuszczając kartkę z dłoni. Wszystko się waliło. Czyżby to był naprawdę koniec? Znalazłem się między młotem a kowadłem. Lepiej umrzeć z rąk Posłanniczki, czy oddać się demonom? Innych opcji raczej nie posiadałem. Próba walki nie wchodziła w grę. W porównaniu z dwoma nadnaturalnymi nacjami byłem nikim. Zupełnie jak ptaszek schwytany w pułapkę. Mogłem się wyrywać, ale to jedynie opóźniało wyrok, nie dając możliwości całkowitego uwolnienia.
    - Odpowiedź jest dość oczywista. Dziwię się, iż zadajesz tak niemądre pytania. Śmierć  zniecierpliwiła się opieszałością Raisy. Pierwotne zadanie Posłanniczki polegało na sprowadzeniu cię do Sementii, krainy Posłanników. W praktyce wyglądałoby to tak: zyskałaby twoje zaufanie, a potem namówiła do uwolnienia duszy. Prościej mówiąc, umarłbyś z własnej woli. Stara wiedźma najwidoczniej uznała, że ma dość czekania i kazała cię zabić.
   - A więc od początku misją Raisy było doprowadzenie do mojej śmierci…
   - Dokładnie. Czego się spodziewałeś? – Patrzyła z takim politowaniem, iż zacisnąłem zęby. Miała rację. Dałem się podejść jak małe dziecko.
  - Właściwie dlaczego mi to mówisz? Myślałem, że jesteście po tej samej stronie.  
  - Bzdura. Jestem szpiegiem, złotko. I to bardzo dobrym. – Uśmiechnęła się z wyższością. Chyba nie liczyła, iż zacznę ją podziwiać?
  - Komu służysz? – spytałem, chociaż domyślałem się, że skoro szpieguje, to z pewnością dla demonów.
  - Myślę, iż znasz odpowiedź.
  - Czego ode mnie chcecie? – Musiałem w końcu się dowiedzieć. Nie wytrzymałbym dłużej, trwając w niewiedzy.
  - Jesteś cennym nabytkiem, Czarny Feniksie. Lucyfer chce cię mieć. Niepotrzebny mi inny powód  - mruknęła, ocierając się o mnie. Nawet nie zauważyłem, kiedy podeszła tak blisko. Musnęła ustami mój policzek, po czym zniknęła. Ot tak, rozpłynęła się w powietrzu, pozostawiając po sobie zapach różanych perfum. Jeszcze przez moment nie byłem w stanie się ruszyć. Nagle poczułem zbliżający się atak. Ból sparaliżował ciało. Zwaliłem się na ziemię, drżąc jak w febrze.
- Niech to wszystko się skończy. – Zamknąłem oczy, nie przejmując się pierwszymi kroplami deszczu, które spłynęły po policzku. W tej chwili było mi zupełnie obojętne, czy umrę. 
***
      Ta dam! Dwunasty rozdział za nami. Mam co do niego mieszane uczucia. Pisało mi się całkiem dobrze (w ogóle z perspektywy Shane'a pisze mi sie lepiej), ale jakoś przynudzałam... No cóż, zwykły przeciętniak. Kiedy kolejny? Zielonego pojęcia nie mam.  Zaczyna się szkoła, więc będzie ciężko z pisaniem... Zawieszać bloga jednak nie zamierzam. 
      Nadal pracuję nad zaległościami u Was. Przepraszam za zwłokę, lecz miałam ostatnio trochę pracy i tak jakoś wyszło. 
      Ponadto chciała zaprosić na moją nową ocenialnię, Kocią Kawiarenkę.
   
