Potężne
czarne wrota jęknęły przeciągle jak zmuszany do pracy zwierz. Stukot obcasów o
posadzkę z czarnego marmuru przeciął idealną ciszę. Niepozorna osóbka poruszała
się pewnie, energicznie stawiając kroki i dumnie patrząc przed siebie. Wydawała
się śmiesznie małą w porównaniu do ogromu komnaty. Widząc ją, demony często
śmiały się i naigrawały, nie widząc w słabej kobiecie zagrożenia. Złudzenia mijały,
gdy tylko wyciągała broń, kilkoma zgrabnymi cięciami powalając wroga.
Zaskoczone, pełne przerażenia spojrzenia przeciwników wynagradzały wcześniejsze
obelgi. Lubiła patrzeć jak znikają. W takich momentach zdawała sobie sprawę, że
jej praca oraz poświęcenie nie idą na marne. Spokój na ludzkich twarzach był
wystarczającym powodem do kontynuowania rozpoczętego dzieła.
Zbliżyła się
do podwyższenia i pokornie przyklękła na jedno kolano, okazując szacunek swojej
zwierzchniczce siedzącej na granitowym tronie wyłożonym czarnym aksamitem.
Czcigodna odpowiedziała na gest lekkim skinieniem bladej dłoni, bezgłośnie
prosząc podwładną, by raczyła wstać. Uczyniła to natychmiast, stając twarzą w
twarz z samą Śmiercią. Delikatne dreszcze przebiegły jej po karku, nie pierwszy
raz zresztą. Trupioblada dama o oczach czarnych niby samo dno piekieł oraz
włosach w identycznym kolorze,
wymykających się tu i ówdzie spod kaptura, sprawiała wrażenie, jakby potrafiła
zajrzeć w każdy zakamarek umysłu, poznając najskrytsze myśli. Kto wie, może
faktycznie posiadała takie zdolności? Do tej pory nikt nie widział
jakiegokolwiek przejawu aktywności u Śmierci. Wydawała rozkazy, nadzorowała
prace, ale sama nie brała w nich udziału. Dlaczego? Powód też zachowała dla
siebie i nie warto było próbować się czegoś dowiedzieć. Milczała niczym grób.
- Wzywałaś
mnie, Czcigodna. O co chodzi? – Dziewczyna spuściła wzrok, nie mogąc znieść
przeszywającego spojrzenia swej pani.
- Mam dla
ciebie zadanie, Raiso. Od jego powodzenia zależeć będzie przyszłość nie tylko
naszej krainy, ale i wszystkich wymiarów. Mam nadzieję, że rozumiesz powagę
sytuacji.
-
Oczywiście. Dlaczego więc wybrałaś mnie? Nie jestem szczególnie uzdolniona ani
nie mam wyższej rangi. Myślę, że w Sementii są Posłannicy nadający się do tego
o wiele lepiej.
- Nie ty o
tym decydujesz. Obserwowałam cię przez pewien czas i stwierdziłam, że będziesz odpowiednia.
Zostałaś wybrana na Posłanniczkę z dusz ludzkich niemogących przekroczyć bramy
Nieba. Połączona jesteś z Ziemią bardzo silnymi więzami, których do tej pory
nie udało ci się zerwać. Myślę, iż poradzisz sobie lepiej niż ktokolwiek z
pierwotnych Posłanników.
- Mam się
udać na Ziemię? – Nic z tego nie rozumiała. Owszem, bywała w świecie ludzi, lecz
tylko po to, by przywołać do porządku panoszącego się demona albo uwolnić
czyjąś duszę z kajdan życia. Przecież Śmierć nie wzywałaby jej, gdyby chodziło
o zwykłe wypełnienie obowiązku. W takim razie…
- Nie będę
teraz wprowadzać cię w szczegóły. Jestem zbyt zmęczona. Wszystkie
informacje znajdziesz w kopercie, która już powinna zmierzać do twojego pokoju.
Powiem tylko jedno i potraktuj to jako bezwzględny rozkaz: masz tego człowieka
uczynić naszym sprzymierzeńcem. Jeżeli wpadnie w łapy Lucyfera, nad rodzajem
ludzkim zawiśnie zagrożenie. Niepowodzenie misji oznacza katastrofę, rozumiesz?
Apokalipsę. – Słowa Śmierci odbijały się echem od ścian Wielkiej Sali. Raisa
spoglądała na zwierzchniczkę rozszerzonymi ze zdumienia oczyma. Nałożono jej na
barki okropnie uciążliwe brzemię. Co, jeżeli nie podoła? Jeśli nie będzie
chciał jej słuchać albo uzna za wytwór wyobraźni i zignoruje? Czy on w ogóle
zdoła ją ujrzeć? Zazwyczaj była niewidzialna dla zwykłych ludzi. Wprawdzie nie
wiedziała jeszcze, z kim ma do czynienia, ale… W spokojnym do tej pory sercu
pojawiło się tyle wątpliwości.
- Możesz już
odejść. Zapoznaj się z aktami sprawy i wyrusz jak najszybciej. Liczę na ciebie,
Raiso. Nie zawiedź mnie. Wiesz, że tego nie lubię.
- Tak jest!
– Dziewczyna zasalutowała, po czym ruszyła w kierunku drzwi. Po chwili rozległo
się żałosne jęknięcie zamka. Wyszła, zostawiając po sobie jedynie lekki zapach
aury.
Śmierć
przeciągnęła się leniwie na tronie i uśmiechnęła perfidnie pod nosem.
Wiedziała, iż ta uległa dziewucha jej się nie przeciwstawi. Właśnie dlatego ją
wybrała. Zabawa się rozpoczęła. Odwrotu już nie było. Pozostawało jedynie
czekać na efekty.
- Cóż, kości
zostały rzucone – mruknęła pod nosem, przesuwając pionek na szachownicy.
***
Witam ponownie. Tamten prolog nie bardzo przypadł mi do gustu, więc
opublikowałam jeszcze raz. Mam nadzieję, że się podoba. Dedykacja dla
wszystkich, którzy zechcą czasem odwiedzić tego bloga. Będzie mi bardzo
miło.
Dziękuję za komentarz, pewnie gdyby nie on to nigdy nie miałabym okazji wejść na tego bloga a byłaby to wielka strata. Szablon jest tymczasowy pobrany z szabloniarni krytycznia-biel.
OdpowiedzUsuńProlog już zachęca mnie do przeczytania całego opowiadania i wiem, że dość szybko się zapoznam bardzo szybko. Wtedy na pewno będę w stanie powiedzieć więcej. Tematycznie jest idealnie, rozumiem, że to historia "zmityzowana", czy jakoś tak się to nazywało. Nieco przypomina to mi Siewcę Wiatru. Nie wiele mogę powiedzieć jak na razie o Twoim stylu pisania. Nie zalicza się do tych schematycznych,a to najważniejsze. Chyba nikt nie lubi przewidywać słów jakie przeczyta w następnym zdaniu, a to niestety często się zdarza na blogach.
No to na razie na tyle, biorę się do czytania rozdziałów, a gdy je ogarnę i przemyślę to spodziewaj się nowej czytelniczki.
Pozdrawiam
PS dodaję do linków