     
       Dzisiejszy rozdział dedykowany Freyi. Naprawdę podziwiam, że chciało Ci się czytać wszystko od początku. Jest to dla mnie bardzo ważne, a więc dziękuję;)


15 komentarzy:

  1. Aaaach! Jaki przeciętniak? Tak dużo się dowiedziałam, tak dużo tajemnic rozwiązanych! W ogóle nie było nudno! Pochłonęłam to jednym tchem! Nawet nie zauwarzyłam kiedy.
    Ach i te nowe tajemnice! Czy Shane jednak dołączy do Lucyfera i dlaczego Ivy (tak chyba brzmiało jej imię prawda?) nazwała Shane'a Czarnym Feniksem?
    Jak ja kocham te tajemnice. Naprawdę uwarzam że jesteś genialna.
    Już niecierpliwie czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję że pojawi się w miarę szybko

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Normalnie aż mi się żal zrobiło Shane. Biedny chłopak - być takim wybrańcem to nic przyjemnego. Myślę, że Raisa nie jest mu obojętna i gdy dowiedział się, że dostała teraz rozkaz zabicia go, a w ogóle przez cały czas dążyła do tego, aby doprowadzić do jego śmierci, przeżył szok. Naprawdę jest mi go żal. Doskonale opisałaś jego odczucia. To niezwykle ciekawa i złożona postać. Tak sobie rozważam, czy Raisa zdecyduje się go zabić. Jeśli miałaby to zrobić to chyba nie zwlekałaby zbyt długo. Zadanie to zadanie. Jednak i ona czuje coś w stosunku do Shane więc to nie będzie takie proste. No i ta współlokatorka, szpieg demonów i Lucyfera. Właściwie nikt nie jest tu tym kim się wydaje. Każdy skrywa jakiś sekret. To mi sie niezwykle podoba w Twojej powieści, bo jest nieprzewidywalna.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeeeny,jakie to urocze ^^ unika go bo dostała rozkaz zabicia, a on jest zauroczony... Rzygam tęczą xd
    No i zastanawia mnie to samo co koleżankę missposeur: o c chodzi z tym Czarnym Feniksem?:) Powodzenia w dalszym pisaniu ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest świetny. *.* Normalnie nie mogę się doczekać ciągu dalszego. Mam nadzieje, że Raisa nie wykona rozkazu..., ale na pewno tak nie będzie, prawda? Mam rację?
    Robi się coraz ciekawiej... Czarny Feniks? Podoba mi się! xD Diabelnie mnie to zainteresowało.
    Powodzenia w pisaniu i czekam niecierpliwie na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam serdecznie,
    Verita/Catherine

    OdpowiedzUsuń
  5. Najpierw rozdział.
    Nie wiem jak możesz mieć do niego mieszane uczucia. Ogólnie zauważyłam, że jak coś piszesz, to nawet jeśli jest to jakiś spokojniejszy fragment, to używasz tak długich opisów, że on się po prostu podoba. Nie musisz zamieszczać w rozdziałach żadnych walk czy intryg. Sam styl, jakim się posługujesz sprawia, że nie da się tym nie zachwycić. Naprawdę, niewiele jest osób, które umieją aż tak wciągnąć czytelnika w swój świat. :)

    Z początku pomyślałam, że będzie jeszcze większe zaskoczenie i tą blondynką okaże się Justine! Ale nie, to była Iva. W sumie od ostatniego rozdziału wiedziałam, że jest z nią coś nie tak. Podła kretynka, że tak poetycko to ujmę ;d I w dodatku przekazała Shane'owi wiadomość od śmierci. Jakoś nie wydaje mi się, żeby to było dobre posunięcie, bo on i tak nie odda się w ręce demonów, a przez tą informację może uciec i będzie miała wtedy kłopoty.
    I jego siostra też mnie irytuje, no. Kurcze, czemu wszyscy okazują się być zdrajcami? Nie dość, że ma ciężkie życie to jeszcze z każdej strony czyha na niego niebezpieczeństwo :/
    Mam nadzieję, że Raisa jednak nie wykona zlecenia i wytłumaczy wszystko Shane'owi, a potem razem stawią czoło nie tylko demonom, ale i samej Śmierci. Może bunt będzie bardzo srogo ukarany, ale przynajmniej będzie powód, aby się go dopuścić! ;)


    A teraz nie związane z rozdziałem.
    Oj, chciało mi się czytać, chciało. Trochę mi zajęło nadrobienie zaległości, często po prostu zapominałam adresu i po jakimś czasie go odnajdowałam na innych blogach, więc udało mi się doczytać do końca ;d I bardzo się z tego powodu cieszę, bo naprawdę jest na czym oko zawiesić. Piszesz bardzo, ale to bardzo dobrze. Naprawdę nie mogę się nadziwić, jak Ty to robisz. Właśnie przez takich blogowiczów jak Ty czuję niedosyt po każdej notce i mam ochotę na więcej! Nawet myślałam kiedyś o tym, żeby nie czytać na bieżąco, tylko zostawiać sobie z dwa rozdziały, żeby w razie czego mieć gdzie zajrzeć i szybko przeczytać oba. Bo jak się to czyta i ma się czas, to nie sposób przeczytać tylko jeden rozdział. To samo przez się ciągnie dalej! ;d

    Dziękuję za dedykację, jest mi bardzo miło :D Aż się zawstydziłam, haha xd
    I także jestem wdzięczna za odwiedziny u mnie ^^
    A jeśli chodzi o pisanie, to znam ten ból ;d Do której chodzisz klasy? Jeśli do 3 liceum, to łączę się z Tobą w cierpieniu, bo ja też i łatwo nie będzie. Znając życie kilka miesięcy przed majem trzeba się będzie caaałkowicie wyłączyć na jakiś czas :( Ale wróci się, wróci! ;d

    No dobra, nie zanudzam!
    Życzę więc radośnie spędzonego ostatniego dnia wakacji, potem szczęśliwej, owocnej i miłej nauki ( żart! ) oraz oczywiście "wena", żebyś szybko dodała nowy rozdział!
    Pozdrawiaaam ! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Czarny Feniks - zapowiada się ciekawie. Kocham siostrę! ;p
    Ale tak w ogóle to nawet nie zauważyłam, kiedy rozdział się skończył. Nie wiem czy jest taki krótki czy tak mnie pochłonęło, że szybko przeczytałam? Hm... muszę sama sobie odpowiedzieć na to pytanie. Bardzo mi się podobał i życzę weny w dalszym ; )

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny ten rozdział :) Nie mam pojęcia czemu znowu masz jakieś mieszane uczucia, co do swojej twórczości. Przecież ona jest cudna!
    No, ale po kolei. Muszę ci powiedzieć, że sama też jakoś wolę pisać z męskiej perspektywy, a przynajmniej tej mojego Neida. Sama nie wiem dlaczego ;P
    Ty zarówno świat widziany oczami Shane'a jak i Raisy tworzysz wspaniały. Te wszystkie emocje, uczucia strasznie mi się podobają. W ogóle to szkoda mi chłopaka. Chciałby mieć normalne życie, ale to nie jest takie proste...
    Sherry denerwuje mnie coraz bardziej. Czy ona nie rozumie prostego słowa "nie"? Ciekawe czy uda się jej wyciągnąć brata na tą imprezę. Jakoś nie mogę sobie go wyobrazić w garniturze oraz w tańcu. To do niego jakoś tak nie pasuje xD
    O i widzę, że z tymi słowami wcale się nie pomyliłam. Zabij go... Czyli dlatego Raisa unika z nim kontaktu? Zastanawia mnie czy rzeczywiście wykona to polecenie. W końcu wydawało mi się, że polubiła chłopaka (no tak to nazwijmy) a przynajmniej zaczynała go rozumieć.
    No i oczywiście co zrobi sam zainteresowany. Może zgodzi się przystąpić do demonów? Przecież zawiodła go osoba, której poniekąd ufał... Chociaż sama nie wiem.
    Pozdrawiam! I czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mieszane uczucia? Kochana, daj spokój! Ten rozdział był jednym z najlepszych i muszę przyznać, że lubię czytać z perspektywy Shane'a. Masz talent, co udowadniasz poprzez wyraźne zarysowanie charakterów postaci - jest zupełnie inaczej, gdy narratorem jest Shane, a gdy Raisa ;)
    Nie mogę znieść tej fałszywości Sherry. Wiem, że wcale nie jest zwykłą dziewczyną, a mimo to udaje dobrą, nieco upartą siostrę. Zaproszenie od Justine nieco mnie zaskoczyło, ale coś mi się wydaje, że ona lubi niemalże wszystkich (swoją drogą jej postać skojarzyła mi się z Luną Lovegood z Harry'ego Pottera). Nie ulega wątpliwości, że Sherry zaciągnie swojego brata na ten cały bal; coś mi się wydaje, że to wcale nie będzie taka zwykła impreza.
    A więc miałam rację! Iva również udaje kogoś, kim wcale nie jest. Musi być naprawdę niezła, skoro Posłanniczka nie była w stanie odkryć jej prawdziwej tożsamości. Prawdopodobnie to również ona całowała się wtedy z Sherry. No i nie pomyliłam się w kwestii tych dwóch słów w poleceniu od samej Śmierci... Mogę się założyć, że Raisa skrupulatnie unika teraz miejsc, w których może być Shane, tylko dlatego, iż nie wie, co począć. Zapewne boi się przeciwstawić rozkazom Czcigodnej, a ponadto jest uczuciowa i chyba zaangażowała się w znajomość z tym chłopakiem. Jestem ciekawa, jak dzielna Posłanniczka rozwiąże tę sprawę... Trzymam za nią kciuki, bo naprawdę znalazła się w nieciekawej sytuacji.
    Pozdrawiam serdecznie w oczekiwaniu na ciąg dalszy :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Co teraz zrobi Shane? Do tej pory Raisa była jego jedyną nadzieją na pokonanie demonów, a tu się okazuje, że i tak miała go zabić. Przykre. Stanie przeciwko niej? Będzie musiał sobie jakoś poradzić. No bo chyba nie pozwoli się zabić, prawda? Ani demonom, ani Raisie? Jestem ciekawa, gdzie ona się podziewa. Może ma to związek z zdaniem, które dostała. Unika wykonania go? A może coś planuj? Tydzień, to bardzo długi czas. Ech, mam nadzieję, że wymyśli coś, aby ocalić Shane'a, a równocześnie nie narazić się Śmierci. Choć to chyba niemożliwe. Nieźle się pogmatwało.
    Haha, jakoś nie potrafię sobie wyobrazić Shane'a w garniturze, na balu... Haha. Tylko dlaczego Sherry aż tak bardzo zależy, żeby tam iść? Zwykła chęć zabawy? A może ma jakiś plan? Trochę mnie to niepokoi.

    OdpowiedzUsuń
  10. Twój styl jest naprawdę rewelacyjny, dziewczyno! Podziwiam cię. Wcale mnie nie zanudziłaś. Podobało mi się. Powiem szczerze, że po Twoim piśmie, widać, że lepiej pisze Ci się z perspektywy Shane'a. To taka moja uwaga. I pytanie, które już się w komentarzach pojawiło: CO ZROBI SHANE?

    Pozdrawiam, lilliene
    zanim-odejdziesz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Piszesz tak, że za każdym razem, gdy zagłębiam się w tekst dostaje kompleksów. Rozdział niebanalny, świetny i wciągający! Zwyczajnie: Podoba mi się! W sumie zastanawia mnie, czy Raisa wykona polecenie Śmierci i zabije Shane'a? Podejrzewam, że nie powinna się jej sprzeciwiać, ale... no właśnie nic nie można w tym momencie przewidzieć. Pozostawiłaś to opowiadanie w takim punkcie, że po prostu nie mam pojęcia, jaki będzie ruchu ani jednej z postaci (oczywiście tych ważniejszych) tej historii. Chyba zwyczajnie będę musiała poczekać. Ostatnio dość często muszę się uczyć cierpliwości. W tym wypadku też będzie tak samo. Nie no ja chcę po prostu więcej! Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  12. W końcu nadrobiłam;p
    Myślę, że Raisa nie chce go zabić i nie zabije, tylko znów uratuje, a Shane od razu ją ocenia. Tyle razy mu pomogła a on woli wierzyć jakiejś obcej. Heh, wkurza mnie ten facet. Biedna Raisa:( Pozdrawiam:p

    OdpowiedzUsuń
  13. Wiedziałam! Wiedziałam, że tam było napisane ,,Zabij go" ! O boże, ja mam nadzieję, że da się tego jakoś uniknąć. Musi być jakiś sposób ...
    Szkoda,że w tym rozdziale nie było Raisy. Czyżby unikała Shane'a? Oczywiście, jestem pewna, że to dla niej szok, bo chcąc nie chcąc trochę tam się zżyła z nim , no i przecież nie jest pozbawiona uczuć, nie? Mam ogromną nadzieję, że nie zrobisz mi takiego świństwa i nie pozwolisz Shane'owi umrzeć, co? :D Chcę żeby poszedł na ten wielki bal i zatańczył z Raisą ^^ Ah te moje fantazje ... ;)
    Czekam na kolejny. I jeszcze przepraszam, że tak późno czytam i komentuję, ale szkoła -,- już mnie dobija...
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Czcionka jest większa i na całe szczęście, haha ^^
    Nagłówek zachwyca ! Śliczny i jeszcze raz śliczny : D
    Co do treści, to mi się bardzo spodobała :D Piszesz z hm, jakby to ująć? lekkością, naturalnością. A to mi się ogromnie podoba :) Po męsku ? haha, jak to zabrzmiało xD Nie orientuję się, czy tylko ten rozdział jest napisany jako " on " - kurka nie wiem jak to ująć xD - czy każdy, ale tak czy siak, bardzo mi się podoba! Choler.nie trudno pisać jako chłopak, ale dałaś radę, podziwiam i zazdroszczę talentu : ) No i rzecz jasna poczytam poprzednie rozdziały, aby być obeznaną o co chodzi : D
    A i no na koniec pozdrawiam i weny życzę .

    OdpowiedzUsuń
  15. Niesamowita jest ta historia. Nie wiem, jak mogłam tak zwlekać z jej przeczytaniem *wzdycha ciężko*. Cóż, czas nie jest nikomu posłuszny, więc może tego winna. Tak czy inaczej, jestem wniebowzięta i strasznie mi wstyd, że pojawiam się dopiero teraz i publikuję swoją wypowiedź, która w pewnym sensie dotyczyć będzie tylko tego rozdziału. Nie mam sił, by skracać Ci każde moje przemyślenie i uczucie, towarzyszące od prologu aż do teraz, ale wiedz, że ta przygoda była niesamowita i cieszę się, że nadal trwa! Piekło, Lucyfer, Posłanniczka, Posłańcy, Śmierć, demony, moce... coś niesamowitego i rzadko spotykanego! Mam nadzieję, że mi wybaczysz... uch. Wracając, bo już zapędzam się nieco za daleko i gadam bez sensu. Rozdział był... magnetyzujący, chociaż faktycznie momenty zdarzały się monotonne. Jednak za bardzo lubię Twoich bohaterów, by jakoś się przez to zrazić. O wiele bardziej podoba mi się perspektywa Shane'a. Idzie gładko, jakoś lżej. Ponadto czasem zdarza mi się utożsamić go z moim Sasuke ;> Bardzo podobają mi się jego przemyślenia, ogólnie całość tego wszystkiego, jego sposób bycia, egzystencji. Za to Sherry to taka odmienna od całego otoczenia, inna, uszczypliwa, zabawna, lubię ją za tą naturalność i normalność, chociaż to pojęcie względne. Jako jego siostra... jest idealna. Motyw z mocą śmierci *rozpływa się* niespotykana! Jak najmilsza dla mej wyobraźni *^* Podoba mi się relacja Raisy z głównym bohaterem. Odmienna, fajna, elektryzująca. A końcówka rozdziału...! Łoooo. I to ,,Zabij go". No miałam ciary, szczerze! Czuję, że teraz to będzie się działo! :D
    Ściskam ciepło!

    OdpowiedzUsuń